Data: 2002-05-04 17:14:08
Temat: Re: problem malzenski - prosba o pomoc
Od: "Pyzol" <p...@s...ca>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Little Dorrit" <z...@c...pl> wrote in message
news:ab0q48$pnu$2@news.tpi.pl...
>
> Użytkownik "Pyzol" <p...@s...ca> napisał w wiadomości
> news:FPUz8.4437$xS2.307184@news1.calgary.shaw.ca...
> > Dzien dobry,
> > nazywam sie Kaska i od czasu do czasu zagladam na te liste, chyba sie
> tutaj
> > jeszcze nie odzywalam.
> >
> > To tak gwoli etykiety.
>
>
> Witaj Kasiu :)
> Wiele dobrego o Tobie słyszałam. A i widziałam, na grupie "polityka"
Hej Dorrit,
dziekije za mile slowa.
Wlasnie skasowalam dosc nieprzejednana odpowiedz na twoj post wyzej -
pomyslalam, z,e jednak troche za malo ciebie znam i moze zle rozumiem twoje
intencje.
Chodzilo, oczywiscie, o postepowanie wobec raka. Miedzy innymi dlatego
odezwalam sie publicznie,deklarujac swoje doswiadczenia, ze wydaje mi sie,
iz w Polsce ciagle podejscie do raka jest f a t a l n e ( jakby sama
choroba nie byla wystarczajco okropna!).
Co i raz to slysze,ze ktos znajomy umarl na raka, lub zostal zdiagnozowany.
Ludzie ci wpadaja w t r w a l y szok - jak zauwazam. Tak NIE MUSI byc.
Ok. roku temu na CNN pani z lodzkiego osrodka Matki - Polki (? - tak to sie
nazywa?) mowila, ze w Polsce do druga kobieta umiera na raka piersi w ciagu
roku po rozpoznaniu. To sa statystyki porazajace!!!! Wine, oczywiscie,
ponosi pozne rozpoznanie. ale takze- ten powszechny, niemal r e l i g i j
n y strach przed rakiem. Zwroc uwage, ze sama wolisz uzywac lagodniej
brzmiacego terminu "nowotwor" choc "rak" pisze sie latwiej , no i nie kazdy
nowotwor jest rakiem - a mowimy, przeciez o nowotworze zlosliwych czyli r
a k u.
Chory nie zajmuje sie takimi duperelami, wie z e ma r a k a i nie owija
go w bawelne "nowotworu". Powiem ci szczerze, ze takie eufemizmy tylko
irytuja - to nie tylko moje doswiadczenia, mam swoja "support group" i w
ogole szerokie kontakty z "rakowniczkami", jak to je sobie czule nazywam.
Przeczytalam mnostwo wspomnien ludiz z zaleczonym rakiem.
. Ja,.w kazdym razie, tego czlowieka doskonale rozumiem, dlatego myslalam,
ze rozmowa ze mna moglaby mu ulatwic pojscie na testy - na ktore m u s i
isc i juz.
Nie chodzi o wzbudzanie nadziei, ale - naprawde - powiekszony gruczol
chlonny moz e miec zupelnie inna, od rakowej, przyczyne. To jest f a k t
a nie zaglaskiwanie czyjegos strachu.
Ojciec S. najwyrazniej boi sie leczenia - nie bede sie wypowiadac, bo ja
przeszlam chemoterapie i radioterapie tanczac i podskakujac ( naprawde!!!),
wierze mu ,z e przezyl koszmar i nie pali mu sie do powtarzania go.
Niemniej - albo zdobedzie sie na to aby jak najszybciej powtorzyc go, albo
I TAK przezyje koszmar, ale juz inny i o definitywnym skutku. Wybor zalezy
od niego. Jesli to nawrot choroby - nie wywinie sie, zas poprzez odmowe
pojscia do lekarza, zadrecza teraz rodzine. I tego robic mu jest NIE
WOLNO!!!
Rodzina TEZ choruje na raka - na j e g o raka, uczestniczy w tym,
przezywa, rozpacza - i t w dodatku po cichu, na uboczu, zapomniana przez
caly swiat. Trzeba o tym pamietac. Frustracje oslabiaja system
immunologiczny - wobec bliskich mamy zakichany obowiazek oszczedzac tych
zupelnie niepotrzebnych - inne, coz - przyjda same, nieproszone. Rak ma
uwarunkowanie genetyczne, mowimy tutaj o corkach - ten ojciec m u s i
przestac myslec tylko o sobie (! tak ja to widze!). Zdziwi sie, jak bardzo
wiele sie zmieni, kiedy on sam zacznie tak oceniac sytuacje, jak j e m u
bedzie lzej.
Eee, sory za to wypracowanie, juz nie bede.
:)
Kaska
|