Data: 2006-02-07 12:42:40
Temat: Re: róbta co chcę...
Od: "PowerBox" <p...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Hollow Mind" <h...@i...pl> napisał w
wiadomości news:vffx1p2y372i.9r6dinfl5yd5$.dlg@40tude.net...
> Tak jeszcze dorzucę coś od siebie. Przeniosłem sobie ten Twój podział
> alfa/beta na moich kumpli. Próbowałem znaleźć cechy wspólne. Co ciekawe
> wyszło na to, że ci, którzy wykazują cechy alfa, przynajmniej te
> zdefiniowane przez Ciebie, byli w większości wychowywani tylko przez
matki.
> Ojcowie albo nie brali udziału w wychowaniu, albo ich zainteresowanie było
> minimalne, często też wręcz wrogie do swoich synów.
- ja ze swojej perspektywy nie mogę jednoznacznie potwierdzić tej teorii -
największy alpha jakiego znam był z normalnej, pełnej rodziny i największy
beciarz jakiego znam też (ten co do do 25 roku mówił od rodziców "proszę
mamy, proszę taty".) Ważniejsze od samej obecności ojca jest relacja z nim.
Tutaj mam poważny kłopot interpretacyjny - bo z jednej strony są przesłanki
żeby sądzić, że ojciec alpha daje wzór dziecku a z drugiej ważna jest
relacja kto kogo dominuje... Gdybym musiał na dziś wysnuć teorię to
powiedziałbym, że alpha przede wszystkim są ci, którzy nie są zdominowani
przez ojca - a to czy ojciec jest czy go nie ma i czy jest alpha czy beta ma
wtórne znaczenie. Ojciec alpha może dawać dzieciakowi luz albo go ostro
gnoić myśląc, że dobrze robi wychowując takie grzeczniutkie dziecko - ale
mogę nie mieć racji. Łatwo też przegiąć i wychować rozwydrzonego bachora bez
kodu etycznego, który zaraz skończy w mamrze - czyli nie wychować :-) Dalej
aproksymując można pomyśleć, że optymalny byłby silny ojciec pozwalający
dzieciakowi na spontaniczny rozwój ale bezwzględnie dominujący syna wtedy
kiedy potrzeba jeśli chodzi o sprawy etyki i zasad. Jest różnica w dominacji
"po całości" i dominacji w niektórych momentach "gdzie trzeba".
> Ci wychowani w pełnych, kochających rodzinach, pasują do tego typu "beta".
> Są niezdecydowani, robią to co im się powie, więcej nawet chętnie
pozwalają
> innym decydować za nich i kierować sobą. Łatwo ustępują i sobie
> odpuszczają, brakuje im wytrwałości.
- z tym akurat bym się do pewnego stopnia zgodził - ale chyba bardziej na
zasadzie, że większość ludzi nie ma solidnego kierunku w życiu i poczucia
konkretnej misji.
> Znam jednego gościa, jesteśmy kumplami (traktujemy się na równi - żadne
> beta, gamma itd.) Był on wychowywany przez matkę i był w ciągłym
konflikcie
> ze swoim starym. Umie sobie radzić w życiu i dobrze daje sobie radę. Wiele
> dziewczyn się nim interesuje, ale najciekawsze jest to jak reagują na
niego
> niektórzy faceci. Część go nienawidzi, ale jest masa osób, które traktują
> go jak idola. Dziwiło mnie to od samego początku, nie umiałem tego
> zrozumieć bo było to dla mnie głupie i nienormalne - jak zwyczajny,
> spokojny chłopak pod jego wpływem zmienia się, naśladuje go, często też
> ewidentnie szkodzi samemu sobie bo podejmuje nieprzemyślane decyzje, byle
> tylko się przypodobać tamtemu. Zmienia się ich zachowanie, sposób bycia.
- naturalnie cechy lidera "działają" nie tylko na laski - cała charyzma się
z tego przecież bierze...
> Nie widać tego na co dzień. Takie formy dominacji/uległości ujawiniają się
> w wyjątkowych sytuacjach, kiedy np. osoby są z dala od domu, swoich
rodzin,
> starych kumpli i swojego otoczenia.
- na co dzień też to często widać jak cholera w wielu przypadkach.
Część facetów odnajduje się, żyje tak
> jak wcześniej, bo co się zmieniło - nic, radzą sobie sami, jak zawsze.
> Część jednak poszukuje takiego osobnika-alfa, substytutu ojca, który
> pokazałby palcem co mają robić. Wreszcie znajdują, lecz kiedy ten znika na
> powrót stają się zamknięci w sobie, zagubieni, zanikają wszystkie cechy,
> które przejęli od alfa. Bawi mnie to za każdym razem jak to widzę.
> Nie wiem czy jest to rodzaj normalnego w świecie zwierząt poddaństwa, czy
> raczej poszukiwanie ochrony silniejszego, kogoś kto byłby oparciem i miał
> odpowiedź na wszystkie pytania.
- od któregoś momentu chyba jest to wyuczona bezradność. Moim zdaniem
problem beciarzy bierze się ze zbytniej dominacji rodziców i braku jakiejś
męskiej inicjacji w którymś momencie. Wojsko to dalsze gnojenie - może
surwiwal? W sumie życie to surwiwal ;-) Miętka gra przy cycku powinna się
kiedyś skończyć - a nie potem wszystkie chodzące pizdy czują się zagubione w
świecie i głosują na komuchów
i innych Lepperów... No to chociaż wiemy jaka opcja będzie rządzić przez
następne kilkadziesiąt lat - możemy spodziewać się globalnego socjalizmu
ręcznie sterowanego. USA z XIX wieku, które było najbliższe jakiemuś
sensownemu ustrojowi długo już nie zobaczymy.
|