Data: 2011-01-25 21:09:25
Temat: Re: teraz ksiadz....
Od: medea <x...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2011-01-25 20:48, Ikselka pisze:
> Nie mam, ale przecież masz numerki podane, można iść np do biblioteki przy
> Seminarium Duchownym (ja korzystam) i poprosić o Kodeks Prawa Kanonicznego.
Myślałam, że gdzieś w sieci znalazłaś.
> Ewa, nie rozumiem, co znaczy "jeśli przyznałabym się".
> Albo się popełniło coś, albo nie, a przyznanie się to sprawa oczywista,
> jeśli się chce coś w swoim życiu załatwić, wyprostować.
XL, cały czas piszesz, że wystarczą złe intencje w chwili zawierania
małżeństwa, żeby uznać je za niebyłe. Potem piszesz, że to jednak nie
wystarczy, ponieważ te złe intencje muszą zostać jakoś stwierdzone
(uznane przez wyższą instancję?). A przecież jak ktokolwiek miałby to
stwierdzić, jeślibym tych złych intencji słownie nie ujawniła. A
ujawnienie słowne to przyznanie się do czegoś przecież. Ja oczywiście
teoretyzuję, nie pisz jeszcze scenariusza do wenezueli z podwójnym
ślubem z tymi samymi bohaterami w rolach głównych. ;)
> Oczywiście można nie przyznać się i bez ZIEMSKICH konsekwencji świadomie
> żyć dalej w grzechu, zapewne przyjmujac coraz to nowe sakramenty, w tym NS
> i co i raz popełniajac przeciw niemu kolejne świętokradztwo...Tylko do
> czego to prowadzi? Bez sensu. Po co w ogóle być w Kościele? Nie rozumiem.
Nic. Moim celem było tylko pokazanie Ci, że prawo kanoniczne i
unieważnianie na jego podstawie małżeństwa, to coś niekoniecznie
pokrywającego się ze stanem faktycznym, ponieważ wielu rzeczy nikt nie
jest w stanie jednoznacznie określić, jak np. tych rzekomych "złych
intencji". Prawo - choćby kościelne - to jedno, a życie (wiara, Bóg
itd.) to drugie i wszędzie są nadużycia i nie ma co się łudzić, że
jeżeli coś rozstrzygnie biskup, czy nawet papież, to jest święte.
Ewa
|