Data: 2003-03-21 13:00:21
Temat: Re: uzaleznienie internetowe mojej mamy- pomocy
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_BE]@gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"EvaTM" napisała:
> Specjalnie nie wycinam ;)..
A ja będę brutalny...
> Właśnie się uniezależniam ;). Bez karceru.
> Wystarczy widok .... rzucanych przed .... ;>>
Przyznam, że doskonale rozumiem problem tej nieszczęsnej pani
oraz jej rodziny. Jeśli sam będę dalej bywał na tej grupie, żona
mnie rzuci, chałupka mi się zawali, upadną ciekawe projekty,
których realizacji się podjąłem. O tyle mi niełatwo, że 95% pracy
robię na komputerze, a Internet mam w zasięgu kliknięcia myszką.
Myślę czasem: "zajrzę na minutkę, zobaczę, co się dzieje" - a ciągle
dzieją się ciekawe rzeczy oraz poruszane problemy, które we mnie
"rezonują".
Trudno, nie widuję kilku fajnych osób, do których zdążyłem
w swojej krótkiej karierze uczestnika "psp" się przyzwyczaić,
ale nie tracę nadziei, że będą tu jeszcze zaglądać, no i wciąż
pojawiają się nowi ludzie, z których wielu ma coś ciekawego
do powiedzenia.
Tytułowa "uzależniona od internetu mama" ma chyba znacznie
większy problem od mojego - mnie bez elektrowstrząsów
z podłączonej do prądu klawiatury i wściekle migoczącego
monitora udaje się niekiedy ograniczać korzystanie z Internetu
wyłącznie do przeglądania poczty elektronicznej i wątlutkiej
korespondencji w sprawach zawodowych.
Nie wiem, dlaczego nie podobają Ci się próby okiełznania
opisanych przez "cirrus4" destrukcyjnych zachowań jego matki,
choćby kosztem "zakulisowych machinacji" czy sugestii
wiązania, kneblowania i karceru. Dwa dni temu jednym okiem
obejrzałem film o młodej anorektyczce (mówiąc ściślej, jednym
uchem posłuchałem dialogów). Skończyło się na sądowym
ubezwłasnowolnieniu na oko zdrowej psychicznie i pełnoletniej
osoby (przez najbliższą rodzinę zresztą) oraz skierowaniu na
przymusowe leczenie.
Być może opisana sytuacja "mamy" przedstawiona jest w nazbyt
dramatycznym tonie, ale moim zdaniem jest niebezpiecznie. Nie
mam żadnych dobrych pomysłów, jak rozwiązać ten niewątpliwy
problem. Nie zdziwiłbym się, gdyby dopiero po jakimś poważniejszym
wstrząsie czy małej, rodzinnej katastrofie, ta pani nieco się
zreflektowała. Podejrzewam rzecz jasna, że to nadmierne
zainteresowanie pogawędkami na czatach to efekt jakichś
rodzinnych zaszłości, których rozsupłanie w świetle
przedstawionej relacji nie wydaje się nazbyt skomplikowane.
Ale niewiele z tego wyniknie, o ile najbardziej zainteresowana
osoba nie widzi problemu i nie wyrazi zgody na jakiekolwiek
próby zmiany sytuacji.
Takie jest moje skromne zdanie, zbieżne ze zdaniem kilku innych
uczestników dyskusji. Jak każdy osąd wydawany na podstawie
jednostronnej relacji może być mylny, zatem jeśli masz przekonanie,
że nic się takiego złego w tej rodzinie nie dzieje, a tą panią
należy traktować podmiotowo, a nie jak jakąś "nienormalną",
spróbuj nas do tego przekonać.
Pozdrawiam serdecznie.
--
Sławek
|