Data: 2009-07-01 10:54:27
Temat: Re: zapłacę ci jak nie zajdziesz w ciążę
Od: michał <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "tren R" napisał w wiadomości:
>>>> ...>>> ja bym powiedział, że słowa to forma, w która opakowane jest
>>>> to samo
>>>>>>> od lat. wystarczy słuchać tego co między słowami i nie ma
>>>>>>> kłopotu z opakowaniem.
>>>>>> Gdyby tak było, nie mielibyśmy żadnych granic, żeby bezpośrednio
>>>>>> w pełni porozumiewać się z nacjami świata.
>>>>>> Niestety prawda jest taka: Dopóki nie poznasz języka rozmówcy,
>>>>>> nie poznasz samego rozmówcy.
>>>>> zdaje się, że ty mówisz o formalnym dogadywaniu się takiego np
>>>>> ruska z chińczykiem czy szweda z francuzem. faktycznie, żeby się
>>>>> dogadać, trzeba co nieco liznąć.
>>>>> ale w gruncie rzeczy, nie musisz znać języka takiego szweda, żeby
>>>>> wiedzieć, że zapewne chce być kochany czy akurat ma ochotę
>>>>> pobzykać. to jest to o czym ja mówię - potrzeby ludzkie są takie
>>>>> same. a już na pewno w jednym obszarze kulturowym.
>>>>> więc nie muszę znać slangu jakiejkolwiek subkultury, żeby
>>>>> wiedzieć, co tam jednemu z drugim w duszy gra.
>>>> Zgadzam się co do potrzeb. Różnice kulturowe są jednak w obyczaju.
>>>> Obyczaj wyznacza granice między wolno - nie wolno; wypada nie
>>>> wypada, do przyjęcia - nie do przyjęcia. Kultura języka należy do
>>>> zwyczaju, a nie do potrzeb.
>>>> Ta kultura języka musi mieć swoje miejsce.
>>>> Ojciec do syna powie: "Na razie ucz się, później będzie czas na
>>>> amory!" A kumpel w tej samej kwestii poinstruuje: "Dzieciaku, tyle
>>>> okazji i
>>>> jeszcze nie moczyłeś flaka?".
>>>> No chyba jest różnica zasadnicza?
>>> ale przecież przede wszystkim jest różnica w znaczeniu tych dwóch
>>> komunikatów. mylisz dwie kwestie.
>>> rozmawiamy tu o tym, że słowo to jest forma, a potrzeby ludzkie to
>>> treść.
>> Moim zdaniem to byłoby zbyt proste. Wystarczyłby wtedy mały
>> kieszonkowy słowniczek szkolny czy podwórkowy. Ale obyczaj
>> charakterystyczny dla subkultury jest czymś więcej niż tylko
>> znaczenie słów. Ważne jest, co jest do przyjęcia, a co nie.
>> Ojciec (zakładam, że przeciętnie zdrowy na umyśle) nigdy do syna tak
>> nie powie, jak kolega. A jedna i druga odpowiedź może paść na takie
>> samo w gruncie rzeczy pytanie zawierające ważną potrzebę. Tak to
>> rozumiem i o tym mówię, kiedy zalecam wnikanie w świat "przyszłości
>> narodu".
> może tak dosłownie nie powie, ale z kolei postawa, którą zaprezentował
> "twój" ojciec jest jakoś daleka od wsłuchiwania się. poza tym, ciekawy
> jestem - dlaczego ma tak nie mówić? jak kolega?
Gdybym coś takiego usłyszał z ust ojca, to bym się mocno zdziwił. Ale
nie chodzi o to. Pytanie jest takie: Jakie jest prawdopodobieństwo, że
ojciec wie, iż jego syn (czy też córka) odczuwa w tym przypadku presję
środowiska na brak inicjacji.
Poza tym nie trzymajmy się tego jednego przykładu i nie rozkładajmy go
na czynniki pierwsze, bo to nie dotyczy tylko erotyki i seksu, ale wielu
innych aktywności życiowych młodego człowieka. Choćby w kręgu młodych
pseudokibiców sportowych, co jest dość poważnym problemem społecznym.
Ciekaw jestem na przykład, jaki procent rodziców nie ma zielonego
pojęcia, że syn bierze udział w ustawkach chociażby. Oficjalna wersja,
że syn przechodził spokojnie obok stadionu i ktoś go przewrócił (stąd
siniaki i złamana ręka) musi rodzicom wystarczyć. Notabene dziewczyny
swoje ustawki też mają i nazywaję je w swoim slangu "avanti". Generalnie
chodzi o pewien hermetyzm subkulturowy.
>>> gdyby ojciec powiedział: synu, nauka to potęgi klucz, ale odbądź
>>> kilka stosunków seksualnych, zanim twoim koleżankom dziurki nie
>>> zardzewieją, to byłby to komunikat zbieżny z komunikatem funfla. i
>>> mimo że powiedziany inną grypserą, trafiłby tam, gdzie powinien,
>>> czyli do serca i umysłu.
>> Do syna w podstawówce tak nie powie, a funfel tak.
> funfel w podstawówce mu powie o moczeniu flaka i tylu okazjach?
> intresting miałeś podstawówkę.
Po prostu się czepiasz tego przykładu, zamiast merytorycznie rozmawiać
na temat różnic kulturowych. :)
> zresztą o czym mytu.
> wniosek jest jeden obywatele i obywatelki - słuchajmy swoich dzieci i
> traktujmy je dobrze, a w podarunku otrzymamy to od nich z powrotem,
> dodatkowo przyprawione szczyptą uczucia.
O, to mi się podoba! Otrzymujesz pochwałę! :)
>>> comprende wodzu?
>> Słuchaj i wykonuj tylko! A strzały Cię ominą i będziesz żył!
> naoglądałeś się za dużo rambo :)
Jeden raz pierwszy odcinek. :P
>>> a co do niezbędności szkoły, jestem tu rozdarty :)
>>> w jej wymiarze obecnym, skłaniam się do śmiałej hipotezy, że
>>> koedukacja to złoooo :)
>> Ja chodziłem do męskiej podstawówki. To była dopiero drama! :)
> serio?!
> to zajebiście miałeś. zwłaszcza w młodszych rocznikach koedukacja to
> złoo!
Słusznie, bo dziewczyny są gupie i nie znają się na piłce nożnej.
> poza tym - jak ja mam dość bab!
> począwszy od liceum, zawsze miałem baby w przewadze liczebnej dookoła.
> nie powiem, że człowiek nie korzystał, ale pracować samemu i 17 kobiet
> dookoła, to kurwa, można się stać ekspertem od błyszczyków w 2
> tygodnie. :)
Miałem to samo. Pracowałem w takim babińcu, że w tym samym pokoju, w
którym siedziałem za biurkiem, dziewczyny przymierzały sobie nowe
bluzki. Pamiętam, jak jedna z nich stała z gołymi cyckami, a druga jej
powiedziała coś takiego: "Co ty robisz, pan Y tu jest!". A ona się
dopiero zreflektowała i się zasłoniła. "A... pan Y to jak nie
mężczyzna." Nie powiem, jak się wtedy wkurzyłem! (pan "Y" to ja
oczywiście) :)
--
pozdrawiam
michał
|