Data: 2004-11-11 20:38:59
Temat: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Od: "anka" <s...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
>
Przeczytalam bardzo dokladnie-to tak jakby ktos wyrwal kartke z mojego
pamietnika, minello sporo czasu a to ciagle boli!!!
> Użytkownik "ibggraf" <i...@b...pl> napisał w wiadomości
> news:5e1e.000001f1.4191089c@newsgate.onet.pl...
>
> Witam serdecznie:)
> Od jakiegoś czasu czytam grupę, ale jakoś tak się złożyło, że nigdy nie
> pisałam.
> Przykro mi bardzo, że zaczynam od takiego tematu, ale ponieważ sama
> przechodziłam
> bardzo niedawno podobne problemy (cóż, właściwie nadal w tym tkwię)
> postanowiłam
> jednak coś napisać.
> Dwa dni po 6 rocznicy ślubu (było to dokładnie rok temu) mój mąż oświadczył
> mi,
> że zakochał się w innej kobiecie i odchodzi od nas. Mamy dwie córeczki -
> starsza ma
> teraz prawie 7 lat, młodsza prawie 3. Nie będę pisać przez co przechodziłam,
> bo to nie
> ma w zasadzie sensu. Przez wiele miesięcy walczyłam o ten związek jak
> mogłam. Nie udało się.
> Złożyłam pozew o rozwód - jeszcze z nadzieją, że jednak mąż się otrząśnie,
> że dotrze do niego
> co się dzieję. Im bardziej się starałam, tym bardziej byłam raniona. Na
> zimno, z wyrachowaniem,
> wręcz sadystycznie. Nie poznawałam człowieka, z którym przeżyłam 10 lat.
> Wszystko to jest z pewnością zupełnie typową opowieścią serwowaną w takich
> przypadkach.
> Sęk w tym, że to nie była pierwsza zdrada mojego męża. Zdażyło się to już
> kiedyś wcześniej,
> a ja zdecydowałam się z nim zostać. Naiwnie uwierzyłam, że miłość jest
> najważniejsza i wystarczająca,
> aby pokonać wszystkie problemy. Teraz z perspektywy lat wiem, że to był błąd
> odczytany jako
> przyzwolenie na takie zachowanie. Przez wiele lat żyłam w co raz gorszej
> depresji, myśląc o sobie
> jako o bezwartościowej, nieważnej, beznadziejnej osobie - z pewnością nie
> kobiecie.
> Nie żałuję, że starałam się ten związek utrzymać, ale nigdy więcej nie
> zdecydowałabym się na taką walkę...
> Zwyczajnie nie przeżyłabym tego ponownie.
> Jestem teraz po długotrwałej terapii, nie czuję się wyleczona, ale mogę żyć,
> co więcej... żyję:)
> Nie piszę tego, byś traktowała moje wynurzenia jako poradę czy jakiąkolwiek
> podpowiedź.
> Ot, sprowokowała mnie zbieżność przeżyć...
>
> gouge
>
>
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|