Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!newsfeed.pionier.net.pl!news.nask.pl!new
s.cyf-kr.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!newsgate.onet.pl!niusy.
onet.pl
From: "agi ( fghfgh ) " <a...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: zdrada-jak budować na nowo?
Date: 18 Nov 2004 12:18:36 +0100
Organization: Onet.pl SA
Lines: 139
Message-ID: <5...@n...onet.pl>
References: <n...@4...com>
NNTP-Posting-Host: newsgate.onet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: newsgate.test.onet.pl 1100776716 19665 213.180.130.18 (18 Nov 2004 11:18:36
GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 18 Nov 2004 11:18:36 GMT
Content-Disposition: inline
X-Mailer: http://niusy.onet.pl
X-Forwarded-For: 212.244.192.22, 192.168.243.49
X-User-Agent: Mozilla/5.0 (Windows; U; Win98; PL; rv:1.7.2) Gecko/20040803
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:67690
Ukryj nagłówki
Andrzej Garapich <garapich malpa isez kropka pan kropka krakow kropka pl a
t...@t...zmyłka> wrote:
> Znasz takie, kiedy wychodzi, że rodzice się nie kochają, choć
> kochają dziecko? Bo mi trudno coś takiego wyobrazić.
Znam ( badz mialam okazje poznac ). Wbrew pozorom wcale nie rzadkie zjawisko.
Kilka takich par na róznych etapach. Jednym juz nie wyszlo, innym wychodzi
bardzo koslawo. Wszedzie widze , ze nie bylo to dobre dla dziecka. Próba
ratowania malzenstwa- jak najbardziej, powinna byc. Ale nie z zalozeniem, ze juz
nie ratujemy zwiazku a jedynie pozorujemy szczesliwe stadlo, bo dzieci.
> Nie kochanie
> się rodziców nie oznacza od razu nienawiści i złośliwości.
> Można się chyba nie kochać i nic więcej.
Nie, jesli spedzasz z osoba drazniaca Cie iles czasu, musisz podejmowac wspolne
decyzje ( wspolny dom, gospodarstwo, zakupy, finanse, decyzje, wakacje...- skoro
ma byc normalny dom to wszystkie te sprawy sa w jakis sposób wspolne - albo
chociaz decyzje w tych zagadnieniach ) .
Zanegujesz zapewne slowo "drazniaca". Jesli kogos kochalismy a potem cos sie
skopalo, to nie ma czystej zdrowej obojetnosci, jaka ma sie wobec osób obcych.
Cos musi zgrzytac, draznic- inaczej bylaby sielanka i w ogóle nie doszloby do
pozoranctwa. I w najlepszym wypadku masz chlodne odnoszenie sie do siebie, w
najgorszym- klotnie, rekoczyny. Bywa róznie, w zaleznosci od kultury,
charakteru, cierpliwosci, checi, umiejetnosci aktorskich obojga.
Ale jedno jest faktem- pozorujac nie dasz rady osiagnac efektu szczesliwej,
kochajacej sie rodziny ( a takiej dziecko potrzebuje- usmiechu rodziców i
poczucia wiezi a nie tylko ich obecnosci ) - bo gdzies zawsze te pozory wyjda.
Dziecko to widzi, wylapuje kazdy zgrzyt- to, ze tatus nie caluje mamusi, ze nie
umie z nia zartowac, ze nie obejmuja sie przypadkiem, ze nie umieja ze soba
rozmawiac. I nawet jesli nie zada niewygodnych dla rodziców pytan to i tak
obserwuje i uczy sie wykoslawionych, chlodnych relacji.
> >Klotnie, obojetnosc, chlod, brak szacunku,
> >niechec do partnera, urocze rozmówki przy stole 'kochajacej sie'
> >rodziny...
>
> Mówisz o rodzinie, która się nie kocha, czy o rodzinie,
> która się nienawidzi. Bo IMHO to są różne sprawy.
Wymienilam przyklady sytuacji wystepujacych w zwiazku ludzi, którzy kiedys sie
kochali a obecnie zyja obok siebie dla dobra dziecka - to jak bardzo nasilone sa
te objawy, zalezy od róznych czynników- równiez od stopnia ich niecheci do
siebie czy sytuacji.
> Myślę, że tak. Jest masa nieczułych rodziców, którzy jakoś
> wychowują dzieci. Nie wiem, czy wychodzą z nich potem dzieci
> nieumiejące kochać. Czułość nie oznacza miłości czy szacunku.
> Jej brak nie jest aż takim brakiem, jak brak rodzica po prostu.
Pozwolisz, ze sie nie zgodze? Tu wlasnie jest róznica najwieksza w Twoim i moim
mysleniu. Ja nie wyobrazam sobie wychowywac dziecka bez czulosci i pokazywac mu
to jako norme, wzorzec. To nie jest rodzina, to zbiorowisko przypadkowo obok
siebie zyjacych ludzi, obojetnych. Wole kogos nie miec obok siebie, niz miec
osobe, ktora jest zimna i obojetna wobec mnie.
Wiesz z czego sie bierze choroba sieroca, tak czesta w domach dziecka badz w
domach, gdzie rodzice nie umieja okazac milosci? Upraszczajac -z braku czulosci,
bliskosci, z zaburzenia potrzeb emocjonalnych. A przeciez warunki pozostale sa
spelnione - jest obecnosc ludzi troszczacych sie o dziecko, sa spelnione
potrzeby materialne.
> Czasami trzeba było (np. dzień matki). To są naprawdę setki
> drobnych, z pozoru niewidocznych sytuacji, kiedy trzeba
> przyznać, że się ma de facto tylko jednego rodzica. karta
> na obóz harcerski, gdzie wymagany jest podpis obojga. Poza tym
> jeden rodzic czasami naprawdę nie ma czasu na jakieś wywiadówki:
> "Czemu nie było ojca?" Bo nie mógł (miał prawo, naprawdę). "No to
> czemu mama nei przyszła?". Ja wiem, ze tego nie powinno być. Tylko
> co z tego.
I? Jak nie ma babci, dziadka, tez sa swieta spedzane bez nich, klopotliwe
pytania. Wiem, przyklad nie do konca adekwatny, ale wbrew pozorom dziecko moze
przezywac równiez i takie sytuacje równie mocno jak piszesz o braku taty/mamy.
Nie wiem- widocznie ja tych drobnych spraw nie bralam tak do siebie jak Ty.
Brakowalo mi ojca ale jednoczesnie jako dziecko lepiej sie czulam jak nie
mieszkal z nami w domu. Bo dla mnie bylo wazniejsze, ze czuje sie w domu
kochana, bezpieczna. A dopoki byl z nami ojciec to sie tak nie czulam. Mimo, ze
_mnie_ kochal i mi to okazywal. Ale nie kochal mojej matki- mnie osobiscie to
wystarczylo do braku poczucia bezpieczenstwa.
> No i jeszcze jedna sprawa: po domu po prostu widać,
> że nie ma w nim kobiety lub mężczyzny (przynajmniej ja to zauważam).
Widac- potwierdzam. Wciaz jednak uwazam, ze to znacznie mniejsze zlo niz kiedy
po domu po prostu widac, ze nie ma w nim szczesliwej rodziny.
> (Bosz... jeśli spłodzili 4 dzieci,
> to tam MUSZĄ byc jakies uczucia!).
Wiesz- tu sie zasadniczo mylisz. Zakladasz ze milosc JEST. Uczucia sa owszem,
jednak nieco inne niz zakladasz: bol, gniew, zranienie, tysiace zadraznien
wylazacych miedzy wierszami, nieumiejetnosc rozmowy- wszystko co narastalo
latami, tlumiac milosc i utrudniajac relacje miedzy malzonkami.
Kultura pelna tez jest- rozmowy, zachowania- wszystko w bialych rekawiczkach.
Ale te uczucia wylaza, mimo udawania.
> IMHO w ogóle się przy
> takich dyskusjach nie bierze pod uwagę uczuć dzieci. Gdyby
> część rozwodzących się wiedziała, co przeżywają dzieci, i naprawdę
> je kochała, może postępowali by inaczej.
>
> Nie znam tej rodziny. Wolalbym jednak mieć nawet takich rodziców
> niż...
Zapytalam bezposrednio zainteresowanych ( czyli dzieciaki ). Odpowiedz byla
zgodna: wcale nie lepiej. Odpowiedz bylaby inna 5 lat temu, teraz juz nie.
Co gorsza, mimo najszczerszych checi utrzymania ich poza konfliktem- w
dzieciakach konflikt tez narasta. Zaczyna sie branie strony jednego z dwóch
rodziców, zaczyna sie nieufnosc wobec obojga, zaczyna sie poczucie zdrady przez
rodziców, którzy przeciez POWINNI byc inni wiec czemu tacy nie sa, zaczyna sie
agresja, zaczyna sie pogrywanie rodzicami pt. jak Ty sie nie zgodzisz to pojde
do mamy.
> Poza tym: to też jest pewna szkoła życia. Udawac też trzeba
> umieć. Nie zawsze przecież się jest wśró osób, którym mozna
> ufać, którym można powiedzieć wszystko itp. W pracy też musisz
> szereg rzeczy udawać przed innymi, szefem, są zawody, gdzie
> udawanie jest wręcz istotą pracy. I co? Nie warto posiadać
> takich umiejetności?
ROTFL. Spróbuj mnie przekonac, ze rodzina powinna uczyc oszukiwania _bliskich_,
udawania przed _bliskimi_, braku wiezi z _bliskimi, dzielenie sie tym co
najimtymniejsze z osobami sobie obcymi etc.
pzdr
agi
PS Obawiam sie, ze nie przekonamy sie wzajemnie- ja uznaje inne czynniki za
niezbedne do wychowania dziecka bez szkód na jego psychice, Ty inne. Kazde na
podstawie wlasnych przezyc, wiec chyba nie mamy szans sie wzajemnie do swoich
racji przekonac.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|