| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-12-03 16:13:23
Temat: Single parent famolyKilka linktow ma temat "jednorodzicowych" rodzin, wszystkie sa po angielsku,
stad i tytul w tym jezyku. Informacji jest mnostwo, trudno wybrac.
Jeszcze ciekawsze sa strony, broniace statusu jednorodzicowych rodzin,
porowuja jablka z pomaranczami, byle wyszlo na ich, najczesciej: single
parents rodziny z rodzinami dyskunkcyjnymi. Rzeczywiscie, odizolowanie
dziecka od dysfunkcyjnego rodzica, bez watpienia wychodzi dziecku na
zdrowie, mam tylko watpliwosci wobec metody prownania.
Chce jednakowoz podkreslic jedno: rodziny jednorodzicowe sa f a k t e m.
W dodatku jest to trend rosnacy. Wiele mozna i nalezy robic, aby takie
rodziny radzily sobie jak najlepiej, niemniej uwazam iz w zadnym wypadku nie
nalezy do tworzenia ich zachecac.
Kaska
http://www.aera.net/grantsprogram/subweb/Abstracts/A
bs-RG-00000032.html
http://www.frc.org/get/if02f2.cfm
http://www.smartmarriages.com/divorce_brief.html
http://www.ahcpr.gov/research/apr99/ra16.htm
http://www3.sympatico.ca/truegrowth/society2.html
http://www.vix.com/pub/men/nofather/burk.html
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2002-12-03 16:38:08
Temat: Re: Single parent famolyPyzol <p...@s...ca> napisał(a):
> Chce jednakowoz podkreslic jedno: rodziny jednorodzicowe sa f a k t e m.
> W dodatku jest to trend rosnacy. Wiele mozna i nalezy robic, aby takie
> rodziny radzily sobie jak najlepiej, niemniej uwazam iz w zadnym wypadku nie
> nalezy do tworzenia ich zachecac.
Wpadłem ostatnio w pewną tonacje, wiec zaspiewam ją także do twojej melodii.
Zmiana podejścia do rodzin jednorodzicowych jest kolejnym przykładem leczenia
diagnozą. Uważam że wychowywanie dziecka bez jednego z rodziców jest
patologią. Dwoje rodziców daje dziecku więcej przestrzeni niz relacja jeden
na jeden. Nie mówiąc o potrzebie praktycznego rozumienia że kobiety i
mężczyzni róznią się jednak trochę.
Patologia ta staje się tak popularna, że jedyną metodą wyleczenia jej jest
uznanie że nie jest patologią. Zawsze jest zapotrzebowanie na potwierdzenie
że jest się zdrowym i normalnym. Zawsze znajda się ludzie którzy wyprodukuja
strawę psychiczna odpowiednia dla głodu na coś.
Normalność rodziny jednorodzicowej jest z pewnoscią pocieszająca dla ludzi
którzy się w takiej sytuacji znaleźli. Jednak efektem ubocznym popularyzacji
takiej normalizacji moze być wniosek, że skoro można tak wspaniale wychowac
dziecko samemu, to po co się męczyć z partnerem, który będzie wprowadzał
niepotrzebne zakłucenia w proces wychowawczy.
pozdrowienia
kis
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 17:17:19
Temat: Re: Single parent familyKis Smis wrote:
[cut]
Uważam że wychowywanie dziecka bez jednego z rodziców
| jest patologią. Dwoje rodziców daje dziecku więcej przestrzeni niz
| relacja jeden na jeden. Nie mówiąc o potrzebie praktycznego rozumienia że
| kobiety i mężczyzni róznią się jednak trochę.
I nie mówiąc o potrzebie rozumienia, że dziecko nie wychowuje się wyłącznie
w rodzinie (zwłaszcza ograniczonej do ojca i matki), a jeśli się wychowuje
tylko w tak małej grupie to to dopiero jest niezła patologia.
I nie mówiąc o potrzebie rozumienia, że wpływ wychowania w rodzinie i
socjalizacji w rodzinie i poza nią jest być może znacznie mniejszy niż
dziedzictwa genetycznego.
Robiono porównania dzieci wychowywanych od maleńkości w rodzinach
zastępczych z rodzicami zastępczymi i biologicznymi. Okazało się, że mimo
braku jakiegokolwiek kontaktu z rodzicami biologicznymi, dzieci były do nich
bardziej podobne pod względem cech psychicznych niż do rodziców zastępczych.
Rodzice zastępczy byli jednym ze źródeł udostępniania dziecku przestrzeni
społecznej, ale dzieci realizowały się w tej przestrzeni w sposób bliższy
rodzicom biologicznym, z którymi nie miały kontaktu.
[cut]
Paweł
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 18:18:55
Temat: Re: Single parent family
"Paweł Niezbecki"
> Robiono porównania dzieci wychowywanych od maleńkości w rodzinach
> zastępczych z rodzicami zastępczymi i biologicznymi. Okazało się, że mimo
> braku jakiegokolwiek kontaktu z rodzicami biologicznymi, dzieci były do
nich
> bardziej podobne pod względem cech psychicznych niż do rodziców
zastępczych.
Cechy psychicze ma kazdy - jakies. Wazne jest aby z tymi osobniczymi cechami
psychicznymi umiec urzadzic sie w zyciu, umiec dokonywac wyborow etc. etc. W
tym procesie szalenie istotne sa w z o r y.
Coz z takiego rodzica, ktory ma podobne cechy psychiczne,ale dziecko
zaniedbuje, badz maltretuje?
>
> Rodzice zastępczy byli jednym ze źródeł udostępniania dziecku przestrzeni
> społecznej, ale dzieci realizowały się w tej przestrzeni w sposób bliższy
> rodzicom biologicznym, z którymi nie miały kontaktu.
Bardzo to ciekawe, ale czy moglbys blizej opisac na czym polegalo
"realizowanie sie w przestrzeni spolecznej"?
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 19:00:41
Temat: Re: Single parent familyPyzol wrote:
| "Paweł Niezbecki"
|
|| Robiono porównania dzieci wychowywanych od maleńkości w rodzinach
|| zastępczych z rodzicami zastępczymi i biologicznymi. Okazało się, że mimo
|| braku jakiegokolwiek kontaktu z rodzicami biologicznymi, dzieci były do
|| nich bardziej podobne pod względem cech psychicznych niż do rodziców
|| zastępczych.
|
| Cechy psychicze ma kazdy - jakies. Wazne jest aby z tymi osobniczymi
| cechami psychicznymi umiec urzadzic sie w zyciu, umiec dokonywac wyborow
| etc. etc. W tym procesie szalenie istotne sa w z o r y.
Pojęcie szalenie przereklamowane, bo po pierwsze dziecko chłonie to, co chce
od wszystkich naokoło, a po drugie deklarowane wzory rodziców mogą mieć nie
za dużo wspólnego z faktycznymi wzorami w danej rodzinie i jeśli już jakieś
wzory rodzinne mają mieć wpływ, to raczej te przekazywane "niechcący".
| Coz z takiego rodzica, ktory ma podobne cechy psychiczne,ale dziecko
| zaniedbuje, badz maltretuje?
Zob. niżej. Generalnie, jest to przeszkoda w normalnym rozwoju dziecka.
Traci ono niepotrzebnie czas i energię na neutralizowanie rodzinnych
trucizn.
Aha, badania, o których wspominam, nie dotyczyły rodzin patologicznych. Dla
rodzin niepatologicznych wydawały się jednak wykazywać, że rola wychowania
jest mniejsza niż genów.
||
|| Rodzice zastępczy byli jednym ze źródeł udostępniania dziecku przestrzeni
|| społecznej, ale dzieci realizowały się w tej przestrzeni w sposób bliższy
|| rodzicom biologicznym, z którymi nie miały kontaktu.
|
| Bardzo to ciekawe, ale czy moglbys blizej opisac na czym polegalo
| "realizowanie sie w przestrzeni spolecznej"?
Mam "straszne" podejrzenie, że rolą rodziców/opiekunów jest przede wszystkim
nie przeszkadzać dziecku w rozwoju. Jeśli mu się nie przeszkadza, tzn. nie
funduje mu się emocjonalnego piekła na co dzień, nie tłamsi, dostarcza sfer,
w których może wykorzystywać nabywane umiejętności, wykazywać się
inteligencją itp., nie ogranicza drastycznie kontaktów z różnymi ludźmi i
jeśli zapewnia mu się odpowiednie warunki materialne, to zsocjalizuje się w
odpowiednim stopniu i zrealizuje swój potencjał - wyznaczony w większości
genetycznie.
Paweł
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 19:09:57
Temat: Re: Single parent family
"Paweł Niezbecki"
> Mam "straszne" podejrzenie, że rolą rodziców/opiekunów jest przede
wszystkim
> nie przeszkadzać dziecku w rozwoju.
Och, to ja mam takie samo!:)
Tyle, ze watek jest odpowiedzia na twoja prosbe na inny temat.
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 19:30:29
Temat: Re: Single parent familyPyzol wrote:
| "Paweł Niezbecki"
|
|| Mam "straszne" podejrzenie, że rolą rodziców/opiekunów jest przede
|| wszystkim nie przeszkadzać dziecku w rozwoju.
|
| Och, to ja mam takie samo!:)
|
| Tyle, ze watek jest odpowiedzia na twoja prosbe na inny temat.
Dobrze, że mnie przywołujesz do porządku.
Przeczytam w wolnej chwili to, co się kryje za tymi linkami, które podałaś i
być może coś mi się wtedy nasunie bardziej na temat. (Chociaż to, o czym
piszę, nie jest całkowicie nie na temat, zgodzisz się chyba?)
Paweł
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 19:33:18
Temat: Re: Single parent family
"Paweł Niezbecki"
(Chociaż to, o czym
> piszę, nie jest całkowicie nie na temat, zgodzisz się chyba?)
Nie jest, ale tutaj to sie zgadzam, nie ma o co kopii kruszyc:)
Kaska
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-03 22:15:51
Temat: Re: Single parent family"Paweł Niezbecki" napisał:
> Mam "straszne" podejrzenie, że rolą rodziców/opiekunów jest przede wszystkim
> nie przeszkadzać dziecku w rozwoju.
Od lat to powtarzam, a szczególnie ciężko było mi się przebić do kilku
absolwentów pedagogiki. Napisałem tutaj nie tak dawno:
"[...........] Na temat charakteru moje
zdanie jest z grubsza takie: 80% to geny, 18-20% środowisko, od zera do
dwóch procent tajemniczy czynnik - zdolność wniknięcia we własną psychikę,
zrozumnienie swoich motywacji, wiedza i związana z nią umiejętność
przewidywania skutków własnych decyzji - to wszystko, co w minimalnym
chociaż stopniu pozwala człowiekowi zapanować nad swoim losem (niektórzy
powiedzą - wolna wola).
Ten procentowy podział to moja luźna propozycja, w każdym razie uważam,
że podstawą są geny. Stanowią o potencjale rozwojowym każdego stworzenia -
- również człowieka. Powiedzmy, że w zdrowych, dobrych warunkach człowiek
osiąga sto procent tej normy. Z wielkim trudem można sprawić, aby osiągnął
105 czy 110% normy - na przykład intelektualnej, natomiast bardzo łatwo coś
spaskudzić i zepsuć. Wtedy człowiek osiągnie dużo mniej - w skrajnych
wypadkach nic nie osiągnie. Zatem z tego punktu widzenia ktoś może słusznie
zauważyć, że najważniejsze jest wychowanie - bo dopiero w tym procesie
następuje kształtowanie się osobowości i wypełnianie genetycznego naczynia
humanistyczną treścią.
Zaburzenia rozwojowe czy negatywne doświadczenia wyniesione z dzieciństwa
stały się podstawą wielu teorii psychologicznych."
Koniec autocytatu. Wydaje mi się, że powtarzam banały, ale nazbyt często
okazuje się, że wpływ genów na charakter to nadal bardzo niepopularna
teoryjka.
Po-zdrówko
--
Sławek
--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-12-04 12:25:42
Temat: Re: Single parent familySlawek [am-pm] <sl_d[SPAM_JEST_BE]@gazeta.pl> napisał(a):
> "[...........] Na temat charakteru moje
> zdanie jest z grubsza takie: 80% to geny, 18-20% środowisko, od zera do
> dwóch procent tajemniczy czynnik - zdolność wniknięcia we własną psychikę,
> zrozumnienie swoich motywacji, wiedza i związana z nią umiejętność
> przewidywania skutków własnych decyzji - to wszystko, co w minimalnym
> chociaż stopniu pozwala człowiekowi zapanować nad swoim losem (niektórzy
> powiedzą - wolna wola).
Jestem skłonny się zgodzić że nie mamy wpływu na od 98% do 100% tego co nas
kształtuje.
W ludziach jednak interesuje mnie prawie wyłącznie te od 0 do 2%, które
nazywam czynnikiem trzecim. Pierwszym są geny a drugim otoczenie.
Interesuje mnie na ile czynnik trzeci może zmodyfikować dotychczasowy wpływ
otoczenia. Może da się kogoś namówić do zmiany otoczenia. Może da się
spowodować, żeby znaczenie czynnika trzeciego odbiło się od zera. Musimy
przecież odwoływac się do czynnika trzeciego w drugim człowieku. W przeciwnym
razie traktujemy go jak roslinke. Zresztą nie jestesmy w stanie nikogo
całkowicie otoczyć, stać sie czynnikiem drugim. Ja w każdym razie nie
potrafię bo nie jestem wielką matką.
Jednym z moich narzędzi radzenia sobie w życiu jest przyjęcie że czynnik 3
wynosi 0+ (słownie: zero plus czyli minimalnie więcej od zera). Przy czym
straszliwie róznią sie ludzie u któryche plus jest dostrzegalny od takich, u
których widać tylko zero. Z tym drugimi nie ma sensu rozmawiac. Tzn mozna w
celach poznawczych, np żeby ustalic jak dokładnie zadziałał u nich czynnik
drugi. Ale nie da się wymieniac z takimi ludxmi mysli, komunikowac. Czlowiek
który ma zerowy na siebie wpływ jest zerem. Zerem jako człowiek. Jest
oczywiście ciągle zjawiskiem przyrodniczym i nawet można go kochac tak jak
kocha się zwierzęta.
Geny nie obchodzą mnie wcale. Nie ma sensu przejmowac się czymś na co nie
mamy wpływu. Nawet jesli to ma na nas duzy wpływ.
% są nie do sprawdzenia. Czego jednak narzędziem byłaby teoria że nasz wpływ
na siebie wynosi 0 %?
Czyżbysmy byli teatrem marionetek? Które rozmawiają o swoim wpływie na wlasne
ruchy? O tym że w 80% ich cechy zależa od drewna z którego są zrobione? A w
20 od stolarza, krawca i malarza?
Mnie nie interesuje czy marionetki są z drewna sosnowego czy lipowego.
Interesuje mnie co one grają. Może chodzi tylko o to żeby sie śmiac kiedy
sztuka jest smieszna. Nie ważne kto pociąga za sznurki. Bylebym to był ja.
pozdrawiam
kis
Ps Wiem że w moim wywodzie są sprzeczności ale chcę żeby były.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |