« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2009-12-19 12:03:21
Temat: Śmierć osobowościJako zaprzysięgły antyhumanista zastanowiłem się, co się dzieje w
momencie, kiedy np. odchodzi od nas partner, umiera dziecko, opuszczamy
środowisko, z którym się zżyliśmy - środowisko ludzkie lub czysto
rzeczowe [powtarzalne-przewidywalne]?
Dla lepszego zrozumienia zostanę przy przykładzie dziecka/partnera,
które umarło. Pojawia się oczywiście empatia, związana z cierpieniem
dziecka związanym ze śmiercią, ale dlaczego pojawia się również rozpacz?
Tu uwaga na marginesie - nie znam zbyt dobrze wszystkich typów ludzi,
ale mz. zdrowa rozpacz jest krótkotrwała - długotrwała rozpacz wynika
albo z przesłanek kulturowych [gra - często uzasadniona tym, że osoba,
która zbyt szybko wyjdzie z rozpaczy jest oceniana społecznie jako osoba
"zła", mimo że kryterium oceny jest czysto kulturowe i nie odzwierciedla
naturalnych procesów psychologicznych], albo zatrzymania/podtrzymywania
świadomości śmierci dziecka.
Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci -
"jest i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią
mnóstwa połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
"schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości -
niezależnie czy świadomość tego chce, czy nie, to one
[schematy/połączenia] już umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto
techniczną. Sprawą, która rozważana z pozycji czysto technicznej powinna
zniknąć w momencie, kiedy pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i
"zacznie żyć od nowa". Przy czym "od nowa" nie polega na rozpoczęciu
wszystkiego od początku, ale zrozumieniu, że pewne zachowania są
przypisane interakcjom z określoną osobą i nie ma sensu ich kontynuować,
skoro nie ma ich [zachowań] podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań,
trzeba szukać siebie.
Załóżmy teraz, że dziecko/partner zmartwychwstanie - czy będzie to ten
sam partner/dziecko, który umarł behawioralnie dla naszego mózgu? Nie -
nie ma w mózgu już po nim śladów. Skąd więc kalekie próby tych samych
zachowań wobec niego? Ze świadomości - świadomość próbuje *naśladować*
[kierując się znanymi sobie opisami] przeszłe zachowania behawioralne.
Błąd - osoba zmartwychstała jest zupełnie nową osobą dla mózgu
"biologicznego" i należy ją traktować tak, jak osobę świeżo poznaną. Nie
ma znaczenia, że to "własne dziecko" czy "partner, z którym przeżyło się
20 lat" - dla behawioralnego mózgu tamte osoby nie istnieją i nigdy nie
istniały.
Pozdrawiam
Flyer
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2009-12-19 12:59:50
Temat: Re: Śmierć osobowości"flyer" <f...@g...pl>
news:hgifvh$f1v$1@nemesis.news.neostrada.pl...
> Jako zaprzysięgły antyhumanista zastanowiłem się, co się dzieje w
> momencie, kiedy np. odchodzi od nas partner, umiera dziecko, opuszczamy
> środowisko, z którym się zżyliśmy - środowisko ludzkie lub czysto rzeczowe
> [powtarzalne-przewidywalne]?
>
> Dla lepszego zrozumienia zostanę przy przykładzie dziecka/partnera, które
> umarło. Pojawia się oczywiście empatia, związana z cierpieniem dziecka
> związanym ze śmiercią, ale dlaczego pojawia się również rozpacz?
Empatię ma się cały czas, zwłaszcza, gdy dziecko żyje.
> Tu uwaga na marginesie - nie znam zbyt dobrze wszystkich typów ludzi, ale
> mz. zdrowa rozpacz jest krótkotrwała - długotrwała rozpacz wynika albo z
> przesłanek kulturowych [gra - często uzasadniona tym, że osoba, która zbyt
> szybko wyjdzie z rozpaczy jest oceniana społecznie jako osoba "zła", mimo
> że kryterium oceny jest czysto kulturowe i nie odzwierciedla naturalnych
> procesów psychologicznych], albo zatrzymania/podtrzymywania świadomości
> śmierci dziecka.
Wspomnienia bolą...
> Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci -
> "jest i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią
> mnóstwa połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
> dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
> "schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości -
> niezależnie czy świadomość tego chce, czy nie, to one
> [schematy/połączenia] już umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto
> techniczną.
Śmierć dziecka z którym człowiek był związany emocjonalnie
skutkuje "dziurą w mózgu" - pustką która razi
> Sprawą, która rozważana z pozycji czysto technicznej powinna zniknąć w
> momencie, kiedy pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i "zacznie żyć od
> nowa". Przy czym "od nowa" nie polega na rozpoczęciu wszystkiego od
> początku, ale zrozumieniu, że pewne zachowania są przypisane interakcjom z
> określoną osobą i nie ma sensu ich kontynuować, skoro nie ma ich
> [zachowań] podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań, trzeba szukać siebie.
Czego nie da się oswoić - z tym się trzeba pogodzić.
> Załóżmy teraz, że dziecko/partner zmartwychwstanie - czy będzie to ten sam
> partner/dziecko, który umarł behawioralnie dla naszego mózgu? Nie - nie ma
> w mózgu już po nim śladów. Skąd więc kalekie próby tych samych zachowań
> wobec niego? Ze świadomości - świadomość próbuje *naśladować* [kierując
> się znanymi sobie opisami] przeszłe zachowania behawioralne. Błąd - osoba
> zmartwychstała jest zupełnie nową osobą dla mózgu "biologicznego" i należy
> ją traktować tak, jak osobę świeżo poznaną. Nie ma znaczenia, że to
> "własne dziecko" czy "partner, z którym przeżyło się 20 lat" - dla
> behawioralnego mózgu tamte osoby nie istnieją i nigdy nie istniały.
>
> Pozdrawiam
> Flyer
Duchowość nieodgadniona jest. U człowieka co 7 lat następuje
całkowita wymiana komórek tworzących organizm (za wyjątkiem mógu)
a przecież wciąż jesteśmy ci sami choć nie tacy sami.
pozdrawiam,
Edward Robak* z Nowej Huty
~>°<~
miłośnik mądrości i nie tylko :)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2009-12-19 13:39:16
Temat: Re: Śmierć osobowościUżytkownik "flyer" <f...@g...pl> napisał w wiadomości
news:hgifvh$f1v$1@nemesis.news.neostrada.pl...
Jako zaprzysięgły antyhumanista zastanowiłem się, co się dzieje w
momencie, kiedy np. odchodzi od nas partner, umiera dziecko, opuszczamy
środowisko, z którym się zżyliśmy - środowisko ludzkie lub czysto
rzeczowe [powtarzalne-przewidywalne]?
Dla lepszego zrozumienia zostanę przy przykładzie dziecka/partnera,
które umarło. Pojawia się oczywiście empatia, związana z cierpieniem
dziecka związanym ze śmiercią, ale dlaczego pojawia się również rozpacz?
Tu uwaga na marginesie - nie znam zbyt dobrze wszystkich typów ludzi,
ale mz. zdrowa rozpacz jest krótkotrwała - długotrwała rozpacz wynika
albo z przesłanek kulturowych [gra - często uzasadniona tym, że osoba,
która zbyt szybko wyjdzie z rozpaczy jest oceniana społecznie jako osoba
"zła", mimo że kryterium oceny jest czysto kulturowe i nie odzwierciedla
naturalnych procesów psychologicznych], albo zatrzymania/podtrzymywania
świadomości śmierci dziecka.
Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci -
"jest i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią
mnóstwa połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
"schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości -
niezależnie czy świadomość tego chce, czy nie, to one
[schematy/połączenia] już umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto
techniczną. Sprawą, która rozważana z pozycji czysto technicznej powinna
zniknąć w momencie, kiedy pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i
"zacznie żyć od nowa". Przy czym "od nowa" nie polega na rozpoczęciu
wszystkiego od początku, ale zrozumieniu, że pewne zachowania są
przypisane interakcjom z określoną osobą i nie ma sensu ich kontynuować,
skoro nie ma ich [zachowań] podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań,
trzeba szukać siebie.
Załóżmy teraz, że dziecko/partner zmartwychwstanie - czy będzie to ten
sam partner/dziecko, który umarł behawioralnie dla naszego mózgu? Nie -
nie ma w mózgu już po nim śladów. Skąd więc kalekie próby tych samych
zachowań wobec niego? Ze świadomości - świadomość próbuje *naśladować*
[kierując się znanymi sobie opisami] przeszłe zachowania behawioralne.
Błąd - osoba zmartwychstała jest zupełnie nową osobą dla mózgu
"biologicznego" i należy ją traktować tak, jak osobę świeżo poznaną. Nie
ma znaczenia, że to "własne dziecko" czy "partner, z którym przeżyło się
20 lat" - dla behawioralnego mózgu tamte osoby nie istnieją i nigdy nie
istniały.
----------------------------------------------------
----------------------------------------------------
--------------
Pierwsza sprawa: kulturowa. Byłem u rodziny na wsi na pogrzebie- najstarszy
syn zginąłw wypadku. Owszem, rozpacz, tragedia. Jednak w rodzinie, gdzie w
jednym domu mieszkają 4 pokolenia ludzi- często ktoś się rodzi, inny umiera.
Jest coś, co jest dla tych ludzi naturalne, oswojone. Dla mieszczucha- wręcz
przeciwnei. Śmierć- to na ekranie TV. Jak ktoś się zestarzeje- to dom
starców, gdzie też umrze. Jeśli więc umrze małe dziecko- czy w ogóle ktoś
bliski- taki mieszczuch nie potrafi sobie tego uświadomić, spróbować
zrozumieć.
Sfera ducha- jesteśmy ze sobą połączeni. Widzący aurę twierdzą, że bliskie
sobie osoby "mieszają" swoją aurę ze sobą. Czyli- przynajmniej część ich
aury jest wspólna. Jeśli wychodzą z takiego bliskiego związku- śmierć
jednego z nich w szczególności- pozostający bierze na siebie całośćtego-
taki "mentalny śmietnik".
Co jest ważne- w sferze duchowej zmarły rozpoczyna swą wędrówkę. Jeśli nie
potrafimy go pożegnać- cały czas kotłują się w nas emocje- on jest przy nas.
Zatrzymujemy go, nie pozwalamy odejść. A to jest złe. Dla nas- jak i dla
niego. Dla niego- bo nie może iśc dalej- tam, gdzie powinien. Ten, któy
pozostał- cały czas jest w trelacji ze...zmarłym- co utrudnia, a wręcz
czasem uniemożliwia nawiązanie relacji z żyjącymi.
--
serdecznie pozdrawiam
Chiron
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2009-12-19 14:00:55
Temat: Re: Śmierć osobowościDnia Sat, 19 Dec 2009 13:03:21 +0100, flyer napisał(a):
> Jako zaprzysięgły antyhumanista zastanowiłem się, co się dzieje w
> momencie, kiedy np. odchodzi od nas partner, umiera dziecko, opuszczamy
> środowisko, z którym się zżyliśmy - środowisko ludzkie lub czysto
> rzeczowe [powtarzalne-przewidywalne]?
>
> Dla lepszego zrozumienia zostanę przy przykładzie dziecka/partnera,
> które umarło. Pojawia się oczywiście empatia, związana z cierpieniem
> dziecka związanym ze śmiercią, ale dlaczego pojawia się również rozpacz?
>
> Tu uwaga na marginesie - nie znam zbyt dobrze wszystkich typów ludzi,
> ale mz. zdrowa rozpacz jest krótkotrwała - długotrwała rozpacz wynika
> albo z przesłanek kulturowych [gra - często uzasadniona tym, że osoba,
> która zbyt szybko wyjdzie z rozpaczy jest oceniana społecznie jako osoba
> "zła", mimo że kryterium oceny jest czysto kulturowe i nie odzwierciedla
> naturalnych procesów psychologicznych], albo zatrzymania/podtrzymywania
> świadomości śmierci dziecka.
>
> Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci -
> "jest i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią
> mnóstwa połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
> dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
> "schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości -
> niezależnie czy świadomość tego chce, czy nie, to one
> [schematy/połączenia] już umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto
> techniczną. Sprawą, która rozważana z pozycji czysto technicznej powinna
> zniknąć w momencie, kiedy pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i
> "zacznie żyć od nowa". Przy czym "od nowa" nie polega na rozpoczęciu
> wszystkiego od początku, ale zrozumieniu, że pewne zachowania są
> przypisane interakcjom z określoną osobą i nie ma sensu ich kontynuować,
> skoro nie ma ich [zachowań] podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań,
> trzeba szukać siebie.
>
> Załóżmy teraz, że dziecko/partner zmartwychwstanie - czy będzie to ten
> sam partner/dziecko, który umarł behawioralnie dla naszego mózgu? Nie -
> nie ma w mózgu już po nim śladów. Skąd więc kalekie próby tych samych
> zachowań wobec niego? Ze świadomości - świadomość próbuje *naśladować*
> [kierując się znanymi sobie opisami] przeszłe zachowania behawioralne.
> Błąd - osoba zmartwychstała jest zupełnie nową osobą dla mózgu
> "biologicznego" i należy ją traktować tak, jak osobę świeżo poznaną. Nie
> ma znaczenia, że to "własne dziecko" czy "partner, z którym przeżyło się
> 20 lat" - dla behawioralnego mózgu tamte osoby nie istnieją i nigdy nie
> istniały.
>
> Pozdrawiam
> Flyer
Nie za dużo sobie bierzesz na swoją biedną skołataną głowę?
--
Ikselka.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2009-12-19 16:47:21
Temat: Re: Śmierć osobowości
Użytkownik "flyer" <f...@g...pl> napisał w wiadomości
news:hgifvh$f1v$1@nemesis.news.neostrada.pl...
>Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci - "jest
>i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią mnóstwa
>połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
>dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
>"schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości - niezależnie
>czy świadomość tego chce, czy nie, to one [schematy/połączenia] już
>umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto techniczną. Sprawą, która
>rozważana z pozycji czysto technicznej powinna zniknąć w momencie, kiedy
>pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i "zacznie żyć od nowa". Przy czym
>"od nowa" nie polega na rozpoczęciu wszystkiego od początku, ale
>zrozumieniu, że pewne zachowania są przypisane interakcjom z określoną
>osobą i nie ma sensu ich kontynuować, skoro nie ma ich [zachowań]
>podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań, trzeba szukać siebie.
...
Przedstawiony przez Ciebie model jest ciekawy. Śmierć bliskiej
osoby 'rzutujesz' na zmiany w mózgu, czyli wskazujesz na
to, że jakaś część mózgu przestaje być adekwatna do rzeczywistości,
fragment rzeczywistości, którą obsługiwała przesłal istnieć i mózg
doznaje doświadcza sprzeczności/nieadekwatności na wielu płaszczyznach.
Jednakże stosujesz ten model bardzo nieprecyzyjnie,
niekonsekwentnie przy wyciąganiu wniosków. Z jednej strony
mówisz o 'bólu głowy' a z drugiej pytasz, dlaczego
'nie wystarczy sobie uświadomomić i po sprawie'.
Czy uświadomienie sobie przyczyn bólu głowy powoduje, że ból znika ? :)))
Pomedytuj jeszcze nad tym, dopracuj - a może lepiej stanie się jasne,
dlaczego załoba musi trwać a czasem sienie kończy ...
Zdrówko ;)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2009-12-19 18:40:18
Temat: Re: Śmierć osobowości. R e t a r d . pisze:
>
> Użytkownik "flyer" <f...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:hgifvh$f1v$1@nemesis.news.neostrada.pl...
>
>> Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci -
>> "jest
>> i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią mnóstwa
>> połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
>> dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
>> "schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości -
>> niezależnie
>> czy świadomość tego chce, czy nie, to one [schematy/połączenia] już
>> umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto techniczną. Sprawą, która
>> rozważana z pozycji czysto technicznej powinna zniknąć w momencie, kiedy
>> pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i "zacznie żyć od nowa". Przy
>> czym
>> "od nowa" nie polega na rozpoczęciu wszystkiego od początku, ale
>> zrozumieniu, że pewne zachowania są przypisane interakcjom z określoną
>> osobą i nie ma sensu ich kontynuować, skoro nie ma ich [zachowań]
>> podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań, trzeba szukać siebie.
> ....
>
>
> Przedstawiony przez Ciebie model jest ciekawy. Śmierć bliskiej
> osoby 'rzutujesz' na zmiany w mózgu, czyli wskazujesz na
> to, że jakaś część mózgu przestaje być adekwatna do rzeczywistości,
> fragment rzeczywistości, którą obsługiwała przesłal istnieć i mózg
> doznaje doświadcza sprzeczności/nieadekwatności na wielu płaszczyznach.
>
> Jednakże stosujesz ten model bardzo nieprecyzyjnie,
> niekonsekwentnie przy wyciąganiu wniosków. Z jednej strony
> mówisz o 'bólu głowy' a z drugiej pytasz, dlaczego
> 'nie wystarczy sobie uświadomomić i po sprawie'.
> Czy uświadomienie sobie przyczyn bólu głowy powoduje, że ból znika ? :)))
:) Absolutnie nie - model jest prosty i zrozumiały, zrozumiały dla
behawiorysty. Śmierć *jako* "ból głowy", zniknięcie rozpaczy *jak* "bólu
głowy". Determinizm, dla osiągnięcia którego człowiek nic nie musi
robić, a nawet nic nie może zrobić, żeby go zatrzymać. "Wyrwanie zęba" -
poboli 24 godziny i już go nie ma.
W momencie śmierci, rozumianej dosłownie lub jako przenośnia, określona
osoba przestaje istnieć dla podświadomości, rozumianej czysto
biologicznie [a nie jako werbalnej nieuświadomionej świadomości]. Umiera
x połączeń neuronalnych. Dla jednego to mały ubytek, dla osoby, która
była z kimś 20 lat [dzieckiem/partnerem] to praktycznie śmierć całej
osobowości - behawioralnie staje się nagle "pusta wewnętrznie". I to nie
przenośnia - taka osoba faktycznie traci gro swojej osobowości,
rozumianej jako potencjał rzeczowy.
Można oczywiście trzymać się w złudzeniu lub zaprzeczać "śmierci
osobowości" [a nie "śmierci bliskiej osoby"], ale to tylko wymagające
wysiłku świadome, a więc kalekie, naśladownictwo.
> Pomedytuj jeszcze nad tym, dopracuj - a może lepiej stanie się jasne,
> dlaczego załoba musi trwać a czasem sienie kończy ...
A to już "powikłania" - naśladownictwo, o którym napisałem wcześniej lub
wpływ kultury.
Pozdrawiam
Flyer
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2009-12-19 18:45:40
Temat: Re: Śmierć osobowościDnia Sat, 19 Dec 2009 19:40:18 +0100, flyer napisał(a):
> W momencie śmierci, rozumianej dosłownie lub jako przenośnia, określona
> osoba przestaje istnieć dla podświadomości, rozumianej czysto
> biologicznie [a nie jako werbalnej nieuświadomionej świadomości]. Umiera
> x połączeń neuronalnych. Dla jednego to mały ubytek, dla osoby, która
> była z kimś 20 lat [dzieckiem/partnerem] to praktycznie śmierć całej
> osobowości - behawioralnie staje się nagle "pusta wewnętrznie". I to nie
> przenośnia - taka osoba faktycznie traci gro swojej osobowości,
> rozumianej jako potencjał rzeczowy.
Tak uważam.
--
Ikselka.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2009-12-19 19:14:22
Temat: Re: Śmierć osobowości
flyer wrote:
> Jako zaprzysięgły antyhumanista zastanowiłem się, co się dzieje w
> momencie, kiedy np. odchodzi od nas partner, umiera dziecko, opuszczamy
> środowisko, z którym się zżyliśmy - środowisko ludzkie lub czysto
> rzeczowe [powtarzalne-przewidywalne]?
>
> Dla lepszego zrozumienia zostanę przy przykładzie dziecka/partnera,
> które umarło. Pojawia się oczywiście empatia, związana z cierpieniem
> dziecka związanym ze śmiercią, ale dlaczego pojawia się również rozpacz?
>
> Tu uwaga na marginesie - nie znam zbyt dobrze wszystkich typów ludzi,
> ale mz. zdrowa rozpacz jest krótkotrwała - długotrwała rozpacz wynika
> albo z przesłanek kulturowych [gra - często uzasadniona tym, że osoba,
> która zbyt szybko wyjdzie z rozpaczy jest oceniana społecznie jako osoba
> "zła", mimo że kryterium oceny jest czysto kulturowe i nie odzwierciedla
> naturalnych procesów psychologicznych], albo zatrzymania/podtrzymywania
> świadomości śmierci dziecka.
>
> Czym więc jest śmierć dziecka/partnera, rozważana w czystej postaci -
> "jest i nagle nie ma"? Mz. śmiercią części osobowości, nagłą śmiercią
> mnóstwa połączeń neuronów, zbudowanych na podstawie interakcji z
> dzieckiem/partnerem, innymi słowy "przeraźliwym bólem głowy". Śmiercią
> "schematów behawioralnych" zupełnie niezależną od świadomości -
> niezależnie czy świadomość tego chce, czy nie, to one
> [schematy/połączenia] już umarły - czysty determinizm. Sprawą czysto
> techniczną. Sprawą, która rozważana z pozycji czysto technicznej powinna
> zniknąć w momencie, kiedy pacjent uświadomi sobie przyczynę "bólu" i
> "zacznie żyć od nowa". Przy czym "od nowa" nie polega na rozpoczęciu
> wszystkiego od początku, ale zrozumieniu, że pewne zachowania są
> przypisane interakcjom z określoną osobą i nie ma sensu ich kontynuować,
> skoro nie ma ich [zachowań] podmiotu - trzeba szukać nowych zachowań,
> trzeba szukać siebie.
>
> Załóżmy teraz, że dziecko/partner zmartwychwstanie - czy będzie to ten
> sam partner/dziecko, który umarł behawioralnie dla naszego mózgu? Nie -
> nie ma w mózgu już po nim śladów. Skąd więc kalekie próby tych samych
> zachowań wobec niego? Ze świadomości - świadomość próbuje *naśladować*
> [kierując się znanymi sobie opisami] przeszłe zachowania behawioralne.
> Błąd - osoba zmartwychstała jest zupełnie nową osobą dla mózgu
> "biologicznego" i należy ją traktować tak, jak osobę świeżo poznaną. Nie
> ma znaczenia, że to "własne dziecko" czy "partner, z którym przeżyło się
> 20 lat" - dla behawioralnego mózgu tamte osoby nie istnieją i nigdy nie
> istniały.
>
> Pozdrawiam
> Flyer
No dobra, więc jeśli łącza neuronowe wyparowały z śmiercią bliskiej
osoby, to dlaczego pozostały wspomnienia po niej ?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2009-12-19 19:57:53
Temat: Re: Śmierć osobowości
Sender wrote:
> glob pisze:
>
> > No dobra, wi�c je�li ��cza neuronowe wyparowa�y z �mierci� bliskiej
> > osoby, to dlaczego pozosta�y wspomnienia po niej ?
>
> Poniewa� zerwa�y si� ��cza odpowiadaj�ce za informacje emocjonalne,
> zwi�zane z t� osob�, natomiast pozosta�e, sk�adaj�ce si� na jej
obraz,
> brzmienie sytuacje itp. pozosta�y, cho� ju� tylko fragmentarycznie.
> MS
Acha, to co on nazywa zmarwychwstaniem to wspomnienia, tak?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2009-12-19 19:58:48
Temat: Re: Śmierć osobowości
Użytkownik "flyer" <f...@g...pl> napisał w wiadomości
news:hgj651$4v2$1@atlantis.news.neostrada.pl...
Hmmm ... Chyba nie zrozumiałeś, o czym piszę ...
Jeszcze raz:
>
>W momencie śmierci, rozumianej dosłownie lub jako przenośnia, określona
>osoba przestaje istnieć dla podświadomości, rozumianej czysto biologicznie
>[a nie jako werbalnej nieuświadomionej świadomości].
Tak właśnie - element rzeczywistości 'w momencie' przestaje istnieć.
> Umiera x połączeń neuronalnych.
Nie, właśnie nie. One nie umierają 'w momencie' - na to samo też zwraca
uwagę glob. W tym właśnie cały ambaras, że połączenia neuronalne pozostają.
Tworzą fantom. Dopiero trzeba czasu, żebyy coś z tym fantomem zrobić
- znaleźć dla niego innąfunkcję (przenieść go np. na inną osobę)
lub odizolować/uśmiercić. Na poziomie mózgu będzie to właśnie wskazywana
przez Ciebie smierć neuronów - lub być moze tylko śmierć pewnych połączeń,
zastąpienie ich innymi.
> Dla jednego to mały ubytek, dla osoby, która była z kimś 20 lat
> [dzieckiem/partnerem] to praktycznie śmierć całej osobowości -
> behawioralnie staje się nagle "pusta wewnętrznie". I to nie przenośnia -
> taka osoba faktycznie traci gro swojej osobowości, rozumianej jako
> potencjał rzeczowy.
Tak, traci. Im silniejszy związek - tym strata większa. Im związek
bardziej zindywidualizowany, skupiony na małej liczbie osób - tym
większa luka i trudność w jej wypełnieniu.
>Można oczywiście trzymać się w złudzeniu lub zaprzeczać "śmierci
>osobowości" [a nie "śmierci bliskiej osoby"], ale to tylko wymagające
>wysiłku świadome, a więc kalekie, naśladownictwo.
Nie rozumiem, czemu tu zaprzeczać, a czemu nie ;) Ja tylko wskazuję,
że żałoba to czas, w którym osobowość/mózg musi dokonać wysiłku
przebudowy - żeby dopasować się do nowej rzeczywistosci.
>> dlaczego załoba musi trwać a czasem sienie kończy ...
>A to już "powikłania" - naśladownictwo, o którym napisałem wcześniej lub
>wpływ kultury.
Powikłania albo _terapia_. Różnica jest diametralna ;)
Płacz, smutek, niezdolność do skupienia się, depresja - tak, jest tu jakaś
analogia do stanu choroby, powikłań itp itd. Natomiast sama żałoba
rozumiana
jako zestaw rytuałów i zachowań - grzebanie, palenie zwłok - lub oddawanie
ich zwierzętom, darcie szat, modlitwy, mowy pożegnalne, rozsypywanie
popiołów
- tu mamy analogię do _terapii_, to narzędzie pomagajace wybrnąć z 'choroby'
i przywrócić równowagę.
Osobna sprawa, że terapia moze być nieadekwatna do związku (np. instytucja
żałoby
narodowej ogłaszanej w sytuacjach zupełnej abstrakcji), 'terapeuci'
nieprofesjonalni, nieświadomi tego, w czym uczestniczą, mylący swoją rolęw
procesie,
projektujący własny smutek na kogoś innego itp. Wtedy możemy mieć do
czynienia
z tym, o czym mówisz: 'przedłużanie ponad miarę', 'przesada' ;) Ale myślę
że równie częstym problemem jest 'niedosyt' - czyli brak żałoby, w sytuacji
istniejącego silnego związku (ale być może wypieranego, nieuświadamianego).
Wtedy fantom zaczyna rządzić, sterować "zza grobu", tworzyć własną chorobową
nie-rzeczywistość.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |