Data: 2012-09-28 23:44:16
Temat: Sposób na bycie.
Od: zażółcony <r...@c...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Otwieram nowy etap w życiu.
No może nie w życiu, ale na tej grupie dyskusyjnej na pewno.
Otóż istotą zmiany jest to, że nie będę teraz dyskutował, tylko
wygłaszał monologi. Ha !
No to start ...
Przez lata ćwiczyłem już tyle wariantów prowadzenia dyskusji,
tyle opcji, tyle osób, charakterów, podejść, zaułków,
haków, wizji, opluć, stołków i pachołków - by dojść
ostatecznie do wniosku, że chyba nie mam na to czasu.
Z drugiej zaś strony - no nie mogę nie docenić, że te lata
to były jednak wszystko, co do joty - kontakty z innymi
LUDŹMI. Krwistymi istotami, które angażują się w światek
psp, tworzą go, budują. Napierają nań, można rzec,
bezustannie. Jest w tym jakaś siła, jakaś wartość.
Jest to jakiś obraz ludzkiej motywacji do tego, by żyć
i jako człowiek siebie wyrażać, realizować jakiś ideał
życia wewnętrznego, duchowego, emocjonalnego. Tak - to
jest dla mnie jakaś WARTOŚĆ.
W realu alternatywnymi wartościami są z jednej strony
głębsze kontakty rodzinne, przyjacielskie, ale też z drugiej
niespecjalnie głębokie kontakty ludzi na płaszczyźnie
zawodowej. Formalnie rzecz biorąc, tak priorytetami,
to niby coś takiego jak wirtualna PSP powinna mieć
tu priorytet najniższy. Jak nie ma czasu, to trzeba
z niej zrezygnować w pierwszej kolejności. No ale
właśnie taka mnie refleksja naszła - że pod względem
WARTOŚCI już jest inaczej, uplasowałem ją w środku,
a nie na końcu.
I tak to właśnie jest - zaangażowanie w PSP było
dla mnie źródłem doświadczenia, które trudno byłoby
mi zdobyć gdzieś indziej. Trudno byłoby np. w realu
spotkać się z tyloma trudnymi charakterami (pal licho
wyrażane przez nie ideologie ...), tak by
w ostrym, bezkompromisowym starciu nie stracić
całej przestrzeni działania, nie utknąć w jakiejś
ciemnicy, nie popalić mostów. Albo nie mieć
poczucia uczestnictwa w zbiorowej orgii zakończonej
radosnym, zbiorowym samobójstwem.
A na psp dzieje się to, działo i być może będzie
się jeszcze długo działo - i to bez udziału prochów
i alkoholu (tak przynajmniej zawsze było moim
wypadku).
I żeby nie było - to nie jest tylko doświadczenie
dla doświadczenia, to nie jakaś intelektualna
rozrywka, forma. Nawet, jeśli w moim wypadku
była to mocna umysłowo-emocjonalna odskocznia
od pracy informatyka, grzebacza w logice dwuwartościowe,
to jakoś tak mi się w życiu układa (o dziwo !),
że wokół mnie ludziom wcale nie idzie gładko (no
nie może być !), życie przynosi wiele spraw i wyzwań,
trudnych kontaktów, na horyzoncie co rusz pojawia
się coś a bardziej ktoś, kto potrzebuje wsparcia.
A potrzebuje go często właśnie
dlatego, że ... ma trudny charakter ? Jakąś inną
osobliwość ? Albo po prostu widać w nim tę samą
MOTYWACJĘ i pragnienie WARTOŚCI, które odczuwam
w zbiorowości tu tej owej PSP grupy ?
Ludzie szukają tych wartości. A często dostają
zamiast tego samotność. I nie bardzo rozumieją
istotę tej zamiany. Nie widzą gdzie się pojawił
brak i którędy kawałek życia im wyciekł pod
dywan lub pod ciemne łóżko.
Wczoraj oglądałem film "Samotny mężczyzna".
Film, w zgrubnej ocenie - jest o homoseksualiście
i jego samotności. Tak się przyjęło o nim mówić.
Ja jednak poleciłbym go jako taki, na jaki
wskazuje tytuł - o samotności i o mężczyźnie.
Film jest dobry - a trudno się robi filmy
traktujące o męskiej wrażliwości. To nie jest
coś łatwego do uchwycenia. Łatwo ten film przeoczyć
właśnie ze względu na to, że się go
odruchowo etykietuje jako 'mający w
samym środku coś niemęskiego', 'prawdopodobnie
pretensjonalny i rzewliwy'. Ja jednak polecam,
szczególnie facetom. Wydaje mi się, że można
by spokojnie wątek homoseksualny porzucić
i ustawić bohatera w pozycji jakiejkolwiek innej
'mniejszości', czyli w zasadzie w sytuacji zupełnie
powszechnej: sytuacji poczucia odmienności
od tłumu, bolesnych ograniczeń fizycznych,
zawodowych, intelektualnych, ograniczonego
potencjału relacji z innymi ludźmi,
niemożności realizacji swoich fascynacji,
trudności w otrzymaniu pełnego zrozumienia
- nawet od najbliższych osób (patrz relacja
z przyjaciółką głównego bohatera).
Film trudny, właściwie bez happy-endu,
a jednak dla mnie w jakimś stopniu pozytywny.
Po filmie miałem poczucie, że bohater coś wygrał.
Coś ugrał, coś ... W pewien sposób dotarł
do końca w porozumieniu z rzeczywistością,
a nie wbrew niej.
Polecam.
I dobranoc.
|