Data: 2002-12-11 12:26:35
Temat: Trawię terapię...
Od: "Melisa" <m...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Muszę sie z "kimś" podzielić, bo tam mi kurde ciężko w te dni... A tu życie
toczy się jakby nigdy nic - żarty, śmiechy, chatowanie i smutki jak
zawsze... Dobrze. Świat żyje i ma się jak zwykle :)
A ja wczoraj miałam trzecią sesję z niesamowicie bystrą terapeutką. Trafia w
sedno jak nikt.
Rozsupłuje wszelkie mechanizmy obronne i nie ma się uciekać w
racjonalizację, wyparcie, projekcję itd. Bo pokaże paluchem od czego
uciekasz.
Cała się trzęsłam, brałam trzy głębokie oddechy żeby móc mówić, po wyjściu
nie byłam w stanie zapisać kolejnego teminu -ręce mi latały, nogi jak z
waty, zęby dzwonią - brrr....
Się płaci cene za dążenie do stabilności. Ale wiem, że tak ma być - źle by
było, gdybym wychodziła jak z kawiarni... Tylko zadziwia mnie, że nadal
odkrywane są we mnie "ameryki" - wydaje się, że tak wiele wiem o sobie, że
jestem świadoma - a tu bach, jedno słowo, jedno pytanie i nagłe olśnienie!
Wszystko w danym temacie układa się tak spójnie, "eureka!", już wiem - o to
właśnie chodzi! Mam jasność. Wiem dlaczego - dlaczego ubieram się właśnie
tak, dlaczego mój mąż ma właśnie teraz zniżkę nastroju, dlaczego obieram
taką a nie inną postawę wobec bliskich, dlaczego, dlaczego.... I te
olśnienia powodują... "zapowietrzenie", jakby dziecko stało z otwartą buzią
i wybałuszonymi oczami myśląc "aaach... to taaak się dzieje....". I stoi jak
wmurowane.
Tak ja teraz stoję. Wmurowana, zadziwiona, przyjmująca do wiadomości...
Trawiąca. I ciężko jest. Jakby się nagim było...
Ale wiem, że aby ubrać się lepiej, stosowniej, wygodniej... trzeba się
najpierw rozebrać z przyciasnego, wymiętego, niemodnego...
Melisa
|