Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność

Grupy

Szukaj w grupach

 

Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 13


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2006-07-06 11:17:31

Temat: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: Szczesiu <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> szukaj wiadomości tego autora

Tzw. życie ułatwiamy sobie sięgając po różne środki, które mają nam
pomóc zapomnieć, że nie żyjemy tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, środki
te często mają charakter przeciwstawnych skrajności:
- używki i hedonizm <--> wyciszenie i asceza,
- ciągłe towarzystwo innych ludzi (również wirtualne) ew. ciągłe
towarzystwo włączonego telewizora czy radioodbiornika <--> wycofanie i
mizantropia,
- intelektualizowanie swoich podstawowych instynktów (strachu, żądz) i
celebrowanie tzw. dobrych manier <--> chamstwo i abnegacja,
- poświęcenie siebie innym (altruizm) <--> poświęcanie innych sobie
(egoizm, narcyzm),
- konsumpcyjny styl życia (obkupowanie się w niepotrzebne rzeczy,
korzystanie z durnych usług) <--> kontestacja i bycie "off", tylko czemu
takie ostentacyjne?,
- sztuczny zachwyt produktami kultury <--> negacja i krytycyzm,
- inne metody mniej lub bardziej wyrafinowanego kręcenia się w kółko.

Zwykle, choć nie zawsze jest to kontrast pomiędzy życiem zgodnie z
nakazami dolnego LUB górnego końca ciała. Dygresja: "górnym końcem
ciała" większości osób wydają mi się wpojone pod hipnozą dzieciństwa i
wieku młodzieńczego, rzadko poddawane weryfikacji sztywne zasady
mechanizujące myślenie - według hinduskiej jogi itp. nauk jest to ledwie
poziom żołądka. Żart na bazie mojego osobistego zdania - kogoś może nie
śmieszyć :) .

Wszystkie ww. zachowania (a zapewne i wiele innych, które akurat teraz
nie przyszły mi do głowy) są treścią życia praktycznie każdej ze znanych
mi osób i uznawane za normę. Co ma jednak robić osoba, która widząc te
wszystkie rytuały współczesnego (a pewnie nie tylko) świata nie wie, czy
ma się śmiać, czy płakać. Dlaczego wszyscy ludzie którzy znaleźli
"sposób na życie", bądź których sposobem na życie jest maksymalny
konformizm są mi tak obcy?

Ludzie wydają mi się ignorantami jeżeli chodzi o sprawy egzystencjalne,
ten brak zainteresowania graniczy wręcz z pewnością - czasem mam
wrażenie, jakby większość wiedziała już coś, co ja dopiero odkrywam.
Może jest i tak, może żyję wśród samych chichoczących z mojej
nieporadności światłych istot skrywających swoją wiedzę ("bo kto wie,
ten nie mówi", itp. banialuki). Może nie są po mojej stronie, może to
nawet nie są ludzie, może to nawrót paranoi, może wrócić do leków?

Brutalnie - często postrzegam ludzi jako wyprane z indywidualności
roboty (tych tzw. porządnych) lub hałaśliwe zwierzaki (tych mniej
porządnych). Widzę, jak podcinają sobie skrzydła, żeby za wszelką cenę
dopasować się do reszty wyznawców obłudy lub ogłupiają ucieczką w
nieświadomość pijaństwa czy narkomanii. Postrzegają rzeczywistość
strasznie konkretnie i według schematów, których próba zmiany budzi
zabobonny lęk. Ci obdarzeni szerszym spojrzeniem uciekają w cynizm,
złośliwość i pustą dumę z własnej inteligencji lub spostrzegawczości,
najczęściej realizowaną w jakimś kółku wzajemnej adoracji.

Podskórnie czuję, że to nie moja bajka, ale nie mogę znaleźć w sobie
dość siły, żeby utrzymać stan świadomości w którym to wszystko wydaje
się nieważne, w którym żadne durne uzależnienia się mnie nie imają.
Czuję wtedy, że inni patrzą na mnie spode łba, jakbym pozbawiał ich
słodkiej pewności raz ustawionego życia. I nie chodzi o to, że ja nie
lubię dobrej zabawy, jestem drętwy, nieczuły czy zmanierowany. Widzę
zakłamanie, któremu nie umiem się przeciwstawić, tym bardziej, że
dostrzegam, że również takie zakłamane postępowanie ma swój sens. Jego
przyczyną najpewniej jest brak dostatecznej świadomości siebie i brak
umiejętności bezkonfliktowej siebie realizacji.

W niektórych ludziach dostrzegam chyba ślad podobnego cierpienia, ale
równocześnie zaczynam zdawać sobie sprawę, że kiedy podejmuję dyskusję
na ten temat, jej istota ucieka i zaczyna się paplanina. Nawet teraz.

Jak być, nie będąc przy tym "kimś": intelektualistą, cynikiem, pozerem,
luzakiem, pracusiem, kombinatorem, "równym gościem" itp., jak trwać w
tym prawdziwym nieokreśleniu, które tak łatwo sprzedać za komfort
przynależności? Pewnie trzeba po prostu ćwiczyć utrzymywanie takiego
stanu "ducha" w normalnym życiu. Jeżeli wierzyć teorii (a po części i
praktyce) - kolejne przełomy w świadomości dokonają dzięki działającym
poza jej zakresem mechanizmom mózgu porządkującym informacje. Jeżeli
wierzyć teorii - sygnały szukając najprostszej drogi wyrównania
potencjałów znajdą w końcu optymalne rozwiązanie.

Powinienem się chyba cieszyć i być wdzięcznym, że żyję w warunkach, w
których mam szansę postawić sobie takie pytania, a nawet próbować
znaleźć odpowiedź.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2006-07-07 02:40:32

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: Immon <w...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Thu, 06 Jul 2006 13:17:31 +0200, Szczesiu napisał(a):
[...]
> Czuję wtedy, że inni patrzą na mnie spode łba, jakbym pozbawiał ich
> słodkiej pewności raz ustawionego życia.
[...]
Mnie akurat nie pozbawiasz bo bo jej nie posiadam, a zresztą owa
słodka pewność rzadko trwa długo :) Twoje poglądy oddają prawdę
o człowieku, ale sam widzisz, że nie dają ci one recepty na
szczęście i cały czas szukasz - ja tak miałem w trakcie studiów.
Będziesz tak szukał i szukał aż w końcu zwątpisz w sens dalszego
szukania, a też najzwyczajniej się zmęczysz i... zaczniesz żyć
pogodzony z rzeczywistością, chyba, że będziesz tym jednym z
nielicznych walczących do końca :)

A tak doraźnie to może powinieneś przyjąć pozycję obserwatora
rzeczywistości - w tym własnych procesów psychicznych, ale to też
będzie rodzaj ucieczki w pewną konwencję. Najlepiej mieć kilka
zainteresowań i przeskakiwać z jednego w drugie - jeśli się poczuje
pewne znużenie. Jeśli zechcesz nadać swemu życiu Wielki Sens to
raczej nie będziesz szczęśliwy, a wręcz możesz wpaść w depresję
(jeśli zaczniesz zbyt desperacko szukać owego sensu). Najprościej
jest nieco obniżyć poprzeczkę wymagań wobec życia - może to i
banalne podejście, ale zadziwiająco skuteczne.

Pozdrawiam

--
Immon

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2006-07-08 10:39:27

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: Szczesiu <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> szukaj wiadomości tego autora

> A tak doraźnie to może powinieneś przyjąć pozycję obserwatora
> rzeczywistości - w tym własnych procesów psychicznych, ale to też
> będzie rodzaj ucieczki w pewną konwencję.

Co gorsza, początkujący "samoobserwator" zwykle działa w trybie
albo-albo - nie umie połączyć obserwacji z działaniem (albo obserwuje
albo działa). Niebezpieczeństwo tkwi w nadmiernym pociągu do "trybu
obserwacji", który zaczyna być celem samym w sobie właśnie (stanowiąc
jako-takie remedium na lęk przed życiem). Im mniej zaangażowania we
wspólną z innymi rzeczywistość, tym bardziej człowiek zaczyna się
koncentrować na sobie, postępuje wyobcowanie, a co za tym idzie
zmniejsza się ilość przeżywanych sytuacji i więź z otoczeniem słabnie. W
końcu mózg zaczyna się karmić własnymi wymysłami biorąc je za sygnały ze
świata zewnętrznego i tu już koło się zamyka.

> Jeśli zechcesz nadać swemu życiu Wielki Sens to
> raczej nie będziesz szczęśliwy, a wręcz możesz wpaść w depresję
> (jeśli zaczniesz zbyt desperacko szukać owego sensu). Najprościej
> jest nieco obniżyć poprzeczkę wymagań wobec życia - może to i
> banalne podejście, ale zadziwiająco skuteczne.

Niestety poszukiwania sensu prawie zawsze się tak kończą - może w ogóle
podobne problemy są wynikiem jakiejś patologii? Jak powiedziała jedna z
bohaterek Seksmisji: "Zdrowa jednostka nie myśli, ale działa.". ;)

Nadzieję pozostawia fakt, że szkoły rozwoju duchowego też bazują na
takim "odpuszczeniu sobie", niemniej jednak każda faza "odpuszczenia"
poprzedzona jest długą praktyką (koncentracją). Nie tylko w duchowości -
również w optymalizacji ruchu w dyscyplinach sportowcych ciało łamane
wysiłkiem na treningu odrzuca to, co zbędne, aby techniki były
wykonywane przy minimalnym wysiłku. W życiu dzieje się zresztą podobnie.
Wydaje mi się jednak, że za wcześnie rezygnując można wiele stracić, bo
na końcu, po ostatecznym "odpuszczeniu" chyba coś pozostaje, coś, czego
inaczej nigdy byśmy sobie nie uświadomili. Świadomość, której już nie
trzeba sobie "odpuszczać". Chyba :) .

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2006-07-10 11:12:20

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: "Duch" <n...@n...com> szukaj wiadomości tego autora

"Szczesiu" <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> wrote in message
news:e8irh4$ap8$1@atlantis.news.tpi.pl...

Wiesz, ze to co piszesz jest ciekawe....
Sam kiedys sie nad tym zastanawialem, teraz fajnie jest
sobie przypomniec.

Kilka podstawowych pytan ktore mi przychodza, moze cos sie wyjasni:

- rzeczywiscie temat ktory poruszasz jest podstawowy a rownoczesnie tak
rzadko wogole zauwazany i poruszany. Co wyglada na ignorancje. Tez mnie to
kiedys
dziwiło (teraz zaakceptowałem to)

- no dobrze, skoro istnieja takie dwa, skrajne rozwiazania przyjmowane przez
innych,
to jakby miał wyglądać ten "złoty srodek"? Moze - zamiast a krytyce innych,
nawet jesli
słusznej- skupić sie na rozwiazaniu? No tak ale wyglada na to ze go nie
masz,
ze nie masz tego zlotego srodka? Jesli nie masz to dlaczego? Moze jest jakas
trudnosc?

- a moze masz zloty srodek tylko czujesz sie jak na pustyni - wsród
"głupców"?

- a moze problemem jestes Ty, a dokładniej zbyt krytyczne Twoje spojrzenie,
czyli zbyt wcielasz sie w rolę obserwatora, zbyt marzacego o ideale,
i w ten sposób widzisz w krzywym zwierciadle ludzi ktorzy najwzyczajnia
sobie ze swiatem jakos radzą?

> Podskórnie czuję, że to nie moja bajka, ale nie mogę znaleźć w sobie dość
> siły, żeby utrzymać stan świadomości w którym to wszystko wydaje się
> nieważne, w którym żadne durne uzależnienia się mnie nie imają. Czuję
> wtedy, że inni patrzą na mnie spode łba, jakbym pozbawiał ich słodkiej
> pewności raz ustawionego życia. I nie chodzi o to, że ja nie lubię dobrej
> zabawy, jestem drętwy, nieczuły czy zmanierowany. Widzę zakłamanie,
> któremu nie umiem się przeciwstawić, tym bardziej, że dostrzegam, że
> również takie zakłamane postępowanie ma swój sens.

Czyli jednak zachowanie takie ma sens - widzisz.... ciekawe....

> Jego przyczyną najpewniej jest brak dostatecznej świadomości siebie i brak
> umiejętności bezkonfliktowej siebie realizacji.

- a to coś sciemniłes, w kazdym razie nie rozumiem... rozmył sie sens,
zreszta sam to zauwazyles (!!!!) i piszesz w nastepnym zdaniu.

Taki moment utraty sensu w dyskusji jest dobry bo tutaj trzeba drązyć.
Wiec powtarzam pytanie ktore sie rozmyło: jaki sens ma to zakłamanie innych
o ktorym piszesz?

> W niektórych ludziach dostrzegam chyba ślad podobnego cierpienia, ale
> równocześnie zaczynam zdawać sobie sprawę, że kiedy podejmuję dyskusję na
> ten temat, jej istota ucieka i zaczyna się paplanina. Nawet teraz.

A widzisz! Chcesz miec złoty srodek (czy jak to nazwac), ale tak naprawdę
cięzko
go zlapać! Tym niemniej chyba to czegos szukasz jest dosc konkretne, bo...
jakos rozumiem o co Ci chodzi.

> Jak być, nie będąc przy tym "kimś": intelektualistą, cynikiem, pozerem,
> luzakiem, pracusiem, kombinatorem, "równym gościem" itp., jak trwać w tym
> prawdziwym nieokreśleniu, które tak łatwo sprzedać za komfort
> przynależności?


Jakbym czytał moje z przed ilus tam lat. Dzisiaj myśle tak - problem jest
jakby po Twojej stronie - nie chcesz "przynalezec" - zastanów sie dlaczego!
MZ, bo przynaleznosc to okreslenie sie, utozsamienie z grupą, zachowaniem,
a ty tkwisz w roli takiego Zbyt Krytycznego Obserwatora, ktory patrzać
jaką przybrałeś Role czy Tożsamosc, od razu zaczyna Cie krytykowac
wówiąc jakby "znowu jesteś w ciasnym schamacie".

Znam to. Patrzac na to z perspektywy czasu, mysle ze to
jest problem cywilizacyjny - czesc z nas, zamiast spontancznie życ, zyjemy
wyobrazeniami jak powinnismy zyć (moze to jest narzucone przez media?),
zbyt intelektualizujemy, chcemy miec jakis idealny wizerunek siebie i nie
byc zaszufladkowanymi,
bo .... wtedy stajamy sie nudni. A chcemy byc jedyni?, niepowtarzali?
indywidualni?

Rozwiazaniem jest przestac sie zastanawiac czy to co robimy ma sens,
przestac sie
wreszcie krytycznie obserwowac (to trudne z pewnych powodów). Trzeba po
prostu zacząć żyć, po swojemu, wedlug wlasnego, prywatnego instynktu.

Pozdrawiam,
Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2006-07-10 11:19:38

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: "Duch" <n...@n...com> szukaj wiadomości tego autora

"Szczesiu" <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> wrote in message
news:e8o25a$9an$1@nemesis.news.tpi.pl...

> Co gorsza, początkujący "samoobserwator" zwykle działa w trybie
> albo-albo - nie umie połączyć obserwacji z działaniem (albo obserwuje albo
> działa). Niebezpieczeństwo tkwi w nadmiernym pociągu do "trybu
> obserwacji",

Dokładnie - zbyt krytyczny obserwator, zamiast sponatanicznego działania.
Teraz pewnie myslisz ze trzeba sie tego Obserwatora pozbyc...
nie tak prosto, on nie pojawił sie przypadkiem, jego istnienie
ma pewien sens. Jaki? To strach przed byciem "zaszufladkowanym"
(w przeciwieństwie do bycia dumnym z siebie, wartosciowym, indywidualnym).

> który zaczyna być celem samym w sobie właśnie (stanowiąc jako-takie
> remedium na lęk przed życiem). Im mniej zaangażowania we wspólną z innymi
> rzeczywistość, tym bardziej człowiek zaczyna się koncentrować na sobie,
> postępuje wyobcowanie, a co za tym idzie zmniejsza się ilość przeżywanych
> sytuacji i więź z otoczeniem słabnie.

Tak jest!

> Niestety poszukiwania sensu prawie zawsze się tak kończą - może w ogóle
> podobne problemy są wynikiem jakiejś patologii? Jak powiedziała jedna z
> bohaterek Seksmisji: "Zdrowa jednostka nie myśli, ale działa.". ;)

Tak, też to pamietam i też sie nad tym zastanawiałem. Nie, nie problem
choroby,
tylko jest to problem Zbyt Kryrycznego Obserwatora, a ten powstał w wyniku
działania mass-mediów (tak mi sie wydaje) i zbyt duzym intelektualizowaniu
- z powodu coraz mniej pracy fizycznej w dzisiejszym swiecie.
Dlatego ja lubię sie zmeczyc jak zwierze (sport, praca fizyczna). Wtedy
glupie
mysli ulatują, chociaż nie chcą tak łatwo odpuscic sobie :)

Pozdr,
Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2006-07-12 07:43:09

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: Szczesiu <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Dokładnie - zbyt krytyczny obserwator, zamiast sponatanicznego działania.
> Teraz pewnie myslisz ze trzeba sie tego Obserwatora pozbyc...
> nie tak prosto, on nie pojawił sie przypadkiem, jego istnienie
> ma pewien sens. Jaki? To strach przed byciem "zaszufladkowanym"
> (w przeciwieństwie do bycia dumnym z siebie, wartosciowym, indywidualnym).

Po jakimś czasie praktyki można w sobie wyrobić bezstronność u tego
krytyka (sublimować go w obiektywnego obserwatora?).
Skądinąd podział psychiki (umysłu) na m.in. dwa "ja" - obserwujące i
doświadczające niestety utrzymuje się chyba aż do zrozumienia wspólnej
podstawy wszystkich doświadczeń i tego, że zewnętrzne i wewnętrzne nie
da się oddzielić i problemem jest właśnie to, co czyni ów podział.

> Tak, też to pamietam i też sie nad tym zastanawiałem. Nie, nie problem
> choroby,
> tylko jest to problem Zbyt Kryrycznego Obserwatora, a ten powstał w wyniku
> działania mass-mediów (tak mi sie wydaje) i zbyt duzym intelektualizowaniu
> - z powodu coraz mniej pracy fizycznej w dzisiejszym swiecie.

To był żart - z drugiej strony czytałem w pewnej książce o rozwoju
duchowym, że często dopiero depresja jest motorem rozpoczęcia poszukiwań
metod praktyki. Być może człowiek wyrzucony poza nurt życia dostrzega
to, o czym obaj piszemy, a co tak trudno zdefniować.
Wydaje mi się, że faktycznie pseudointelektualne wyrafinowanie zamyka
serce. Ludzie mają chyba do czynienia ze zbyt dużą ilością informacji w
stosunku do swoich możliwości jej porządkowania - dane są wręcz wlewane
do mózgów (często metodami pochodzenia psychologicznego - reklamy) i
wychodzi z tego kociokwik w umyśle niedojrzałej jednostki. Ciekawie
napisał o podobnych sprawach Saul Bellow w felietonie "Rozproszenie
uwagi" - do przeczytania w jego książce "Suma po przemyśleniach".

Co do pracy fizycznej - słaby kontakt z ciałem jest przecież objawem
chorób psychicznych, a trudno dobrze czuć coś, czego się nie używa. Ja
np. podczas ostrej fazy choroby psychicznej lepiej się czułem
_psychicznie_ kiedy byłem jednocześnie chory _fizycznie_ i miałem
dreszcze - lepiej czułem ciało. Właściwie człowiek nieruchawy czuje
ciało tylko dzięki fizjologii - odczuć pre- i post- i seksualnych
(podniecenie, odprężenie), oraz wypróżniania, jedzenia i oddychania - a
na to jest przecież (oprócz jedzenia i oddychania rzecz jasna) nałożony
bat tabu. Lepiej już chyba "moralnie" karmić zmysły oddechem (joga,
ćwiczenia aerobowe) niż się obżerać, notabene. :) Im bardziej "brudne"
masz myśli, tym większa chęć ucieczki od tego "brudu" w bezcielesność
(np. narcystyczne życie w głowie).

W ogóle wydaje mi się, że istotą życia człowieka (jeżeli w ogóle jej
szukać) jest komunikowanie się z otoczeniem. Każdy ma wiele poziomów
komunikacji (wymiany), choć większość korzysta tylko z 2-3 na raz i ma
poczucie niepełnego przeżywania swojego życia. Albo za mało biologii,
albo intelektu, a najczęściej chyba miłości. Polecam książkę Mieczysława
Włoczysiaka "7 poziomów świadomości".

> Dlatego ja lubię sie zmeczyc jak zwierze (sport, praca fizyczna). Wtedy
> glupie
> mysli ulatują, chociaż nie chcą tak łatwo odpuscic sobie :)

Ja mam w trakcie ćwiczeń i pracy fizycznej czas na głupie myśli właśnie,
a ćwiczę tyle, że organizm nie nadąża już z regeneracją, haha.

Pozdrawiam

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2006-07-12 09:51:34

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: Szczesiu <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Taki moment utraty sensu w dyskusji jest dobry bo tutaj trzeba drązyć.
> Wiec powtarzam pytanie ktore sie rozmyło: jaki sens ma to zakłamanie innych
> o ktorym piszesz?

Wszystko co jest, ma sens, bo zachodzi związek przyczyna-skutek.
Problemem jest więc (również moim) niedostatecznie szerokie spojrzenie,
które widzi sprzeczność, choć istnieje punkt widzenia, z którego tej
sprzeczności nie ma. I tu pomaga technika utrzymywania problemu w
świadomości przy braku forsowania rozwiązania.

> Rozwiazaniem jest przestac sie zastanawiac czy to co robimy ma sens,
> przestac sie
> wreszcie krytycznie obserwowac (to trudne z pewnych powodów). Trzeba po
> prostu zacząć żyć, po swojemu, wedlug wlasnego, prywatnego instynktu.

Wymaga to sporej odwagi, która niestety bardziej przynależy mniej
świadomym stadiom istnienia. Świadomość i odwaga jednocześnie może
skutkować zasklepieniem się w pozie jakiegoś Don Kichota od walki z
"niesprawiedliwością". Idealne bycie to świadomość wszystkich pięter
siebie, od strachu, agresji i zmysłowości po duchowość NA RAZ, a
praktyczna skuteczność w życiu zależy niestety od koncentracji na jego
poszczególnych aspektach i separowaniu tego co nieistotne dla realizacji
danego celu. Tylko, że wtedy umyka całość. Może ten brak celu istnienia
jest największym bólem, skoro tak bardzo staramy się go uśmierzyć? A
może to nie brak celu, ale brak możliwości jego zobaczenia z punktu
widzenia nieświadomej istoty?

I znowu - świadomość tego dualizmu (bycie - działanie) to pierwszy krok
do jego przezwyciężenia. W zasadzie nic innego nie można zrobić oprócz
życia ze świadomością jakiegoś problemu i oczekiwaniem na przebłysk
zrozumienia. Kiedyś przyszedł mi do głowy taki schemat postępu -
koncentracja, przesilenie, aha! (eureka! :) ), rozluźnienie i
porządkowanie danych. Powtarzać do skutku.

Wyjście poza siebie wymaga właśnie sięgnięcia poza obecny punkt
widzenia, więc zarazem trzeba się przyzwyczaić do sytuacji, w której nie
wiem, czego się spodziewać. I tu kolejny paradoks - świadomość celu
istnieje w nas od początku, ale kiedy zaczynamy do niego dążyć, gubi
się. Przy tym wszystkie te starania wydają się nawet nam - niby
nieświadomym - nieporadne i naiwne (tak jakby były oceniane z tego
właśnie ostatecznego punktu, ale może mi się wydaje), najlepsze jest to,
że pod koniec drogi (ponoć) jest się znowu w punkcie wyjścia z tym, że
teraz wszystko do siebie pasuje. Jak powiedziała pewna oświecona
kobieta: "Na końcu wszystko jest wyłożone gazetami".

Być może chodzi tylko o sklejenie "rozpadniętej" psyche, o uświadomienie
sobie własnych uwarunkowań, uzależnień - uspokaja to umysł na tyle, że
zaczyna widzieć coś więcej. Byłoby to straszne chyba zobaczyć przez
chwilę ile posiadanej energii tracimy na walkę z samym sobą. Pewnie
procentowo tyle, ile żarówka zużywa na grzanie. Dobrze, że istnieje
sposób, by poprawić sobie wskaźnik sprawności i świecić mocniej za tą
samą cenę. :)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2006-07-12 10:37:10

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: "Duch" <n...@n...com> szukaj wiadomości tego autora

"Szczesiu" <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> wrote in message
news:e92grl$eb1$1@nemesis.news.tpi.pl...

> Wymaga to sporej odwagi, która niestety bardziej przynależy mniej
> świadomym stadiom istnienia. Świadomość i odwaga jednocześnie może
> skutkować zasklepieniem się w pozie jakiegoś Don Kichota od walki z
> "niesprawiedliwością". Idealne bycie to świadomość wszystkich pięter
> siebie, od strachu, agresji i zmysłowości po duchowość NA RAZ, a
> praktyczna skuteczność w życiu zależy niestety od koncentracji na jego
> poszczególnych aspektach i separowaniu tego co nieistotne dla realizacji
> danego celu. Tylko, że wtedy umyka całość. Może ten brak celu istnienia
> jest największym bólem, skoro tak bardzo staramy się go uśmierzyć? A może
> to nie brak celu, ale brak możliwości jego zobaczenia z punktu widzenia
> nieświadomej istoty?


Ta swiadomosc o ktorej piszesz (tak, tez kiedys chcialem "byc swiadomy")
to raczej kłopot niż pomoc, czy cos co powoduje lepsze, wartosciowsze zycie.
Nie masz pewnosci ze swiadomosc to tylko urojenia, w dodatku skazone
medialnym wizerunikiem.
Slusznie pisesz ze swiadomi i odwazni to Don Kichoci. Tak jakby oderwani
od rzeczwyistosci, prawda?
Wiec jednak potwierdza to co pisze - ta tzw. "swiadomosc" nie pomaga.

A gdyby tak glebiej siegnac to mysle ze problem jest nie w tym JAK byc
swiadomym,
tylko PO CO chcemy byc swiadomymi. Za tym stoi pewien problem, juz pisalem:
- zbytnia obserwacja siebie, zbyt krytyczna (jedna z przyczyn moze byc swiat
medialny).
- potrzeba bycia akceptowanym przez otoczenie i nieotrzymywanie tego
- brak wzorca, brak srodowiska z ktorym mialoby sie poczucie przynaleznosci,
oparcie.

(patrze przez swój prymat).

Lepsze jest zycie instynktowne, niz "swiadome" - bo wcale nie jest gorzej,
za
to ciagle nie myslimy czy jestesmy "swiadomi".

> I znowu - świadomość tego dualizmu (bycie - działanie) to pierwszy krok do
> jego przezwyciężenia. W zasadzie nic innego nie można zrobić oprócz życia
> ze świadomością jakiegoś problemu i oczekiwaniem na przebłysk zrozumienia.
> Kiedyś przyszedł mi do głowy taki schemat postępu - koncentracja,
> przesilenie, aha! (eureka! :) ), rozluźnienie i porządkowanie danych.
> Powtarzać do skutku.

yyyyyyy, rozumiem, rozumiem, znam taki styl zycia troche,
chociaz coraz rzadziej tak mam i traktuje to jako duży plus.
Ale powiem szczerze ze nie za bardzo wiem jak sie od tego uwolnic.
Prawdopodobnie takie cyliczne zycie (problem->przezwyciezenie)
spowodowane jest zbyt mocnym mysleniem, zbyt usilnymi próbami znalezienia
oparcia myślowego (w jakiejs teorii) w zyciu. Mysli to kicha ;) zycie jest
jakie jest.

> Wyjście poza siebie wymaga właśnie sięgnięcia poza obecny punkt widzenia,
> więc zarazem trzeba się przyzwyczaić do sytuacji, w której nie wiem, czego
> się spodziewać. I tu kolejny paradoks - świadomość celu istnieje w nas od
> początku, ale kiedy zaczynamy do niego dążyć, gubi się.

Dokładnie :) Rzecz w tym, ze (moim zdaniem) nie ma czegos takiego jak
coraz szersze spojrzenie (no, moze nie zawsze).
Piszesz "Wyjście poza siebie wymaga właśnie sięgnięcia poza obecny punkt
widzenia".
Ale jesli własnie wychodzisz poza siebie to .... juz nie jestes W SOBIE,
tylko POZA sobą!
Ty sugerujesz ze wyjscie poza siebie spowoduje SZERSZE spojrzenie a ja
sugeruje,
ze nie, po prostu inne, nawet troche gorsze, bo POZA SOBĄ (czyli traci sie
kontakt z samym sobą).
Nie mozna byc rownoczesnie poza sobą i w sobie. Ty prawdopodobnie myślisz że
"uzyskac szersze
spojrzenie" znaczy ogarniac wiecej. Moim zdaniem - Nie! Jestes poza sobą w
pozycji obserwatora,
wiec ... nie żyjesz własnym zyciem, wlasnym instynktem. I tu jest ból. Takie
jest moje doswiadcznie.
A "zycie swiadome" to moim zdaniem mit.
To efekt jakiegos problemu o ktorym pisałem, albo inaczej mowiac slepa
uliczka.

> Być może chodzi tylko o sklejenie "rozpadniętej" psyche, o uświadomienie
> sobie własnych uwarunkowań,

Niegdy nie poznasz wlasnych uwarunkowan, sorry.... poznasz, ale tylko po to
zeby
uporzadkowac terazniejszosc, zeby "uwolnic" przeszlosc i wrócić do
terazniejszosci.
Nie jest celem zycie ze znajomoscia swoich uwarunkowan (tak jak sugerujesz)
- poznawanie uwarunkowan to "zlo koniecznie" dla uwolnienia przeszlosci i
zycie spokojnie
dzisiaj.

> uzależnień - uspokaja to umysł na tyle, że zaczyna widzieć coś więcej.

Tak uspokaja, ale nie dlatego ze wiesz wiecej tylko ze uwolniles przeszlosc,
ze zyjesz w zgodzie z przeszloscią.

Takie mam doswiadczenie, moze bedzie pomocne, a moze sie mylę :)
W kazdym razie jest zadowolony z tego co jest teraz, a nie z tego co było
kiedys (parcie na zycie swiadome) i nawet traktuje to jako pułapkę.

Pozdrawiam,
Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2006-07-12 10:45:44

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: "Duch" <n...@n...com> szukaj wiadomości tego autora

"Duch" <n...@n...com> wrote in message
news:e92jf9$554$1@atlantis.news.tpi.pl...

A tak poza tym, to nie wiem czy to co napisałem ma sens.
Z tego co piszesz, jestes na ktorym etapie pewnego procesu,
ktory wyglada mniej wiecej tak:

wypadniecie z nurtu zycia i depresja -> mocne intelektualizowanie ->
ono powoduje "przerobienie" rzeczywistosci i znalezienie lepszych,
nowych rozwiazan -> powrót do życia

Znam to troche.


Moje rady polegały na tym ze "mniej myślec", mniej sie obserwowac.
A teraz mysle ze to jest potrzebne. Po prostu zeby "przetrawić
rzeczywistosci".
Ale dalej uwazam ze to intelektualizowanie czy "bycie swiadomym", to nie
cel tylko narzędzie do przetrawienia rzeczywistosci.

Pozdrawiam,
Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2006-07-12 10:49:43

Temat: Re: Uzależnienie od podpórek kontra spontaniczność
Od: "Duch" <n...@n...com> szukaj wiadomości tego autora

"Szczesiu" <szczesiu@_wytnijsetokurde_pf.pl> wrote in message
news:e929ar$o33$1@nemesis.news.tpi.pl...

> Po jakimś czasie praktyki można w sobie wyrobić bezstronność u tego
> krytyka (sublimować go w obiektywnego obserwatora?).
> Skądinąd podział psychiki (umysłu) na m.in. dwa "ja" - obserwujące i
> doświadczające niestety utrzymuje się chyba aż do zrozumienia wspólnej
> podstawy wszystkich doświadczeń i tego, że zewnętrzne i wewnętrzne nie
> da się oddzielić i problemem jest właśnie to, co czyni ów podział.


No sorry, ale nie mozna równoczesnie jeść banana
i obserwowa siebie, analizowac jak sie go je.

Bo .... mozna zwariowac. Oraz - po co sie obserwowac jak sie je banana? :)

Ale ok, jak juz napisałem - moze to obserwowanie jest potrzebne na pewnym
etapie "przetrawiania rzeczywistsci" - jak juz pisałem.

> Ja mam w trakcie ćwiczeń i pracy fizycznej czas na głupie myśli właśnie,
> a ćwiczę tyle, że organizm nie nadąża już z regeneracją, haha.

A, to prawda ze podczas pracy fizycznej mysli latają :)
Ale one sobie po prostu tak latają i nic wiecej ... :)
Duch


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Prostytucja
Nie umiem rysować okręgów (analiza schizofreidalna)
Podejrzenie molestowania dziecka- procedura
O kulturze, ogródku i wyprawach w kosmos ...
Potrzebuje pomocy !!

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »