Strona główna Grupy pl.sci.psychologia ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...

Grupy

Szukaj w grupach

 

ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-04-01 19:17:09

Temat: Re: ZDRADZONA
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witaj Natalio :)

> Pierwsze moje spostrzeżenie po przeczytaniu twojej odpowiedzi to to, że
masz
> Madziu pewien dar rozmowy z ludźmi, i radzenia im. Co więcej, brzmisz jak
> całkiem otwarta, "samoświadoma", i bynajmniej nie zakompleksiona osoba. :)
> Musisz rzeczywiście wiele razy pocieszać lamentujące koleżanki :)

To nie jest tak do kónca. Ktoś kiedys mi powiedział: " Magda ty potrafisz
pomóc innym a sobie nie potrafisz pomóc". Nie wiem do końca czy ja potrafię
pomóc innym, stram się napewno. Pomagam bo wiem jak sie człowiek czuje bez
pomocy. Piszesz o darze.... moze on jest, ale nie potrafię z niego zrobić
uzytku do końca......Poza tym nie byłam osobą przez 90 % procent mojego
zycia otwarta na innych. Krytykowałam, obgadywałam, nienawidziłam osoby,
której nawet nie poznałam. Zakładałam że wszyscy są źli, okrutni, brzydcy.
Do tego czułam sie jeszcze gorsza od nich. Spojrzałam, że ktoś ma odstające
uszy to musi być głupi.... Tego nauczyła sie od mojej mamy, która rzutuje
swoje kompleksy na innych i na mnie też. W dodatku kuzynka, ( młodsza o
rok, ma wykształcenie podstawowe, sredniego juz nie potrafiła zrobić,
myślała że zrobie je za nią - źle zrozumiała oferowana przeze mnie pomoc),
dobijała mnie od dziecka słowami: Magda brzydka..... nikt cie nie kocha,
nikt cie nie lubi. Teraz wiem że tez jak moja mama rzutowała kompleksy na
mnie. Miała tatę TYRANA i zazdrość o mojego tatę okazywała w ten sposób.
Jednak ona żyje lakką ręką. Zawsze ma lepszy ciuch, bo ma faceta (
przepraszam że tak określę- frajera ) który daje jej serce i pieniądze, a
ona go zdradza. Facet ma 30 lat Sam prosił mnie o pomoc, żeby mu pomóc z
tego wybrnąć, ale on nadal chce tkwic w tym. Ona jest atrakcyjna. Ehhhhhh
przepraszam rozpisałam sie w innym kierunku. Chciałam tylko podsumować, że
człowiek tyle robi, tyle działa, a ktoś beztroski mu to niszczy i jest
inteligentniejszy emocjonalnie niz ja. Ehhhhh.

> Zastanawiam się, skąd się bierze jej niechęć, może i nienawiść do mnie? Bo
> tak to wszystko odczytuję.

Moim zdaniem ta niechęć i nienawiść to emocje nieświadome i nieadekwatnie
skierowne wobec Ciebie. Nieopisałaś relacji rodziców Twojej mamy do jej
samej. Może ona ujawnia w ten sposób zranione dziecko i rzutuje na Ciebie te
okrutne emocje. Twoja mama nie zastanawia sie nad tymi emocjami i wygodniej
jej jest wyrzucić je z siebie na ciebie i na inne osoby. Ona sama pewnie
czuje krzywdę i nie radzi sobie z tym dlatego rzuca je na Ciebie, zamiast na
osobę której rzeczywiscie chciałaby je pokazać. W ten sposób krzywdzi Ciebie
i pewnie tez twojego brata, z tą róznicą tylko ze brat ( jako wymarzone
dziecko, któremu mama dała więcej uczuć pozytywnych ) potrafi przyjąć inna
postawę. Ale moze też mieć poczucie krzywdy ze strony mamy. Nie wiem czy
dobrze piszę ale tak to czuję, bo odnosze sie tez do mojego przykładu.

> Krytykuje wszystko, cokolwiek zrobię. Osiągnięcia na anglistyce nie są
> ważne, bo to przecież tylko banalna anglistyka, kierunek dla kretynów, a
nie
> naprawdę wymagające intelektualnie prawo. Średnia na studiach też zawsze
za
> niska (jestem w pierwszej 10 najlepszych studentów, rok w rok)

BRAWO!!!!! GRATULUJĘ SUKCESÓW!!!
Natalio jesteś bardzo dobra w tym co robisz :), aż Ci zazdroszcze :) zawsze
mi brakowało parę setnych do stypendium, jestem przeciętna....:) Ale nie o
tym chce pisać.....
>
> Nie dyskutować. Nie wyrażać swoich opinii. Odzywanie się ograniczyć do
> minimum. Wszelkie istotne dla ciebie sprawy zachowywać tylko dla siebie.
(o
> tym, że mam mieć wycięte jajniki nikt do tej pory się nie dowiedział, na
> szczęście wyrok odroczono)
> Nie dać się wyprowadzić z równowagi. Udawać zimną flądrę.
> Nie podnosić głosu, w żądnym wypadku nie płakać, panikować, czy
wyolbrzymiać
> swój problem.
> Stosować wobec niej jej metody. Na pierwszym miejscu oziębłość i gra
> psychologiczna.

Mozesz nie odzywać sie do mamy jesli masz taka potrzebę, oczuywiście, ale
jak sama wiesz duszenie emocji nie jest wskazane. Przez to że będziesz
zachowywać istotne sprawy dla siebie, zamkniesz się na innych, którzy będą c
hcieli Ci pomóc, Tak wiem wyrazenie prze cibie opini i mając swiadomość, ze
czy tak czy tak bedzie skrytykowane, boli. Jest lęk. Nauczyłaś się bać
krytyki, wyćwiczyłaś sobie to zachowanie i pewnie jest Ci też cięzko
przyjmować krytyke od innych. Przynajmniej ja tak miałam. Nienawidziłam
ludzi którzy chcą mi cos nowego powiedziec, choć mieli rację ja ripostowałam
bez namyślenia. Myslałam że chcą mnie nawet oszukać. Czasem do tej pory mam
takie uczucie, że życzliwi ludzie chcą mmnie oszukać, niepotrafię zaufać.
Wręcz stałam się nienormalnie dyplomatyczna do ludzi.Ucze sie ciągle
otwartosci, bo taką chce byc. Myślę, że powinnas płakać jesli masz na to
ochotę. Nawet jesli sie wstydzisz przed mamą lub przed kimkolwiek, płacz
czasem ile wlezie.

> Jak najrzadziej bywać w domu. Jeśli już, to najlepiej schodzić jej z
drogi.
> Zwal to na naukę we własnym pokoju. :)Nie można jednak przesadzać, bo nie
> chcę przecież, by ktoś pomyślał, że jestem na nią bez przyczyny obrażona.
:)

Włanie tu widac Twoją obawe przed zdaniem innych w stosunku do Ciebie. Ty z
niczym nie przesadzasz to jest Twój naturalny odruch. Masz prawo się
obrazić. I wiesz dobrze, że jest przyczyna. Przecież to nie Twoja wina,
chciałaś poprawic racjonalnie co było powiedziane wg Ciebie nietaktownie.

> W przyszłości, jak już sobie na to zarobię, zamieszkam daleko, najlepiej w
> innym mieście i zacznę nowe, niezatrute życie. (I tu znów jakby się
> oszukuję...) Odliczam już dni do tego cudownego momentu. :)

Rzeczywiście nie warto się oszukiwac, ze wyprowadzka i nowe zycie załatwi i
rozwiąze cały problem. Przyczyna jak dobrze wiesz tkwi wewnątrz i tam ją
trzeba rozwiązać. Wyprowadzka moze byc pomocna, w odseparowaniu od
fizycznych relacji, ale powracając do domu podczas odwiedziń bedziesz
zastawała tę sama sytuację, którą doświadczasz teraz.
>
>
> No i jeszcze jedno, jak na ironię, moje jajniki są, jakby to rzec, mało
> sprawne. Nikt mi nie powiedział wprost : Nie bedziesz mieć dzieci! - ale
> gdybym nie mogła mieć dzieci, byłby w tym jakiś okrutny sens. Czy ty
> myślisz, Madziu, że będziesz dobrą matką? Czy w ogóle chcesz nią
> kiedykolwiek być?

Bardzo pragnę być mamą.... Jednak mam obawy.....własciwie nie oto, że
schemat rodziny sie powieli, bo nauczyłam sie radzić z pewnymi rzeczami i
odczuciami. Mam nadziję ze podczas problemu z moim dzieciaczkiem zapali mi
sie lampka i nie popełnie błedu mojej mamy czy babci. Jednak cos we mnie
zostanie. Mam przeciez nerwice, dopada mnie depresja, i mam objawy
psychosomatyczne. Rozsądnie myslać to nie powinnam mieć dzieci..... Ciąza
moze byc ryzykowna, nie wiem co bedzie sie ze mna działo jakie objawy
nieporządane się pojawią. Dlatego ciągle szukam rozwiązania i nauczenia się
radzic z tym problemem. W ten sposób chce przezyc macierzyństwo i okazać
miłosć mojemu dziecku ( w miarę mozliwosci rozsądna miłość, nie
przesadzając) Myśle ze pozbycie sie kompleksów i wyrównanie braków
uczuciowych w miare mozliwosci pozwoli mi na stworzenie rodziny. Tylko
powstaje następny problem- nie mam partnera. Ideał taty mi go zasłonił.
Powoli uświadamiam sobie, ze odrzucam "propozycję" zakochania i miłośći.
"Adoratorzy" przegrywają z wizerunkiem mojego taty. Odkryłam to niedawno, że
szukałam w nich mojego taty i tu zbłądziłam. To zabolało.... ale tak
własnie jest. Nie zdziwię się że zostanę starą panną, bo nie mam na razie
pomysłu jak rozwiązać ten problem. Myslałam żeby pożegnać się oficjalnie z
tata. Byłam nad jego grobem. Siedziałam bardzo długo i mówiłam mu co czuję.
Później wypowiadałam słowa, które chciałby mi powiedzieć mój tata, jako
osoba która chce dobrze dla mnie. Min. wypowiedziałam mu jego błedy, bo
takie miał. On zaś powiedział mi tak:
"Magda, ja odszedłem, mnie tu nie ma fizycznie. Ty masz swoje zycie i
powinnas sama podejmować decyzje. Ja przezyłem swoje... miałem upadki i
dobre chwile i zapisało sie to w mojej księdze życia. Ty masz swoją i staraj
sie przezyc życie według siebie. Moje rady nie zawsze były słuszne i tez sie
myliłem. Wiem byłem dla Ciebie ważną osobą, ale mój czas skończył się na
ziemi. Wiedz o tym że masz dużo miłości w sobie i mozesz ja okazać innym
którzy potrzebują jej, ale nie oddawaj sił dla czegos czego juz nie ma czyli
dla mnie. Zachowaj wspomnienie o mnie, a swoje zycie buduj beze mnie. Masz
szansę je budować na własny rachunek. Zegnam się z Tobą ......" To jest pare
zdań, które powiedziałam niedawno do siebie w imieniu taty. Nie wiem czy
zrobiłam dobrze, czy było to słuszne podejscie, ale tak to czułam. Czas
jednak pokaże co bedzie dalej.

> glos jakby przymarza mi do gardla

Przymarzł Ci do gardła, bo za dużo słyszałaś słów ZAMILCZ!!! tak jak
opisywałaś wcześniej. Nauczyłaś się słuchać tego słowa i praktykować
to...... milczysz..... mało się odzywasz. Jest w tym iskierka nadziei, że
mozna to odwrócic na Twoją korzyść. To ze jestes inteligentną osobą tez
wspamniale mozesz to wykorzystać. Pozwolę sobie opisac jak ja dochodziłam do
mojego poczucia wartosci. To nie było łatwe.W pewnym momencie przyszło mi do
głowy ( było to trzy lata temu ), dosłownie tak jakos miałam cheć.
Pomyślałam co mi zależy. Bałam się przed sama sobą, ale cos mi kazało się
zaprzeć i wydusić to z siiebie......wypisałam sobie na kartce moje
kompleksy. Główkowałam, ale w końcu wymysliłam. Te kompleksy obróciłam w
pozytywne cechy, takie jakie one powinny byc we mnie. Nie bede ich pisac, bo
nie chcę Ci podpowiadac. Sama dobrze wiesz czego chcesz najbardziej. Podam
trylko taki przykład: mówiono mi że jestem głupia i tak tez sie czułam, ja
zmieniłam to na to że jestem mądra. Krótko i zwięźle. Taką pragnęłam być.
Tak wypisałam 6 pragnień. Pragnienia te wypisałam sobie na tablicy w pokoju
duzymi literami. Pod spodem napisałam WIEM O TYM I WIERZĘ W TO. Codziennie
niezależnie od mojego poczucia musiałam to czytać i odruchowo to czytałam
jak wstawałam z łózka. Stawało się to dla mnie oczywiste. Wchodziałm do
pokoju, czy cos robiłam własnie to czytałam. Bałam się reakcji mamy. Juz
słyszałam w myslach słowa: jaka głupia, Magda czy ty straciłas rozum? Ale
nic nie powiedziała. Nawet jakby powiedziała zostawiłabym to napisane lub
napisałabym sobie karteluszkę i nosiłabym ja przy sobie. Możesz odczuwać, ze
pisze to z taką łatwością i oczywistym przekonaniem że to jest proste. Teraz
dopiero widzę jak to się działo. W trakcie nie zdawałam sobie sprawy że to
bedzie miało jakis sens, nawet o tym nie myslałam. Zycie było dla mnie
dobijające, a ja czytałam z tablicy "pierdoły". Tak myslałam. Dziś jednak
mogę powiedzieć, ze dało mi to podkład do dalszej walki. Dlatego mozesz
odczuwac z mojej strony opytymizm. Jednak wiele mi jeszcze brakuje wartosci.
Stosowałam jeszcze pare innych pomysłów, które podpowiadł mi psycholog.
Dlatego warto tez żebys sie umówiła na wizytę.
Widzę ze masz talent do psychologicznego rozumowania i potrafisz zrobic
wglad w samą siebie. To jest juz bardzo duzo. Zrób użytek ze swojego
talentu.:)
>
> Alkohol to kolejny problem, na razie w stadium początkowym :)
> Niestety, tak źle się składa
> że ja po prostu chcę pić.
> sprawia mi to przyjemność
> i myślę, że mam pewne zadatki na alkoholiczkę

Pomoze Co to tez w rozwiązaniu problemu z alkocholem. Ja osobiście walcze.

> Czasem lepiej z pewnych rzeczy w ogóle nie zdawać sobie sprawy

Tu się z Tobą nie zgodze...... Ale rzeczywiscie człowiek w pewnym momencie
nie chciałby wiedzieć niczego, a tym bardziej czegos negatywnego.

Życze Ci Natalio abyś odnalazła siebie i odzyskała co do Ciebie należy.
Sciskam Cię mocno i wiedz o tym ze jest ktoś kto Trzyma za Ciebie kciuki.:)
Ty też pomogłaś mi swoim słowem. Dziękuję :)

Ciepluteńko pozdrawiam :)

Magda


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2003-04-01 20:40:04

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


> W Twoim opisie brakuje tego wszystkiego czego wynikiem
> jest to co opisalas, brakuje Twoich dzialan.
> Ocenzurowalas je, a przez to opis, pomimo swej
> objetosci, nie jest adekwatny.

Nic nie cenzurowałam. Pisałam to co czułam. Jak się domyslasz cięzko jest
opisać tak wiele co ma sie do powiedzenia.Może jest nieadekwatny, ale to z
Twojej perspektywy.
>
> Widac ze chcialas (i chcesz) stawiac siebie w roli ofiary
> ktora jest skazana na nienawisc i ~zemste bez jakiegokolwiek
> udzialu z wlasnej strony, tymczasem...

Nie stawiam się w roli ofiary. Bo ofiarą jest tez moja mama, siostry i
wszyscy uwikłani w konflikt.

> to Ty _zawsze_ decydujesz - nawet wowczas kiedy starasz sie
> znalezc na grupie slowa typu: 'biedne dziecko, masz racje...itd'
> tak naprawde juz zdecydowalas sie (wczesniej), tylko brakuje
> Ci odwagi i odpowiedzialnosci aby samodzielnie jakby zdecydowac
> sie do konca.

Nie szukam litości, czyli słowa "biedne dziecko" mnie nie dotyczą. NIkt nie
musi mi przytakiwac, chociażby nie robisz Ty tego i masz do tego prawo.
Każdy na tej grupie dzieli się tym czym chce.

> Zawsze latwiej kiedys-tam pomyslec: 'no tak, przeciez nawet
> jesli to wynik jakichs moich dzialan, to nie ja jestem winna ze
> SIE (niby-samo!) tak popieprzylo to-czy-tamto, bo nawet ludzie
> na psp...itd' - klamstwo(!), bo to Ty decydujesz, a wlasciwie juz
> zdecydowalas, a to ze kogos zlapiesz na wspolczucie i doda
> Ci odwagi do tego na co sama nie masz sily, to takze od poczatku
> do konca Twoje dzielo.

Skąd wiesz jak pomyslę???
>
> Dlatego ja nie kupuje Twojej tendencyjnej MZ wersji.

Nie musisz jej kupować, daję Ci ją za darmo.



> Inna droga? - niewiele bardziej 'zachecajacych' i bardziej
> destrukcyjnych zarazem.

Widzę, ze kipi z Ciebie niesamowity pesymizm. Pragniesz udowodnić nie tylko
mnie, ale i sobie, ze życie nie ma wyboru i nie ma sensu starac się żyć
lepiej,bo i tak z góry wszystko jest ustalone. Nie ma powodów do tego by
kroczyć. Wiem jest jedno wyjście!!! Strzelic se w łeb. Tak jest najprościej.
Po co dalej żyć?????? Dla mnie jednak jest inne wyjście.......

> I jeszcze jedno: mysle ze masz mnostwo-mnostwo powodow,
> aby wykorzystac slowo 'przepraszam'. Oczywiscie sama
> decydujesz czy to zrobic czy nie. ;)

Wykorzystałam nie raz słowo "przepraszam" w stosunku do mamy też.

Pozdrawiam

Magda


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-01 23:11:14

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Kalessin" <k...@j...net.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Magda" <o...@o...pl> napisał w wiadomości
news:b67v5a$mih$1@atlantis.news.tpi.pl...

Witaj Magdo

> Kończe studia, chciałabym rozpoczac normalne życie a tu mnie
> rzeczywistosc dusi.

Rzeczywistość jest tym co jest w Twojej głowie, to Ty ją tworzysz i ona jest
tylko Twoja...

>Może jest jeszcze coś co mogłabym zrobić .......???

...i w związku z tym możesz zrobić bardzo wiele. Możesz ją ZMIENIĆ. Będzie
to nadal Twoja rzeczywistość, jednak będzie ona nieco się różniła od
poprzedniej.

> Jestem w depresji, brakuje mi sił........ Co mam zrobić.......???

Magda postaw sobie na początek pytanie, co konkretnie chcesz osiągnąć, czy
dogrzebywać się przyczyn Twojej depresji, przeżywając każde bolesne
zdarzenie po raz kolejny, a i tak nie będzie wiadomo czy aby napewno ono
było kluczowe dla jej powstania, czy raczej skupić się na drodze
rozwiązania, celu w przyszłości, której jesteś kreatorką. To bardzo ważna
decyzja!
Jak już odpowiesz sobie na to potanie to z przyjemnością przedstawię Ci moje
propozycje co możesz zrobić aby powiedzieć "jestem szczęśliwa" ;) czego z
całego serca Ci życzę.


> gorąco POZDRAWIAM

Ja również pozdrawiam



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-02 08:56:57

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "cbnet" <c...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Magda:
> Widzę, ze kipi z Ciebie niesamowity pesymizm. Pragniesz udowodnić
> nie tylko mnie, ale i sobie, ze życie nie ma wyboru i nie ma sensu starac
> się żyć lepiej,bo i tak z góry wszystko jest ustalone.

Wrecz przeciwnie: zycie jest zbyt cenne aby dokonywac bezsensownych
wyborow. A Twoj uwazam za bezsensowny (z mojego punktu widzenia).

> Po co dalej żyć?????? Dla mnie jednak jest inne wyjście.......

Chcesz zyc lepiej? - OK. :)
Kwestia tylko czy srodki jakie przedsiewzielas doprowadza Cie do tego
'lepiej'. MZ nie.

> Wykorzystałam nie raz słowo "przepraszam" w stosunku do mamy też.

Dlaczego Twoja mama uwaza ze zle myslisz i jestes glupia?

Czarek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-02 14:14:35

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witaj Kalessin :)
>
> Rzeczywistość jest tym co jest w Twojej głowie, to Ty ją tworzysz i ona
jest
> tylko Twoja...

Tak myślałam o tym ze jest moja..... jednak nie wiem jak ja uporzadkować, za
duzo w niej bałaganu.

> ...i w związku z tym możesz zrobić bardzo wiele. Możesz ją ZMIENIĆ. Będzie
> to nadal Twoja rzeczywistość, jednak będzie ona nieco się różniła od
> poprzedniej.

Musze przyznać, jeszcze trzy miesiace temu przez 5 miesięcy, tak jaby stała
sie inna rzeczywistosć i co najważniejsz było dla mnie, że czułam, że to
jest moja rzeczywistosc, wktórej bardzo dobrze się czuję. Mogłam wtedy
mówic, że odzyskałam siebie i nawet w stosunku do mamy nie byłam złosliwa.
Traktowałam ją jako osobe potrebuącą pomocy i zdawałam sobie sprawe, ze moze
jej ode mni nie przyjąć. Jednak 5 miesiecy to za mało widocznie nauczyc sie
radzic z tym problemem. Wierzyłam że bedzie dobrze. Potrafiłam zadbać o
swoja psychike i o innych, i byc przy tym serdeczna z przekonaniem. Bo w
wielu przypadkach zakładałam maskę udając, że mnie nic nie "boli".

> Magda postaw sobie na początek pytanie, co konkretnie chcesz osiągnąć, czy
> dogrzebywać się przyczyn Twojej depresji, przeżywając każde bolesne
> zdarzenie po raz kolejny, a i tak nie będzie wiadomo czy aby napewno ono
> było kluczowe dla jej powstania, czy raczej skupić się na drodze
> rozwiązania, celu w przyszłości, której jesteś kreatorką. To bardzo ważna
> decyzja!

Zastanawiałam się, czy to jak działam w kierunku problemu nie jest
błędem.Rozwiązywałam go przeciez nie tylko sama, chociaz ode mnie zalezały
podejmowane decyzje. Teraz, że mam chwilę zwatpienia i meczy mnie depresja,
która (na szczęscie ) nie jest jednostajna, ciezko mi zdecydować. Ale moze
rzeczywiscie nastawiam się na grzebanie, a włąsciwie rozgrzebywanie pamięci
i ranienie samej siebie i nie tylko przy tym siebie. Napewno moim celem było
złozenie broni i podanie zgodej ręki mamie. Jednak, jak juz pisałam, pękło
cos we mnie i trzyma mnie juz 3 miesiące. A wszystko było przez to ze źle
xamknełam okno w duzym pokoju.... nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć, bo
okno juz przez wiele lat się źle zamyka i byłam przekonana że moja mama
powinna była to wiedziec, nauczyć sie. Nie nauczyła sie obsługiwania pilota,
nie wie na ktorym programie leci jej ulubiony serial, o numer do babci
ciagle sie nas pyta ( chociaz babcia ma go juz 6 lat), nie chodzi mi tu o
zapamieanie, ale nieumiejętnosc sięgniecia do notesu..... Są to drobne
sprawy, ale po czasie sa wieksze niz ja i nie mieszczą mi sie w mojej
głowie....jednak czasem zaskakuje mnie swoimi rozmyslaniami (czasem
przysłuchuje się rozmowom jej z jej przyjacielem ). Teraz moim celem jest
osiągnięcie spokoju ducha, tzn nie chce juz czuc do niej nienawisci, bo to
jest straszne uczucie, a nie stać mnie na to żeby jej wybaczyc. Chce
pozegnać się z tatą. Chce przede wszytskim pozbyc się tych bóli!!! One
dezorganizują moja zycie. Chcę odzyskać poczucie wartosci i pozbyc się tych
okrutnych depresyjnych dni. Wiem że życie nie składa sie z dobrych tylko
dni, ale nie chce tej depresji, chcę BYĆ SZCZĘŚLIWA !!!


> Jak już odpowiesz sobie na to potanie to z przyjemnością przedstawię Ci
moje
> propozycje co możesz zrobić aby powiedzieć "jestem szczęśliwa" ;) czego z
> całego serca Ci życzę.

Bardzo tez chetnie przyjmę Twoje wskazówki. Będę Ci wdzięczna :)

Cieplutko pozdrawiam
Magda



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-02 16:37:00

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Greg" <U...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

"Magda" w news:b6eur9$d5d$1@atlantis.news.tpi.pl napisał(a):
>
> Chcę odzyskać poczucie wartosci i pozbyc się
> tych okrutnych depresyjnych dni.

Depresyjne dni... Mysle, ze tego nie mozna sie pozbyc calkowicie. One
wracaja jak fale przyplywu (choc nie tak systematycznie). Pisalas o tym,
ze byl juz taki wspanialy okres, a pozniej znowu zalamka. Nie wiem
dokladnie jak to wygladalo - moge sie opierac jedynie na tym czego sam
doswiadczylem. Mysle jednak, ze czlowiek, ktory ma jakies problemy,
podchodzi inaczej do tych gorszych dni. On walczy aby bylo lepiej -
wreszcie jest lepiej i sie z tego cieszy. Z chwila gdy przychodzi
zwatpienie on postrzega je przez pryzmat wlasnej walki o to bycie
szczesliwym. Bardzo latwo wiec powiedziec:
- Cala robota na nic! To mi sie nigdy nie uda!
Nie przyjdzie tej osobie do glowy, ze to moze byc zwykla chandra. W
efekcie przygnebienie sie poglebia i przedluza. Ja od jakiegos czasu
staram sie w takich chwilach unikac wiazania swego samopoczucia z
przeszloscia. Efekt? Mysle, ze znacznie rzadziej wpadam w dolki i szybciej
z nich wychodze. Stalem sie tez chyba bardziej spokojny.

Jesli zas idzie o te bole... Kiedys mialem tak, ze na pewne stresowe
sytuacje moj organizm reagowal bardzo nieprzyjemnie. Dostawalem dreszczy,
a jednoczesnie mialem wrazenie, ze jestem rozpalony (cos jakby goraczka).
Sciskalo mnie tez w zoladku. Pol biedy jesli tylko mialem uczucie
przepelnienia zoladka nawet jesli juz dlugo nic nie jadlem (nie bylem
wstanie nic przelknac). Najgorzej jesli zoladek zaczynal bolec. No i
zazwyczaj tak przez kilka dobrych godzin, az wreszcie wszystko wracalo do
normy. Od jakiegos czasu nie mam z tym problemow. Czasem jeszcze mnie
zlapie, ale tylko na minute lub dwie. Co mi pomoglo? Trudno napisac... to
beda moje przemyslenia na rozne tematy. Chocby na temat smierci. Czlowiek
niby zdaje sobie sprawe z wlasnej smiertelnosci i akceptuje to... ale
tylko dlatego, ze nie czuje jej lodowatego oddechu na swoim karku.
Wszystko zmienia sie w chwili gdy slyszy sie te slowa:
- Zostalo pani/u kilka miesiecy zycia...
Czlowiek nagle dostrzega jak szybko czas ucieka - Slonce wschodzi,
zachodzi, wschodzi, zachodzi... jak szalone. I dopiero wtedy tak naprawde
dochodzi do niego ta prawda:
- Faktycznie jestem tutaj tylko gosciem.
Marie de Hennezel - Smierc z bliska, czytalem lezac w lozku. W pewnej
chwili przerwalem lekture, spojrzalem przez okno w blekit nieba i
probowalem sobie wyobrazic, ze wlasnie przezywam swoje ostatnie godziny:
- Jak to tak? Ja tu umieram, a za oknem zycie toczy sie swoim zwyklym
rytmem jak gdyby nigdy nic? Slonce swieci, dzieci sie smieja...
Krotko mowiac impreza trwa w najlepsze, a ja juz musze sie zbierac. Szkoda
odchodzic... O smierci mysle sporo (o roznorakiej smierci - choroba,
starosc, samobojstwo, tragiczny wypadek...). Nie ma tygodnia, abym do
tematu nie wrocil - czasem nawet codziennie. Staram sie jakos do niej
przygotowac, choc to chyba niemozliwe. Wydaje mi sie, ze nieco ja poznalem
i gdy sie zjawi bede potrafil ja przyjac w miare spokojnie, bo zdaje sobie
sprawe z wlasnej smiertelnosci. Chociaz moze jednak sie ludze jak wielu
innych, i z chwila gdy uslysze, ze to juz moje ostatnie dni, nie bede w
stanie sie z tym pogodzic. W tej chwili jednak wierze, ze faktycznie ona
juz nie budzi u mnie takiego przerazenia. Jest mi o tyle latwiej, ze
jestem sam. Najblizsza rodzina - rodzice i rodzenstwo - na pewno jakos by
sie z tym uporali. Gdybym mial zone, dziecko lub chociaz kobiete, z ktora
planuje wspolna przyszlosc... wtedy pewnie staralbym sie chronic swoje
zycie jak najbardziej - nie dla siebie, ale dla nich. A tak moge sobie
powiedziec w chwili zagrozenia? Co najgorszego moze mnie spotkac? Moge
stracic zycie (chociaz straszniejsze jest moze kalectwo) - ale ja sie
smierci przeciez juz nie boje. Nie mam powodow aby sie jej bac, bo ona
jest czescia mnie od chwili mojego istnienia. A inne mozliwosci? Moge
stracic dach nad glowa - bede sie wtedy staral jakos radzic. Jesli sie nie
uda zawsze moge uciec wybierajac samobojstwo (no bo smierci przeciez sie
nie boje). Zdrowie (i wszystko inne)? Podobnie. I wbrew tu nie chodzi o
to, ze powiesze sie przy najmniejszej zalamce. Mysle, ze wlasnie
swiadomosc tego, iz moge to zrobic, da mi sile aby zniesc bardzo wiele.
Wiedzac, ze mam swoj azyl, moglem nabrac do pewnych spraw dystansu.
Nauczylem sie, aby nie przejmowac sie na zapas - bo po co? Ktos mnie swoim
gadaniem moze tak zdolowac, ze zechce z wiezowca skoczyc? Przeciez smierci
sie nie boje. A skoro nie boje sie tego, ze ktos moze mnie do takiego
stanu doprowadzic, to nie przejmuje sie tez tak bardzo czyims gadaniem.
Zniknelo tez (moze tylko sie zmniejszylo) gdzies poczucie wstydu i
odpowiedzialnosci za postepowanie innych ludzi (nawet jesli sa mi bliscy).
Kazdy sam sobie sterem. Jesli ktos mnie bedzie traktowal z gory za grzechy
innych... to jego problem. Ja juz tego jarzma na swoje barki brac nie
zamierzam. Nie mam zamiaru pokutowac za to, ze ktos mnie sympatia nie
darzy z powodu osoby trzeciej.
Jak pisalem to nie jest wszystko co mi pomoglo, ale najlatwiej jest mi to
wyodrebnic z chaosu moich mysli. Fakt jest jednak faktem - w sytuacjach,
ktore kiedys wywolywaly u mnie bardzo silny stres... teraz spokojnie
potrafie zjesc posilek. Stalem sie panem wlasnego losu i zyskalem poczucie
kontroli nad swoim zyciem.



pozdrawiam
--
Greg
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-02 17:57:07

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

> >
> > Chcę odzyskać poczucie wartosci i pozbyc się
> > tych okrutnych depresyjnych dni.
>
> Depresyjne dni... Mysle, ze tego nie mozna sie pozbyc calkowicie. One
> wracaja jak fale przyplywu (choc nie tak systematycznie). Pisalas o tym,
> ze byl juz taki wspanialy okres, a pozniej znowu zalamka. Nie wiem
> dokladnie jak to wygladalo - moge sie opierac jedynie na tym czego sam
> doswiadczylem.

Krótko napiszę, bo widzę że mam tendencje do rozpisywania się ( niby
humanistka??? śmieję sie z tego bo nienawiadziała kiedys polskiego a
wypracowania były dla mnie koszmarem, za to matma i cyferki były dla mnie
wielkim zainteresowaniem ) Oki przejde do rzeczy... Dla mnie depresja trwała
od dziecinnych lat nie wiedziałam co to jest dzień odpoczynku od przykrych
dni, chociaz zewnętrznie się cieszyłam, ale ciągnąl sie za mną ten
depresyjny niepokój. Uczucia w osiągnieciu dobrych dni nie grały prawie
roli, zapierałam się sama sobie tylko rozum działał - robiłam na przkór
sobie wiele, oczywiscie, żeby odzyskać wiare w siebie.Codziennie robiłam
sobie po 20 minut, 2 x, relaksację. Pomogły mi tez tabletki, ale bez nich
tez swietnie sobie radziłam. Relaksację opanowałam na tyle ze potrafiłam ból
żołaka opanować w parę minut. W końcu dotarłam do tych Cudownych Dni. One
były cudowne nie pod tym względem, że wszytko działo sie po mojej myśli.
Wiele przykrosci i upadków tez doswiadczałam, ale radziłam sobie z nimi.
Widziałam poprostu światełko nadziei, że wcale nie musi byc źle zawsze. Rano
wstawałam z nadzieją i PRZEKONANIEM, że dzień ten jest dla mnie. Moim hasłem
było wtedy: Ten dzień to szansa by istnieć!!! Wcale nie okazywało się czesto
różowe dni ( bo takie jestv zycie ), ale te dni traktowałam jako wyzwanie:
rozmowa z ludźmi, podejmowanie decyzji; byłam na to przygotowana, że wcale
nie musi mi sie udac zamierzony cel. Tak było...... teraz nie ma tego
wspaniałego poczucia, że to można przerwac i potraktować zycie jak
wyzwanie...:(

Mysle jednak, ze czlowiek, ktory ma jakies problemy,
> podchodzi inaczej do tych gorszych dni. On walczy aby bylo lepiej -
> wreszcie jest lepiej i sie z tego cieszy.

Tak człowiek podchodzi do tych dni jakby był przegrany i nie spoglada na
sukcesy ( nie potrafi ). Jak jest lepiej cżłowiekowi zapomina że było źle i
się cieszy. Ja jednak traktuję dobre dni z rezerwą ( moze robię źle )
wiedząc o tym, ze mogą przyjść złe dni, to nie znaczy że nie korzystam z
dobrego samopoczucia.

Z chwila gdy przychodzi
> zwatpienie on postrzega je przez pryzmat wlasnej walki o to bycie
> szczesliwym. Bardzo latwo wiec powiedziec:
> - Cala robota na nic! To mi sie nigdy nie uda!
> Nie przyjdzie tej osobie do glowy, ze to moze byc zwykla chandra.

Tak to moze byc żwykła chandra, ale chandra trwa króciótko w porównaniu do
depresji. Zresztą człowiek depresyjny jest wyczulony na przypływ depresji.

W
> efekcie przygnebienie sie poglebia i przedluza. Ja od jakiegos czasu
> staram sie w takich chwilach unikac wiazania swego samopoczucia z
> przeszloscia. Efekt? Mysle, ze znacznie rzadziej wpadam w dolki i szybciej
> z nich wychodze. Stalem sie tez chyba bardziej spokojny.
>
> Jesli zas idzie o te bole... Kiedys mialem tak, ze na pewne stresowe
> sytuacje moj organizm reagowal bardzo nieprzyjemnie. Dostawalem dreszczy,
> a jednoczesnie mialem wrazenie, ze jestem rozpalony (cos jakby goraczka).
> Sciskalo mnie tez w zoladku. Pol biedy jesli tylko mialem uczucie
> przepelnienia zoladka nawet jesli juz dlugo nic nie jadlem (nie bylem
> wstanie nic przelknac). Najgorzej jesli zoladek zaczynal bolec. No i
> zazwyczaj tak przez kilka dobrych godzin, az wreszcie wszystko wracalo do
> normy. Od jakiegos czasu nie mam z tym problemow. Czasem jeszcze mnie
> zlapie, ale tylko na minute lub dwie. Co mi pomoglo? Trudno napisac... to
> beda moje przemyslenia na rozne tematy. Chocby na temat smierci. Czlowiek
> niby zdaje sobie sprawe z wlasnej smiertelnosci i akceptuje to... ale
> tylko dlatego, ze nie czuje jej lodowatego oddechu na swoim karku.
> Wszystko zmienia sie w chwili gdy slyszy sie te slowa:
> - Zostalo pani/u kilka miesiecy zycia...
> Czlowiek nagle dostrzega jak szybko czas ucieka - Slonce wschodzi,
> zachodzi, wschodzi, zachodzi... jak szalone. I dopiero wtedy tak naprawde
> dochodzi do niego ta prawda:
> - Faktycznie jestem tutaj tylko gosciem.
> Marie de Hennezel - Smierc z bliska, czytalem lezac w lozku. W pewnej
> chwili przerwalem lekture, spojrzalem przez okno w blekit nieba i
> probowalem sobie wyobrazic, ze wlasnie przezywam swoje ostatnie godziny:
> - Jak to tak? Ja tu umieram, a za oknem zycie toczy sie swoim zwyklym
> rytmem jak gdyby nigdy nic? Slonce swieci, dzieci sie smieja...
> Krotko mowiac impreza trwa w najlepsze, a ja juz musze sie zbierac. Szkoda
> odchodzic... O smierci mysle sporo (o roznorakiej smierci - choroba,
> starosc, samobojstwo, tragiczny wypadek...). Nie ma tygodnia, abym do
> tematu nie wrocil - czasem nawet codziennie. Staram sie jakos do niej
> przygotowac, choc to chyba niemozliwe. Wydaje mi sie, ze nieco ja poznalem
> i gdy sie zjawi bede potrafil ja przyjac w miare spokojnie, bo zdaje sobie
> sprawe z wlasnej smiertelnosci. Chociaz moze jednak sie ludze jak wielu
> innych, i z chwila gdy uslysze, ze to juz moje ostatnie dni, nie bede w
> stanie sie z tym pogodzic. W tej chwili jednak wierze, ze faktycznie ona
> juz nie budzi u mnie takiego przerazenia. Jest mi o tyle latwiej, ze
> jestem sam. Najblizsza rodzina - rodzice i rodzenstwo - na pewno jakos by
> sie z tym uporali. Gdybym mial zone, dziecko lub chociaz kobiete, z ktora
> planuje wspolna przyszlosc... wtedy pewnie staralbym sie chronic swoje
> zycie jak najbardziej - nie dla siebie, ale dla nich. A tak moge sobie
> powiedziec w chwili zagrozenia? Co najgorszego moze mnie spotkac? Moge
> stracic zycie (chociaz straszniejsze jest moze kalectwo) - ale ja sie
> smierci przeciez juz nie boje. Nie mam powodow aby sie jej bac, bo ona
> jest czescia mnie od chwili mojego istnienia. A inne mozliwosci? Moge
> stracic dach nad glowa - bede sie wtedy staral jakos radzic. Jesli sie nie
> uda zawsze moge uciec wybierajac samobojstwo (no bo smierci przeciez sie
> nie boje). Zdrowie (i wszystko inne)? Podobnie. I wbrew tu nie chodzi o
> to, ze powiesze sie przy najmniejszej zalamce. Mysle, ze wlasnie
> swiadomosc tego, iz moge to zrobic, da mi sile aby zniesc bardzo wiele.
> Wiedzac, ze mam swoj azyl, moglem nabrac do pewnych spraw dystansu.
> Nauczylem sie, aby nie przejmowac sie na zapas - bo po co? Ktos mnie swoim
> gadaniem moze tak zdolowac, ze zechce z wiezowca skoczyc? Przeciez smierci
> sie nie boje. A skoro nie boje sie tego, ze ktos moze mnie do takiego
> stanu doprowadzic, to nie przejmuje sie tez tak bardzo czyims gadaniem.
> Zniknelo tez (moze tylko sie zmniejszylo) gdzies poczucie wstydu i
> odpowiedzialnosci za postepowanie innych ludzi (nawet jesli sa mi bliscy).
> Kazdy sam sobie sterem. Jesli ktos mnie bedzie traktowal z gory za grzechy
> innych... to jego problem. Ja juz tego jarzma na swoje barki brac nie
> zamierzam. Nie mam zamiaru pokutowac za to, ze ktos mnie sympatia nie
> darzy z powodu osoby trzeciej.
> Jak pisalem to nie jest wszystko co mi pomoglo, ale najlatwiej jest mi to
> wyodrebnic z chaosu moich mysli. Fakt jest jednak faktem - w sytuacjach,
> ktore kiedys wywolywaly u mnie bardzo silny stres... teraz spokojnie
> potrafie zjesc posilek. Stalem sie panem wlasnego losu i zyskalem poczucie
> kontroli nad swoim zyciem.

To co napisałeś ..... aż scisneło mnie w przełyku.... teraz brakuje mi słów,
aby opisać jak bardzo mnie poruszyło to co opisałeś. Jestem jednak pełna
podziwu, ze mimo pojawienia śię wyzyn i dolin w Twoim zyciu, wypracowałeś
sobie własne podejscie. Pracowałeś..... przemysliwałeś życie i doszedłeś do
radzenia sobie ztym co Cię najbardziej dotykało. Brawo!!!

Zycze Ci kontynuowania takiego myslenia, a kiedy wpadniesz w dolinkę, wiedz
tez o tym ze koło niej musi być przecież góra. Jedno bez drugiego tak
naprawdę przecież nie moze istnieć.
Jeszcze na kóncu chcę PRZEPROSIĆ, że tak dużo piszę. Nie mogę sie
powstrzymać, ciągle do głowy przychodzą nowe przemyślenia. I czuję potrzebe
napisać to co czuję :) I BARDZO GORĄCO DZIEKUJĘ ZA CZYTANIE TYCH PRZEMYSLEŃ.

Cieplusieńko pozdrawiam
Magda
>
>
>
> pozdrawiam
> --
> Greg
> Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl
> Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-02 19:28:40

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Greg" <U...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

"Magda" w news:b6f8q3$d2r$1@atlantis.news.tpi.pl napisał(a):
>
> Widziałam poprostu światełko nadziei, że wcale
> nie musi byc źle zawsze.

Bo faktycznie nie musi. Robinson Cruzoe chyba w koncu pokochal swoja
wyspe. Czlowiek potrafi czerpac z tego co ma tyle ile sie da. I to jest
dobre.

> Tak było...... teraz nie ma tego wspaniałego poczucia,
> że to można przerwac i potraktować zycie jak
> wyzwanie...:(

Moze po prostu potrzebujesz wziasc krotki "urlop" od tej ciaglej walki?

> > Mysle jednak, ze czlowiek, ktory ma jakies
> > problemy,
> człowiek podchodzi do tych dni jakby był
> przegrany i nie spoglada na sukcesy ( nie potrafi ).

Zauwazylem kiedys, ze z chwila gdy jakas marka samochodu przestawala mi
byc obojetna (na przyklad ktos z rodziny lub bliskich znajomych zakupil
taki samochod), nagle dostrzegalem na ulicy pelno tych wozow - nawet w tej
samej kolorystyce. Zastanawialem sie, czy ludzie czasem sie nie zmowili i
masowo w ostatnim czasie nie zaczeli kupowac takich samochodow ;-)
Wczesniej ich w koncy nie dostrzegalem. A powod byl prosty - wczesniej
konkretna marka byla mi obojetna.
Z uczuciami jest podobnie. Gdy czlowiek "wchodzi w posiadanie" smutku,
nagle zaczyna wszedzie dostrzegac smutek, a to co radosne ignoruje - i
odwrotnie.

> Ja jednak traktuję dobre dni z rezerwą ( moze robię
> źle ) wiedząc o tym, ze mogą przyjść złe dni, to nie
> znaczy że nie korzystam z dobrego samopoczucia.

Czytalas moze kwietniowe Charaktery? Pisalo tam o bliskosci z drugim
czlowiekiem. Chodzilo o bol po utracie kogos bliskiego. Osoba taka moze
sie bac kolejnego zwiazku, aby znowu nie cierpiec. Woli trzymac sie na
dystans sadzac, ze jesli sie nie zaangazuje, to w przypadku straty
bliskiej osoby, bedzie jej latwiej sie z tym uporac. Tymczasem
paradoksalnie to wtedy cierpi sie duzo bardziej. Komus kto kochal w pelni
pozostaja bowiem wspomnienia wspanialych chwil i poczucie, ze wykorzystalo
sie ten dany czas jak najlepiej. Do kogos kto zachowywal dystans dociera
nagle jak bardzo marnotrawil to co los dal, a co gorsze - nie ma juz
mozliwosci aby ten blad naprawic. Co o tym sadzisz? I jak myslisz? Jak to
sie ma do Twojej rezerwy jesli idzie o lepsze dni?

> Tak to moze byc żwykła chandra, ale chandra trwa
> króciótko w porównaniu do depresji. Zresztą człowiek
> depresyjny jest wyczulony na przypływ depresji.

Ja sie w sumie nie znam na tym. Zreszta jesli idzie o mnie, to staram sie
unikac specjalistycznych okreslen moich stanow. Nie chce nawet isc do
lekarza po czesci dlatego wlasnie, aby on tego co czuje, nie nazwal
konkretnie. Nie wiem dlaczego tak do tego podchodze.

> To co napisałeś ..... aż scisneło mnie w przełyku...

To kiszka. Liczylem, ze moze sie wlasnie rozluznisz, wyciszysz*... Na
pewno nie chcialem scisnac Cie za gardlo :-)

> Jestem jednak pełna podziwu, ze mimo pojawienia śię
> wyzyn i dolin w Twoim zyciu, wypracowałeś sobie
> własne podejscie. Pracowałeś..... przemysliwałeś
> życie i doszedłeś do radzenia sobie ztym co Cię
> najbardziej dotykało. Brawo!!!

Nie, nie, nie! To nie jest tak, ze teraz jestem jak skala, o ktora fale
sie roztrzaskuja. W dalszym ciagu stwarzam sobie cala mase problemow,
ktore sa zupelnie niepotrzebne. Moje zycie tez zapewne mogloby byc duzo
lepsze gdybym mial zdrowsze podejscie. Moglbym miec silniejsza osobowosc
itd. W tej chwili ciesze sie z tego, ze mnie brzuch dawno nie bolal i tyle
;-) Moze nawet ludze sie, ze to dzieki temu co sobie wydumalem. Byc moze
sytuacje stresowe zmalaly na sile.

> Zycze Ci kontynuowania takiego myslenia, a kiedy
> wpadniesz w dolinkę, wiedz tez o tym ze koło niej
> musi być przecież góra.

To ja wiem :-)

> Jeszcze na kóncu chcę PRZEPROSIĆ, że tak dużo piszę.

Hehehe - w pelni Cie rozumiem. Mnie juz nie jedna osoba zwrocila uwage, ze
sie streszczac nie potrafie ;-) Ale to wszystko dlatego, ze chce byc jak
najbardziej czytelnym. No i to samo jakos tak nagle urasta do niewiadomo
jakich rozmiarow ;-)

> Nie mogę sie powstrzymać, ciągle do głowy przychodzą
> nowe przemyślenia.

No wlasnie :-)

> I czuję potrzebe napisać to co czuję :)

Wiec pisz, a nie przepraszaj :-)


pozdrawiam
--
Greg
Serwis PSPHome - http://www.psphome.htc.net.pl
Z psychologia jedyne co mam wspolnego to to, ze jestem czlowiekiem.





* co do tego wyciszenia... ostatnio najlepiej mi to chyba wychodzi
sluchajac Chopina - Nocturne in e flat major (jesli ktos ma chec moge
przeslac - okolo 4,5MB). Zwlaszcza wieczorem przyjemnie sie tego slucha
:-)





























› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-02 20:58:33

Temat: Re: ZDRADZONA
Od: "Natalia" <k...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Krytykowałam, obgadywałam, nienawidziłam osoby,
> której nawet nie poznałam. Zakładałam że wszyscy są źli, okrutni, brzydcy.
> Do tego czułam sie jeszcze gorsza od nich

Zwróć uwagę na to, że piszesz w czasie przeszłym. To ciekawe.
Ja bym w takich zdaniach, jak te powyżej zacytowane, użyła raczej czasu
teraźniejszego.
Czyli wnioskuję, że już jest u ciebie inaczej, wiele się zmieniło.
:)


> Moim zdaniem ta niechęć i nienawiść to emocje nieświadome i nieadekwatnie
> skierowne wobec Ciebie. Nieopisałaś relacji rodziców Twojej mamy do jej
> samej. Może ona ujawnia w ten sposób zranione dziecko i rzutuje na Ciebie
te
> okrutne emocje.

To możliwe. Nie znam ani mojej mamy ani moich dziadkow zbyt blisko (chociaz
wszyscy nadal w dobrym zdrowiu :) by to wiedziec. Ale przypuszczam, że moja
mama jest podobna do babci, a babcia do prababci. (prababcia tez
autorytatywna, jesli to o to słowo mi chodzi) Ponadto wszystkie kobiety po
kadzieli nadzwyczaj zywotne :) np 95 lat

Tak jak i u ciebie - zadziwiajace czasem rodzinne podobienstwa.
Dlatego boje sie, ze chociaz tego nie dostrzegam na razie, to tak naprawde
jestem, czy bede podobnie jedzowata. Niedaleko pada jablko od jabloni :)

. Nie wiem czy
> dobrze piszę ale tak to czuję, bo odnosze sie tez do mojego przykładu.

Tak, wszystko co piszesz jakos tak pasuje...

> BRAWO!!!!! GRATULUJĘ SUKCESÓW!!!
> Natalio jesteś bardzo dobra w tym co robisz :), aż Ci zazdroszcze :)
zawsze
> mi brakowało parę setnych do stypendium, jestem przeciętna....:) Ale nie o
> tym chce pisać.....

Ja tez nie, ale moze dodam, ze zanim doszlam do tego, ze chce studiowac
anglistyke,
przez 3 dlugie lata zajmowalam się studiowaniem prawa, z bardzo miernym
efektem :)
wlasnie tu jest klopot, ze ciagle pakuję się nie w to, co naprawdę mi się
podoba, co jest zgodne z moimi pragnieniami, tylko w coś przypadkowego, i
nie wymagającego zaangażowania
tak wiec, konczac temat, jestem pare lat w tyle za moim rocznikiem, ktory
juz szuka pracy z dyplomem w reku.
To niestety oznacza, ze pewnie poxniej sie tez usamodzielnie finansowo i
znajde stala praca. A stypendium na anglistyce nigdy nie dostalam i nie
dostane (chocbym miała srednia 5,0
), bo na drugim kierunku studiów zgodnie z regulaminem stypendium nie
przysluguje. :)

> >
>
> Bardzo pragnę być mamą.... Jednak mam obawy.....własciwie nie oto, że
> schemat rodziny sie powieli, bo nauczyłam sie radzić z pewnymi rzeczami i
> odczuciami. Mam nadziję ze podczas problemu z moim dzieciaczkiem zapali mi
> sie lampka i nie popełnie błedu mojej mamy czy babci. Jednak cos we mnie
> zostanie. Mam przeciez nerwice, dopada mnie depresja, i mam objawy
> psychosomatyczne. Rozsądnie myslać to nie powinnam mieć dzieci

Myślę czasem, ze dzieci to taka odpowiedzialność, że mogę im zrobić więcej
krzywdy, niż się wydaje... Ale dla mojego faceta gotowa jestem podjąć
wyzwanie. Jakoś tak bardziej dla niego niż dla siebie.

Tylko
> powstaje następny problem- nie mam partnera. Ideał taty mi go zasłonił.

To tym bardziej gratuluję i podziwiam. (Ja nie wyobrażam już sobie życia bez
mojego partnera)
Mam takie optymistyczne podejście do spraw damsko męskich, ciekawe skąd to
się wzięło.. :)
Wierzę więc, że każdy znajdzie wcześniej czy później parę, tylko trzeba
poczekać na właściwy moment. Niektórym zdarza się to wcześniej, innym
później. Miło jest dużo przebywać w towarzystwie płci przeciwnej. Może jak
sobie trochę poflirtujesz, tak lekko na razie i niezobowiązująco, to w
sposób naturalny nabędziesz swobodę podtrzymywania optymistycznych,
pozytywnych kontaktów.

Nie zdziwię się że zostanę starą panną, bo nie mam na razie
> pomysłu jak rozwiązać ten problem.

Jakoś sobie nie wyobrażam ciebie jako starej panny :) - To tak na podstawie
całokształtu twoich maili.
Wydaje mi się też, że lepiej nie budować związku na swoich słabościach - tzn
nie traktować faceta jako poduszki do wypłakiwania i wyżalania się.
Utrwalasz wtedy tak jakby negatywny i bezradny obraz siebie i w końcu
zaczyna cię on denerwować, czy nudzić, więc wypisujesz się ze związku. i
szukasz nowej męskiej "poduszki". Kiedy wyżej pisałam, że nie mogę żyć bez
mego mężczyzny, miałam na myśli całkiem zwyczajne i normalne przywiązanie
kobiety do ukochanego mężczyzny. Pewien zespół, z równym wkładem
emocjonalnym po obu stronach.
:) Moja matka bije w kuchni ojca ścierką, (jest to jedyny przejaw cielesnego
zbliżenia między nimi jaki znam)- a ja, całkiem szczerze wypisuję powyższe
słodkości o związku z facetem - czy to nie fajne?

Natomiast faktem jest, że nie najlepiej dogaduję się dziewczętami - mam
mało dobrych koleżanek, znacznie mniej niż kolegów. (baby takie próżne,
nieszczere i zepsute) Unikam bliższego zakolegowania się z dziewczynami. Ale
niech tak będzie, nie jest to wielki problem.

Myslałam żeby pożegnać się oficjalnie z
> tata. Byłam nad jego grobem. Siedziałam bardzo długo i mówiłam mu co
czuję.

Myślę, że to najlepsze, co mogłaś zrobić.
Oczywiście lepiej być swiadomym, co działo się z nami w przeszłości, ale z
niektórymi rzeczami trzeba się pogodzić, i nie roztrząsać ich w
nieskończoność. :)

Znów mi się fajnie radzi innym, tylko sama sobie jakoś poradzić nie mogę.
:))

> > glos jakby przymarza mi do gardla
>
> Przymarzł Ci do gardła, bo za dużo słyszałaś słów ZAMILCZ!!! tak jak
> opisywałaś wcześniej. Nauczyłaś się słuchać tego słowa i praktykować
> to...... milczysz..... mało się odzywasz. Jest w tym iskierka nadziei, że
> mozna to odwrócic na Twoją korzyść.

To znaczy? Na razie werbalne milczenie skutkuje piśmienniczą działalnością
na różnych polach i poziomach. :)
Jestem, kiedy zechcę, całkiem radykalna w poglądach kiedy piszę.
A jednocześnie wiem, że gdybym miała wypowiedzieć to co przed chwilą
nabazgroliłam, albo chociaż to odczytać na głos, prędzej podarłabym to na
kawałki i wyrzuciła przez okno, niż wydobyła z siebie jakiś dźwięk. :)

> Pomyślałam co mi zależy. Bałam się przed sama sobą, ale cos mi kazało się
> zaprzeć i wydusić to z siiebie......wypisałam sobie na kartce moje
> kompleksy.
Pod spodem napisałam WIEM O TYM I WIERZĘ W TO. Codziennie
> niezależnie od mojego poczucia musiałam to czytać i odruchowo to czytałam
> jak wstawałam z łózka. ,
> Stosowałam jeszcze pare innych pomysłów, które podpowiadł mi psycholog.
> Dlatego warto tez żebys sie umówiła na wizytę.
> Widzę ze masz talent do psychologicznego rozumowania i potrafisz zrobic
> wglad w samą siebie. To jest juz bardzo duzo. Zrób użytek ze swojego
> talentu.:)

To z czytaniem kartek w moim przypadku nie pomaga. Z zasady nie piszę
czegoś, w co nie wierzę. Muszę najpierw uwierzyć, a potem napisać, nigdy
odwrotnie.
W czasie sesji, stukając prawo napisałam kiedyś takie oto karteczki głoszące
: NAUKA PRAWA POPLACA, PRAWA TRZEBA SIE UCZYC, BO TO SZANSA na wykształcenie
dla ciebie, pracę itd...Przyczepiłam je potem do lustra, a zaraz potem
dodałam jeszcze jedną: ALE PRZECIEZ MAM NAUKE PRAWA GLEBOKO W DUPIE. PRAWO
NIE ZASLUGUJE NAWET NA TO, BY JE PIEPRZYC.
Więc, jak widzisz, ta metoda nie dla mnie. :))

Piszesz o jakichś innych metodach. Jakie to? :)
W sumie sama już nie wiem, czy mam iść do psychologa.
Jest we mnie coś takiego, co każe samemu radzić sobie z problemami, i nie
cierpię czegokolwiek wyolbrzymiać

I jeszcze jedno - mam taką filozofię, którą najczęściej naprawdę stosuję,
może ci w czymś pomoże:

Jestem młoda, moze nie piekna, ale jest wiele osob w znacznie gorszym
polozeniu., hehe. Mam kase, mieszkanie, faceta, Tyle osób głoduje. Tyle osób
nie ma nikogo. Tyle osób cierpi bo są ciężko chorzy.
Wszystkie te paraliże, aidsy, zawały, raki, dziecięce porażenia...
więc NIE WOLNO mi narzekać i użalać się nad sobą, bo to jakby czysta
niewdzięczność i tyle.
Jak widzisz, jestem z gruntu raczej optymistką :)
I naprawdę kieruję się takim myśleniem w życiu,
Tylko boję się momentu, kiedy takie myślenie nie będzie już wystarczającą
barierą dla różnych moich "ciemnych" ciągot. :) A ostatnio trochę się siebie
boję. ZA długo trwa już moja ogólna apatia i brak wiary w przyszłość. I za
często sięgam po alkohol. (wczoraj, przedwczoraj, przed przed wczoraj... -
dziś nie)
Dobra, nie zanudzam już.

Pozdrowienia

również dziękuję za uwagę, mam nadzieję, że moje uwagi na coś tam ci się
przydadzą. :)

Natalia




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2003-04-02 21:32:01

Temat: Re: ZDRADZONA PRZEZ MATKĘ...
Od: "Magda" <o...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Bo faktycznie nie musi. Robinson Cruzoe chyba w koncu pokochal swoja
> wyspe. Czlowiek potrafi czerpac z tego co ma tyle ile sie da. I to jest
> dobre.

:):):)

> Moze po prostu potrzebujesz wziasc krotki "urlop" od tej ciaglej walki?

Myślałam też o "urlopie"......ale ciagle muszę poszukiwać
rozwiązań......moze jestem "pracoholiczką"


>
> Czytalas moze kwietniowe Charaktery? Pisalo tam o bliskosci z drugim
> czlowiekiem. Chodzilo o bol po utracie kogos bliskiego. Osoba taka moze
> sie bac kolejnego zwiazku, aby znowu nie cierpiec. Woli trzymac sie na
> dystans sadzac, ze jesli sie nie zaangazuje, to w przypadku straty
> bliskiej osoby, bedzie jej latwiej sie z tym uporac. Tymczasem
> paradoksalnie to wtedy cierpi sie duzo bardziej. Komus kto kochal w pelni
> pozostaja bowiem wspomnienia wspanialych chwil i poczucie, ze wykorzystalo
> sie ten dany czas jak najlepiej. Do kogos kto zachowywal dystans dociera
> nagle jak bardzo marnotrawil to co los dal, a co gorsze - nie ma juz
> mozliwosci aby ten blad naprawic. Co o tym sadzisz? I jak myslisz? Jak to
> sie ma do Twojej rezerwy jesli idzie o lepsze dni?

Ogólnie to bede musiała zajrzeć do charakterów, bo dawno ich nie
czytałam.....Jeśli chodzi o rezerwę do lepszych dni to jest ona w moim
odczuciu niegroźna. Uczestnicząc w lepszych dniach wysysam z nich co się da,
w końcu do tego dązyłam, żeby osiągnąć te lepsze dni. Jednak dla samej
siebie chce tez być swiadoma ze mogą po nich byc przykre dni. Niecche
uciekac w nieświadomosc i porzucac mysli, ze moze być
gorzej..........Kurka!!! a moze powinnam to zrobic......?


> Ja sie w sumie nie znam na tym. Zreszta jesli idzie o mnie, to staram sie
> unikac specjalistycznych okreslen moich stanow. Nie chce nawet isc do
> lekarza po czesci dlatego wlasnie, aby on tego co czuje, nie nazwal
> konkretnie. Nie wiem dlaczego tak do tego podchodze.

Moze wystarcza Ci to co wiesz i na tym opierasz swoje widzenie siebie i jest
Ci z tym dobrze.


> To kiszka. Liczylem, ze moze sie wlasnie rozluznisz, wyciszysz*... Na
> pewno nie chcialem scisnac Cie za gardlo :-)

:-) wiem że nie chciałeś......:-) to jest sygnał, ze nie jestem znieczulona
na zmartwienia innych....Ale bardzo chetnie spróbuję sie zrelaksować przy
muzyce jaką proponujesz. Jesli mozesz przyśij proszę, napewno ją posłucham
:-)


> Nie, nie, nie! To nie jest tak, ze teraz jestem jak skala, o ktora fale
> sie roztrzaskuja. W dalszym ciagu stwarzam sobie cala mase problemow,
> ktore sa zupelnie niepotrzebne. Moje zycie tez zapewne mogloby byc duzo
> lepsze gdybym mial zdrowsze podejscie. Moglbym miec silniejsza osobowosc
> itd. W tej chwili ciesze sie z tego, ze mnie brzuch dawno nie bolal i tyle
> ;-) Moze nawet ludze sie, ze to dzieki temu co sobie wydumalem. Byc moze
> sytuacje stresowe zmalaly na sile.

....... gdybyś był skałą, o którą roztrzaskują się fale, napewno nie byłbyś
człowiekiem ;-). Napewno w większosci pomogło to co przemyślałeś sobie. I
kwestia samochodów, o których pisałeś ......czerwone, czerwone- ludzie się
uwzieli......zwróciłes na nie uwagę jakiej wczesniej nie zwracałeś.......to
się tak ma do tych sytuacji stresowych, że zwróciłeś uwagę na przyjemniejsze
sprawy i w wiekszej mierze skuteczne radzenie sobie z nimi :).

> Hehehe - w pelni Cie rozumiem. Mnie juz nie jedna osoba zwrocila uwage, ze
> sie streszczac nie potrafie ;-) Ale to wszystko dlatego, ze chce byc jak
> najbardziej czytelnym. No i to samo jakos tak nagle urasta do niewiadomo
> jakich rozmiarow ;-)

Dzięki za zrozumienie :-)

Cieplusie pozdrowienia :-)
Magda


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . 2 . [ 3 ] . 4


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Pytania o prace
"ja" - w trzeciej osobie
co mam zrobić?
cannabis'y
'niewieczna' Przyjaźń

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »