Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!newsfeed.gazeta
.pl!news.dialog.net.pl!not-for-mail
From: "Cherokee gd" <c...@t...skasujCalyTenNapis.pl>
Newsgroups: pl.rec.kuchnia
Subject: [długie] Kolacja w La Scali [WRC] - relacja
Date: Sun, 29 Jun 2003 09:28:31 +0200
Organization: Dialog Net
Lines: 57
Message-ID: <bdm4er$2bb$1@absinth.dialog.net.pl>
NNTP-Posting-Host: dial-1436.wroclaw.dialog.net.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: absinth.dialog.net.pl 1056871708 2411 217.30.135.166 (29 Jun 2003 07:28:28
GMT)
X-Complaints-To: http://www.dialog.pl/dialog/internet/internet.php?id=41
NNTP-Posting-Date: Sun, 29 Jun 2003 07:28:28 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2600.0000
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2600.0000
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.rec.kuchnia:161435
Ukryj nagłówki
Jak pamiętacie, pytałam o menu w La Scali, gdyż dzięki jednemu z moich
uczniów wygrałam kolację właśnie tam. No i w końcu wczoraj poszliśmy.
Wrażenia estetyczno - kulinarne fantastyczne!
Po przejrzeniu karty zakręciło nam się w głowach od rózności, tudzież
cen za nie (a mielismy do dyspozycji 250 zł). Poprosilismy o pomoc
przesympatycznego młodego kelnera.
Nie jesteśmy, ze względów finansowych rzecz jasna, bywalcami tej
klasy lokali, więc na początku czuliśmy się trochę nieswojo.
Kelner zaproponował nam po lampce białego wytrawnego winka na
początek, przyniósł masełko czosnkowe i ciabattę - najpierwszej
świeżości, rozpływała się w ustach po prostu.
Jako pierwsze danie wybraliśmy zupę z owoców morza - z osmiorniczkami
(pycha, ostatnio jadłam w 1983 kupione w Rolniczym Domu Towarowym w
Wołowie i to nie żart). całość z dodatkiem pomidorów, czosnku, gorąca
i pozywna, bardzo smaczna. Na środku siedział sobie hmm skorupiak
jakiś, rak chyba, jeśli nie, to zasugerujcie mi nazwe tego stworzenia.
Do zupki przyniesiono nam wodę z cytryną w talerzykach, a kelner
uprzejmie zasugerował, że "można pomagać sobie paluszkami".
Daniem głównym były medaliony cielęce w jedwabistym sosie szałwiowym,
pięknie przyrumienione, trzy wielkie przybrane bazylią. Do tego
makaron idealnie al dente posypany pietruszką, podany w osobnym
talerzyku, oraz brokuły z wody, gotowane z warzywami i ziołami na
pewno, bo widziałam gałązkę tymianku.
Wypiliśmy jeszzce po dwie lampki wina. Całość wyniosła 270 zet,
musieliśmy więc dopłacic troszkę, no i oczywiście zostawiliśmy
napiwek.
Moje spostrzeżenia:
1. Bardzo dobrze, ze kelnerzy wyczuwają, kto nie bywa w takich
lokalach i sugerują to i owo.
2. Bardzo źle, że wielu ludzi nie potrafi poprawnie posługiwać się
nożem i widelcem (z obserwacji sąsiednich stolików).
3. Bylismy jedynymi porządnie ubranymi osobami w tym lokalu, to znaczy
mąż w koszuli pod krawatem, a ja w kostiumie. Przychodzenie do takich
lokali w polo i spodenkach uważam za szczyt chamstwa i nowobogackiego,
nonszalanckiego snobizmu .
Zapomniałam dodac słówko na temat wystroju wnętrza - bardzo stylowe z
początku wieku, muzyka w tle swingująca - no sama przyjemność tam
siedzieć.
To tyle, jakby ktoś miał kilka stówek do wydania - szczerze polecam
pozdr
cherokee
|