Strona główna Grupy pl.sci.psychologia modlitewnik

Grupy

Szukaj w grupach

 

modlitewnik

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 15


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2007-03-02 22:44:50

Temat: modlitewnik
Od: "uookie" <u...@g...com> szukaj wiadomości tego autora

Witam! Będę teraz pisał o modlitwie. Modlitwa pewnie kojarzy się wam z
wiarą religijną, a ta słusznie kojarzy się z Bogiem, a Bóg z myśleniem
ciemnogrodzkim, lub z czymś (czego ludzie używający określenia
'myślenie ciemnogrodzkie') nie pojmują, czyli z wiarą w Boga. Ale po
kolei - pewnie nie znajdziecie czasu, czy też chęci by czytać dalej,
ale ja, by pisać, ten czas mam, i chęć też.

Pierwsze moje modlitwy to była recytacja pacierza w tempie jadącego
ekspresu zanim powstała stacja we Włoszczowej. Gdy jednak w końcu
przyznałem się sam przed sobą (nie bez skrępowania, czy wręcz
wstydliwego rumieńca na twarzy), że jaki świadomy i cyniczny bym nie
był, to w głębi tej świadomości jestem człowiekiem wierzącym... i od tej
pory przestałem się tej wierze opierać.

Ani litry alkoholu, kłęby marihuanowego dymu, czy tomy przeczytanych
książek nie przybliżyły mnie do poznania istoty tej wiary, dlatego
uznałem, że jest to najczystsza forma wiary - wiara niewytłumaczalna,
nieracjonalna, nielogiczna; po prostu wiara taka, jaką Bóg ją
zaprojektował, aby mogła do śmierci stanowić dla człowieka wielką
nierozwiązywalną zagadkę.

Dlatego się jej nie wypieram, ale też nikomu jej nie narzucam, więc
też jej nie wymagam. Bo uważam ją za dar; ale nie taki dar, jak talent
do śpiewu, czy uwodzenia. To taki sam dar, jak objawy nadwrażliwości u
Janka Muzykanta, czy przypadek oddania i pokory u Hioba. Czyli
kosztowny dar; dar, który może być i brzemieniem, i zbawieniem.

Okropnie filozoficznie nadymanym uczyniłem ton tej wypowiedzi, ale to
samo jakoś tak wyszło. Ja tylko pisałem, co i jak myślę; reszta
uformowała się sama. Haha; nie, nie uważam się za natchnionego
(ubiegam wasze posądzenie mnie o zapędy prorockie) ;P Ale zanim
przejdę do meritum postu, jedna tylko sprawa.

Bo dodatkowym elementem wręcz fantastyczności* mojej wiary jest to, że
nie wiem do kogo się modlę. Jestem ochrzczony w obrządku
rzymskokatolickim, ale nie praktykuje. Jestem za to pod wielkim
wrażeniem tekstu Biblii i jej teologicznych, i powiedzmy
pseudonaukowych interpretacji. Ale oczywiście nie odbieram jej
dosłownie. Uważam ją za swego rodzaju recepturę, a przedstawionego w
niej Boga za... no właśnie.

[* Domyślam się, że użycie w tym przypadku określenia 'fantastyczna
wiara' naraża mnie na skierowanie wobec mnie epitetologii typu
'fanatyk'; ale naprawdę dla mnie, dla kogoś, kto prawie całe
dotychczasowe życie walczył z Bogiem, przeklinał go i negował,
odkrycie i zaakceptowanie tego, że jednak sam w niego wierze, a nawet
oddaje mu cześć, to jednak jest fantastyczne przeżycie. Ktoś powie: -
Nawrócenie - a i to nie obejdzie się bez symboliki; wszakże nazywam
się Łukasz Nawrocki.]

Mój Bóg jest coraz mniej osobowy. Pewnie dlatego, że sam żyje w coraz
większym odwróceniu od jego (powiedzmy) nauki. Nie wykorzystuje danych
mi talentów, służę niewłaściwym celom, unikam miłości. Z czymś takim
na sumieniu nie potrafię swobodnie odnosić się do Boga; wstydzę się.
Dlatego zmienił się kanon mojej modlitwy.

Nie napisze, jak ten kanon wyglądał wcześniej. Nie dlatego, że uważam
to za zbyt osobistą sprawę, ale dlatego, że sporo tu na grupie
intrygantów, a nie mam ochoty dawać im powodów, aby mogli bezcześcić
mnie i moje posty. Zdradzę więc, jak to wygląda dzisiaj.

Dzisiaj kładę się przed snem na plecach i przez kilka chwil oczyszczam
umysł z myśli. Zaczynam się wsłuchiwać w cisze. Gdy się w nią
wsłucham, okazuje się, że cisza nie istnieje; słyszę za to szum. Szum
pracujących elementów ucha wewnętrznego, a może szum świata? Leże
bezwładnie z rękoma skrzyżowanymi na brzuchu. Jestem żywym organizmem,
składam się z żywej tkanki, jestem elementem żywej planety, a wewnątrz
mnie zachodzą biologiczne procesy, wytwarzam też ciepło i przechowuje
energię. Z zewnątrz jestem jak wielki nieruchomy kamień leżący na
polnej miedzy, a wewnątrz jestem Bogiem w działaniu. Łączę się w tym z
całym światem, z wszystkimi kamieniami i drzewami. Czuje, jak Bóg mnie
przenika.

To jeszcze jeden mój post bez wyraźnej puenty. Pewnie dlatego, że nie
udało mi sie go dokończyć. Po prostu już nie wierze, że dalsze pisanie
ma sens. Kogo jeszcze to interesuje...

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2007-03-02 23:20:58

Temat: Re: modlitewnik
Od: "Hanka" <c...@g...com> szukaj wiadomości tego autora

On 2 Mar, 23:44, "uookie" <u...@g...com> wrote:

>
> To jeszcze jeden mój post bez wyraźnej puenty. Pewnie dlatego, że nie
> udało mi sie go dokończyć. Po prostu już nie wierze, że dalsze pisanie
> ma sens. Kogo jeszcze to interesuje...

Myślę, że byłbyś w stanie go dokończyć dopiero wtedy, gdybyś potrafił
wyraźnie nazwać, kim - czym jest Twój Bóg, kim - czym jest dla Ciebie,
czy istotnie jest Bogiem, jakim chciałbyś Go znać, widzieć, czcić, czy
może tylko obrazem, wpojonym Ci przez księży - obrazem
niepotwierdzonym przecież, a na pewno nie klarownym i przejrzystym.

> Po prostu już nie wierze, że dalsze pisanie
> ma sens.

Ma sens.


> Kogo jeszcze to interesuje...

Zdziwiłbyś się :)
Ale nie wchodźmy w szczegóły.

1.
> Nie wykorzystuje danych mi talentów, służę niewłaściwym celom, unikam
> miłości. Z czymś takim na sumieniu nie potrafię swobodnie odnosić się do
> Boga; wstydzę się.

2.
> Z zewnątrz jestem jak wielki nieruchomy kamień leżący na
> polnej miedzy, a wewnątrz jestem Bogiem w działaniu. Łączę się w tym z
> całym światem, z wszystkimi kamieniami i drzewami. Czuje, jak Bóg mnie
> przenika.

Cytaty 1. i 2. są dla mnie sprzeczne.

1. - powołujesz się tu i odnosisz do obrazu Boga wpojonego Ci przez
kościół rzymsko- katolicki, tak sądzę, bo w Twojej wypowiedzi
pobrzmiewa hasło:
"Panie, nie jestem godzien..." ( niepotrzebnie zapominasz jednak o
dalszym ciągu: "...ale powiedz tylko słowo, a będzie odkupiona dusza
moja" )

2. - kim tutaj jest Bóg? Czy zgodzą się z takim widzeniem Boga
teoretycy wiary chrześcijańskiej? Wstydząc się Boga (1.) pozwalasz
jednocześnie, aby Cię przenikał (2.) ?...

No właśnie - czy to jest dla Ciebie ten sam Bóg?


Hanka

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2007-03-03 00:32:22

Temat: Re: modlitewnik
Od: "uookie" <u...@g...com> szukaj wiadomości tego autora

> No właśnie - czy to jest dla Ciebie ten sam Bóg?
>
> Hanka

tak, brak tu spójności, ale też przeceniasz role kościoła. Bóg nie
jest dziadkiem z siwą brodą, ale czymś, co może pozwolić go zauważyć,
w czym może się przejawiać. środowisko, fauna, flora, są jakby z
założenia dziełem tej bliżej nieokreślonej formy, ale właśnie to samo
środowisko jest tak powszednie, że można w nim już nie dostrzegać
przejawu czegoś wyższego. dlatego obrazem boga, dla mnie
najwyraźniejszym, jest między innymi cały wszechświat i miłość. gdy
więc pisze o przenikaniu mnie przez Boga, myślę o tych wszystkich
atomach i ich cząsteczkach, które we mnie pulsują.

...i dlatego, że nie chce się przed tym Bogiem tłumaczyć z mojego
niebożego życia, dopuszczam tylko przenikanie się bez słów, tudzież
myśli; to przenikanie się jest pojednaniem, akceptacją siebie jako
elementu dzieła życia. aż boję się nawet zasugerować, bo to
świętokradztwo, ale może wierze w takiego Boga, jaki mi bardziej
pasuje - bezosobowego, dla którego liczy się moja pokora i umiłowanie
do przyrody, a nie styl życia.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2007-03-03 01:12:37

Temat: Re: modlitewnik
Od: "Magdalena" <e...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

On 3 Mar, 01:32, "uookie" <u...@g...com> wrote:
> > No właśnie - czy to jest dla Ciebie ten sam Bóg?
>
> > Hanka
>
> tak, brak tu spójności, ale też przeceniasz role kościoła. Bóg nie
> jest dziadkiem z siwą brodą, ale czymś, co może pozwolić go zauważyć,
> w czym może się przejawiać. środowisko, fauna, flora, są jakby z
> założenia dziełem tej bliżej nieokreślonej formy, ale właśnie to samo
> środowisko jest tak powszednie, że można w nim już nie dostrzegać
> przejawu czegoś wyższego. dlatego obrazem boga, dla mnie
> najwyraźniejszym, jest między innymi cały wszechświat i miłość. gdy
> więc pisze o przenikaniu mnie przez Boga, myślę o tych wszystkich
> atomach i ich cząsteczkach, które we mnie pulsują.
>
> ...i dlatego, że nie chce się przed tym Bogiem tłumaczyć z mojego
> niebożego życia, dopuszczam tylko przenikanie się bez słów, tudzież
> myśli; to przenikanie się jest pojednaniem, akceptacją siebie jako
> elementu dzieła życia. aż boję się nawet zasugerować, bo to
> świętokradztwo, ale może wierze w takiego Boga, jaki mi bardziej
> pasuje - bezosobowego, dla którego liczy się moja pokora i umiłowanie
> do przyrody, a nie styl życia.

I tutaj jest ta puenta, o której wspominałeś, że zabrakło Ci w
poprzednim poscie :)
Podziwiam Cię za to, że tak odważnie podsumowałeś swoją postawę wobec
Boga :)
Wierzysz, a zarazem żyjesz tak, jak jest Ci wygodniej. Masz jednak
świadomość tego, że może jesteś nie w porządku w stosunku do Boga.

Pierwszy akapit jest jakby próbą usprawiedliwienia z Twojej strony. W
drugim zaś następuje wyjaśnienie, z czego się usprawiedliwiałeś, czyli
jakby przyznanie się do bycia "letnim" w swojej wierze. Nie brakuje w
nim jednak ponownego usprawiedliwiania się ze swojego stylu życia,
popartego Twoim własnym pojęciem i rozumieniem Boga.

Fakt, iż dość często usprawiedliwiasz się ze swojego postępowania
świadczy moim zdaniem o tym, iż jeszcze nie odnalazłeś właściwej drogi
dla siebie. Jesteś najprawdopodobniej na etapie poszukiwań, które nie
wiadomo, jak się zakończą. Od Ciebie, Twojej wiary, miłości i modlitwy
zależało będzie Twoje dalsze życie w wierze i jedności z Bogiem, bądź
też bez.

Pozdrawiam :)
Magda



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2007-03-03 02:04:42

Temat: Re: modlitewnik
Od: michał <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

uookie wrote:
> Dzisiaj kładę się przed snem na plecach i przez kilka chwil
> oczyszczam
> umysł z myśli. Zaczynam się wsłuchiwać w cisze. Gdy się w nią
> wsłucham, okazuje się, że cisza nie istnieje; słyszę za to szum.
> Szum
> pracujących elementów ucha wewnętrznego, a może szum świata? Leże
> bezwładnie z rękoma skrzyżowanymi na brzuchu. Jestem żywym
> organizmem,
> składam się z żywej tkanki, jestem elementem żywej planety, a
> wewnątrz
> mnie zachodzą biologiczne procesy, wytwarzam też ciepło i
> przechowuje
> energię. Z zewnątrz jestem jak wielki nieruchomy kamień leżący na
> polnej miedzy, a wewnątrz jestem Bogiem w działaniu. Łączę się w tym
> z
> całym światem, z wszystkimi kamieniami i drzewami. Czuje, jak Bóg
> mnie
> przenika.
> To jeszcze jeden mój post bez wyraźnej puenty. Pewnie dlatego, że
> nie
> udało mi sie go dokończyć. Po prostu już nie wierze, że dalsze
> pisanie
> ma sens. Kogo jeszcze to interesuje...

Spróbuję Ci ułatwić "zmaterializowanie" Boga. Bóg jest miłością. Jeśli
rzeczywiście czytasz biblię i uważasz, że to wystarczy i nie
potrzebujesz nikogo do pomocy, by zrozumieć istotę Boga, to czytając
wersy pamiętaj właśnie o tym.
A Twój sposób modlenia się jest chyba dobrym początkiem do
medytacji... :)
Kiedy medytując spostrzeżesz, że rzeczy dobre, które Cię otaczają i
mieszczą się w Tobie, są w miażdżącej przewadze nad złymi, wtedy
pomyśl, od kogo je dostałeś do dyspozycji. Jeśli poczujesz
wdzięczność, to poczujesz Jego bliskość.

--
pozdrawiam
michał


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2007-03-03 03:42:13

Temat: Re: modlitewnik
Od: "eTaTa" <e...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "uookie" <u...@g...com> napisał w wiadomości
news:1172875490.049450.269450@j27g2000cwj.googlegrou
ps.com...
Witam!

Cześć :-)
Dla mnie, post Twój, jest ok.
W odróżnieniu od siostrzyczek analizatorek,
nie widzę tych sprzeczności.
Ja widzę faceta na dobrej drodze.

Brakuje mi w tym wszystkim, samodyscypliny.
Łatwo mi się pisze :-)) Choć wiem, że to najtrudniejsze.

Jak się dyscyplinować, to chyba wiesz. A, po co?

Jest parę powodów.Napiszę parę dla przypomnienia sobie :-)

W kontekście wątku najważniejszym jest: "Czuje, jak Bóg mnie
przenika.". I jak piszesz wyżej, masz świadomość, że przenika
przez coś niedoskonałego, marnotrawnego, czyli Cię.
Dobrze by było więc, by nie robił tego ze "wstrętem" :-))

Jako Bóg ma właściwość, przenika przez wszystko, czy chcesz,
czy nie chcesz. A to, czy Ty masz tą świadomość, czy nie, to tylko
Twój "problem".

I tu zaczyna się praca nad sobą. Zadbanie o Miejsce "miłe Bogu".
Od zdrowia, po rozwijanie talentów. Od określenia, co wg. Ciebie
jest dobre, a co złe. To Ty masz być o tym przekonany, nikt inny.
A jeśli tak, to nie rób inaczej, niż sam postanowiłeś. Niszczysz siebie.
Niszcząc siebie, niszczysz Miejsce.

Ponieważ nie możesz stale rozmawiać z Bogiem (żyjesz w społeczeństwie),
ani też wykrzykiwać bezmyślnie_egzaltowanie, "O, Boże!", musisz wymyślić
własny system od "proszę", do "dziękuję". Zwykła grzeczność tego wymaga :-))
Tu są jeszcze dwie sprawy.
Pierwsza, to pamięć. Jeśli jest "fajnie", zapomnisz dlaczego jest właśnie
tak.
Chyba nie chcesz, by Ktoś Ci przypomniał? :-))
(dlatego cykliczność, albo Twoja własna umowa, na zasadzie... choćby się
waliło i paliło, to o 17tej 15cie.....)
I drugie. Nie jesteś sam. I nie jesteś tym czymś, na co byś nawet nie
napluł.
Wypada, choćby tyćkę dać innym. Popularnie mówimy, "pomódl się
za innych". To ma o tyle sens, że rozwija Ciebie, również przypominając
Ci o bliskich, jak i o ludziach, którym inaczej pomóc nie możesz. A drugi
sens, zawiera się w tym, że nie są, "oni", osamotnieni. Komuś na nich
zależy.
Jako i ja czynię :-)) Bo wszak, mogłem sobie, to, napisać na kartce i
wsadzić do szuflady.

Oczywiście. Wszystko to można zrobić hurtem. Raz w tygodniu, czy raz w roku.
Ale to Ty masz mieć poczucie więzi, a nie Bóg. On jest stale. Ty nie jesteś
wstanie, nawet go obrazić. Bóg się nie wścieka. Możesz się co najwyżej
doprosić kary. W dobrej wierze :-) Powaga.
Tylko przypadki beznadziejne, pozostawiane są bez ingerencji,
ale też, takowych niema. Ta, niby sprzeczność, jest tylko pozorna.
Gdyby nie to, że we mszy, są dodatkowe elementy ważne, to raczej
odradzałbym uczestnictwo w spędzie (zwłaszcza katolickim, bo taki obserwuję
częściej). Ale jest, jak jest.
Zbyt dużo szczegółów, by się rozpisywać.

Czyli mamy zadbanie o siebie i o relacje. Dbając o nie, reszta sama się
układa.
Łatwo mi się pisze :-))
To zasady ogólne, a przypadki są indywidualne.
Gdyby kapłani Wielkiego Systemu, nie byli ignorantami, powiedziałbym,
pogadaj z psychologiem. Ale ponieważ są, to może warto pogadać, też,
gdzie indziej.

Masz spory "problem". Zacząłeś myśleć. Teraz nie masz wyjścia,
albo będziesz intensywnie dalej myślał, aż się domyślisz, albo
musisz postawić grubą krechę, przecinającą "w te, albo we w te".
A ponieważ, możesz sobie wybić z głowy, że zostaniesz Robotem
Systemu bez pigułek otępiających, narasta "problem" do kwadratu.

A, trzeba było nie myśleć!
Dalej są tylko schody. :-))

Dość tych moich malign :-))
pozdry
ett

Otwarłem "losowo", i masz... Dz 9,20.
(nie mam pojęcia, jak to pasuje, Ty mi powiedz)

=======================
W tym poście sprzeniewierzyłem się sobie :-))
poprawiając "conajmniej" na "co najmniej".
Zmieniłem sens zapisu. Niuans.
Jednak człowiek jest strasznie miękki,
gdy sugeruje się społeczeństwem.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2007-03-03 08:50:00

Temat: Re: modlitewnik
Od: "Hanka" <c...@g...com> szukaj wiadomości tego autora

On 3 Mar, 04:42, "eTaTa" <e...@p...onet.pl> wrote:

> Cześć :-)
> Dla mnie, post Twój, jest ok.
> W odróżnieniu od siostrzyczek analizatorek,
> nie widzę tych sprzeczności.

(...)
> A, trzeba było nie myśleć!

Po to napisałam tak, a nie inaczej, żeby pomyślał ;)
I żeby nie myślał przestawać myśleć.

> Dalej są tylko schody. :-))

Ale na samej górze - jakie widoki!
Jakie towarzystwo ;)


> Jednak człowiek jest strasznie miękki,
> gdy sugeruje się społeczeństwem.

Dziękujemy.
Społeczeństwo.
;)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2007-03-03 09:13:40

Temat: Re: modlitewnik
Od: "Hanka" <c...@g...com> szukaj wiadomości tego autora

On 3 Mar, 01:32, "uookie" <u...@g...com> wrote:

> > No właśnie - czy to jest dla Ciebie ten sam Bóg?
>
> tak, brak tu spójności, ale też przeceniasz role kościoła. Bóg nie
> jest dziadkiem z siwą brodą, ale czymś, co może pozwolić go zauważyć,
> w czym może się przejawiać. środowisko, fauna, flora, są jakby z
> założenia dziełem tej bliżej nieokreślonej formy, ale właśnie to samo
> środowisko jest tak powszednie, że można w nim już nie dostrzegać
> przejawu czegoś wyższego. dlatego obrazem boga, dla mnie
> najwyraźniejszym, jest między innymi cały wszechświat i miłość. gdy
> więc pisze o przenikaniu mnie przez Boga, myślę o tych wszystkich
> atomach i ich cząsteczkach, które we mnie pulsują.

Właśnie o takie doprecyzowanie z Twojej strony mi chodziło.

Rola KRK w opisywaniu Boga - są ludzie, którzy doskonale się wpasowują
w taką, a nie inną postać działalności kościoła i pozwalają, aby miał
na nich wpływ tzw przemożny. Na szczęście, jest to kwestia wyboru.

> ...i dlatego, że nie chce się przed tym Bogiem tłumaczyć z mojego
> niebożego życia...

...no właśnie, tu mi trochę zgrzyta - bo niby skąd wiesz, że Twoje
życie jest "nieboże"? A może właśnie tacy ludzie jak Ty, realizują
boskie plany bardziej, niż trącący hipokryzją świętoszkowie?


> ... ale może wierze w takiego Boga, jaki mi bardziej
> pasuje - bezosobowego, dla którego liczy się moja pokora i umiłowanie
> do przyrody, a nie styl życia.

Zapewne nie jesteś w _takiej_ wierze osamotniony.

Hanka


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2007-03-03 09:42:34

Temat: Re: modlitewnik
Od: paweł niezbecki <s...@l...po> szukaj wiadomości tego autora

uookie<u...@g...com>
news:1172875490.049450.269450@j27g2000cwj.googlegrou
ps.com

[...]
> Dzisiaj kładę się przed snem na plecach i przez kilka chwil oczyszczam
> umysł z myśli. Zaczynam się wsłuchiwać w cisze. Gdy się w nią
> wsłucham, okazuje się, że cisza nie istnieje; słyszę za to szum. Szum
> pracujących elementów ucha wewnętrznego, a może szum świata? Leże
> bezwładnie z rękoma skrzyżowanymi na brzuchu. Jestem żywym organizmem,
> składam się z żywej tkanki, jestem elementem żywej planety, a wewnątrz
> mnie zachodzą biologiczne procesy, wytwarzam też ciepło i przechowuje
> energię. Z zewnątrz jestem jak wielki nieruchomy kamień leżący na
> polnej miedzy, a wewnątrz jestem Bogiem w działaniu. Łączę się w tym z
> całym światem, z wszystkimi kamieniami i drzewami. Czuje, jak Bóg mnie
> przenika.
[...]

Obyś przynajmniej nigdy nie utracił tego połączenia.
(Ale to absolutne minimum).

Paweł

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2007-03-03 10:41:04

Temat: Re: modlitewnik
Od: "Magdalena" <e...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

On 2 Mar, 23:44, "uookie" <u...@g...com> wrote:
> Witam! Będę teraz pisał o modlitwie. Modlitwa pewnie kojarzy się wam z
> wiarą religijną, a ta słusznie kojarzy się z Bogiem, a Bóg z myśleniem
> ciemnogrodzkim, lub z czymś (czego ludzie używający określenia
> 'myślenie ciemnogrodzkie') nie pojmują, czyli z wiarą w Boga. Ale po
> kolei - pewnie nie znajdziecie czasu, czy też chęci by czytać dalej,

Zapewne tacy się też znajdą ...

> ale ja, by pisać, ten czas mam, i chęć też.

I o to chodzi, uookie :)

> Pierwsze moje modlitwy to była recytacja pacierza w tempie jadącego
> ekspresu zanim powstała stacja we Włoszczowej. Gdy jednak w końcu
> przyznałem się sam przed sobą (nie bez skrępowania, czy wręcz
> wstydliwego rumieńca na twarzy), że jaki świadomy i cyniczny bym nie
> był, to w głębi tej świadomości jestem człowiekiem wierzącym... i od tej
> pory przestałem się tej wierze opierać.
>
> Ani litry alkoholu, kłęby marihuanowego dymu, czy tomy przeczytanych
> książek nie przybliżyły mnie do poznania istoty tej wiary, dlatego
> uznałem, że jest to najczystsza forma wiary - wiara niewytłumaczalna,
> nieracjonalna, nielogiczna; po prostu wiara taka, jaką Bóg ją
> zaprojektował, aby mogła do śmierci stanowić dla człowieka wielką
> nierozwiązywalną zagadkę.

Inaczej nie byłaby wiarą...
Byłaby wiedzą... A przecież Boga się nie udowadnia. Boga się poznaje. I
to zaczyna mieć miejsce w Twoim życiu :)
,,...Gdyby człowiek pojął Boga, Bóg nie byłby Bogiem, lecz wymysłem
ludzkiego rozumu. Dowodem na istnienie, jest to, że tego dowodu nie
ma. To nie wiedza udowadnia mi Boga, tylko wiedza dochodzi do tego
momentu, gdzie jest bezsilna. To, co mnie przerasta, jest cudem :)..."

> Dlatego się jej nie wypieram, ale też nikomu jej nie narzucam, więc
> też jej nie wymagam.

Na tym m.in. polega chrześcijańska (i nie tylko) wiara w Boga - nie
wypieram się jej, ale też nikomu jej nie narzucam.

> Bo uważam ją za dar; ale nie taki dar, jak talent
> do śpiewu, czy uwodzenia.

uookie, wiara to wielka łaska dana człowiekowi od samego Boga, tak
zresztą jak wszystko, czym jesteśmy i co posiadamy (np. wszystkie
nasze talenty). Co dalej z nią zrobimy, zależy od nas samych.

>To taki sam dar, jak objawy nadwrażliwości u
> Janka Muzykanta, czy przypadek oddania i pokory u Hioba. Czyli
> kosztowny dar; dar, który może być i brzemieniem, i zbawieniem.

Bóg jest Miłością, uookie. Tak więc i wiara nią jest. Jak więc może
być brzemieniem?
To nie wiara jest brzemieniem. To często człowiek ją taką czyni.
Wiara to Nadzieja i Miłość.
Jeśli traktujesz wiarę jako brzemię, to jeszcze kawałek drogi przed
Tobą :) Ale jesteś na dobrej drodze ... Przecież jesteś silny mocą
Boga, czujesz Jego obecność, pragniesz kontaktu z Nim. Jednocześnie
masz wolną wolę. Tak więc jeśli tylko będziesz tego pragnął, to z
pomocą Bożą, wiara nie będzie brzemieniem. Wszak jak może być Miłość
do Boga brzmieniem? :) Czy Jego Miłość do Ciebie, do ludzi jest dla
Niego brzemieniem? Miłość nie jest brzemieniem. W chwili, gdy się nim
staje, przestaje być prawdziwą Miłością.

> Okropnie filozoficznie nadymanym uczyniłem ton tej wypowiedzi, ale to
> samo jakoś tak wyszło. Ja tylko pisałem, co i jak myślę; reszta
> uformowała się sama. Haha; nie, nie uważam się za natchnionego
> (ubiegam wasze posądzenie mnie o zapędy prorockie) ;P Ale zanim
> przejdę do meritum postu, jedna tylko sprawa.
>
> Bo dodatkowym elementem wręcz fantastyczności* mojej wiary jest to, że
> nie wiem do kogo się modlę. Jestem ochrzczony w obrządku
> rzymskokatolickim, ale nie praktykuje. Jestem za to pod wielkim
> wrażeniem tekstu Biblii i jej teologicznych, i powiedzmy
> pseudonaukowych interpretacji. Ale oczywiście nie odbieram jej
> dosłownie. Uważam ją za swego rodzaju recepturę, a przedstawionego w
> niej Boga za... no właśnie.
>
> [* Domyślam się, że użycie w tym przypadku określenia 'fantastyczna
> wiara' naraża mnie na skierowanie wobec mnie epitetologii typu
> 'fanatyk'; ale naprawdę dla mnie, dla kogoś, kto prawie całe
> dotychczasowe życie walczył z Bogiem, przeklinał go i negował,
> odkrycie i zaakceptowanie tego, że jednak sam w niego wierze, a nawet
> oddaje mu cześć, to jednak jest fantastyczne przeżycie.

Bardziej niż fantastyczne.

> Ktoś powie: -
> Nawrócenie - a i to nie obejdzie się bez symboliki; wszakże nazywam
> się Łukasz Nawrocki.]
>
> Mój Bóg jest coraz mniej osobowy. Pewnie dlatego, że sam żyje w coraz
> większym odwróceniu od jego (powiedzmy) nauki. Nie wykorzystuje danych
> mi talentów, służę niewłaściwym celom, unikam miłości.

A wiesz, dlaczego tak postępujesz?
Czy to wygoda? Czy może przekonanie, że tak lepiej? Czy może poczucie
wyższości Twojego postępowania i rozumienia Boga i wiary? Z jednej
strony pycha (próba sensownego usprawiedliwiania się ), z drugiej
poczucie winy? Trochę tu sprzeczności ...To pytania :) Kwestie do
rozważenia. Nie zarzuty :)
Piszesz ,,unikam miłości"...
Przecież Bóg jest Miłością ...
Powiesz - unikam tej ludzkiej miłości. A przecież Miłość Boża jest w
każdym człowieku...

> Z czymś takim
> na sumieniu nie potrafię swobodnie odnosić się do Boga; wstydzę się.
> Dlatego zmienił się kanon mojej modlitwy.

Aha. I gdzie tu wiara, uookie? :) Trąca ucieczką ...
Wiara to bezgraniczne zaufanie Bogu, że kocha Cię takim, jakim jesteś,
i że jest Miłosierny, a więc, że wybacza nam wszystko to, czego
żałujemy.
Powinniśmy natomiast nie chcieć więcej postępować wbrew naszemu
sumieniu/wierze. [Twoje sumienie podpowiada Ci, że coś robisz nie tak.
Posłuchaj czasami sumienia i serca :) Tam jest Bóg.]
Jeśli nie chcemy postępować tak, by mieć czyste sumienie, i nie
próbujemy się "poprawić", a jednocześnie oczekujemy od Boga
wybaczenia, to jest to nie w porządku wobec Boga (świętokradztwo). Ty
tak to rozumiesz. Tak rozumie to katolik, ale nie tylko.
To tak, jakby ktoś szedł do spowiedzi z poczuciem ogromnej winy. Idzie
z własnej nieprzymuszonej woli. Przeprasza za grzechy, postanawia
poprawę i zadośćuczynienie, ale jednocześnie głęboko w podświadomości
wie, że z chwilą, gdy opuści mury świątyni, prędzej, czy później
popełni ten (czy inny) grzech ponownie. Jednak spowiada się, chce
przyjąć Komunię św., chce przeprosić Boga, chce się z nim pojednać i
zjednoczyć, prosić o przebaczenie i siłę. Ale jednocześnie mając
świadomość, że nadal będzie grzeszył, czuje się niegodzien
przystąpienia do sakramentu (np.Komunii św, czy też samej spowiedzi).
Poczuj się godzien. Bóg kocha każdego, a kto do Niego przychodzi,
zawsze zostanie przyjęty, a nie odrzucony.

Owszem, człowiek (np.praktykujący) często czuje, że nie jest godzien
np.przyjmowania ciała Chrystusa pod postacią chleba, często czuje, że
nie jest godzien nawet z Nim rozmawiać, czy o cokolwiek Go prosić - o
wybaczenie, czy o pomoc. A prawda jest taka, że człowiek jest godny
Boga :) Przecież to właśnie Bóg tak chciał :) Bóg uznał, że jesteśmy
Jego godni. Bóg nam się sam oddał, ofiarował. Czeka na nas w każdej
chwili naszego życia. Czeka na grzeszników. Przebacza grzesznikom.
Jego Miłość jest niewysławialna i bezgraniczna. Kimkolwiek byś nie był
- katolikiem, prawosławnym, wierzącym, nie praktykującym. Boża Miłość
nie jest ludzka. Dlatego jej nie pojmujemy, nie ogarniamy. Dlatego, po
ludzku nie czujemy się godni, wstydzimy się, ale gdy uwierzymy, że
mamy do czynienia z Bogiem, czyli nie z człowiekiem, zrozumiemy, że
zawsze jesteśmy godni pomocy i uwagi Boga, zawsze możemy się do Niego
zwrócić, nawet będąc największymi grzesznikami. To niepojęte. Ale taka
jest Miłosć Boża. Niepojęta. Wybacza wszystko, jeśli tylko człowiek
tego pragnie.

Za tę Miłość i za cud szeroko pojętego Życia człowiek powinien Bogu
przede wszystkim dziękować, dziękować i jeszcze raz dziękować. W
naszym podziękowaniu zawiera się wszystko.

Nasza modlitwa, podziękowanie, prośba nie zawsze musi mieć postać
tylko rozmowy z Bogiem, choć o tej _należy pamiętać_. Zresztą, u
człowieka czującego chęć kontaktu z Bogiem, w pewnym momencie
_rozmowa_ z Nim staje się tak naturalną i oczywistą kwestią i częścią
życia, że po prostu jest. Jak powietrze. Bez niej obumiera.
Ale modlitwą może być również nasze codzienne życie, nasza pasja,
śpiew, malarstwo, praca w biurze czy szpitalu, opieka nad dzieckiem,
opieka nad chorym, gotowanie obiadu dla najbliższych, spacer, zabawa,
słuchanie muzyki. W naszym podziwie zawiera się wychwalanie darów
Boga. Nasz podziw, radość, śmiech to nasza Modlitwa. Ale nasze
cierpienie, choroba i łzy to też nasza Modlitwa.
[Jakże często w cierpieniu zmienia się nasza modlitwa i postrzeganie
Boga. To już nie ten sam Bóg...To zły Bóg ... Często ludzie odwracają się
wtedy od Boga ...Już nie dziękujemy... Obwiniamy ... Już tylko prosimy. Mamy
prawo prosić. Ale nie powinniśmy zapominać, by podziękować... Nie
powinniśmy zapominać, że to ten sam Dobry Bóg :)
Niektórzy z nas jednak doznają nawrócenia właśnie dzięki cierpieniu,
chorobie własnej lub bliskiej nam osoby. Przeróżnie bywa...Przepraszam,
chyba nieco odeszłam od tematu :), a chodziło mi jedynie o wagę i
istotę modlitwy, którą poruszyłeś. ]

Jeśli tylko mamy tę świadomość, że Bóg /Miłość!/ jest w nas i obok
nas, że jest w drugim człowieku, w drzewie, trawie, ptaku,
wszechświecie, nasze życie staje się modlitwą i wysławianiem Boga.
Trudno mi teraz zebrać myśli i napisać to w miarę łatwo i przystępnie,
ale myślę, że coś dało się z tego zrozumieć :)

> Nie napisze, jak ten kanon wyglądał wcześniej. Nie dlatego, że uważam
> to za zbyt osobistą sprawę, ale dlatego, że sporo tu na grupie
> intrygantów, a nie mam ochoty dawać im powodów, aby mogli bezcześcić
> mnie i moje posty.

Rozumiem. Niestety nie jeden raz wiara była bezczeszczona na grupie...

>Zdradzę więc, jak to wygląda dzisiaj.
>
> Dzisiaj kładę się przed snem na plecach i przez kilka chwil oczyszczam
> umysł z myśli. Zaczynam się wsłuchiwać w cisze. Gdy się w nią
> wsłucham, okazuje się, że cisza nie istnieje; słyszę za to szum. Szum
> pracujących elementów ucha wewnętrznego, a może szum świata? Leże
> bezwładnie z rękoma skrzyżowanymi na brzuchu. Jestem żywym organizmem,
> składam się z żywej tkanki, jestem elementem żywej planety, a wewnątrz
> mnie zachodzą biologiczne procesy, wytwarzam też ciepło i przechowuje
> energię. Z zewnątrz jestem jak wielki nieruchomy kamień leżący na
> polnej miedzy, a wewnątrz jestem Bogiem w działaniu. Łączę się w tym z
> całym światem, z wszystkimi kamieniami i drzewami. Czuje, jak Bóg mnie
> przenika.

Oby to połączenie z Bogiem i wzajemne przenikanie trwało ... bo jest to
coś najwspanialszego w życiu.

> To jeszcze jeden mój post bez wyraźnej puenty.

Puenta jest w Twoim kolejnym poscie :)

>Pewnie dlatego, że nie
> udało mi sie go dokończyć. Po prostu już nie wierze, że dalsze pisanie
> ma sens.

Jeśli wierzysz w Boga, to ma sens :)

>Kogo jeszcze to interesuje...

Mnie.

PS. Przepraszam uookie, jeśli coś ujęłam niezbyt jasno. Myśli często
prześcigają się wzajemnie, i nie wszystkie "lądują" zapisane, niektóre
krążą gdzieś nadal niewysłowione. Tak już bywa ... szczególnie, gdy
mowa o ... niewysławialnym :)
Zresztą, pewnie i tak nie doczytałeś do końca tej długiej i nudnej
odpowiedzi na Twój post ;)

Pozdrawiam,
Magda

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Re: Wampiryzm emocjonalny
Wampiryzm emocjonalny
Jest taka jedna
Naukowe Horoskopy...czyli uważaj, kiedy rodzisz dziecko ;)
Doszlismy...

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »