Data: 2002-06-05 12:21:07
Temat: pewność ; było: Mężczyzna na zakupach
Od: "kolorowa" <v...@i...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Nawet i nie to. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej zbyt duza pewnosc siebie
> moze zniechecic pracodawce do kandydata, ktory to zostajac potencjalnym
> samodzielnym pracownikiem moze móc podejmowac decyzje niekorzystne dla
> firmy, bedac przekonanym ze on wie najlepiej, na przyklad.
Pod warunkiem, że jest to faktycznie nadmiar pewności związany z poczuciem
lepszości. Jeśli jest to jednak świadomość własnych możliwości i atutów i
potencjalnemu pracodawcy nie podoba się taka postawa pracownika, bo np.
potrzebuje wyrobników ślepo wykonujących polecenia bądź sam ma kompleksy
tudzież obawia się, że kandydat może stać się rywalem - nieprzyjęcie do
pracy wydaje mi się dla szukającego pracy korzystne.
A jeszcze inną sprawą jest poczucie pewności, że pracę zawsze się znajdzie,
co wcale nie musi się wiązać z nadmiarem pewności siebie a nawet ze zdrowym
poczuciem własnej wartości.
> Co do pewnosci Ani, w zasadzie takie podejcie do zycia nie jest zle, wg
mnie
> tylko Ania uzywa za duzo przyslowka 'zawsze', mnie to razi
Przejrzałam pobierznie posty Ani i znalazłam je tylko 3 razy: kiedy pisała,
że mąż nosi wodę, coś o swojej koleżance i że mąż zawsze pomagał innym:-)))
To z przymróżeniem oka.
Tak poważnie to domyślam się, co Cię irytuje w postach Ani, a właściwie w
jej pierwszych postach: Ania przedstawiła obraz swojego związku z sugestią,
że jest to sytuacja najlepsza z możliwych, niemalże wzór do naśladowania
(szczególnie dla tych kobiet, które od swoich zapracowanych połówek domagają
się rzeczy niemożliwych, jakimi są zakupy czy gotowanie;-)))
byc moze dlatego,
> ze mialam podobne podejscie ale zycie nauczylo mnie oszczedniejszego
> uzywania tego slowa, podobnie jak nigdy:-) I tu wylazl moj subiektywizm.
Kumam czaczę:-))
> >Mój brat od roku bezskutecznie szuka
> > czegoś w Wa-wie (mieszka w innym mieście).A ja nadal nie widzę nic złego
w
> > pewności, że tę pracę się znajdzie. Powiedziałabym nawet, że bywa
> pomocna:)
>
> No wlasnie i nadal jest przekonany, ze ja zawsze znajdzie?
Ale ja nie napisałam, że mój brat ma tę pewność, bo ja nawet tego nie
wiem:-))) Na pewno ma nadzieję. Pewność, to ja mam:-))) Ale nie, że znajdzie
pracę, ale że otrzyma to, co w danej chwili jest dla niego najlepsze:-)
> > Anię jej praca satysfakcjonuje.
>
> Z tego co wiem Ania nie pracuje, chyba ze nie wszystkie posty do mnie
> dotarly.
He, he, Ania pracuje, ale nie zarabia:-)))
> > A bedac calkowicie pewną, ze zawsze znajdziesz prace nie stresujesz
> > > sie dodatkowo?
> >
> > W jaki sposób?
> >
A przy podejsciu bardziej luzackim, jestem
> dobra, nie ci to inni, nie teraz to pozniej, moze koniunktura sie poprawi,
> poducze sie jeszcze, nie jestem przeciez taka alfa i omega, bywaja lepsi,
> trudno, IMO latwiej zlapac drugi oddech.
Ale ja to właśnie nazywam pewnością:-)))
Jeśli jestem odsyłana od drzwi do drzwi, to bez wzgledu na to, jakie mam
mniemanie o sobie, deprecha może się rozwinąć. Jeśli jestem przekonana, że
mam niskie kwalifikacje, jestem kiepska, to odmowa przyjecia mnie do pracy
tylko potwierdzi mój pogląd i wtedy nic tylko sznurek na szyję;-)) Chyba że
jestem przekonana, że tak czy inaczej tę pracę znajdę i będę próbować do
skutku, jednocześnie podnosząc swoje kwalifikacje. O ile nie jestem
przekonana, że znajdę pracę bez względu na kwalifikacje
Jeśli mam wysokie mniemanie o swoich kompetencjach, a nikt nie będzie chciał
mnie przyjąć, to albo przyjdzie otrzeźwienie i zacznę się sobie bardziej
obiektywnie przyglądać, albo będę się upierać, że jestem świetna, a reszta
to barany, co się nie umieją na mnie poznać - i tak dopóki nie przyjdzie
otrzeźwienie;-)
Jeśli umiem obiektywnie ocenić własne przymioty, to bez pewności, że znajdę
w końcu tę pracę, też można się załamać, bo przecież obiektywnie to
bezrobocie jest duże i istnieje takież prawdopodobieństwo, że mogę tak
szukać i szukać...
Absolutnie nie neguje tego, ze pieniadze zarabiane przez
> jednego TZta sa wspolnie i basta. Osoba zajmujaca sie domem 'za darmo',
jak
> najbardziej ciezko pracuje i z czystym sumieniem ma prawo a nawet
obowiazek
> wydawac wspolne pieniadze.
> Na skladowe wynagrodzenia mojego meza (abstrahujac od podatkow i innych
> obicazen) sklada sie wielki stres, zwiazany z rodzajem wykonywanej pracy.
> Moj maz praktycznie caly czas (5-6 dni w tygodniu) musi miec nerwy napiete
> jak postronki, musi miec jasny umysl, podejmowac decyzje zwiazane z
> transferem lub nie setek tysiecy i milionow dolarow (szkoda ze nie
> wlasnych), za co jest pozniej rozliczany, musi blyskawicznie kalkulowac,
> podejmowac czasami ciezkie decyzje w kilka minut itd To powoduje, ze po
> tygodniu pracy jest wypalony i sflaczaly jak pekniety balonik (no moze nie
> caly jest sflaczaly:-) i musi szybko zregenerowac sily. Ja nie mam tak
> strsujacej pracy, zreszta nie wiem czy bym to wytrzymala, jemu to sie
> podoba.
Myślę, że napisałaś bardzo istotną rzecz: jemu się to podoba. Mój mąż też ma
stresującą i odpowiedzialną pracę. Czasem jak przychodzi, to mu się czacha
dymi. Ale on lubi ten sport:-))
Ja już od dłuższego czasu nie pracuję, ale zaczynam stawiać kroki (nie
pierwsze raczej wtórne, ale po długiej przerwie i w innej dziedzinie) jako
tancerka. Będę zarabiać;-) czyli będę naprawdę pracować. A przecież ta
praca, którą uwielbiam, która daje mi radochę (ale która jest oczywiście
stresująca i wymagająca wielu ćwiczeń), wcale nie będzie cięższa od tej,
którą wykonywałam w domu przy dzieciach.
Wspominam te czasy, kiedy chłopcy byli mali - i pamiętam, że to była
harówka, jakich mało. Nawet szukanie pracy i zbieranie truskawek w zimnej
Szwecji było mniej dołujące, bo były chwile przerwy, no i jakiś kontakt z
drugim człowiekiem;-))
Teraz moje dzieci są już dość duże, ale ja wciąż czuję się odpowiedzialna
za ich zdrowie. Wciąż budzę się na najlżejszy kaszel, podwyższona
temperatura spędza mi sen z powiek, bo dzieci trzeba przecież obserwować.
Mój mąż oczywiście martwi się o dzieci, ale on zaczyna się denerwować wtedy,
kiedy sytuacja staje się naprawde poważna. Na co dzień ja noszę ze sobą
stres o zdrowie fizyczne, o zdrowie psychiczne całej rodziny, to na mnie
głównie dzieci uczą się swoich emocji, to ja czytam, szukam odpowiedzi na
czym to życie polega, co warto, czego nie warto, gdzie jest sens, co jest
jeszcze nawykiem, a co już słusznym rozwiązaniem...
To ma mniejszą wartość niż projekt mojego męża w NBP?
Małgosia
Asiu, mam już niewiele czasu, nie jestem pewna czy będę mogła jeszcze
pisać - już i tak kilka tematów odpuściłam. Ale będę się starać:-)
|