Data: 2004-01-28 19:48:36
Temat: swiadomosc ktora nic nie zmienia
Od: "rentoon" <A...@a...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Postanowilem napisac cos o czym co powoduje pewne trudnosci przy opisie.
Moze zaczne od tego ze w psychoterapii zaklada sie ( pewnie i slusznie ) ze
pierwszym warunkiem zmiany jest swiadomosc, swiadomosc istnienia problemu.
" Zeby otworzyc okna, najpierw trzeba zbudowac dom "
" Nie zmienisz tego o czym milczysz " itp
Natomiast czesto bywa tak ze uswiadamiamy sobie jakis swoj deficyt, jakas
przesadna reakcje na cos, jej dawna przyczyne, jej konsekwencje, mamy ten
dom zbudowany od fundamentow ale nic, kompletnie nic to nie zmienia.
Pytajac roznych madrych ludzi, psychologow, terapeutow, jaki jest cel ich
pracy odpowiadaja, uswiadamianie. Ale czy to wystarczy ? znam wiele takich
przypadkow, ludzi ktorzy bardzo zle robia, sa tego swiadomi ale nic z tego.
Sam w swoim zwiazku mam pewne schematy, wyniesione z niezbyt udanej rodziny,
podczas studiow psychologicznych zastanawialem sie jak ta wiedza ma sie do
mnie, powiedzmy ze jestem swiadomy roznych rzeczy, wylapuje je, czasami
wczesniej, czasami za pozno.
Tak wiec pytam, gdzie jest to swiatlo, w ktorym wszystko wyglada jasniej ?
A moze "swiadomosc rodzi cierpienie" jak mowi M. Licinski , moze swiadomosc
nie oznacza wiedzy ( jak, gdzie, skad, itd ) tylko swiadomosc ze tak bedzie,
ze niewiele da sie z tym zrobic, ze to jestem ja, ze to ksztaltuje mnie ?!
...
|