Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Co to jest szczęście...

Grupy

Szukaj w grupach

 

Co to jest szczęście...

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 71


« poprzedni wątek następny wątek »

51. Data: 2005-10-15 12:01:21

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl> szukaj wiadomości tego autora


"Flyer" w news:dimjfe$fd4$1@atlantis.news.tpi.pl...
/.../


> > > /.../ może szukam jej pełnego wytłumaczenia, bo już nie mam
> > > na nią [sytuację] wpływu.

> > Masz nadzieję na pełne wytłumaczenie? Jakim cudem?

> Eeee - racjonalizacje mogą się przyczynić do poznania prawdy, ale ze
> względu na brak informacji zwrotnej prawda jest jednym z n wariantów,
> albo zostaje pominięta. Toteż jest to tylko forma stabilizacji układu i
> rozwijania pewnych teorii - drogą znalezienia prawdy nie jest.

Otóż to. Następnym krokiem, moim zdaniem, mogłoby być docenienie
potrzeby zbudowania w sobie pokory (i ciekawości). Ale tego to ludzie
nie chcą robić. Ze strachu przed nieznanym. Wolą ustabilizować układ
drogą zakrzyczenia. Oczywiście ustabilizować pozornie i chwiejnie, gdyż
może się to sprowadzać wyłącznie do usiłowań stabilizacji poprzez
zakrzyczenie z obu stron.
Niezmiennie w tym widzę niemożność wyjścia z koleiny, którą los
wyżłobił biednemu stworzeniu poprzez jego ożywienie w ściśle określonych,
unikalnych warunkach początkowych i wszystkich kolejnych (patrząc
wstecz). I jedyną poprawną drogą jest tu najpierw założenie, a potem
pełne przekonanie o istnieniu własnych klap ograniczających zmysły.

Aby coś z siebie zdjąć bądź tylko ograniczyć jego negatywne działanie,
trzeba to przede wszystkim zauważyć. A potem analizować.

I w tym sensie Twoje dociekania mają sens :).


> Z drugiej strony - po prostu zbyt jest dużo wątków, sygnałów, poszlak,
> żeby przejść wobec nich obojętnie - nie w sensie szukania winy, ale
> zrozumienia - tu nic nie jest na swoim miejscu, wszystko tworzy
> zawikłany wzór /.../

Dokładnie tak. Stawianie gdziekolwiek kropki nad "i" bez cienia wątpliwości,
jest świadectwem niedojrzałości. A co się z tym wiąże nieuporządkowania,
strachu, lub tylko niepanowania nad własnym losem. Przy czym - to nie są oceny.
To tylko neutralne drogowskazy. No i na końcu zawsze gdzieś tam czai się
głupota.


> > Rozbijając chodzący zegarek na częsci?

> W połączeniu z powyższym - nie - rozbiłbym zegarek, gdybym próbował
> uzyskac sprzężenie [informacyjne] zwrotne, prowokował lub próbował
> innych technik - nie chcę "rozbijać zegarka" - nie zamęczam telefonami,
> nie zamęczam e-mailami, nie sąduję znajomych.

Inaczej więc spytam - czy nie obawiasz się, że Twoja inicjatywa jest tylko
pozorna? Aby zjeść ciastko, zdaje się trzeba je znaleźć, odpakować, ułożyć
na talerzyku, zaopatrzyć się w odpowiedni sztuciec ;) - no można tez palcami...
Tak czy inaczej trzeba wykazać się determinacją i wolą osiągnięcia celu.
A skoro to ciastko ma nogi, ...
Dajesz mu jakieś znaki, że masz na nie ochotę? Czytelne?
Ochotę być może dożywotnią (ale lepiej się z tym nie wychylać nawet
gdyby tak było).


/.../
> > Prawdopodobieństwo, że podzielenie się informacją gdzie piszesz
> > spowoduje nagłe zainteresowanie tą szczeliną komunikacyjną, jest
> > moim zdaniem znikome. Są jakieś jaskółki? Odwiedzanie innych grup?
> > Bo jeśli nie - bądź spokojny.

> Ja wiem, czy to byłby zły pomysł - /.../ pisanie tutaj nie implikuje żadnych
> związków, a w sytuacji, kiedy ktoś nie może kogoś innego poznać w jego
> środowisku [a boi się związków], to chyba dobre miejsce - więcej bym nie
> stracił, niż straciłem, zresztą nie oceniam Jej negatywnie, więc może
> znalazłaby coś na moją obronę.;)

Myślę jednak, że trzeba zintensyfikować działania konkretne, odbywające się
we wspólnych miejscach i czasach z udziałem wszystkich zmysłów. Inaczej,
to tylko podchody, substytuty... owszem, w pewnych sytuacjach niezbędne.
Ale raczej nie w Twojej.


/.../
> > Przyznam Ci się, że na swej ścieżce poznałem kilka istot płci przeciwnej
> > posiadających zainteresowanie podejściem analitycznym. Tak się jednak
> > składało, że nie szło to w parze z cechami typowo kobiecymi.
> > Czy nie pora byś się pogodził z koniecznością wypracowania działań
> > i reakcji adekwatnych do rzeczywistości?

> A co to są cechy typowo kobiece? Słodycz i takie tam?

No nie... próbowałem odwołać się do wyobrażeń standardowych, również
odpowiedź widząc uogólnioną do standardu. Inaczej mówiąc - w każdym
osobniku drzemie jego własne wyobrażenie kobiecości - pewien zbiór cech,
wywołujących w delikwencie pewne (standardowe) reakcje. Zbiór na ogół
za każdym razem nieco inny, choć miłośnicy standardów też na tym żerują
organizując konkursy miss - czyli oferując standard w działce "powab fizyczny".
Jednak nie na tym przecież rzecz się kończy.
Mówiąc o reakcjach adekwatnych do rzeczywistości mam na myśli dokonanie
pewnych racjonalizacji ;), i ... ustępstw.


> Ja tam mam patent
> [w starym morskim znaczeniu] na walke ze smoczycami - najgorzej jest
> wtedy, kiedy wisi nad Tobą jej rozdziawona paszcza, a z zębów jadowych,
> tuż obok, kapią krople jadu - na taką okoliczność producenci mebli
> nocnych powinni wyposażyć łóżka w specjalne zapadki, żeby można było
> schować się pod łóżko pociągając ostatkiem sił za sznureczek.;)

Wizja iście z głębin kajuty... wymaga jednak co najmniej dwupoziomowego
kadłuba - jeśli spektakl nie ma się odbywać na pokładzie ;)).


> Ja tam nie wiem - dla mnie Sympatia była Kobietą [żeby nie było - nie
> było sytuacji nieobyczajnych, więc te nie wpływały na ocenę] - ważne, że
> potrzebowała Ciepła i potrafiła to zrozumieć i chyba Jej to pomagało -
> mnie również. Fukała po kobiecemu, poruszała się po kobiecemu, bywała
> złośliwa po kobiecemu, fizycznie też wyglądała w porządku - to chyba
> była Kobieta?

Pewnie tak. A jednak nie ma wspólnej uczty...


> > A może dobrze by było zweryfikować i sprecyzować (urealnić) własne cele?

> Chcę duplikat - widziałem nawet jeden, ale był za młody o jakieś 10 lat.
> ;)

No tak - nieletnich nie należy zaczepiać (zakładam, że różnica wynosiła
ze 20-25 lat;). A może to urealnienie powinno odbyć się kosztem
ograniczenia własnych oczekiwań co do trwałości? Może opanowało Cię
zbytnie przywiązanie do koleiny przeszłości?



/.../
> > A więc? Potrafisz to spożytkować? ;)).

> Za późno - jak zwykle. Był taki moment, może nie jeden, ale ten
> zapamiętam, kiedy Ona i ja byliśmy "unormowani" - to stan podobny do
> depresji, bo nagle znikają wszelkie racjonalizacje, a wraz z nimi np.
> potrzeba komunikacji - ja się lekko przestraszyłem, nie wiem jak Ona.
> Układ doskonały, ale zdecydowanie obcy wymogom życia społecznego.

Wiesz o tym, że motorem współdziałania w dążeniu do ... szczęścia, jest
wzajemne dostrzeganie różnic, akceptowanie ich, wspinanie się po nich
coraz wyżej i oby bez końca. Zbyt szybka wspinaczka, powodująca zanik
różnic, jest katastrofą - "unormowaniem" zabójczym w skutkach, gdyż
pozbawiającym obie strony emocji wywołanych ciekawością nieznanego.
Bez niewiadomych, życie staje się jałowe i zanika.
Mimo iż "do końca" jest zazwyczaj koszmarnie daleko ;), takie niebezpie-
czeństwo czyha na tych, którzy cieszą się mnogością podobieństw
(wspólne zainteresowania, może nawet zawody, zamiłowania, upodobania...).
Źródłem szczęścia są zazwyczaj drobne różnice, a konkretnie fakt ich
poznawania i wzajemnego oswajania. Czasem, w dojrzałych układach,
jest to wręcz świadome generowanie "niespodzianek". O ile obustronne
i ze zrozumieniem - szczęście ma przesłanki by się umacniać... Ale to,
niestety, rzadka rzadkość.

Może jednak to "unormnowanie", którym się przestraszyłeś, okazał się
dla niej sygnałem nie do zlekceważenia? Z wiadomym, choć przez Ciebie
"niedostrzeganym" skutkiem?


/.../
> > Może spróbuj /.../
> > A najlepiej ... bobaski.

> Z bobaskami i kobietami jest jeden problem - *zupełnie_abstrakcyjnie!!!*
> - jeżeli kobieta odczuwa lęk przed mężczyznami/ludźmi, to danie jej
> istoty nieposiadającej pełnych cech dorosłych ludzi [inne proporcje,
> wymiary, kolory, zapachy, dodatkowe elementy i brak innych] może
> zmniejszyć jej lęk, ale w drugiej alternatywie - może także spowodować
> całkowitą separację od otoczenia [w tym od ojca], bo podkreśli różnice -
> dziecko staje się wtedy atrakcyjniejsze i jednocześnie umożliwia
> wadliwą werbalizację lęku przed ludźmi - dziecko staje się kontekstem do
> obserwacji/werbalizacji.

Tu tez masz rację. Ale jest to już forma mocno zaburzona, oddalona od
tego, co w szczęśliwym stadle pożądane.
Niestety, praktycznie dość częsta.
Skutek tez jest do przewidzenia.



> Flyer


All

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


52. Data: 2005-10-15 21:29:49

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

.. z Gormenghast; <d...@g...h892be049.invalid> :

>
> "Flyer" w news:dimjfe$fd4$1@atlantis.news.tpi.pl...
> /.../

> > Eeee - racjonalizacje mogą się przyczynić do poznania prawdy, ale ze
> > względu na brak informacji zwrotnej prawda jest jednym z n wariantów,
> > albo zostaje pominięta. Toteż jest to tylko forma stabilizacji układu i
> > rozwijania pewnych teorii - drogą znalezienia prawdy nie jest.
>
> Otóż to. Następnym krokiem, moim zdaniem, mogłoby być docenienie
> potrzeby zbudowania w sobie pokory (i ciekawości). Ale tego to ludzie
> nie chcą robić. Ze strachu przed nieznanym. Wolą ustabilizować układ
> drogą zakrzyczenia. Oczywiście ustabilizować pozornie i chwiejnie, gdyż
> może się to sprowadzać wyłącznie do usiłowań stabilizacji poprzez
> zakrzyczenie z obu stron.

Złośliwy paradoks tkwi w tym, że czasami układu nie da się
ustabilizować, nie ze względu na przyczyny fizjologiczne, ale na
otoczenie - pomaluj swój pokój na jaskarawe kolory, a zawsze będziesz
albo zaniepokojony, albo zmęczony - to najbardziej neutralny przykład.
Mniej neutralny jest palenie papierosów [wiem, sam palę] - wtedy
niezależnie od działać, niepokój i jego efekty nie znikają, bo jednostka
przynosi je z sobą - wtedy najprostsze wyjasnienie jest najlepsze. ;)

A co racjonalizacji - posługuję się dostępnym zestawem pojęć,
racjonalizacji, faktów - bardzo możliwe, że i racjonalizacje są
intuicyjne [pomijam efekt końcowy, czyli stabilizację] - w pewnym
momencie pojawia się "wynik", a wynik pozwala zupełnie inaczej zrozumieć
zachowanie drugiej strony - zupełnie inaczej niż wskazują na to
racjonalizacje - kiedy masz wynik i dane wejściowe, to możesz od nowa
przeprowadzić "obliczenia", w taki sposób, żeby były prostsze. ;)

> [...]

> > W połączeniu z powyższym - nie - rozbiłbym zegarek, gdybym próbował
> > uzyskac sprzężenie [informacyjne] zwrotne, prowokował lub próbował
> > innych technik - nie chcę "rozbijać zegarka" - nie zamęczam telefonami,
> > nie zamęczam e-mailami, nie sąduję znajomych.
>
> Inaczej więc spytam - czy nie obawiasz się, że Twoja inicjatywa jest tylko
> pozorna? Aby zjeść ciastko, zdaje się trzeba je znaleźć, odpakować, ułożyć
> na talerzyku, zaopatrzyć się w odpowiedni sztuciec ;) - no można tez palcami...
> Tak czy inaczej trzeba wykazać się determinacją i wolą osiągnięcia celu.
> A skoro to ciastko ma nogi, ...

Ale ja nie mogę zjeść ciastka - zapomniałeś o "porsche"? Dodatkowo -
choć emocjonalnie i objawowo relacje zaszły daleko [powiedziałbym, że
groziły "wybuchem" ;)], to w sferze "tworzenia faktów" były w powijakach
- nie mam legitymacji, żeby wtrącać się w układ, który nie przewiduje
mojego istnienia - zresztą Ona nie odpowiada - próba nacisku
przyniosłaby może efekt [choć możliwe, że byłoby to motanie się pomiędzy
dwoma facetami - najgorszy scenariusz - swoją drogą nie wiem, skąd
bierze się u niektórych pisarek egzaltacja tego typu scenariuszem -
swojska potrzeba masochizmu, czy kopania facetów? ;)], ale znów -
"porsche" - zdobywać, dla faktu zdobycia, ale bez konsekwencji tego, że
nie zdołasz utrzymac zdobyczy i utonie Ona w kolejnej racjonalizacji pt.
"faceci są ..."/"związki są ..."? - grać ludźmi? - zabijac w nich
marzenia? ;))

No i dzięki powyższemu wysłałem Jej "dobrej nocy" - z jednej strony mogę
zamotać, z drugiej strony [czyli nie dania możliwości wykrystalizowania
się werbalizacji zgodnej ze scenariuszem - przynajmniej będzie mogła się
związać z moim następcą] muszę zamotać. Tak już jest w weekendy -
człowiek jest mniej zmęczony fizycznie, emocje są silniejsze, a "dobrej
nocy" nic nie znaczy, choć wiele znaczy - jutro pojadę na grzyby, to się
zmęczę.;)

> Dajesz mu jakieś znaki, że masz na nie ochotę? Czytelne?
> Ochotę być może dożywotnią (ale lepiej się z tym nie wychylać nawet
> gdyby tak było).

Przecież nie wyobrażam sobie dalszego życia, bez jej "maskowanych"
złośliwości - wtedy jest najpiękniejsza, kiedy próbuje mi przysolić, ale
się boi. :))))))))))

> > Ja wiem, czy to byłby zły pomysł - /.../ pisanie tutaj nie implikuje żadnych
> > związków, a w sytuacji, kiedy ktoś nie może kogoś innego poznać w jego
> > środowisku [a boi się związków], to chyba dobre miejsce - więcej bym nie
> > stracił, niż straciłem, zresztą nie oceniam Jej negatywnie, więc może
> > znalazłaby coś na moją obronę.;)
>
> Myślę jednak, że trzeba zintensyfikować działania konkretne, odbywające się
> we wspólnych miejscach i czasach z udziałem wszystkich zmysłów. Inaczej,
> to tylko podchody, substytuty... owszem, w pewnych sytuacjach niezbędne.
> Ale raczej nie w Twojej.

Myslisz, że nie chiałbym znitesyfikowac dziłań "z udziałem wszystkich
zmysłów"?;) Z tym, że to ja dawałem [a emocjonalnie sobie brałem]. Nawet
proponowałem spotanie mediacyjne, ale skoro Ktoś utrzymuje swoją wersję,
to Sorry Winetou.;)

> > A co to są cechy typowo kobiece? Słodycz i takie tam?
>
> No nie... próbowałem odwołać się do wyobrażeń standardowych, również
> odpowiedź widząc uogólnioną do standardu. Inaczej mówiąc - w każdym
> osobniku drzemie jego własne wyobrażenie kobiecości - pewien zbiór cech,
> wywołujących w delikwencie pewne (standardowe) reakcje.

Jesteś idealistą.;) Może to kwestia wieku wybranek - ale do pewnego
momentu większość kobiet wykazuje cechy schizofreniczne [niskiej
dysocjacji] - ale to też jest pociągające - "posiadać" kobietę, która
wyraża emocje sobą, a myśli, że wyraża je słowami i że dopóki ich nie
wyrazi słowami, to nikt ich nie widzi. :)))))))

> [...]

> > Ja tam mam patent
> > [w starym morskim znaczeniu] na walke ze smoczycami - najgorzej jest
> > wtedy, kiedy wisi nad Tobą jej rozdziawona paszcza, a z zębów jadowych,
> > tuż obok, kapią krople jadu - na taką okoliczność producenci mebli
> > nocnych powinni wyposażyć łóżka w specjalne zapadki, żeby można było
> > schować się pod łóżko pociągając ostatkiem sił za sznureczek.;)
>
> Wizja iście z głębin kajuty... wymaga jednak co najmniej dwupoziomowego
> kadłuba - jeśli spektakl nie ma się odbywać na pokładzie ;)).

Ech - doświadczenie - choć, Bogiem a Prawdą, pod koniec związków
zachowywałem się racjonalnie, tak jak powinno zachowywac się każde
zdrowe zwierzę - wychodziłem - tkwienie w granicznym stresie jest
objawem braku samoświadomości.;)

> Pewnie tak. A jednak nie ma wspólnej uczty...

Ano nie ma - chociaż pofukać mogłaby. ;)

> > Chcę duplikat - widziałem nawet jeden, ale był za młody o jakieś 10 lat.
> > ;)
>
> No tak - nieletnich nie należy zaczepiać (zakładam, że różnica wynosiła
> ze 20-25 lat;). A może to urealnienie powinno odbyć się kosztem
> ograniczenia własnych oczekiwań co do trwałości? Może opanowało Cię
> zbytnie przywiązanie do koleiny przeszłości?

Jakie nieletnie? - wybieram równolatki, albo ze dwa, trzy lata starsze -
duplikat miał ze 25 lat - dziś widziałem w hipku duplikat w odpowiednim
wieku, choć z bardziej umalowanymi oczami [na sylwetkę się nie patrzę -
raczej na sposób ubioru] - poszukam, to znajdę duplikat w odpowiednim
wieku. Wczoraj widziałem duplikat szczuplejszy [ale co ja bym z rękami
wtedy zrobił?;)] i mniejszy. ;)

> > Za późno - jak zwykle. Był taki moment, może nie jeden, ale ten
> > zapamiętam, kiedy Ona i ja byliśmy "unormowani" - to stan podobny do
> > depresji, bo nagle znikają wszelkie racjonalizacje, a wraz z nimi np.
> > potrzeba komunikacji - ja się lekko przestraszyłem, nie wiem jak Ona.
> > Układ doskonały, ale zdecydowanie obcy wymogom życia społecznego.
>
> Wiesz o tym, że motorem współdziałania w dążeniu do ... szczęścia,

Pewnie masz rację - stan szczęścia opisywany przez schizofreników, ich
katharsis [de facto - w pewnych sytuacjach mogę go wywołać na zawołanie]
jest stanem dynamicznym - stanem równowagi dla silnych emocji i silnych
racjonalizacji - prawdziwy stan szcześcia, nie wywołany np. seksem, jest
statyczny, może trwać i tydzień, a można go wywołać minimalną ilością
"środków wyrazu" - tyle tylko, że jest bez wyrazu, jest "Niczym", jest
sprzeczny z postulatami społecznymi i potrzebą doznań.

> poznawania i wzajemnego oswajania. Czasem, w dojrzałych układach,
> jest to wręcz świadome generowanie "niespodzianek". O ile obustronne
> i ze zrozumieniem - szczęście ma przesłanki by się umacniać... Ale to,
> niestety, rzadka rzadkość.

Nie zrozmiałeś - w dojrzałym układzie niespodzianki nie są potrzebne.
Widzisz, wielokrotnie miałem spowolnienie ruchowe - dysonans pojawia się
wtedy, kiedy próbujesz [albo ktoś z zewnątrz] z nim [spowolnieniem]
walczyć - szczęście pojawia się w momencie aceptacji,
dostosowania/podporządkowania woli aktualemu stanowi emocjonalnemu.

> Może jednak to "unormnowanie", którym się przestraszyłeś, okazał się
> dla niej sygnałem nie do zlekceważenia? Z wiadomym, choć przez Ciebie
> "niedostrzeganym" skutkiem?

Może. ;) Gdybym był w jednej "lokalizacji" z Nią, to nie potrzebowałbym
reagować, a tak - duża odległość itd..

> > Z bobaskami i kobietami jest jeden problem - *zupełnie_abstrakcyjnie!!!*
> > - jeżeli kobieta odczuwa lęk przed mężczyznami/ludźmi, to danie jej
> > istoty nieposiadającej pełnych cech dorosłych ludzi [inne proporcje,
> > wymiary, kolory, zapachy, dodatkowe elementy i brak innych] może
> > zmniejszyć jej lęk, ale w drugiej alternatywie - może także spowodować
> > całkowitą separację od otoczenia [w tym od ojca], bo podkreśli różnice -
> > dziecko staje się wtedy atrakcyjniejsze i jednocześnie umożliwia
> > wadliwą werbalizację lęku przed ludźmi - dziecko staje się kontekstem do
> > obserwacji/werbalizacji.
>
> Tu tez masz rację. Ale jest to już forma mocno zaburzona, oddalona od
> tego, co w szczęśliwym stadle pożądane.
> Niestety, praktycznie dość częsta.
> Skutek tez jest do przewidzenia.

Ano, niestety - znaczy się najpierw trzeba zreformować kobietę, a
dopiero później bawić się w dzieci. ;)

Flyer

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


53. Data: 2005-10-16 02:30:13

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "mb" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:5af6.000005b8.434e63ef@newsgate.onet.pl...
> > > szczescie = zycie w zgodzie ze soba.
> >
> > A z innymi już nie? ;)
>
> najpierw ze soba.

Im bardziej człowiek się zgadza ze sobą -tym bardziej inni nie zgadzają się
z nim... ;)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


54. Data: 2005-10-17 10:24:24

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: "viki" <viki@_usunito@.wp.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "mb" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:5af6.000005b8.434e63ef@newsgate.onet.pl...
>> > szczescie = zycie w zgodzie ze soba.

uwazam ,że jest to pojecie bardzo wzgledne i ma bardzo inwidualny
charakter.Szczescie dla kazdego z osobna ma inny wymiar i zgadzam sie z toba
, ze napewno podzstawa tegpo jest dzialac zgodnie z samym soba z wlasnymio
marzeniami ideeami,wartosciami.



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


55. Data: 2005-10-17 13:08:01

Temat: Re: Co to jest szczęście... (odpowiedź)
Od: "MP" <m...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Szczęście to dotrzeć do Boga.
Kto sądzi, że Boga nie ma, zamyka oczy. Idzie on przez życie jak ślepiec i musi
nieustannie uważać, aby nie zderzyć się z czymś, czego nie zauważył.

Pieniądze są bardzo silną energią. Jednakże przypisuje się im o wiele za duże
znaczenie. W bogactwie kryje się duże niebezpieczeństwo, gdyż może ono szybko
odciąć od wewnętrznego życia. Dlatego bogaci ludzie łatwo ubożeją. Zewnętrznie
mają nadal wszystko. Wewnętrznie czują się jednak zimni i puści. Ta zimna
pustka daje się wypełnić tylko przez miłość i kierowanie ku bliźniemu. Ale tego
właśnie często bogatym brakuje.
Prawdziwym bogactwem człowieka jest bliźni, którego może uszczęśliwić.

Pełną szczęśliwość przeżywa dusza na tamtym świecie. Pobyt nba Ziemi ma na celu
poczynić doświadczenia i uczyć się ofiarności oraz służby bliźniemu. To jest
cały sens ziemskiego życia w ciele.
Na jakimkolwiek etapie rozwoju człowiek by się nie znajdował, poprzez ciało
nigdy nie znajdzie tej szczęśliwości, jaka oczekuje go na tamtym świecie.


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


56. Data: 2005-10-17 21:28:51

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl> szukaj wiadomości tego autora


"Flyer" w news:dirse6$5uo$1@nemesis.news.tpi.pl...
/.../


> > Następnym krokiem, moim zdaniem, mogłoby być docenienie
> > potrzeby zbudowania w sobie pokory (i ciekawości). /.../

> Złośliwy paradoks tkwi w tym, że czasami układu nie da się
> ustabilizować, nie ze względu na przyczyny fizjologiczne, ale na
> otoczenie - pomaluj swój pokój na jaskarawe kolory, a zawsze będziesz
> albo zaniepokojony, albo zmęczony - to najbardziej neutralny przykład.
> Mniej neutralny jest palenie papierosów [wiem, sam palę] - wtedy
> niezależnie od działać, niepokój i jego efekty nie znikają, bo jednostka
> przynosi je z sobą - wtedy najprostsze wyjasnienie jest najlepsze. ;)

Przyczyny fizjologiczne, mówisz... A czy nie jest to obszar, którym
"zajmujemy się" w pierwszej, instynktownej wręcz fazie poznawania?
W końcu to sito działa, mniej lub bardziej świadomie, i jeśli takie rzeczy
są tolerowane wstępnie - to w jakim celu?
Może jako czytelne "wyjście awaryjne" na wypadek potrzeby ucieczki? ;)
Czy Twoim zdaniem nieświadomość jest zdolna do takich podchodów?


> A co racjonalizacji - posługuję się dostępnym zestawem pojęć,
> racjonalizacji, faktów - bardzo możliwe, że i racjonalizacje są
> intuicyjne [pomijam efekt końcowy, czyli stabilizację] - w pewnym
> momencie pojawia się "wynik", a wynik pozwala zupełnie inaczej zrozumieć
> zachowanie drugiej strony - zupełnie inaczej niż wskazują na to
> racjonalizacje - kiedy masz wynik i dane wejściowe, to możesz od nowa
> przeprowadzić "obliczenia", w taki sposób, żeby były prostsze. ;)

;) Nie dajesz akapitu bez tego magicznego słowa. A czy zgodzisz się,
że racjonalizacje są naturalnym następstwem każdego kontaktu, każdego
zderzenia informacji zmuszających do zajęcia stanowiska? Konsekwencją
budowania własnych interpretacji "obserwowanego"? Że różnica pojawia się
jedynie w ich odmianach autorskich, siłą rzeczy konstruowanych niezależnie
przez każdego z osobna odbiorcę informacji... Co więcej - różnica ta nie
staje się jawna (nie mamy dynamicznego dostępu do racjonalizacji
generowanych "po drugiej stronie") i nie wywołuje żadnego skutku
interpersonalnego - każda z racjonalizacji jest więc skazana na samą siebie
i z samej siebie może tylko korzystać... I jeśli korzysta (przeprowadzając
obliczenia od nowa) staje się modelem "wspinaczki", z użyciem skrótów?
Oczywiście, niekoniecznie prowadzącej do tego samego celu.


/.../
> > Inaczej więc spytam - czy nie obawiasz się, że Twoja inicjatywa jest tylko
> > pozorna? Aby zjeść ciastko, zdaje się trzeba je znaleźć, odpakować, ułożyć
> > na talerzyku, zaopatrzyć się w odpowiedni sztuciec ;) - no można tez palcami...
/.../

> Ale ja nie mogę zjeść ciastka - zapomniałeś o "porsche"?

Zapominam :). Opowieść jest jak nić babiego lata, ulotna - dla obserwatora...
A Ty na niej jednak podróżujesz...;)


> Dodatkowo -
> choć emocjonalnie i objawowo relacje zaszły daleko [powiedziałbym, że
> groziły "wybuchem" ;)], to w sferze "tworzenia faktów" były w powijakach
> - nie mam legitymacji, żeby wtrącać się w układ, który nie przewiduje
> mojego istnienia - zresztą Ona nie odpowiada - próba nacisku
> przyniosłaby może efekt [choć możliwe, że byłoby to motanie się pomiędzy
> dwoma facetami - najgorszy scenariusz /.../

Czyli ... jesteś tym spóźnionym? Ratownikiem?
Na domiar złego - wypieranym?!


> No i dzięki powyższemu wysłałem Jej "dobrej nocy" - z jednej strony mogę
> zamotać, z drugiej strony [czyli nie dania możliwości wykrystalizowania
> się werbalizacji zgodnej ze scenariuszem - przynajmniej będzie mogła się
> związać z moim następcą] muszę zamotać. Tak już jest w weekendy -
> człowiek jest mniej zmęczony fizycznie, emocje są silniejsze, a "dobrej
> nocy" nic nie znaczy, choć wiele znaczy - jutro pojadę na grzyby, to się
> zmęczę.;)

Zamiast na grzyby, chyba jednak lepiej by było na .... "duplikaty"..;)


> > Dajesz mu jakieś znaki, że masz na nie ochotę? Czytelne?
> > Ochotę być może dożywotnią (ale lepiej się z tym nie wychylać nawet
> > gdyby tak było).

> Przecież nie wyobrażam sobie dalszego życia, bez jej "maskowanych"
> złośliwości - wtedy jest najpiękniejsza, kiedy próbuje mi przysolić, ale
> się boi. :))))))))))

Skoro więc z jednej strony masz, a raczej nie masz swobody "odpalenia
porsche", a z drugiej sam wbijasz się w łańcuchy, kajdany braku innych
wyobrażeń - czy to jest jakaś forma masochizmu?


/.../
> > Wizja iście z głębin kajuty... wymaga jednak co najmniej dwupoziomowego
> > kadłuba - jeśli spektakl nie ma się odbywać na pokładzie ;)).

> Ech - doświadczenie - choć, Bogiem a Prawdą, pod koniec związków
> zachowywałem się racjonalnie, tak jak powinno zachowywac się każde
> zdrowe zwierzę - wychodziłem - tkwienie w granicznym stresie jest
> objawem braku samoświadomości.;)

Wniosek - trzeba mieć _dokąd_ wychodzić...



> > > Chcę duplikat /.../

> Jakie nieletnie? - wybieram równolatki, albo ze dwa, trzy lata starsze -
> duplikat miał ze 25 lat - dziś widziałem w hipku duplikat w odpowiednim
> wieku,

Może więc trzeba zdjąć kolejne kajdany? :).

> choć z bardziej umalowanymi oczami [na sylwetkę się nie patrzę -
> raczej na sposób ubioru] - poszukam, to znajdę duplikat w odpowiednim
> wieku. Wczoraj widziałem duplikat szczuplejszy [ale co ja bym z rękami
> wtedy zrobił?;)] i mniejszy. ;)

Jeszcze chwila a będzie ich jak grzybów po deszczu ;).


> /.../ stan szczęścia opisywany przez schizofreników, ich
> katharsis [de facto - w pewnych sytuacjach mogę go wywołać na zawołanie]
> jest stanem dynamicznym - stanem równowagi dla silnych emocji i silnych
> racjonalizacji - prawdziwy stan szcześcia, nie wywołany np. seksem, jest
> statyczny, może trwać i tydzień, a można go wywołać minimalną ilością
> "środków wyrazu" - tyle tylko, że jest bez wyrazu, jest "Niczym", jest
> sprzeczny z postulatami społecznymi i potrzebą doznań.

Czyli .. ten "prawdziwy" jest niezależny od czynników zewnętrznych?
No bo nie istnieją przecież społecznie użyteczne warunki zewnętrzne,
które są stabilne w tak długim okresie czasu jak .. tydzień.


> > poznawania i wzajemnego oswajania. Czasem, w dojrzałych układach,
> > jest to wręcz świadome generowanie "niespodzianek". O ile obustronne
> > i ze zrozumieniem - szczęście ma przesłanki by się umacniać... Ale to,
> > niestety, rzadka rzadkość.

> Nie zrozmiałeś - w dojrzałym układzie niespodzianki nie są potrzebne.

Opowiesz, czym się żywi dojrzały układ?:)


> Widzisz, wielokrotnie miałem spowolnienie ruchowe - dysonans pojawia się
> wtedy, kiedy próbujesz [albo ktoś z zewnątrz] z nim [spowolnieniem]
> walczyć - szczęście pojawia się w momencie aceptacji,
> dostosowania/podporządkowania woli aktualemu stanowi emocjonalnemu.

Skoro aktualnemu, to raczej dynamicznemu. A nie jest to czasem stan ekstazy?


/.../
> Ano, niestety - znaczy się najpierw trzeba zreformować kobietę, a
> dopiero później bawić się w dzieci. ;)

Dobrze, że tego kobiety nie słyszą ;).



> Flyer

All

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


57. Data: 2005-10-18 03:57:31

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

.. z Gormenghast; <d...@g...h84c85af0.invalid> :

>
> "Flyer" w news:dirse6$5uo$1@nemesis.news.tpi.pl...
> /.../


> ;) Nie dajesz akapitu bez tego magicznego słowa. A czy zgodzisz się,
> że racjonalizacje są naturalnym następstwem każdego kontaktu, każdego
> zderzenia informacji zmuszających do zajęcia stanowiska?

Są procesem stabilizującym [racjonalizacje] i tyle - mz. ważniejsze jest
zrozumienie ich celu, a nie treści i przyporządkowywanie ich do pojęć
humanistycznych.

> Konsekwencją
> budowania własnych interpretacji "obserwowanego"? Że różnica pojawia się
> jedynie w ich odmianach autorskich, siłą rzeczy konstruowanych niezależnie
> przez każdego z osobna odbiorcę informacji... Co więcej - różnica ta nie
> staje się jawna (nie mamy dynamicznego dostępu do racjonalizacji
> generowanych "po drugiej stronie") i nie wywołuje żadnego skutku
> interpersonalnego - każda z racjonalizacji jest więc skazana na samą siebie
> i z samej siebie może tylko korzystać... I jeśli korzysta (przeprowadzając
> obliczenia od nowa) staje się modelem "wspinaczki", z użyciem skrótów?
> Oczywiście, niekoniecznie prowadzącej do tego samego celu.

Dokładnie - z nieuporządkowanej mieszaniny n-elementów tworzy się układ
2-elementowy.

> > Ale ja nie mogę zjeść ciastka - zapomniałeś o "porsche"?
>
> Zapominam :). Opowieść jest jak nić babiego lata, ulotna - dla obserwatora...
> A Ty na niej jednak podróżujesz...;)

Podróżuje - e tam - separuję wartości emocjonalne poszczególnych
racjonalizacji tak, żeby na siebie wzajemnie nie wpływały - stare
racjonalizacje nie giną jako budulec nowych racjonalizacji.

> Czyli ... jesteś tym spóźnionym? Ratownikiem?

Z tym ratownikiem to bym dyskutował, bo to już mesjanizm.;)

> Zamiast na grzyby, chyba jednak lepiej by było na .... "duplikaty"..;)

To w końcu nie pojechałem - znalazłem duplikat whipku, a wczoraj
duplikat na przystanku - zabawa zaczyna mi się podobać. ;)

> Skoro więc z jednej strony masz, a raczej nie masz swobody "odpalenia
> porsche", a z drugiej sam wbijasz się w łańcuchy, kajdany braku innych
> wyobrażeń - czy to jest jakaś forma masochizmu?

Nie - właściwość fizjologiczna ludzkiego mózgu - nie da się uwolnić od
ręki od wspomnień, one są cały czas z człowiekiem - niby mógłbym, na
kobiecą modłę, mantrować - "ona durna szmata była" - ale sepracja
racjonalizacji, o której wspomniałem powyżej, prowadzi tu do utworzenia
nowej racjonalizacji i niezniszczenia już istniejącej - mało efektywne
rozwiązanie.;)

> > Ech - doświadczenie - choć, Bogiem a Prawdą, pod koniec związków
> > zachowywałem się racjonalnie, tak jak powinno zachowywac się każde
> > zdrowe zwierzę - wychodziłem - tkwienie w granicznym stresie jest
> > objawem braku samoświadomości.;)
>
> Wniosek - trzeba mieć _dokąd_ wychodzić...

Po zapałki do kiosku za rogiem? ;)

> > Jakie nieletnie? - wybieram równolatki, albo ze dwa, trzy lata starsze -
> > duplikat miał ze 25 lat - dziś widziałem w hipku duplikat w odpowiednim
> > wieku,
>
> Może więc trzeba zdjąć kolejne kajdany? :).

Czy chciałbyś mieć hipopotama w łazience - nie - jak chcesz zobaczyć
cudaka, to idiesz do zoo - po co mi więc 25 latka? - wystarczy, jak ją
sobie obejrzę na ulicy. ;)

> > choć z bardziej umalowanymi oczami [na sylwetkę się nie patrzę -
> > raczej na sposób ubioru] - poszukam, to znajdę duplikat w odpowiednim
> > wieku. Wczoraj widziałem duplikat szczuplejszy [ale co ja bym z rękami
> > wtedy zrobił?;)] i mniejszy. ;)
>
> Jeszcze chwila a będzie ich jak grzybów po deszczu ;).

Ale to swoją drogą ciekawy przyczynek do urojenia prześladowania - z
czasem coraz łatwiej mi odnaleźć duplikaty - ciekawi mnie tylko, czy to
efekt rozmywania się pamięci, czy po prostu tak jest, że duplikatów nie
zauważamy - do czasu.

> > /.../ stan szczęścia opisywany przez schizofreników, ich
> > katharsis [de facto - w pewnych sytuacjach mogę go wywołać na zawołanie]
> > jest stanem dynamicznym - stanem równowagi dla silnych emocji i silnych
> > racjonalizacji - prawdziwy stan szcześcia, nie wywołany np. seksem, jest
> > statyczny, może trwać i tydzień, a można go wywołać minimalną ilością
> > "środków wyrazu" - tyle tylko, że jest bez wyrazu, jest "Niczym", jest
> > sprzeczny z postulatami społecznymi i potrzebą doznań.
>
> Czyli .. ten "prawdziwy" jest niezależny od czynników zewnętrznych?
> No bo nie istnieją przecież społecznie użyteczne warunki zewnętrzne,
> które są stabilne w tak długim okresie czasu jak .. tydzień.

Chyba tak.

> > Nie zrozmiałeś - w dojrzałym układzie niespodzianki nie są potrzebne.
>
> Opowiesz, czym się żywi dojrzały układ?:)

Makaronem z sosem grzybowym? Ops - to chyba o moim psie.;)

> > Widzisz, wielokrotnie miałem spowolnienie ruchowe - dysonans pojawia się
> > wtedy, kiedy próbujesz [albo ktoś z zewnątrz] z nim [spowolnieniem]
> > walczyć - szczęście pojawia się w momencie aceptacji,
> > dostosowania/podporządkowania woli aktualemu stanowi emocjonalnemu.
>
> Skoro aktualnemu, to raczej dynamicznemu. A nie jest to czasem stan ekstazy?

Dynamiczny się robi, jak z nim walczysz. I nie jest to stan ekstazy.

> > Ano, niestety - znaczy się najpierw trzeba zreformować kobietę, a
> > dopiero później bawić się w dzieci. ;)
>
> Dobrze, że tego kobiety nie słyszą ;).

Ano - chyba dobrze. ;)

Flyer

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


58. Data: 2005-10-18 12:33:04

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl> szukaj wiadomości tego autora


"Flyer" w news:dj1rsf$alh$1@atlantis.news.tpi.pl...
/.../


> > zgodzisz się,
> > że racjonalizacje są naturalnym następstwem każdego kontaktu, każdego
> > zderzenia informacji zmuszających do zajęcia stanowiska?

> Są procesem stabilizującym [racjonalizacje] i tyle - mz. ważniejsze jest
> zrozumienie ich celu, a nie treści i przyporządkowywanie ich do pojęć
> humanistycznych.

Nie zmierzam do przyporządkowania ich czemukolwiek - jeśli już zmierzam,
to do powiększenia świadomości posługiwania się nimi, do przesunięcia granicy
między nieświadomym a świadomym ich stosowaniem. Cel w postaci
zaspokojenia potrzeby stabilizacji (minimalizowania niepokoju) zdaje się być
nie tylko dla nas oczywisty. Ważne, aby był rozumiany jako przymusowa droga
na skróty, gdzie najrozmaitsze przeszkody utrudniają bądź uniemożliwiają
dalsze pozyskiwanie informacji w celu zbliżenia się do konsensusu, bądź
pozostawienie sprawy do rozstrzygnięcia - czyli zawieszenia w niestabilności.

Dlaczego tak trudne jest Twoim zdaniem zawieszanie czegokolwiek w niestabilności?
(o ile się z tym zgadzasz - oczywiście).



> > > /.../ zapomniałeś o "porsche"?

> > Zapominam :). Opowieść jest jak nić babiego lata, ulotna - dla obserwatora...
> > A Ty na niej jednak podróżujesz...;)

> Podróżuje - e tam - separuję wartości emocjonalne poszczególnych
> racjonalizacji tak, żeby na siebie wzajemnie nie wpływały - stare
> racjonalizacje nie giną jako budulec nowych racjonalizacji.

A jak na to wpływa upływ czasu? Co powoduje, że pewne elementy tej układanki
zanikają szybciej od innych, a inne, niespodziewanie stają się składnikiem czegoś
nowego? Może to jakiś kolejny poziom?
[widzę kiczowaty obrazek torów kolejowych, filmowanych z centralnych drzwi
ostatniego wagonu - klasyczna symetria i stopnie - podkłady - uciekające
nieustannie w siną dal ...;))]



> > Zamiast na grzyby, chyba jednak lepiej by było na .... "duplikaty"..;)

> To w końcu nie pojechałem - znalazłem duplikat whipku, a wczoraj
> duplikat na przystanku - zabawa zaczyna mi się podobać. ;)

Obyś tylko zdążył, zanim przestanie Ci się chcieć ;)).
Bo chyba nie wątpisz, że kiedyś przestanie?


> > Skoro więc z jednej strony masz, a raczej nie masz swobody "odpalenia
> > porsche", a z drugiej sam wbijasz się w łańcuchy, kajdany braku innych
> > wyobrażeń - czy to jest jakaś forma masochizmu?

> Nie - właściwość fizjologiczna ludzkiego mózgu - nie da się uwolnić od
> ręki od wspomnień, one są cały czas z człowiekiem - niby mógłbym, na
> kobiecą modłę, mantrować - "ona durna szmata była" - ale sepracja
> racjonalizacji, o której wspomniałem powyżej, prowadzi tu do utworzenia
> nowej racjonalizacji i niezniszczenia już istniejącej - mało efektywne
> rozwiązanie.;)

To mi z kolei przypomina mój ulubiony obrazek - koleiny, wąwozu zdarzeń,
z którego nijak nie można się wydobyć, a każde następne jest ścisłą
konsekwencją poprzedniego. Z jednej strony pamięć emocji pożądanych,
oczekiwanych (coś na kształt postawy roszczeniowej wobec pana B.;),
a z drugiej, twarda rzeczywistość odmawiająca współpracy, współdziałania
w tym zbożnym dziele;).
Mantrowanie tu rzeczywiście psu na budę - jest tylko formą zamydlania,
bicia piany i mnożenia bąbelków przesłaniających przykry widok.
Niemniej, czymś ten widok należy przesłonić, aby nie przegapić ...
przystanku. Bo przystanki (stacje, perony, poczekalnie) istnieją na tej
krótkiej trasie, bez wątpienia.
Im więc skuteczniej zorientujemy się w istocie błędu własnej koleiny - tym
lepiej dla nas i często dla części świata.


> > > Ech - doświadczenie - choć, Bogiem a Prawdą, pod koniec związków
> > > zachowywałem się racjonalnie, tak jak powinno zachowywac się każde
> > > zdrowe zwierzę - wychodziłem - /.../

> > Wniosek - trzeba mieć _dokąd_ wychodzić...

> Po zapałki do kiosku za rogiem? ;)

No... nie tylko ;). Trzeba pamiętać, że w pudełku po zapałkach nie da się
mieszkać :). Tak jak i nad brzegiem rzeki, choćby i była pełna rybek.
Tak jak i ... w pracy, choćby i była najbardziej satysfakcjonującą formą
zagospodarowania swego czasu.



/.../
> > Może więc trzeba zdjąć kolejne kajdany? :).

> Czy chciałbyś mieć hipopotama w łazience - nie - jak chcesz zobaczyć
> cudaka, to idiesz do zoo - po co mi więc 25 latka? - wystarczy, jak ją
> sobie obejrzę na ulicy. ;)

Ograniczasz kajdany do wizualnych ;))
W takim razie teraz ja Ci powiem, że jesteś idealistą.
Póki co, niepoprawnym.
Od tego się wprawdzie nie umiera, niemniej oprzytomniawszy, cośkolwiek
można stracić a cośkolwiek w zamian zyskać.



> > Jeszcze chwila a będzie ich jak grzybów po deszczu ;).

> Ale to swoją drogą ciekawy przyczynek do urojenia prześladowania - z
> czasem coraz łatwiej mi odnaleźć duplikaty - ciekawi mnie tylko, czy to
> efekt rozmywania się pamięci, czy po prostu tak jest, że duplikatów nie
> zauważamy - do czasu.

Ja bym stawiał bardziej na to drugie. Oczywiście też, tylko na pewnym etapie.
Sytuacje, gdy doznajemy coup de foudre należą jednak do rzadkości
i charakteryzują czas młodociany. Nawiasem mówiąc, bardzo to interesujące,
co się za tym kryje - nie sądzisz?
Ale lepiej nie próbuj dawać tu odpowiedzi ;)).



> > > /.../ w dojrzałym układzie niespodzianki nie są potrzebne.

> > Opowiesz, czym się żywi dojrzały układ?:)

> Makaronem z sosem grzybowym? Ops - to chyba o moim psie.;)

Sugerujesz, że się "nie żywi"?
Traktowałem pytanie poważnie.
Ale zapomniałem - przyznaję, że poniekąd pytam teoretyka, a kto wie,
może i sam jestem teoretykiem mimo stosu praktycznych doświadczeń...
Nie sądzisz, że z tym to jest tak, jak z każdym procesem? Ma z pewnością
swój początek, ale koniec to jest jakaś tam asymptota, i to w każdym
przypadku o innej granicy?


> > > Widzisz, wielokrotnie miałem spowolnienie ruchowe - dysonans pojawia się
> > > wtedy, kiedy próbujesz [albo ktoś z zewnątrz] z nim [spowolnieniem]
> > > walczyć - szczęście pojawia się w momencie aceptacji,
> > > dostosowania/podporządkowania woli aktualemu stanowi emocjonalnemu.

> > Skoro aktualnemu, to raczej dynamicznemu. A nie jest to czasem stan ekstazy?

> Dynamiczny się robi, jak z nim walczysz. I nie jest to stan ekstazy.


Czyli szczęście widzisz wyłącznie jako stan ustabilizowany, ewentualne
następstwo czegoś co było (bądź nie?) dynamiczne.
A jak sądzisz - taki bardzo doświadczony kierowca rajdowy formuły I - może
odczuwać szczęście PRZED rajdem? Na samą myśl o nim i wszystkim,
co się z tym wiąże?



> Flyer


All
--
"Aby móc nakreślić granicę myśli, powinniśmy poznać obie strony tej granicy [...]
musielibyśmy umieć pomyśleć, czego nie można pomyśleć." [Ludwig Witgenstein]

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


59. Data: 2005-10-18 19:55:56

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

.. z Gormenghast; <d...@g...h72986a2b.invalid> :

>
> "Flyer" w news:dj1rsf$alh$1@atlantis.news.tpi.pl...
> /.../
>
>
> > Są procesem stabilizującym [racjonalizacje] i tyle - mz. ważniejsze jest
> > zrozumienie ich celu, a nie treści i przyporządkowywanie ich do pojęć
> > humanistycznych.
>
> Nie zmierzam do przyporządkowania ich czemukolwiek - jeśli już zmierzam,
> to do powiększenia świadomości posługiwania się nimi, do przesunięcia granicy
> między nieświadomym a świadomym ich stosowaniem.
> [...]

;) W formie nieswiadomej własnie je zastosowałeś - mz. są Wszystkim -
mało użyteczne, nieprawdaż. ;)

> Dlaczego tak trudne jest Twoim zdaniem zawieszanie czegokolwiek w niestabilności?
> (o ile się z tym zgadzasz - oczywiście).

Nie pisałem, że jest trudne - mniejsza o to.

> [...]

> > To w końcu nie pojechałem - znalazłem duplikat whipku, a wczoraj
> > duplikat na przystanku - zabawa zaczyna mi się podobać. ;)
>
> Obyś tylko zdążył, zanim przestanie Ci się chcieć ;)).
> Bo chyba nie wątpisz, że kiedyś przestanie?

;) Zabawa w szukanie duplikatów jest zabawą i tyle - nie ma zupełnie
wpływu na to, kiedy przestanie mi się chcieć. ;)

> > Nie - właściwość fizjologiczna ludzkiego mózgu - nie da się uwolnić od
> > ręki od wspomnień, one są cały czas z człowiekiem - niby mógłbym, na
> > kobiecą modłę, mantrować - "ona durna szmata była" - ale sepracja
> > racjonalizacji, o której wspomniałem powyżej, prowadzi tu do utworzenia
> > nowej racjonalizacji i niezniszczenia już istniejącej - mało efektywne
> > rozwiązanie.;)
>
> [...]
> Mantrowanie tu rzeczywiście psu na budę - jest tylko formą zamydlania,
> bicia piany i mnożenia bąbelków przesłaniających przykry widok.
> Niemniej, czymś ten widok należy przesłonić, aby nie przegapić ...
> przystanku. Bo przystanki (stacje, perony, poczekalnie) istnieją na tej
> krótkiej trasie, bez wątpienia.
> Im więc skuteczniej zorientujemy się w istocie błędu własnej koleiny - tym
> lepiej dla nas i często dla części świata.

Dziś rano doszedłem do wniosku, że jest gorzej - nie tyle zamydlanie. To
definicja ambiwalencji - czyli istnienia dwu odrębnych racjonalizacji,
których siła nie pozwala "uspokoić" procesu nadrzędnego/które
*wyzwalają* odmienne procesy nadrzędne.

> > Po zapałki do kiosku za rogiem? ;)
>
> No... nie tylko ;). Trzeba pamiętać, że w pudełku po zapałkach nie da się
> mieszkać :). Tak jak i nad brzegiem rzeki, choćby i była pełna rybek.
> Tak jak i ... w pracy, choćby i była najbardziej satysfakcjonującą formą
> zagospodarowania swego czasu.

Zawsze All jest dokąd - czasami jednak nie można już wrócić. ;)

> > Czy chciałbyś mieć hipopotama w łazience - nie - jak chcesz zobaczyć
> > cudaka, to idiesz do zoo - po co mi więc 25 latka? - wystarczy, jak ją
> > sobie obejrzę na ulicy. ;)
>
> Ograniczasz kajdany do wizualnych ;))
> W takim razie teraz ja Ci powiem, że jesteś idealistą.

Idealistą przyrównując 25-latkę do niewinnego hipcia?;) Gdybyś był
kobietą, to byś zamilkł rażony obrazą lub niemożnością
riposty/argumentacji, a ty dalej drążysz - pewnie za 3. razem byś
wymusił na mnie poprawną odpowiedź. ;)

> Póki co, niepoprawnym.

Nie no - z kilka razy zapoznałem niezobowiązująco odpowiednie okazy
fauny - czegoś im brakowało albo miały zanadto.;) Najbardziej, kiedyś,
rozwaliła mnie pewna panna, która stwierdziła, że potrzebuje faceta na
pół roku, bo później wyjeżdża na stałe za granicę - przy tym potrafiła
dokładnie powiedzieć, czym powinien charakteryzować się "prawdziwy"
mężczyzna - o kobietach nie wspominała. ;)

> Od tego się wprawdzie nie umiera, niemniej oprzytomniawszy, cośkolwiek
> można stracić a cośkolwiek w zamian zyskać.

Jak zechcę się odpowiednio podekscytować, to podłączę wiadomy narząd do
gniazdka prądu.;)

> > Ale to swoją drogą ciekawy przyczynek do urojenia prześladowania - z
> > czasem coraz łatwiej mi odnaleźć duplikaty - ciekawi mnie tylko, czy to
> > efekt rozmywania się pamięci, czy po prostu tak jest, że duplikatów nie
> > zauważamy - do czasu.
>
> Ja bym stawiał bardziej na to drugie. Oczywiście też, tylko na pewnym etapie.
> Sytuacje, gdy doznajemy coup de foudre należą jednak do rzadkości
> i charakteryzują czas młodociany. Nawiasem mówiąc, bardzo to interesujące,
> co się za tym kryje - nie sądzisz?

Nic, bo nie było to wspomniane zjawisko [przy okazji, bardzo uwłaczające
określenie dla krótkowidza :))))))))] - raczej
zainteresowanie/wypatrzenie - a reszta to następstwo
przypadków/wypadków/decyzji - ale w sumie układało się ładnie, do czasu
- czyli jak zwykle.

> Ale lepiej nie próbuj dawać tu odpowiedzi ;)).

Toteż nie daję - prawdziwy powód niech skryje puszka z surowca wtórnego.
;)

> > Makaronem z sosem grzybowym? Ops - to chyba o moim psie.;)
>
> Sugerujesz, że się "nie żywi"?
> Traktowałem pytanie poważnie.

Ale nie można na nie poważnie odpowiedzieć - można tylko zmyślać -
typowa i prawidłowa [niezmyślona] odpowiedź brzmi - "bo tak!" ;)

> Ale zapomniałem - przyznaję, że poniekąd pytam teoretyka, a kto wie,
> może i sam jestem teoretykiem mimo stosu praktycznych doświadczeń...

W sumie pytasz teoretyka - toteż raczej nie zabieram głosu w tematach
pt. "dojrzałych układów" - zapewne odpowiedzią jest ciag zdarzeń,
działań, przypadków - czyli coś, czego żadna teoria nie obejmie.

> Nie sądzisz, że z tym to jest tak, jak z każdym procesem? Ma z pewnością
> swój początek, ale koniec to jest jakaś tam asymptota, i to w każdym
> przypadku o innej granicy?

Eche. ;)

> > Dynamiczny się robi, jak z nim walczysz. I nie jest to stan ekstazy.
>
> Czyli szczęście widzisz wyłącznie jako stan ustabilizowany, ewentualne
> następstwo czegoś co było (bądź nie?) dynamiczne.

Tak wynika z teorii. ;) Spytaj sie zresztą par o długim stażu - mz. to
wewnetrzny niepokój i "obce" racjonalizacje wyzwalają w ludziach
potrzebę ekscytacji.

> A jak sądzisz - taki bardzo doświadczony kierowca rajdowy formuły I - może
> odczuwać szczęście PRZED rajdem? Na samą myśl o nim i wszystkim,
> co się z tym wiąże?

Ale to szczęście "dynamiczne", coś, czego ludzki mózg nie jest w stanie
znieść/utrzymać przez dłuższy czas [i dodatkowo to stan, na który emocje
muszą nieźle się napracować - coś jak orgazm - mnóstwo wysiłku dla
jednej chwili euforii] - coś co jest chwilowe nie może być podstawą
długich relacji, bo wtedy będzie to nieznośna huśtawka emocji - nie
twierdzę, że jest to coś złego, ale mz. przekaz kulturowy/reklamowy,
który określa "szczęście" własnie w ten sposób jest szkodliwy. Bez
szczęścia "statycznego" nie ma co marzyć o utrzymaniu relacji.

Flyer

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


60. Data: 2005-10-19 10:55:21

Temat: Re: Co to jest szczęście...
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl> szukaj wiadomości tego autora


"Flyer" w news:dj3k2k$c90$1@nemesis.news.tpi.pl...
/.../


> > > Są procesem stabilizującym [racjonalizacje] i tyle - mz. ważniejsze jest
> > > zrozumienie ich celu, a nie treści i przyporządkowywanie ich do pojęć
> > > humanistycznych.

> > Nie zmierzam do przyporządkowania ich czemukolwiek - jeśli już zmierzam,
> > to do powiększenia świadomości posługiwania się nimi, /.../

> ;) W formie nieswiadomej własnie je zastosowałeś - mz. są Wszystkim -
> mało użyteczne, nieprawdaż. ;)

Używanie ich to chyba nie jest choroba, co?;). Tym bardziej, że są wszystkim
- jak mówisz.
Napisałem wyżej, że "są naturalnym następstwem każdego kontaktu,
każdego zderzenia informacji zmuszających do zajęcia stanowiska" -
jak chcesz nazwać to "wszystkim" to sobie nazywaj, ale ja byłbym z tym
o wiele bardziej ostrożny ;).



> > Dlaczego tak trudne jest Twoim zdaniem zawieszanie czegokolwiek
> > w niestabilności? (o ile się z tym zgadzasz - oczywiście).

> Nie pisałem, że jest trudne - mniejsza o to.

Czekaj, czekaj!! Nie lekceważ moich pytań. Przecież ja Cię nie oskarżam,
że coś takiego pisałeś. To ja twierdzę, że tak jest, a chcę się przy okazji
naszej rozmowy dowiedzieć, jakie jest Twoje zdanie. A więc co to ma być
"mniejsza o to"? ... Jakaś racjonalizacja? ;)))
Zmuszasz interlokutora do nieustannego podróżowania w zindywidualizowanej
koleinie. Inaczej mówiąc - więcej abstrakcji, a będzie więcej swobody
i punktów zaczepienia.



> > > duplikat na przystanku - zabawa zaczyna mi się podobać. ;)

> > Obyś tylko zdążył, zanim przestanie Ci się chcieć ;)).
> > Bo chyba nie wątpisz, że kiedyś przestanie?

> ;) Zabawa w szukanie duplikatów jest zabawą i tyle - nie ma zupełnie
> wpływu na to, kiedy przestanie mi się chcieć. ;)

Wprawdzie nie powiedziałem, ze ma, ale po namyśle stwierdzam, że
przebieg tej domniemanej zabawy pochłania Twoją energię, a więc
wpływa na Twój wigor i narastające zniechęcenie (apatyczność).
Nie można mu przypisać zerowej korelacji z .. wolą chcenia.
Ale - to w końcu nieistotne.
Nie sądzisz przecież, że jesteś w poradni lub u wróżki - mam nadzieję.



> > /.../ przystanki (stacje, perony, poczekalnie) istnieją na tej
> > krótkiej trasie, bez wątpienia. /.../

> Dziś rano doszedłem do wniosku, że jest gorzej - nie tyle zamydlanie. To
> definicja ambiwalencji - czyli istnienia dwu odrębnych racjonalizacji,
> których siła nie pozwala "uspokoić" procesu nadrzędnego/które
> *wyzwalają* odmienne procesy nadrzędne.

Zgoda. A dotyczyło to, o ile pamiętam, rozdarcia między potrzebami
a możliwościami - zdaje się była mowa o trabancie i torach formuły 1...
I dlatego sugerowałem Ci poszerzenie widełek Twoich racjonalizacji.
Niekoniecznie w kierunku nastolatek i zupełnie nie w kierunku zaspokajania
pierwotnych potrzeb seksualnych.


> > > Czy chciałbyś mieć hipopotama w łazience - nie - /.../

> > Ograniczasz kajdany do wizualnych ;))
> > W takim razie teraz ja Ci powiem, że jesteś idealistą.

> Idealistą przyrównując 25-latkę do niewinnego hipcia?;)

Nie:;). Idealistą - fiksującym swoją nadzieję na określonym wieku ze
szczególną niechęcią do 25-latek, a więc ulegając stereotypom.
Jeśli, aby rozwiać stereotyp musisz hipka do własnej wanny wpuścić,
no to ... stajesz się więźniem eksperymentów wizualnych.
A przecież prawdziwe piękno tkwi również w duszach (głowach) ludzi.
[dobrze znam tylko jedną dwudziestopięciolatkę i jestem nią zauroczony].


> Gdybyś był kobietą, to byś zamilkł rażony obrazą lub niemożnością
> riposty/argumentacji, a ty dalej drążysz - pewnie za 3. razem byś
> wymusił na mnie poprawną odpowiedź. ;)

Siłą rzeczy wtłaczasz mnie w rolę terapeuty (eksponując pewne problemy),
więc nie mogę uciekać, jak jakiś podlotek ;).


> > Póki co, niepoprawnym.

> Nie no - z kilka razy zapoznałem niezobowiązująco odpowiednie okazy
> fauny - czegoś im brakowało albo miały zanadto.;) Najbardziej, kiedyś,
> rozwaliła mnie pewna panna, która stwierdziła, że potrzebuje faceta na
> pół roku, bo później wyjeżdża na stałe za granicę - przy tym potrafiła
> dokładnie powiedzieć, czym powinien charakteryzować się "prawdziwy"
> mężczyzna - o kobietach nie wspominała. ;)

Nie należę do tych, którzy tęsknią za "dawnymi czasy" - jestem zdania, że
zmiany muszą się toczyć niezależnie od woli ich powstrzymywania przez
"odłam konserwatystów". Tak więc na każdym z osobna, tkwi jego własne
obciążenie poczuciem niedopasowania, bądź zawodu. Trzeba chyba doskonalić
własne narzędzia poznawcze Flyer - aby unikać takich fatalnych, czy może
nawet kuriozalnych pomyłek. Ze swej strony zapewniam Cię, że to co opisujesz
jest jedynie fragmentem większej całości i z pewnością istnieją w niej "okazy",
których zaproszenie do własnej wanny i nie tylko, sprawi Ci satysfakcję.
W końcu tego Ci przecież życzę.


> > Od tego się wprawdzie nie umiera, niemniej oprzytomniawszy, cośkolwiek
> > można stracić a cośkolwiek w zamian zyskać.

> Jak zechcę się odpowiednio podekscytować, to podłączę wiadomy narząd do
> gniazdka prądu.;)

Podejrzewam coś niedobrego.
Czy czasem, na skutek wielokrotnych "poparzeń" - zawodów, oraz ich następstw
racjonalizacyjnych, nie występuje u Ciebie już teraz stopniowe zawężanie
horyzontu poznawczego, do tego, co oferuje Ci "nowe, szybkie otoczenie"?
Rozumiem, że wysiłek związany z "badaniem" jest wprost proporcjonalny do
oczekiwań, i aby był skuteczny musi być odwzajemniany. Skoro nie jest, siłą rzeczy
następuje u Ciebie zniechęcenie, zwrócenie wektora zainteresowań w kierunku
wsobnym (drążenie racjonalizacji) z równoczesnym zaniechaniem działań
dostosowawczych do realiów otoczenia.
Może po prostu przestań chodzić do hipka, a poszukaj miejsca, gdzie
prawdopodobieństwo wystąpienia obiektu poszukiwanego będzie większe?
Inaczej mówiąc - poszerz widełki, opracuj gradację własnych wymagań
i korzystaj z niej...
[oczywiście nie czuję się terapeutą ani wróżką - sobie tylko dywaguję ;)].


/.../
> > Sytuacje, gdy doznajemy coup de foudre należą jednak do rzadkości
> > i charakteryzują czas młodociany. Nawiasem mówiąc, bardzo to interesujące,
> > co się za tym kryje - nie sądzisz?

> Nic, bo nie było to wspomniane zjawisko [przy okazji, bardzo uwłaczające
> określenie dla krótkowidza :))))))))]

No.. kurcze ;))) - czy Ty nie jesteś w stanie oderwać się od wewnętrznej strony
swoich okularów???..;))
A wiesz - to może być jakiś znaczący ślad. Mam kolegę krótkowidza, który
absurdalnie (z niejasnych dla niego samego powodów), nie chce używać
właściwych przyrządów optycznych. Skutkiem jest wieloletnie przyzwyczajenie
do wykonywania pracy w pozycji skulonej żaby - z twarzą w odległości kilku
centymetrów od blatu stołu. Skutek jest oczywiście bardziej rozległy, niemniej
on go zdecydowanie nie dostrzega. Ale najciekawsze jest to, że gość się do tego
stanu adoptował i funkcjonuje całkiem skutecznie. Taki mały, krótkowzroczny
świat...
To na marginesie - nie żeby dotykać ewentualnego żalu do losu ;)).
Kto zresztą dzisiaj ma zdrowe, naturalne oczy? Chyba nawet nie 25-latki ;))).

> - raczej zainteresowanie/wypatrzenie - a reszta to następstwo
> przypadków/wypadków/decyzji - ale w sumie układało się ładnie, do czasu
> - czyli jak zwykle.


A wiesz co mnie intryguje?

Intryguje mnie, co sprawia, że gołąb interesuje się gołębiem, wróbel wróblem,
kot kotem, mucha muchą... i tak dalej i w każdym przypadku.
Chodzi tu o znalezienie tego wspólnego wszystkim gatunkom NOŚNIKA
informacji o płci przeciwnej, klucza do zachowania gatunku.
Zauważ, że gdybyśmy znaleźli odpowiedź na to pytanie, to ... konsekwencje
niewyobrażalne, ale choćby to, że większość problemów związanych z płcią
mogłaby zostać rozwiązana (w tym te wszystkie dylematy homo czy hetero,
pedo, maso i inne .... ). No ale nie mogę o tym z Tobą pogadać, bo masz
zbyt wiele spraw własnych na głowie ;)))).


> > Ale lepiej nie próbuj dawać tu odpowiedzi ;)).

> Toteż nie daję - prawdziwy powód niech skryje puszka z surowca wtórnego.
> ;)

A gdybyś tak ubrał to w szatki abstrakcji a nie Twego konkretu?


/.../
> > Czyli szczęście widzisz wyłącznie jako stan ustabilizowany, ewentualne
> > następstwo czegoś co było (bądź nie?) dynamiczne.

> Tak wynika z teorii. ;) Spytaj sie zresztą par o długim stażu - mz. to
> wewnetrzny niepokój i "obce" racjonalizacje wyzwalają w ludziach
> potrzebę ekscytacji.

A brak tych potrzeb powstaje jako skutek obumierania... ;))))
Apatii, poczucia bezradności, nieuchronnego uwięzienia i te pe...;))))



> > A jak sądzisz - taki bardzo doświadczony kierowca rajdowy formuły I - może
> > odczuwać szczęście PRZED rajdem? Na samą myśl o nim i wszystkim,
> > co się z tym wiąże?

> Ale to szczęście "dynamiczne", coś, czego ludzki mózg nie jest w stanie
> znieść/utrzymać przez dłuższy czas

Nie - ja nie mam na myśli podniecenia, euforycznego przygotowania organizmu
do wydarzeń. Powiedziałem "bardzo doświadczony kierowca" - a więc taki,
po którym te wybuchowe ekscesy emocjonalne spływają jak po kaczce. Zostaje
w nim stan trwały, stan uniesienia wynikający z wielu doświadczeń pozytywnych.
I ten stan, moim zdaniem, może być utożsamiany z poczuciem szczęścia.

> [i dodatkowo to stan, na który emocje
> muszą nieźle się napracować - coś jak orgazm - mnóstwo wysiłku dla
> jednej chwili euforii] - coś co jest chwilowe nie może być podstawą
> długich relacji, bo wtedy będzie to nieznośna huśtawka emocji - nie
> twierdzę, że jest to coś złego, ale mz. przekaz kulturowy/reklamowy,
> który określa "szczęście" własnie w ten sposób jest szkodliwy. Bez
> szczęścia "statycznego" nie ma co marzyć o utrzymaniu relacji.


Co do przekazu kulturowego - zgadzam się. Kiedyś, gdy jeszcze można było
reklamować papierosy, było coś takiego jak... heros na Hawajach z markowym
petem w zębach i rozpromienieniem w twarzy - do tego komentarz nawiązujący
do szczęścia.
Totalny absurd i zafałszowanie. No ale takie rzeczy regularnie znajdują się
w reklamach (może z wyjątkiem tych z kopytkiem). Jeśli więc wstawiamy
reklamy tam, gdzie ich miejsce - czyli na półkę dozwolonych społecznie
manipulacji i fałszu - no to skąd mają niby płynąć takie niedobre wzorce
kulturowe? Może z seriali TV? Tych brazylijskich i domorosłych?
Jeśli tak, to ... trzeba tego zabronić!!....;))))))

Zresztą - nie sądzę aby było wskazane jakiekolwiek ograniczanie ludziom
poczucia szczęścia, bądź wskazywanie jakiś szczególnych wzorców. Moim
zdaniem każdy jednostkowy przypadek jest skutkiem jednostkowej drogi,
i najlepszy efekt osiąga w dwóch momentach - pierwszym, wywołanym
uwarunkowaniami naturalnymi i drugim - związanym z dojrzałością, czyli
opanowaniem uwarunkowań naturalnych.


> Flyer

All
---
Najwyższym tryumfem rozumu jest zwątpienie w swoją własną słuszność.
/Manuel de Unamuno/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 5 . [ 6 ] . 7 . 8


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Zdrada?
Sondaze wyborcze cz.III
Współczucie dla przestępców
Odbić komuś dziewczynę/chłopaka
Egoizm lub szczęście

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »