Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Czy ludzie są winni samouwięzienia?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Czy ludzie są winni samouwięzienia?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 43


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2017-05-20 23:09:29

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: LeoTar Gnostyk <l...@l...net> szukaj wiadomości tego autora

Trybun pisze:
> W dniu 2017-05-07 o 15:14, LeoTar Gnostyk pisze:

>> Dziecko uczy się przez doświadczenie: doświadczając z rodzicami w
>> najwcześniejszym okresie swego życia by następnie rozszerzać swoje
>> poletko doświadczalne na coraz dalsze otoczenie. Dziecko powiela
>> to co uda mu się zaobserwować i powtarza następnie swoje obserwacje
>> już na własny rachunek.
>>
>> Momentem przełomowym jest chwila gdy dziecko zaczyna się
>> komunikować werbalnie z rodzicami gdyż jest to chwila gdy rodzice
>> zaczynają komunikować dziecku swoje "prawdy" a dziecko zaczyna je
>> porównywać z tym czego z rodzicami doświadczyło. Okazuje się
>> niestety, że w wielu przypadkach dziecko dostrzega sprzeczność
>> między tym co zaobserwowało a tym co próbowali mu przekazać
>> werbalnie (i niewerbalnie też) rodzice. Jest to moment gdy dziecko
>> zaczyna poszukiwać, która wersja jest prawdziwa: czy ta, której
>> doświadczyło czy też ta, którą przekazywali mu rodzice. Ponieważ
>> uczymy się przez doświadczanie więc za prawdziwą dziecko uznaje
>> wersję doświadczalną a za fałszywą wersję werbalną, pomimo tego iż
>> rodzice chcieliby by stało się odwrotnie, gdyż przez lata swoich
>> doświadczeń dostrzegli, że to co robią nie zawsze jest dobre i
>> uczciwe. Niestety, dziecko korzysta z tego co rodzice pokazują, i
>> nasączane jest systematycznie fałszem pomimo dobrych intencji
>> rodziców. Niestety, nie sprawdzają się oni jako wzór dla dziecka,
>> gdyż sami się nawzajem oszukują i dokładnie tego samego uczą
>> dziecko. Gdyż na samym początku uczymy się doświadczając z naszymi
>> najważniejszymi autorytetami, czyli rodzicami.
>>
>> Ponieważ najważniejszą sferą naszego życia jest seks służący
>> podtrzymaniu trwania gatunku (i Świadomości Bytu) więc i
>> konsekwencje oszustwa, które dziecko przejmuje od swoich rodziców,
>> są najbardziej okrutne i najtragiczniejsze dla losu przyszłych
>> pokoleń. Pokłosiem wzajemnego oszukiwania się Kobiety i Mężczyzny -
>> już w roli rodziców - jest brak zaufania i szacunku do siebie i do
>> partnera; następnie prostytucja rodzinna, przemoc psychiczna i jej
>> efekt czyli przemoc fizyczna, oraz najprzeróżniejsze formy
>> uzależnień, które służą do oszukiwania agresora/ów w celu
>> przetrwania samego dziecka, które stał się ofiarą rodzicielskiej
>> manipulacji i przemocy. Dziecko ucieka w świat urojony balansując
>> niestabilnie na granicy między życiem i śmiercią.
>>
>> A wszystkie problemy zarówno rodziców jak i dziecka mają za swój
>> początek brak poczucia własnej wartości jednostki wychowywanej w
>> zakazowym systemie ograniczającym - przede wszystkim - dostęp
>> dziecka do wiedzy o życiu seksualnym rodziców oraz zakazującym
>> odebrania przez dziecko pierwszego doświadczenia seksualnego od
>> zaufanych autorytetów, czyli od rodziców przez co kształtują się
>> kompleksy Edypa/Elektry. Brak uwolnienia od tych kompleksów
>> (rozwiązania) prowadzi właśnie do braku poczucia własnej wartości,
>> który jest zjawiskiem powszechnym i który przeradza się w
>> różnorodne patologie już od poczęcia dziecka poczynając a na
>> ludobójstwie kończąc.

> Jasne, ale czy to wiezienie?, rodzice przecie tylko wprowadzają
> potomka w rzeczywistość jaką im stworzyli ich przodkowie, czy to
> więzienie dla młodego człowieka?

Czyż nie jest więzieniem ograniczenie nawet nieświadomie zaaplikowane
dziecku przez rodzica? Czyż nie jest rodzicielskim oszustwem zakazywanie
dziecku zapoznawanie się z przeżyciami emocjonalnymi rodziców podczas
odbywania przez nich stosunków seksualnych. Przecież wtedy właśnie
pokazuje się prawdziwe (lub fałszywe) oblicze człowieka, kobiety i
mężczyzny. Jeżeli jest ono fałszywe to, istotnie, ten fałsz wszczepiony
dziecku mógłby dokonać spustoszenia w dziecięcej psychice ale nie jest
całkiem wykluczone, że - być może - wywołał by efekt odwrotny i
doprowadził do ozdrowieńczego oczyszczenia (katharsis).


> Faktem jest że zdecydowana większość z nich już się z tego
> zapożyczonego od wychowawców/przodków stylu bycia nie wyrwie.

Czyżbym był aż tak wyjątkowym wyjątkiem...? :-)


> Ale czy to więzienie, jaka jest, jaka może być alternatywa aby
> człowiek stał się w pełni niezależnym stworzeniem?

Właśnie wskazuję drogę ku wyzwoleniu i osiągnięciu trwałego oświecenia.


> Jak temu mogą zaradzić wychowawcy, skoro i oni sami z tego nie
> zdołali się uwolnić?

Otworzyć się na dziecko, na drugiego człowieka. I uważnie wsłuchiwać się
w to co ma do powiedzenia, jego pragnień nie wyłączając. Mnie
podpowiedziała córka. I chociaż początkowo niezupełnie kompletnie
odczytałem jej przekaz i oczekiwanie to jednak doprowadziła mnie do
rozwiązania, którego - jak na razie - nikt nie zdołał rzeczowo
zakwestionować.


> Naprawdę sądzisz że kopulacja rodziców na oczach dziecka i
> wyjaśnienia mu tego że jest efektem takich ich zachowań, coś w nim
> zmieni, że będzie inny (mądrzejszy, głupszy, lepszy, gorszy, bardziej
> świadomy, mniej świadomy itd) od rówieśników wychowywanych
> "tradycyjnie"?

Brak Wiedzy jest zaczątkiem uzależnienia od... niewiedzy. Wywołuje
niepewność podejmowanych decyzji a więc i niechęć do ich podejmowania.
Decyzje w życiu musimy jednak podejmować ale jeżeli nie jesteśmy pewni
ich sutków chcemy uciec przed odpowiedzialnością za nie a najprostszą
drogą uwolnienia się od odpowiedzialności jest zepchnięcie jej na kogoś
drugiego.

W przypadku rodziny odpowiedzialność staramy się zepchnąć na partnera
ale w taki sposób by się nie połapał w manipulacji gdyż ujawnienie tej
nielegalnej aktywności mogłoby doprowadzić do eksplozji i rozbicia
rodziny. Specjalistkami od manipulacji są kobiety, które w tym celu
wykorzystują swój bierny seks ("kobieta może nawet wtedy kiedy nie może
lub nie chce" jak napisała któraś z pań) oraz brak poczucia własnej
wartości partnera, którego mogą dodatkowo poniżać manipulując właśnie
seksem (dam jak będziesz uległy albo zrobię z ciebie impotenta obniżając
jeszcze bardziej twoje poczucie własnej wartości).

Mężczyżni starają się wprawdzie manipulować tym czym mogą zawładnąć
czyli oferując kobicie jelenia lub bogactwa świata materialnego gdyż
oferta duchowa ze strony mężczyzny staje się dla kobiety atrakcyjna
dopiero wtedy gdy dostrzeże ona w nim niezwykłą siłę psychiczną i
nieustraszonego ducha. By spełnić ten warunek mężczyzna musi stać się
równy swemu ojcu.

Ale tez kobieta nie może budować poczucia własnego bezpieczeństwa na
sile mężczyzny lecz na zaufaniu samej sobie, które to zaufanie może
zdobyć tylko stając się emocjonalnie równą swojej matce, czyli w akcie
inicjacji seksualnej z rodzicami.

Inicjacja seksualna dziecka z rodzicami domyka okres przygotowania
dziecka do samodzielnego i odpowiedzialnego życia w rodzinie, którą to
dziecko założy wspólnie z drugim człowiekiem oraz dostarcza Wiedzy
potrzebnej do funkcjonowania nowej rodziny. A rodzina taka będzie wolna
od manipulacji gdyż obydwoje partnerzy będą wolni od dążenia do
przemycania poczucia odpowiedzialności na tego drugiego. Każde z nich
będzie bowiem dysponować Wiedzą pozyskana doświadczalnie od swoich
rodziców o tym jak mają żyć w ładzie i harmonii.


--
Pozdrawiam
LeoTar Gnostyk

Świat według LeoTar'a - http://leotar.net/
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2017-05-20 23:11:50

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: LeoTar Gnostyk <l...@l...net> szukaj wiadomości tego autora

Trybun pisze:
> W dniu 2017-05-17 o 19:40, Ikselka pisze:

>>> Może to wcale nie więzienie...Pytanie - czy dziecko absolutnie
>>> i całkowicie puszczone samopas musi inaczej postrzegać dobro i
>>> zło jak jego rodzice?

>> Spytaj o to dzieci ulicy w slumsach Brasilii...

> Propozycja do Leo. Ale slumsy Brasilii to żadne izolowane
> środowisko. Jestem nieomal pewny że procentowo jest tam tyle samo
> pięknoduchów i ludzi o "gołębim sercu" niż w innych dzielnicach tego
> miasta.

A co to ma do rzeczy? Czy zastanawiamy się nad zbudowaniem nowego,
lepszego (doskonałego) społeczeństwa czy tez chcemy tylko poprawić
statystyki obecnie funkcjonującej patologii?


--
Pozdrawiam
LeoTar Gnostyk

Świat według LeoTar'a - http://leotar.net/
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2017-05-21 09:01:16

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Trybun <c...@j...ru> wrote:
> W dniu 2017-05-17 o 19:40, Ikselka pisze:
>>
>>> Może to wcale nie więzienie...Pytanie - czy dziecko absolutnie i
>>> całkowicie puszczone samopas musi inaczej postrzegać dobro i zło jak
>>> jego rodzice?
>>>
>>>
>> Spytaj o to dzieci ulicy w slumsach Brasilii...
>>
>
> Propozycja do Leo. Ale slumsy Brasilii to żadne izolowane środowisko.
> Jestem nieomal pewny że procentowo jest tam tyle samo pięknoduchów i
> ludzi o "gołębim sercu" niż w innych dzielnicach tego miasta.
>
>

Nie "pływaj", tylko skup się. Powtórzę: spytaj DZIECI ULICY. Nie "ludzi".

http://think.wsiz.rzeszow.pl/wp-content/uploads/2012
/09/01-THINK-Miler-Dzieci-ulicy1.pdf

"Pojeciem ,,dzieci ulicy" nalezy objać dzieci, ktore znaczna, wieksza
czesd zycia spedzaja na ulicy, ktora jest dla nich głownym
srodowiskiem zycia. Młodzi sypiaja w domach swoich rodzicow,
opiekunow, lecz nie znajduja tam wsparcia emocjonalnego. Dzieci ulicy
przebywaja poza domem głownie z po- wodu zyciowej koniecznosci, do tego
dochodzi nuda i brak alternatywnych zajed2. Mieszkaocy ulicy ocenili ja,
jako najbezpieczniejsze dla siebie miejsce, w ktorym moga realizowad
swoje potrzeby, sa to osoby w wieku od 3 do 18 lat, czesto wychowane w
emocjonalnym chłodzie, pochodzace z rodzin dysfunkcyjnych (czyli takich,
ktore nie wypełniaja społecznie przypisanych im funkcji lub redefiniuja
je w sposob budzacy zastrzezenia ze strony społeczeostwa) - np.
alkoholowych. Sa to takze uciekinierzy
z placowek opiekuoczo-wychowawczych i resocjalizacyjnych lub dzieci
objete opieka innego systemu instytucjonalnego dzieci narkomanow,
prostytutek, potomkowie rodzicow bez mieszkania i srodkow na zycie.
Dzieci ulicy posiadaja zaburzona tozsamosd, zaburzenia w rozwoju
psychospołecznym, maja problemy w funkcjonowaniu społecznym (z
komunikacja), czesto uzaleznione sa od alkoholu czy nar- kotykow, a
takze posiadaja traumatyczne doswiadczenia.

Miedzynarodowe Katolickie Biuro do Spraw Dzieci dzieckiem ulicy nazywa
kazda ,,dziewczynke lub chłopca, dla ktorych ulica (w najszerszym
znaczeniu tego słowa, łacznie z nie zajetymi mieszkaniami, smietniskami
itd.) stała sie jej lub jego zwykłym miejscem pobytu i/lub zrodłem
utrzymania; i ktore sa niedostatecznie chronione, nadzorowane lub
kierowane przez odpowiedzialna osobe dorosła"

Rada Europy w Strasburgu problem definiuje jako ,,dzieci ponizej 18 roku
zycia, ktore przez krotszy lub dłuzszy czas zyja w srodowisku
ulicznym. Przenosza sie z miejsca na miejsce, maja swoje grupy
rowiesnicze i inne kontakty. Sa zameldowani pod adresem rodzicow lub
jakiejs instytucji socjalnej. Charakterystyczne jest to, ze z rodzicami,
przedstawicielami szkoł i instytucji pomocy i słuzb socjal- nych, ktore
ponosza za nie odpowiedzialnosd, dzieci te maja słaby kontakt lub nie
maja go w ogole"
Definicja ta została opracowana na podstawie badao połozenia socjalnego
dzieci ulicy z 24 europej- skich krajow. Rada Europy przyjmuje, ze sa
one ofiarami odrzucenia oraz obojetnosci, sa wykorzysty- wane,
dotkniete przemoca, wyjscia z sytuacji dopatruja sie w ucieczce,
kradziezy, prostytucji, wyko- nuja zle opłacana, ciezka prace.
Namiastke rodziny znajduja w grupach i bandach ulicznych, sa czesto
niedozywione, brakuje im wychowania, wykształcenia, a w szczegolnosci
miłosci.

Street children jest pojeciem o genezie literackiej, jednak w ostatnich
latach nabrało znaczenia peda- gogicznego i socjalnego, stało sie
zjawiskiem o cechach globalnych. Dzieci ulicy wystepuja we wszyst- kich
aglomeracjach swiata, w krajach rozwijajacych sie (nawet w duzych
miastach tj. Rio de Janeiro, Moskwa, Warszawa), w krajach bogatego Zachodu
(w miastach typu Nowym Yorku, Amsterdamie). Zjawisko to widoczne jest
takze w krajach biednych np. kraje Afryki, Azji."


--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2017-05-21 09:28:38

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka <i...@g...pl> wrote:
> Trybun <c...@j...ru> wrote:
>> W dniu 2017-05-17 o 19:40, Ikselka pisze:
>>>
>>>> Może to wcale nie więzienie...Pytanie - czy dziecko absolutnie i
>>>> całkowicie puszczone samopas musi inaczej postrzegać dobro i zło jak
>>>> jego rodzice?
>>>>
>>>>
>>> Spytaj o to dzieci ulicy w slumsach Brasilii...
>>>
>>
>> Propozycja do Leo. Ale slumsy Brasilii to żadne izolowane środowisko.
>> Jestem nieomal pewny że procentowo jest tam tyle samo pięknoduchów i
>> ludzi o "gołębim sercu" niż w innych dzielnicach tego miasta.
>>
>>
>
> Nie "pływaj", tylko skup się. Powtórzę: spytaj DZIECI ULICY. Nie "ludzi".


> http://think.wsiz.rzeszow.pl/wp-content/uploads/2012
/09/01-THINK-Miler-Dzieci-ulicy1.pdf

PRZERAŹLIWIE polecam też tekst:
https://pl.m.wikisource.org/wiki/Lenin/Rozdział_XXXI
I


--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2017-05-21 09:35:16

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka <i...@g...pl> wrote:
> Ikselka <i...@g...pl> wrote:
>> Trybun <c...@j...ru> wrote:
>>> W dniu 2017-05-17 o 19:40, Ikselka pisze:
>>>>
>>>>> Może to wcale nie więzienie...Pytanie - czy dziecko absolutnie i
>>>>> całkowicie puszczone samopas musi inaczej postrzegać dobro i zło jak
>>>>> jego rodzice?
>>>>>
>>>>>
>>>> Spytaj o to dzieci ulicy w slumsach Brasilii...
>>>>
>>>
>>> Propozycja do Leo. Ale slumsy Brasilii to żadne izolowane środowisko.
>>> Jestem nieomal pewny że procentowo jest tam tyle samo pięknoduchów i
>>> ludzi o "gołębim sercu" niż w innych dzielnicach tego miasta.
>>>
>>>
>>
>> Nie "pływaj", tylko skup się. Powtórzę: spytaj DZIECI ULICY. Nie "ludzi".
>
>
>> http://think.wsiz.rzeszow.pl/wp-content/uploads/2012
/09/01-THINK-Miler-Dzieci-ulicy1.pdf
>
> PRZERAŹLIWIE polecam też tekst:
> https://pl.m.wikisource.org/wiki/Lenin/Rozdział_XXXI
I
>
>

" Do pogrążonego w niewesołych myślach Lenina weszła osobista sekretarka
dyktatora -- Fotijewa.
-- Włodzimierzu Iljiczu! -- zawołała z wesołym śmiechem. -- Przybyła na
podwórze dziatwa z przytułku waszego imienia. Dzieci proszą, abyście wyszli
do nich!
Lenin ociężale podniósł się z fotelu i otworzył drzwi na balkon.
Na placyku wewnętrznym stała gromadka dzieci.
Wyglądały na najnędzniejszych żebraków w swoich łachmanach różnobarwnych,
zniszczonych: dziewczynki -- w dziurawych szalach na ramionach, chłopcy -- w
czapkach, z których wyzierały kłaki waty; dzieci bose, o szarych,
złośliwych twarzach, ponurych oczach, otoczonych sinemi cieniami, trzymały
w rękach czerwone chorągiewki z napisami komunistycznemi i portretami
Lenina.
Ujrzawszy go, zaczęły wymachiwać czerwonemi skrawkami papieru i
wykrzykiwać:
-- Niech żyje Iljicz!
Rozległa się śpiewka ,,Międzynarodówki".
Lenin przemówił, patrząc na tę gromadę dzieci o ruchach ociężałych,
leniwych i chorych:
-- Młodzi towarzysze i towarzyszki! Wy będziecie wykańczać to, co my
zaczęliśmy budować. Jest to szczęście ludzkości. Pamiętajcie o tem ciągle i
nie traćcie sił na przywiązanie do rodziców, braci, przyjaciół. Zapomnijcie
o miłości dla Boga, którego sfabrykowali popi-fałszerze. Całe serce, całą
duszę oddajcie na walkę o szczęście świata!
-- Niech żyje Lenin! Lenin -- ojciec nasz i wódz! -- jak najgłośniej
krzyknęli wychowawca i nauczycielka.
Dzieci wykrzykiwały coś niewyraźnego, śmiały się złośliwie i trącały się
łokciami.
Leninowi wydało się, że posłyszał piskliwy głos dziewczynki:
-- Ojciec, a jeść nie daje!... Wciąż ziemniaki i ziemniaki... Do cholery
ciężkiej!
Delegacja, pokrzykując, opuściła dziedziniec kremliński, nie oglądając się
na stojącego na balkonie Lenina.
Dzieci szły przez całe miasto.
W drodze kradły jabłka, ogórki i chleb ze straganów; wykrzykiwały sprośne
słowa i co chwila rozpraszały się na wszystkie strony. Jeden z chłopaków
cisnął kamieniem w wystawę sklepową. Dziewczynka, może, trzynastoletnia,
spostrzegłszy przechodzącego czerwonego oficera, szarpnęła go za rękaw i
szepnęła, bezczelnie zaglądając w oczy:
-- Daj rubla, to pójdę z tobą...
Wreszcie doszli do przytułku.
Był to mały pałacyk, opuszczony przez właściciela i zarekwirowany przez
władze. Nad frontonem, opierającym się na czterech kolumnach, wisiała biała
płachta z napisem: ,,Przytułek dla dzieci imienia Włodzimierza Iljicza
Lenina".
Słońce zapadało za drzewami parku i wysokiemi kamienicami
Dzieci z hałasem wchodziły do pięknej niegdyś sali. Teraz panowały tu
zniszczenie, zaduch i brudy. Ściany, posiekane przez kule, powalane
tłuszczem i upstrzone komunistycznemi hasłami, pomieszanemi z ohydnemi
napisami; szerokie prycze w dwa piętra, niczem nie okryte, pełne kurzu,
śmieci i śladów zabłoconych nóg, ciągnęły się dokoła.
Wychowawca zapalił latarnię naftową, a jeden z chłopców postawił na stół
miskę gotowanych ziemniaków.
-- Ścierwo! -- warknął siedzący na pryczy wyrostek. -- Tylko na kartofle mogą
się zdobyć! Niech ich czarna śmierć wydusi!
Po kolacji dziewczynki i chłopcy zaczęli wchodzić na nary, podkładając pod
głowę zwinięte łachmany, złorzecząc i bluźniąc co chwila.
Do pokoju bez szmeru wślizgnęła się dziewczynka lat czternastu. Była
lepiej od innych ubrana.
Milczała, patrząc poważnie i surowo piwnemi oczami.
-- Gdzieżeś się wałęsała, Lubka! -- okrzyknął ją wyrostek, prawie nagi,
bezwstydnie rozwalony na pryczy. -- Jeżeli będziesz mnie zdradzała, ja ci
zęby powybijam!
Splunął i zaklął ohydnie.
Lubka, nie odpowiadając, rozebrała się i cicho wsunęła wiotkie ciało swoje
pomiędzy wyrostkiem, a dziewczynką, leżącą w skulonej postawie.
Na sali zapadło milczenie.
Rozlegał się tylko głośny oddech zasypiających i śpiących dzieci.
Za piecem darł się świerszcz.
Gdzieś niedaleko zawył żałośnie piesek, cienko, jękliwie.
Ciszę przeszył syczący, urwany szept:
-- No, no, Lubka...
-- Zostaw mnie! -- prosiła dziewczynka.
-- Stęskniłem się do ciebie... no, nie broń się... przecież nie pierwszy
raz... Lubka, ty -- najmilsza ze wszystkich... Pocałuj... nie broń się!
-- Zostaw mnie! -- szepnęła gorąco. -- Dziś nie mogę, Kolka!... Byłam z mamą
w cerkwi... Biskup odprawiał nabożeństwo... bardzo piękne nabożeństwo...
wszyscy śpiewali... Popłakałam się...
-- Głupie brednie!... -- zaśmiał się Kolka. -- Wiara to -- opjum dla ludzi...
trucizna. Chodźże już... chodź...
-- Nie chcę! Nie rozumiesz, że dziś nie mogę? -- zawołała groźnie.
Zaczęli się szamotać, dysząc ciężko i miotając przekleństwa.
Dzieci zaczęły się budzić i kląć.
-- Spać nie dają, psy parszywe!
Kolka wpadł we wściekłość.
-- Aha! Toś ty taka? -- krzyknął. -- Pluć chcę na ciebie -- plugawkę! Nos
zadziera... Obejdę się bez ciebie, ale ty popamiętasz mnie, padło! Mańka,
do mnie!
Jakaś naga postać, ciągnąc za sobą brudne łachmany, przeskoczyła przez
leżące dzieci i ze śmiechem upadła na pryczę tuż przy wyrostku.
-- Niech patrzy ta wywłoka, jak się kochają uczciwi komuniści! -- krzyknął
Kolka, obejmując dziewczynę.
Dzieci podnosiły się ze swoich miejsc i otoczyły miotające się ciała
towarzyszy. Patrzyły błyszczącemi oczami, zaciskając zęby i głośno
oddychając.
Dopiero po północy w ,,przytułku dla dzieci imienia Włodzimierza Iljicza
Lenina" zapanowała cisza. Wszystko spało.
Tylko jedna postać, skulona pod dziurawą, poplamioną kołdrą, cicho
płakała, podnosząc ramiona i wzdychając żałośnie.
Była to Lubka.
Przeczuwała coś niedobrego i była obrażona w swoich uczuciach, które
ogarnęły ją w cerkwi, gdzie tajemniczo płonęły języki świec woskowych,
rozbrzmiewały głosy chóru, a biskup, siwy i dobrotliwy, przenikliwym głosem
mówił śpiewnie:
-- Przeminą dni męki i plagi, przyjdzie Chrystus Zbawiciel i rzeknie:
,,Błogosławieni maluczcy, albowiem dla nich jest królestwo niebieskie Ojca
mego!"
Usnęła we łzach i westchnieniach.
Hałas przebudził ją. Dzieci wstawały, klnąc i krzycząc kłótliwie.
Kolka bezwstydny, nagi, obejmował i szczypał Mańkę.
Nikt się nie mył i nie czesał. Jeden tylko z chłopaków, okryty błotem od
stóp do czubka bezbarwnej głowy, nalał wody do miski, pozostawionej po
zjedzonych ziemniakach, i mył nogi.
Wniesiono imbryk z herbatą, blaszane kubki i pokrajany na równe kawałki
chleb. Dzieci zaczęły się pożywiać.
Ujrzawszy wchodzącego wychowawcę, Kolka zawołał:
-- Towarzyszu! Lubka Szanina była wczoraj w cerkwi. Żądam sądu nad nią, bo
sprzeniewierzyła się zasadom komunistycznej młodzieży!
Sąd odbył się natychmiast tuż przy stole, gdzie stał wykrzywiony imbryk i
zardzewiałe, brudne kubki.
Lubka została pozbawiona prawa korzystania z dobrodziejstw ,,przytułku
imienia Lenina".
Po chwili stała na ulicy i oglądała się bezradnie.
Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Iść do matki, która sama przymierała
z głodu, nie śmiała.
Bezwiednie skierowała się do miasta.
Na rynku, gdzie każdego ranka przyjeżdżali chłopi z kapustą, ziemniakami i
chlebem, zamieniając produkty wiejskie na różne przedmioty i ubranie, Lubce
udał się niepostrzeżenie porwać ogórek. Pobiegła z nim w stronę ludnych
ulic.
Na Dmitrowce spotkała bandę dzieci i wyrostków.
Zaczepiły ją i wypytywały o Moskwę.
Szły ze wsi i z małych miasteczek. Bezdomni i głodni przybyli do stolicy,
gdzie łatwiej było o pożywienie.
-- Będę się opiekował tobą! -- rzekł czarny, jak cygan, wyrostek, szczypiąc
Lubkę w udo.
-- Dobrze! -- odparła, krzywiąc się z bólu. -- Ja wam pokażę Moskwę.
Życie już nauczyło ją, że bez opieki nie można przeżyć nawet jednego dnia
i że opiekę należy okupić.
-- Będziemy żyli ze sobą -- dodał wyrostek. -- Na imię mam Szymon, nazywaj
mnie -- Sieńką... Ale pamiętaj, jeżeli zdradzisz mnie, -- zatłukę!
-- Dobrze! -- zgodziła się natychmiast.
Chłopak wypytywał o jej los, a posłyszawszy krótką zwykłą opowieść,
zaśmiał się głośno i zawołał:
-- A ja od rodziców uciekłem, oby ich trąd zżarł, bo zwęszyłem, że czas dać
nura! Głód u nas w domu był, aż wspominać straszno! Zmarniała i umarła
babka, a po niej młodsza siostra... Pewnej nocy widzę, że ojciec bierze
siekierę i trach! brata mego w łeb. Później cały tydzień syci byliśmy...
Tylko ja na swoją kolej nie czekałem... Niech oni tam się źrą, ja wolę
inaczej...
Dzieci przebiegały tłumnie ulice, gapiły się na Kreml i na bramę Iwerską,
gdzie pod największą świętością Rosji -- cudownym obrazem Matki Boskiej
widniał czerwony napis: ,,Wiara i Bóg -- opjum dla narodu!"
Banda żebrała, całą gromadą otaczając przechodniów i skamląc, wystawała
godziny całe przed oknami jadłodajni, bijąc się o rzucone im kości i
kawałki chleba; czyhała na właścicieli straganów i porywała, co się dało;
chłopcy zapuszczali zręczne, małe dłonie do kieszeni wsiadających do
tramwaju ludzi; dziewczynki ścigały młodych mężczyzn i znikały z nimi w
bramach domów. Powracały ociężałym krokiem, dzwoniąc srebrnemi monetami.
-- Słuchaj, Lubka! -- szepnął czarny wyrostek. -- Widzisz tego starego
wywłokę? Już dwa razy obejrzał się za tobą... O! jeszcze... Widzisz? Oko
zmrużył... Przejdź-no koło niego... Może zarobisz...
Dziewczynka sprężystym krokiem dogoniła starego człowieka o czerwonej
twarzy i porozumiewawczo spojrzała na niego.
Ukryła się w bramie. Poszedł za nią. Wkrótce szli razem. Lubka krzyknęła:
-- Sieńka, gdzie mam czekać na ciebie?
-- Na Czerwonym Placu! -- odkrzyknął i machnął ręką.
Tak minęło lato i jesień.
Dzieci spędzały noce na ławkach, stojących na bulwarach, pod mostami, w
parkach, lub za miastem, tam -- gdzie niegdyś zwożono śmiecie miejskie.
Przyszły mrozy i wiatry zimne.
Śnieg przykrył grubą warstwą podziurawione dachy, zniszczone jezdnie i
chodniki stolicy.
Dzieci każdego wieczora biegły na Czerwony Plac, Twerską, Kuznieckij Most
i Arbat, -- jedyne ulice, podtrzymywane dla cudzoziemców w porządku.
Napływały tu rzesze bezdomnych ludzi. Ci walczyli krwawo o miejsce przy
zgaszonych, lecz jeszcze gorących piecach asfaltowych, przy ogniskach dla
rozgrzania przechodniów.
Czarny Sieńka, którego nazywano ,,atamanem" za postrach, który siał wśród
innych, prawie zawsze wywalczał dla siebie i Lubki najlepsze miejsce.
Jednakże nieraz zmuszeni byli spędzać noce w ustępach publicznych, w
skrzyniach na śmiecie, w suterynach opuszczonych, zawalających się
kamienic, w studniach kanalizacyjnych, drżąc z zimna i szczękając zębami.
Ciągle głodni i zrozpaczeni chłopcy, pod dowództwem Sieńki, napadali na
przechodniów, rozbijali sklepy i staczali walki z innemi bandami, bijąc się
na noże i kastety.
Podczas napadów nocnych patrole zabiły i poraniły kilku chłopaków z bandy
,,atamana".
Przed świętami Bożego Narodzenia srożyły się straszne mrozy, a z niemi --
nieodstępny towarzysz -- głód.
Ulice były puste; ledwie przykryte łachmanami dzieci nie śmiały wynurzyć
się ze swoich skrytek.
Sieńka odnalazł na śmietniku miejsce, gdzie zwożono gnój koński. Wykopano
w nim doły i urządzono ciepłe schroniska.
Pewnego wieczora Sieńka powrócił z wywiadu.
-- Hej, hołoto! -- krzyknął. -- Będziecie mieć wyżerkę. Na śmietnik wyrzucono
dziś ścierwo końskie. Ruszajmy na kolację!
Z wesołemi okrzykami wybiegły dzieci ze swoich dołów, nad któremi unosiła
się ostro pachnąca para, i otoczyły trup konia.
Nożami dziobały i krajały zmarznięty kadłub, zębami szarpały i odrywały
kawały ciemnego padła. Przez kilka dni banda była syta i szczęśliwa.
Jednak nie trwało to długo. Dzieci zaczęły chorować.
Ciała ich okryły się wrzodami, które pękały, sącząc krew, puchły i
swędziły ich nogi, ręce i szyje, rany zjawiły się na wargach i języku;
gorączka paliła chorych, dreszcze wstrząsały nimi.
Sieńka zrozumiał, że dzieje się coś złego. Z trudem wyczołgał się ze swej
nory i zawlókł do miasta, padając co chwila i jęcząc głośno.
Ujrzawszy milicjanta, zbliżył się do niego i zaczął skamłać i wyć:
-- Ratujcie!... Jakiś mór napadł na nas... Już dwie dziewczyny zmarły i
leżą niepogrzebane...
Milicjant odprowadził chłopca do biura, gdzie Sieńka opowiedział wszystko,
ledwie ruszając opuchniętym językiem.
Otoczono śmietnik wojskiem.
Lekarze obejrzeli chorych i w przerażeniu cofnęli się.
-- Nosacizna! Nosacizna! -- wołali ze zgrozą.
W godzinę później za kupami śmieci ustawiono trzy kulomioty.
Tłum wysłanych z więzienia aresztantów politycznych zaglądał do legowisk
bezdomnych dzieci, wyciągał je z nor i dołów, a, gdy skrytki opustoszały, --
rzygnęły kulomioty.
Na gnoju, przysypanym stratowanym, topniejącym śniegiem i buchającym parą,
pozostały nieruchome ciała chorych dzieci i aresztantów. Długo wywlekano je
później hakami, wrzucano do skrzyń z chlorkiem i wapnem i grzebano w
głębokich dołach, wykopanych tuż -- na śmietniku.
Wypadek epidemji nosacizny i innych chorób, szerzonych po Moskwie i całym
kraju przez tłumy bezdomnych dzieci, przerzucających się z miasta do
miasta, zwrócił uwagę władz na tak niebezpieczne zjawisko.
Przez cały tydzień milicja i patrole wojskowe urządzały obławy.
Zgromadzono tysiące dzieci -- obdartych, nędznych, głodnych i chorych.
Lenin przeczytał o tem w dzienniku ,,Prawda", kierowanym przez Nadzieję
Konstantynównę.
Natychmiast kazał zawezwać do siebie kierowniczkę komisarjatu opieki nad
dziećmi towarzyszkę Liliną.
Przed rewolucją była ona marną aktorką, lecz później zrobiła fantastyczną
karjerę.
Została żoną dyktatora Piotrogrodu, Zinowjewa, i wysokim komisarzem od
kształtowania młodych komunistów.
-- Cóż wy robicie w waszym komisarjacie? -- zapytał Lenin opryskliwie.
Teatralnym gestem podniosła ręce i zaczęła deklamować:
-- Nasze dzieci należą do społeczeństwa, a więc do partji komunistycznej!
Zabezpieczyliśmy je od miłości rodzicielskiej, która jest szkodliwa,
ponieważ wychowane w rodzinie dzieci stają się odłamem antysocjalnym.
Tymczasem my wychowujemy dzieci proletarjackie, wrogie szczeniętom
burżuazyjnym!
-- Dość tych głupich frazesów! -- syknął Lenin. -- Oto leżą przede mną
dzienniki ,,Komunista" i ,,Prawda" oraz raport towarzyszki Kalininej. Siedem
miljonów bezdomnych dzieci, a z nich zaledwie 80 000 w przytułkach? Giną
fizycznie i moralnie! Chorują na trąd, nosaciznę, syfilis! Prostytucja
nieletnich szerzy się w sposób zatrważający... Wstyd! Hańba! Niech
towarzyszka zaradzi złemu, a pamięta, że wszelkiemi sposobami należy
ukrywać tę plagę przed cudzoziemcami. Właśnie mają tu wkrótce przybyć
towarzysze z angielskiej ,,Labour Party"!
Lilina wzięła do serca gniewne słowa dyktatora.
Obławy trwały bez przerwy. Wyłapywano wszędzie bezdomne dziewczęta, dzieci
prawie, utrzymujące się z nierządu. Znajdywano je w biurach milicji, która
handlowała niemi, w koszarach, w barakach robotniczych, nawet w
więzieniach. Na chłopaków polowano po śmietnikach, po suterynach zburzonych
domów, po cmentarzach, gdzie się ukrywali przed mrozem i pościgiem. W
rzadko uczęszczanych miejscach kładziono przynętę -- trupy koni, psów, worek
zgniłych ziemniaków i urządzano zasadzki, jak na dzikie zwierzęta.
Chorych na nosaciznę i trąd wyprowadzono za miasto, kazano kopać rowy i
rozstrzeliwano. Z nimi razem ginęli chorzy na szkorbut i syfilis.
Państwo proletarjatu nie miało ani pożywienia dla nich, ani lekarstw, ani
szpitali.
Rowy kopali dla siebie sami, a wapna i chlorku tymczasem nie brakowało.
Resztę wtłoczono do wagonów towarowych, zaplombowano i wysłano na
odżywienie się do różnych, bardziej zasobnych miast.
Moskwa została oczyszczona od tłumów bezdomnych dzieci, które, jak psy
zgłodzone, włóczyły się po ulicach i wyły, skamłały pod oknami jadłodajni,
cukierni, urzędów i wspaniałych restauracyj, gdzie ucztowali cudzoziemscy
socjaliści, komisarze i zagraniczni chciwi kupcy.
Angielscy i francuscy towarzysze z zachwytem przyglądali się jedynemu
placowi i trzem czystym ulicom stolicy, odrestaurowanym domom na Twerskoj i
Kuznieckim Moście, ogołoconym sklepom, o wystawach, przepełnionych
zagranicznemi towarami, wspaniałemu Kremlowi i dekoracyjnym fabrykom,
pokazywanym naiwnym gościom przez wygadanych komisarzy.
Nie mogli ochłonąć ze zdumienia, słuchając w rzęsiście oświetlonym Wielkim
Teatrze opery z genjalnym Szalapinym, śpiewającym tytułową partję, lub we
wspaniałych restauracjach zajadając kawior, nigdy niewidziane ryby,
jarząbki i popijając szampanem.
-- My God! -- dziwili się Anglicy, zaproszeni przez Lenina na bankiet. --
Jakie oszczerstwa rzucają burżuje na komunistów, którzy w przeciągu kilku
lat stworzyli w kraju taki niebywały dobrobyt i ład! Te sandwicze z
jarząbkiem i kawiorem są wyśmienite! I am fed up, lecz zjem jeszcze jeden!
Francuzi kiwali głowami ze współczuciem i wołali, gestykulując
energicznie:
-- Oh, oui! C'est merveilleux, vous savez!
Podczas, gdy do szklanek drogich gości z nad Sekwany i Tamizy obficie
dolewano szampana Moët et Chandon, ozdobionego herbami carów na etykietach,
-- jeden z wagonów, wiozących bezdomne dzieci do Charkowa, dobiegał Kurska.
Mroźna noc księżycowa otuliła tajemniczą mgłą ciągnące się dokoła plantu
pola, okryte śniegiem.
Turkotały koła wagonu i zgrzytały łańcuchy.
Blade niebieskie światło przedzierało się przez szpary ścian i odrzucony
żelazny blat, zamykający okienko pod sufitem.
Cicho było w wagonie...
W mroku leżały nieruchome ciała. Okrywały się wzajemnie. Tuliły się do
siebie, oplątane nogami i ramionami, wciskały głowy pod łachmany,
podkurczały kolana pod brody, palce wtykały do ust...
Nikt nie ruszał się, nikt nic nie mówił, nie wzdychał, nie żalił się, nie
płakał i nie jęczał.
Przez te pięć dni podróży w zimnym wagonie, zgrzytającym i skrzypiącym,
wszystkie słowa zostały powiedziane, wszystkie westchnienia przebrzmiały i
uniosły się do nieba, skargi, zawarte w szlochu rozpaczliwym i jękach
obłędnych, zagłuszonych turkotem kół i dzwonieniem łańcuchów, padły ze
stygnących warg, pękających od mrozu, i znieruchomiały wraz z ciałami.
Długo i trwożnie ryczała lokomotywa i stanęła.
Jacyś ludzie z latarniami podbiegli do ciemnego wagonu.
Zerwali plombę i odsunęli drzwi.
-- Hej, wychodźcie! -- zawołał starszy kolejarz z wąsami, okrytemi szronem i
soplami lodu. -- Wagon się rozklekotał do reszty. Damy inny...
Nikt nie odpowiedział, nikt się nie poruszył.
Świecili latarkami, ciągnęli leżących za ręce i nogi.
Pasażerowie czerwonego wagonu pozostali sztywni, skostniali, milczący.
-- Zamarzli?... -- szepnął kolejarz z soplami na wąsach.
-- Zamarzli... -- powtórzyli inni i ze strachem żegnać się zaczęli, szepcąc:
-- Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie!
W tej chwili w białej sali Kremla podniósł się socjalista francuski i,
wznosząc nad głową puhar z szampanem, zawołał dźwięcznym podniesionym
głosem:
-- Niech żyje dyktatura proletarjatu! Niech żyją towarzysz Lenin i jego
dzielni współpracownicy! Są oni apostołami nowej sprawiedliwości i
promiennego szczęścia ludzkości całej. Niech żyje Rada komisarzy
ludowych!...
Lenin, wesoły i uprzejmy, kłaniał się na wszystkie strony. Towarzyszka
Lilina zalotnie patrzyła na mówcę.
Wszyscy byli wzruszeni i szczęśliwi, czując, że wspaniała karta historji
zapisana zostanie ręką mądrą, a pełną miłości do całego świata.
Nawet zimni Anglicy podnieśli się i wszyscy naraz z uczuciem krzyknęli:
-- Hurra! Hurra! Hurra!
Kolejarze na dworcu w Kursku wywlekali z wagonu zamarznięte trupy dzieci i
zrzucali je na peron.
Głucho uderzały głowy o deski i kamienie. "

--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2017-05-21 11:54:50

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: LeoTar Gnostyk <l...@l...net> szukaj wiadomości tego autora

Ikselka pisze:
> Trybun <c...@j...ru> wrote:
>> W dniu 2017-05-17 o 19:40, Ikselka pisze:

>>>> Może to wcale nie więzienie...Pytanie - czy dziecko absolutnie
>>>> i całkowicie puszczone samopas musi inaczej postrzegać dobro i
>>>> zło jak jego rodzice?

>>> Spytaj o to dzieci ulicy w slumsach Brasilii...

>> Propozycja do Leo. Ale slumsy Brasilii to żadne izolowane
>> środowisko. Jestem nieomal pewny że procentowo jest tam tyle samo
>> pięknoduchów i ludzi o "gołębim sercu" niż w innych dzielnicach
>> tego miasta.

> Nie "pływaj", tylko skup się. Powtórzę: spytaj DZIECI ULICY. Nie
> "ludzi".
>
> http://think.wsiz.rzeszow.pl/wp-content/uploads/2012
/09/01-THINK-Miler-Dzieci-ulicy1.pdf
>
> "Pojeciem ,,dzieci ulicy" nalezy objać dzieci, ktore znaczna,
> wieksza czesd zycia spedzaja na ulicy, ktora jest dla nich
> głownym srodowiskiem zycia. Młodzi sypiaja w domach swoich
> rodzicow, opiekunow, lecz nie znajduja tam wsparcia emocjonalnego.
> Dzieci ulicy przebywaja poza domem głownie z po- wodu zyciowej
> koniecznosci, do tego dochodzi nuda i brak alternatywnych zajed2.
> Mieszkaocy ulicy ocenili ja, jako najbezpieczniejsze dla siebie
> miejsce, w ktorym moga realizowad swoje potrzeby, sa to osoby w
> wieku od 3 do 18 lat, czesto wychowane w emocjonalnym chłodzie,
> pochodzace z rodzin dysfunkcyjnych (czyli takich, ktore nie
> wypełniaja społecznie przypisanych im funkcji lub redefiniuja je w
> sposob budzacy zastrzezenia ze strony społeczeostwa) - np.
> alkoholowych. Sa to takze uciekinierzy z placowek
> opiekuoczo-wychowawczych i resocjalizacyjnych lub dzieci objete
> opieka innego systemu instytucjonalnego dzieci narkomanow,
> prostytutek, potomkowie rodzicow bez mieszkania i srodkow na
> zycie. Dzieci ulicy posiadaja zaburzona tozsamosd, zaburzenia w
> rozwoju psychospołecznym, maja problemy w funkcjonowaniu społecznym
> (z komunikacja), czesto uzaleznione sa od alkoholu czy nar-
> kotykow, a takze posiadaja traumatyczne doswiadczenia.
>
> Miedzynarodowe Katolickie Biuro do Spraw Dzieci dzieckiem ulicy
> nazywa kazda ,,dziewczynke lub chłopca, dla ktorych ulica (w
> najszerszym znaczeniu tego słowa, łacznie z nie zajetymi
> mieszkaniami, smietniskami itd.) stała sie jej lub jego zwykłym
> miejscem pobytu i/lub zrodłem utrzymania; i ktore sa
> niedostatecznie chronione, nadzorowane lub kierowane przez
> odpowiedzialna osobe dorosła"
>
> Rada Europy w Strasburgu problem definiuje jako ,,dzieci ponizej 18
> roku zycia, ktore przez krotszy lub dłuzszy czas zyja w
> srodowisku ulicznym. Przenosza sie z miejsca na miejsce, maja
> swoje grupy rowiesnicze i inne kontakty. Sa zameldowani pod
> adresem rodzicow lub jakiejs instytucji socjalnej.
> Charakterystyczne jest to, ze z rodzicami, przedstawicielami szkoł
> i instytucji pomocy i słuzb socjal- nych, ktore ponosza za nie
> odpowiedzialnosd, dzieci te maja słaby kontakt lub nie maja go w
> ogole" Definicja ta została opracowana na podstawie badao połozenia
> socjalnego dzieci ulicy z 24 europej- skich krajow. Rada Europy
> przyjmuje, ze sa one ofiarami odrzucenia oraz obojetnosci, sa
> wykorzysty- wane, dotkniete przemoca, wyjscia z sytuacji
> dopatruja sie w ucieczce, kradziezy, prostytucji, wyko- nuja zle
> opłacana, ciezka prace. Namiastke rodziny znajduja w grupach i
> bandach ulicznych, sa czesto niedozywione, brakuje im wychowania,
> wykształcenia, a w szczegolnosci miłosci.
>
> Street children jest pojeciem o genezie literackiej, jednak w
> ostatnich latach nabrało znaczenia peda- gogicznego i socjalnego,
> stało sie zjawiskiem o cechach globalnych. Dzieci ulicy wystepuja
> we wszyst- kich aglomeracjach swiata, w krajach rozwijajacych sie
> (nawet w duzych miastach tj. Rio de Janeiro, Moskwa, Warszawa), w
> krajach bogatego Zachodu (w miastach typu Nowym Yorku, Amsterdamie).
> Zjawisko to widoczne jest takze w krajach biednych np. kraje Afryki,
> Azji."

Dzięki za konkret. :-)


--
Pozdrawiam
LeoTar Gnostyk

Świat według LeoTar'a - http://leotar.net/
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2017-05-21 15:32:23

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: Trybun <c...@j...ru> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-20 o 23:09, LeoTar Gnostyk pisze:
>
>> Jasne, ale czy to wiezienie?, rodzice przecie tylko wprowadzają
>> potomka w rzeczywistość jaką im stworzyli ich przodkowie, czy to
>> więzienie dla młodego człowieka?
>
> Czyż nie jest więzieniem ograniczenie nawet nieświadomie zaaplikowane
> dziecku przez rodzica? Czyż nie jest rodzicielskim oszustwem zakazywanie
> dziecku zapoznawanie się z przeżyciami emocjonalnymi rodziców podczas
> odbywania przez nich stosunków seksualnych. Przecież wtedy właśnie
> pokazuje się prawdziwe (lub fałszywe) oblicze człowieka, kobiety i
> mężczyzny. Jeżeli jest ono fałszywe to, istotnie, ten fałsz wszczepiony
> dziecku mógłby dokonać spustoszenia w dziecięcej psychice ale nie jest
> całkiem wykluczone, że - być może - wywołał by efekt odwrotny i
> doprowadził do ozdrowieńczego oczyszczenia (katharsis).

Oczywiście że masz rację. Praktycznie każdy rodzaj wychowanie to
niewolenie wychowanka. Ale już taka rola wychowawców, nigdy nie pytają o
zdanie wychowanków. Nie, nie ma w tym oszustwa, dziecko i tak nie jest w
stanie wykorzystać tej wiedzy w temacie seks i okolice, a więc po co je
uświadamiać?

>
>
>> Faktem jest że zdecydowana większość z nich już się z tego
>> zapożyczonego od wychowawców/przodków stylu bycia nie wyrwie.
>
> Czyżbym był aż tak wyjątkowym wyjątkiem...? :-)

Wyjątek to może za dużo powiedziane, ale otwartość umysłu, zwłaszcza na
tle otaczającej nas, szarej większości istotnie może robić wrażenie.
Nieskromnie powiem że też w wielu kwestiach się nie zgadzam z
obowiązującymi kanonami wychowawczymi. Najbardziej irytują mnie
teoretycy - jak to bezdzietna stara panna uświadamia rodziców co to niby
dla ich potomka jest najlepsze. Także ta powszechna edukacja jest do
zmiany, ponieważ tworzy bezwolne cyborgi którym to tzw celebryci muszą
tłumaczyć jak mają żyć.


>
>
>> Ale czy to więzienie, jaka jest, jaka może być alternatywa aby
>> człowiek stał się w pełni niezależnym stworzeniem?
>
> Właśnie wskazuję drogę ku wyzwoleniu i osiągnięciu trwałego oświecenia.

Starożytni Rzymianie mówili - "wyżej nosa nie podskoczysz", teraz
obowiązuje powiedzenie "krawiec kraje jak mu materiału staje"..
Okazywanie dziecku swoich stanów emocjonalnych, czy robieniem widza
podczas własnych aktów seksualnych nic w tej kwestii nie zmieni. Takie
jest przynajmniej moja zdanie - to go na pewno nie wyzwoli.


>
>
>> Jak temu mogą zaradzić wychowawcy, skoro i oni sami z tego nie
>> zdołali się uwolnić?
>
> Otworzyć się na dziecko, na drugiego człowieka. I uważnie wsłuchiwać się
> w to co ma do powiedzenia, jego pragnień nie wyłączając. Mnie
> podpowiedziała córka. I chociaż początkowo niezupełnie kompletnie
> odczytałem jej przekaz i oczekiwanie to jednak doprowadziła mnie do
> rozwiązania, którego - jak na razie - nikt nie zdołał rzeczowo
> zakwestionować.

Z reguły córka ma lepsze kontakty z matką, syn z ojcem. Zresztą o tym
jakim kto jakim będzie człowiekiem, nie świadczy tylko rodzicielskie
wychowanie.
Oczywiście też nie kwestionuję Twoich doświadczeń, ale przypadek to
jeszcze nie musi być reguła.

>
>
>> Naprawdę sądzisz że kopulacja rodziców na oczach dziecka i
>> wyjaśnienia mu tego że jest efektem takich ich zachowań, coś w nim
>> zmieni, że będzie inny (mądrzejszy, głupszy, lepszy, gorszy, bardziej
>> świadomy, mniej świadomy itd) od rówieśników wychowywanych
>> "tradycyjnie"?
>
> Brak Wiedzy jest zaczątkiem uzależnienia od... niewiedzy. Wywołuje
> niepewność podejmowanych decyzji a więc i niechęć do ich podejmowania.
> Decyzje w życiu musimy jednak podejmować ale jeżeli nie jesteśmy pewni
> ich sutków chcemy uciec przed odpowiedzialnością za nie a najprostszą
> drogą uwolnienia się od odpowiedzialności jest zepchnięcie jej na
> kogoś drugiego.
>
> W przypadku rodziny odpowiedzialność staramy się zepchnąć na partnera
> ale w taki sposób by się nie połapał w manipulacji gdyż ujawnienie tej
> nielegalnej aktywności mogłoby doprowadzić do eksplozji i rozbicia
> rodziny. Specjalistkami od manipulacji są kobiety, które w tym celu
> wykorzystują swój bierny seks ("kobieta może nawet wtedy kiedy nie
> może lub nie chce" jak napisała któraś z pań) oraz brak poczucia
> własnej wartości partnera, którego mogą dodatkowo poniżać manipulując
> właśnie seksem (dam jak będziesz uległy albo zrobię z ciebie impotenta
> obniżając jeszcze bardziej twoje poczucie własnej wartości).
>
> Mężczyżni starają się wprawdzie manipulować tym czym mogą zawładnąć
> czyli oferując kobicie jelenia lub bogactwa świata materialnego gdyż
> oferta duchowa ze strony mężczyzny staje się dla kobiety atrakcyjna
> dopiero wtedy gdy dostrzeże ona w nim niezwykłą siłę psychiczną i
> nieustraszonego ducha. By spełnić ten warunek mężczyzna musi stać się
> równy swemu ojcu.
>
> Ale tez kobieta nie może budować poczucia własnego bezpieczeństwa na
> sile mężczyzny lecz na zaufaniu samej sobie, które to zaufanie może
> zdobyć tylko stając się emocjonalnie równą swojej matce, czyli w akcie
> inicjacji seksualnej z rodzicami.
>
> Inicjacja seksualna dziecka z rodzicami domyka okres przygotowania
> dziecka do samodzielnego i odpowiedzialnego życia w rodzinie, którą to
> dziecko założy wspólnie z drugim człowiekiem oraz dostarcza Wiedzy
> potrzebnej do funkcjonowania nowej rodziny. A rodzina taka będzie
> wolna od manipulacji gdyż obydwoje partnerzy będą wolni od dążenia do
> przemycania poczucia odpowiedzialności na tego drugiego. Każde z nich
> będzie bowiem dysponować Wiedzą pozyskana doświadczalnie od swoich
> rodziców o tym jak mają żyć w ładzie i harmonii.
>
>

Owszem, ale do pewnej wiedzy to trzeba dorosnąć. A daj już spokój z tym
rzekomym podejmowaniem suwerennych decyzji przez człowieka. Nie te
czasy, nie te obyczaje. Oczywiście nie chodzi mi tu o te NAPRAWDĘ
suwerenne decyzje w stylu "być albo nie być", a o duperele w stylu
zakładać pas bezpieczeństwa w aucie czy nie zakładać, przechodzić na
emeryturę czy nie przechodzić, udrzeć psa czy nie.. Co tu wczesna
edukacja seksualna dziecka może zmienić w jego dorosłym życiu?

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2017-05-21 15:33:08

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: Trybun <c...@j...ru> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-20 o 23:11, LeoTar Gnostyk pisze:
> Trybun pisze:
>> W dniu 2017-05-17 o 19:40, Ikselka pisze:
>
>>>> Może to wcale nie więzienie...Pytanie - czy dziecko absolutnie
>>>> i całkowicie puszczone samopas musi inaczej postrzegać dobro i
>>>> zło jak jego rodzice?
>
>>> Spytaj o to dzieci ulicy w slumsach Brasilii...
>
>> Propozycja do Leo. Ale slumsy Brasilii to żadne izolowane
>> środowisko. Jestem nieomal pewny że procentowo jest tam tyle samo
>> pięknoduchów i ludzi o "gołębim sercu" niż w innych dzielnicach tego
>> miasta.
>
> A co to ma do rzeczy? Czy zastanawiamy się nad zbudowaniem nowego,
> lepszego (doskonałego) społeczeństwa czy tez chcemy tylko poprawić
> statystyki obecnie funkcjonującej patologii?
>
>
Nic tu nie zrobimy, jesteśmy po prostu tak a nie inaczej
zaprogramowani. Błędne wyobrażenie Ikselki ( i zresztą wielu innych
ludzi) polega na tym że nie szukają szamba i ludzkiego brudu tam gdzie
one rzeczywiście rezydują a w miejscach gdzie przebywają ich ofiary.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2017-05-21 15:34:20

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: Trybun <c...@j...ru> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-21 o 09:01, Ikselka pisze:
> Trybun <c...@j...ru> wrote:
>> W dniu 2017-05-17 o 19:40, Ikselka pisze:
>>>> Może to wcale nie więzienie...Pytanie - czy dziecko absolutnie i
>>>> całkowicie puszczone samopas musi inaczej postrzegać dobro i zło jak
>>>> jego rodzice?
>>>>
>>>>
>>> Spytaj o to dzieci ulicy w slumsach Brasilii...
>>>
>> Propozycja do Leo. Ale slumsy Brasilii to żadne izolowane środowisko.
>> Jestem nieomal pewny że procentowo jest tam tyle samo pięknoduchów i
>> ludzi o "gołębim sercu" niż w innych dzielnicach tego miasta.
>>
>>
> Nie "pływaj", tylko skup się. Powtórzę: spytaj DZIECI ULICY. Nie "ludzi".
>
> http://think.wsiz.rzeszow.pl/wp-content/uploads/2012
/09/01-THINK-Miler-Dzieci-ulicy1.pdf
>
> "Pojeciem ,,dzieci ulicy" nalezy objać dzieci, ktore znaczna, wieksza
> czesd zycia spedzaja na ulicy, ktora jest dla nich głownym
> srodowiskiem zycia. Młodzi sypiaja w domach swoich rodzicow,
> opiekunow, lecz nie znajduja tam wsparcia emocjonalnego. Dzieci ulicy
> przebywaja poza domem głownie z po- wodu zyciowej koniecznosci, do tego
> dochodzi nuda i brak alternatywnych zajed2. Mieszkaocy ulicy ocenili ja,
> jako najbezpieczniejsze dla siebie miejsce, w ktorym moga realizowad
> swoje potrzeby, sa to osoby w wieku od 3 do 18 lat, czesto wychowane w
> emocjonalnym chłodzie, pochodzace z rodzin dysfunkcyjnych (czyli takich,
> ktore nie wypełniaja społecznie przypisanych im funkcji lub redefiniuja
> je w sposob budzacy zastrzezenia ze strony społeczeostwa) - np.
> alkoholowych. Sa to takze uciekinierzy
> z placowek opiekuoczo-wychowawczych i resocjalizacyjnych lub dzieci
> objete opieka innego systemu instytucjonalnego dzieci narkomanow,
> prostytutek, potomkowie rodzicow bez mieszkania i srodkow na zycie.
> Dzieci ulicy posiadaja zaburzona tozsamosd, zaburzenia w rozwoju
> psychospołecznym, maja problemy w funkcjonowaniu społecznym (z
> komunikacja), czesto uzaleznione sa od alkoholu czy nar- kotykow, a
> takze posiadaja traumatyczne doswiadczenia.
>
> Miedzynarodowe Katolickie Biuro do Spraw Dzieci dzieckiem ulicy nazywa
> kazda ,,dziewczynke lub chłopca, dla ktorych ulica (w najszerszym
> znaczeniu tego słowa, łacznie z nie zajetymi mieszkaniami, smietniskami
> itd.) stała sie jej lub jego zwykłym miejscem pobytu i/lub zrodłem
> utrzymania; i ktore sa niedostatecznie chronione, nadzorowane lub
> kierowane przez odpowiedzialna osobe dorosła"
>
> Rada Europy w Strasburgu problem definiuje jako ,,dzieci ponizej 18 roku
> zycia, ktore przez krotszy lub dłuzszy czas zyja w srodowisku
> ulicznym. Przenosza sie z miejsca na miejsce, maja swoje grupy
> rowiesnicze i inne kontakty. Sa zameldowani pod adresem rodzicow lub
> jakiejs instytucji socjalnej. Charakterystyczne jest to, ze z rodzicami,
> przedstawicielami szkoł i instytucji pomocy i słuzb socjal- nych, ktore
> ponosza za nie odpowiedzialnosd, dzieci te maja słaby kontakt lub nie
> maja go w ogole"
> Definicja ta została opracowana na podstawie badao połozenia socjalnego
> dzieci ulicy z 24 europej- skich krajow. Rada Europy przyjmuje, ze sa
> one ofiarami odrzucenia oraz obojetnosci, sa wykorzysty- wane,
> dotkniete przemoca, wyjscia z sytuacji dopatruja sie w ucieczce,
> kradziezy, prostytucji, wyko- nuja zle opłacana, ciezka prace.
> Namiastke rodziny znajduja w grupach i bandach ulicznych, sa czesto
> niedozywione, brakuje im wychowania, wykształcenia, a w szczegolnosci
> miłosci.
>
> Street children jest pojeciem o genezie literackiej, jednak w ostatnich
> latach nabrało znaczenia peda- gogicznego i socjalnego, stało sie
> zjawiskiem o cechach globalnych. Dzieci ulicy wystepuja we wszyst- kich
> aglomeracjach swiata, w krajach rozwijajacych sie (nawet w duzych
> miastach tj. Rio de Janeiro, Moskwa, Warszawa), w krajach bogatego Zachodu
> (w miastach typu Nowym Yorku, Amsterdamie). Zjawisko to widoczne jest
> takze w krajach biednych np. kraje Afryki, Azji."
>
>

Przecie dziecko to człowiek, tylko że trochę mniejszy od dorosłego. Co
za bzdety, czy już naprawdę nie ma komu spojrzeć obiektywnie na sprawę.
Dlaczego nikt nie chce widzieć że bezdomność i skrajna bieda to domena
krajów gdzie rządzi kapitał, nie nie TEN Marksa, a dokładnie odwrotnie.
Weźmy taka Rosję za przykład - przez całe wieki za panowania jaśnie
panów w tym kraju byli bezdomni na ulicach. Pojawił się łysawy
człowieczek, niewielkiego wzrostu i bezdomni zniknęli z ulic na prawie
70lat. Skończył się system, Rosją zaczęły rządzić wiecznie nienażarte
ryje - i jak spod ziemi ulice zaroiły się od ich ofiar.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2017-05-21 15:34:51

Temat: Re: Czy ludzie są winni samouwięzienia?
Od: Trybun <c...@j...ru> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-21 o 09:35, Ikselka pisze:
>
>> PRZERAŹLIWIE polecam też tekst:
>> https://pl.m.wikisource.org/wiki/Lenin/Rozdział_XXXI
I
>>
>>
>>

Naprawdę chcesz kogoś przekonać o wyższości kapitalizmu nad socjalizmem?
Niby przez Lenina Rosjanie stali się nędzarzami?

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3 ... 5


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Reklamy dobre i złe
DejaVu
Franciszek: "Duchowe osierocenie to rak degradujący duszę"
Ziemkiewicz o szopce...
Saryryk o szopce...

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?
Trzy łyki eko-logiki ?????

zobacz wszyskie »