Data: 2010-06-04 22:50:47
Temat: O szczęściu
Od: koleszka <k...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Nie ukrywam, że coś zainspirowało mnie do założenia tego wątku. A
właściwie ktoś a raczej ktosie, dyskusja na ten temat pomiędzy azi a
Jadrysem. Nie chcę nikomu narzucać czym dla kogo jest albo powinno być
szczęście, ja jednak widziałbym ten temat nieco szerzej. Oto dwa
skrajne przykłady dla lepszego zrozumienia tematu. ;)
1/ Pewien Pan pracuje na wysokim stanowisku. Dobrze zarabia, na
poziomie 8-10 tys. złotych na miesiąc. Świetnie mu się powodzi, żyje
sobie wręcz jak pączek w maśle. Cieszy się też dobrym zdrowiem, jest
szczęśliwym mężem i ojcem. Nagle przydarza się coś w jego życiu.
Nieważne co, czy to wypadek czy utrata zdrowia bądź sprawy osobiste.
Traci w wyniku tego wydarzenia swoją pracę. Znajduje inną, już nie tak
dobrze płatną. Jednak z racji swoich kwalifikacji jego zarobki również
nie są aż tak bardzo niskie - przekraczają nieco 3 tys. złotych. Nie
chodzi tu oczywiście o kwestie finansowe, jednak ów pan staje się
nagle bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Nie mogą pozwolić sobie z
rodziną na taki poziom życia jaki prowadzili dotąd. Zarobki miał
niemałe, zaczęli więc inwestować, budował drugi dom - dla dzieci.
Dobrał w tym celu środków z banku zaciągając kredyt. Nadal ma dom,
rodzinę, ale to już nie to - jakby coś nagle zgasło w jego życiu. I
wie że choćby bardzo chciał, nie może już zbyt wiele zrobić -
przynajmniej w kwestii zarobków. Nie jest już młody, cudem udało mu
się wyhaczyć tą robotę którą obecnie ma, a i tak z trudem sobie radzi.
Dla niego nie ma już nadziei, a tu jeszcze kredyt trzeba spłacać. O
wakacjach mogą też zapomnieć - bo za co? I jak tu rodzina ma być
szczęśliwa? Jak on sam ma się cieszyć i z czego, skoro on już nie może
zapewnić im tego co dotąd przychodziło mu bez trudu?
2/ Jest sobie "ktoś". Ktoś kto nie posiada zbyt wysokich kwalifikacji
zawodowych, w swoim życiu też się jeszcze nie dorobił własnego domu,
samochodu. Gdzieś tam mieszka, u rodziców albo w wynajętym lokalu "za
grosze" - mniejsza o to. Ten człowiek jest obecnie bezrobotny. Żona
również nie pracuje, otrzymuje jednak jakąś rentę socjalną. Na opłaty
i suchy chleb wystarcza - razem z jego zasiłkiem, który na szczęście
jeszcze mu przysługuje. I oto fart trafia mu się w życiu - otrzymuje z
pośredniaka ofertę pracy. Fart jest podwójny, gdyż w tym miesiącu
odebrał ostatni zasiłek. W konsekwencji, w wyniku swoich starań i
umiejętności w pracy (nabytych zresztą w trakcie wykonywania tej
pracy) ów człowiek utrzymuje się na stanowisku. Dostaje nawet podwyżkę
- teraz zarabia już 1800zł. Jaki on czuje się szczęśliwy! Ma na chleb,
ma za co żyć! O nic już nie musi się martwić.
Czego to dowodzi? Oczywiście nie tego że pieniądze szczęście dają.
Przykłady podałem oparte na zarobkach, gdyż one są jakby najbardziej
przyziemne i namacalne dla większości ludzi. Chodzi mi o wykazanie, że
dla osoby przyzwyczajonej do pewnego standardu życia każda zmiana na
lepsze lub na gorsze będzie znajdowała ścisłe odzwierciedlenie w
stosunku do jej poczucia szczęścia bądź nieszczęścia. Emeryt
natomiast, który przeżył już niemal cale swoje życie i zdaje sobie
sprawę, że nie pozostało mu zbyt wiele dni będzie się cieszył z
każdego poranka, z każdego wschodu słońca. I to będzie jego szczęście,
że on może te wschody jeszcze oglądać. W odróżnieniu na przykład od
takiego emeryta, który nie chce się pogodzić ze swoim wiekiem, z
pewnymi faktami. Taki będzie, odwrotnie niż ten pierwszy, bardzo
nieszczęśliwy. Nieszczęśliwy że już się zestarzał, że zniedołężniał.
Tak więc dla mnie osobiście szczęście jest względne. Zależy od
oczekiwań i od nastawienia do otaczającego nas świata. Tylko i
wyłącznie. Pomijając tym samym jakieś skrajne przypadki ewidentnego
szczęścia bądź nieszczęścia - a i to nie zawsze i niekoniecznie. Bo
przecież nawet człowiek na wózku inwalidzkim może czuć się szczęśliwy.
Dlatego że żyje, nie zginął w wypadku w którym stracił nogi, a
kochająca rodzina pomaga mu w niedoli. Nie dość że żyje, choć mogło go
już nie być, to do tego jeszcze nie jest sam.
k.
|