Data: 2009-08-29 17:58:33
Temat: Re: Aborcja a choroby psychiczne
Od: vonBraun <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
medea wrote:
> vonBraun pisze:
>
>> Więcej niż promil.
>>
>> Znalazłem takie coś:
>> Z 250 kobiet w 75 przypadkach udało się uzyskać zgodę na badanie
>> partnera, spośród tych 75 mężczyzn 1 nie wyrażał zgody.
>
>
> Z jednej strony cholernie smutne, z drugiej strony odciąża nieco
> kobietę. Jednak, o ile ten wynik byłby miarodajny dla reszty, powinno
> dać do myślenia tym, którzy wysuwają argument "dbania o interes
> genetyczny mężczyzn".
Wynik nie dziwi - najprawdopodobniej w ogóle nie da się dotrzeć do
mężczyzn przeciwnych aborcji, mogą być oni skutecznie odizolowani od
procesu decyzyjnego przez kobiety - ciekawe ilu procent z ok 180
mężczyzn dotyczył ten problem. Można docenić odwagę TYLKO jednej
kobiety, która zgodziła się wziąć na badania partnera przeciwnego aborcji.
Jak już pisałem, nie ma sensu tworzyć prawa które nie może być
przestrzegane, tym bardziej że populacja mężczyzn, której w takiej
sytuacji warto by pomóc prawem, jest najpewniej bardzo mała, na co
słusznie wskazywała Natka.
Obecnie obowiązująca ustawa jest restrykcyjna. Jeśli w przyszłości od
niej odejdziemy - co wydaje mi się dość prawdopodobne,
najprawdopodobniej pojawi się okrojonej formie i mam nadzieję, że forma
ta w jakiś łagodny sposób zachęcać będzie oboje partnerów do
współuczestniczenia w procesie decyzyjnym.
Chodzi mi tu np. o uniknięcie aborcji podejmowanej pod wpływem jakiś
silnych, krótkotrwałych emocji, lub używanej jako narzędzie walki między
partnerami.
Natomiast "marzeniem" moim jest taka sytuacja w której w powszechnej
świadomości kobiet zagości przekonanie, że dziecko które akurat noszą w
brzuchu jest nie tylko ich dzieckiem (czytaj wręcz 'ich własnością', lub
niemal 'częścią ciała'), lecz jest też dzieckiem partnera. Co gorsza -
przekonanie to jest podłożem patologii rodziny zwłaszcza wtedy, gdy trwa
również po porodzie. Jest to patologia ukryta przed społecznością, bo
mało spektakularna choćby dla mediów. Tymczasem, w poradniach
małżeńskich temat zawłaszczania dzieci przez matkę, odsuwania ojców od
procesu wychowawczego jest 'przerabiany' po wielokroć i w obie strony.
Dlatego jestem bardzo wyczulony na wszystko co choć trochę mi to przypomina:
"Wyparcie z ukladu malzenskiego mezczyzny, nadaje kobiecie specjalne
przywileje panowania i zniewalania. W teh dynamice mezczyzna staje sie
negatywnym panem, a wiec niewolnikiem ukladu. Taka marginalizacja
wywoluje zachowania nasladowcze, mimetyczne, maskujace. Podtrzymuje je i
rozwija w rozbudowany system panowania i - niewoli. Ofiara tego systemu
jest kobieta jako zona i matka. Mimo, ze przywlaszcza sobie prerogatywy
mezczyzny jako meza i ojca, nie moze ich wykorzystac inaczej jak przez
konflikt, przemoc czy dyktat spowity w milosna frazeologie.
Dziecko ma zadanie podwojne: potwierdzic matke w jej macierzynstwie i
zakwestionowac ojca w jego ojcowstwie. Rezultatem jest rezygnacja i
ucieczka ojca na margines ukladu rodzinnego, przyjecie pozycji Dziecka i
wejscie w konflikt z Dzieckiem, ktore jest reprezentantem matki. W tym
konflikcie ambiwalencja Dziecka musi zostac przesadzona. Dziecko dostaje
polecenie bycia z matka, przeciw ojcu. W skrajnych przypadkach, Dziecko
uczy sie od matki, jak byc bez ojca. Rewindykacja matki da sie
zdefiniowac jako odrzucenie praw ojca, i eo ipso mezczyzny, do Dziecka.
Ojciec wiec musi negatywnie identyfikowac sie z wlasnym Dzieckiem, aby
moc byc zaakceptowanym przez matke."
Nie pisze już tu mocno niezrównoważony osobnik, który zwrócił mi uwagę
na tą książkę, ale link jeszcze działa:
http://www.geocities.com/Athens/Forum/5921/books/kob
ie/index.html
pozdrawiam
vonBraun
|