Data: 2009-08-03 11:13:05
Temat: Re: Chemia zakochania. Bossski stan. Czy podlega kontroli?
Od: Matb <m...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Ikselka napisał(a):
>I dzięki Bogu. Oprócz zamykania gęby. Tu trafiłaś bocznym rzutem w mój
>ogródek, a mogę Ci powiedzieć, że nawet kiedy kobieta "tylko" dba o
>dzieci i dom, a facet musi zarabiać, jest możliwe to COŚ, co nie
>przemija między nimi, nie pozwala się im "wyluzować" w tym złym
>sensie, który opisałaś, ani nie każe babie zamykać gęby... A moja
>gęba akurat najczesciej otwarta, w przenośni i dosłownie, mąż o niczym
>nie decyduje bez mojego zdania. Ale to chyba kwestia... coraz bardziej
>jestem przekonana, że jednak prócz miłości, głownie myślenia, tego
>myślenia o własnym i drugiej osoby życiu, o tym, że ono jest tylko
>jedno, nie do zmarnowania na pierdzenie, mijanie się w korytarzu idąc
>do i z łazienki, nie zauważając się nawzajem. Nawet wtedy możliwe
>(jesli się chce) są wzajemne muśniecia warg w przedpokoju, kiedy
>dzieci nie widzą lub przesuniecie jego dłoni po biodrze kobiety, a jej
>dłoni po jego włosach czy lędźwiach, sygnały pamięci, oczekiwania na
>wspólne chwile... Trzeba dbać o sygnały, te właściwe. Nie wolno
>zapominac o sygnałach. Permanentnie trzeba je dawać drugiemu. Bo
>inaczej przychodzi dzień, kiedy się tylko bez żenady pierdzi i beka,
>traktując się wzajemnie jak powietrze...
No to bajka. Naprawdę bajka. Ja tez uważam, że to jest możliwe. A mi
klarują, że za dużo wymagam, że się z chionki urwałam, że się
naoglądałam reklam. Nie mając własnego wzorca rodziny nie bardzo wiem
jakie są "normy" - aczkolwiek to słowo może wywołać lawinę słów. Bo
dla każdego normą jest coś innego. Ujmę inaczej, szukam kochających
się rodzin, żeby zobaczyć czego brakło mojej generacyjnej, i czego
mogłabym się od "dobrych" rodzin nauczyć.
Nasuwa mi się pewne doświadczenie na myśl. Miałam ciocię, której
rodzinę uważałam za perfekcyjną. Synalek nieco dziwny, ale rodzina
niesamowita. Mąż uśmiechnięty, przy żoneczce, zajrzy jej przez ramię
co robi, razem robią zakupy, podejmują decyzje, jeżdża, zwiedzają....
Zamieszkałam z nimi gdy dostałam pracę w Niemczech. Mój obraz tej
rodziny, a tym samym obraz tego, że istnieją szczęśliwe rodziny, legł
w gruzach. Całość trzymała ona jedna w rękach. Gdyby nie to każdy
polazłby w inna stronę jak bez grawitacji... Jej mąż zasypiał z
pilotem przy telewizorze, synalek nie raczył wyjść z pokoju na żaden
posiłek, wszystko pod górkę, a jednak z wytrwałością wypracowaną przez
lata, zeby się nie rozleciało.... A teraz widze, że i przede mną taka
szansa... Moja matka, moja ciotka, moja druga ciotka, wszystkie tkwią
w czymś, z czego nie są zadowolone, co nie daje im spełnienia,
poczucia, ze są ważne, kochane. Mają mężów biorców, zasiedziałych,
stabilnych biorców, rozkosznych jedynie poza domem i poza wzrokiem
swojej żony.... Brak mi słów...
|