Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Co to jest miłość? Re: Co to jest miłość?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Co to jest miłość?

« poprzedni post
Data: 2002-11-05 22:59:12
Temat: Re: Co to jest miłość?
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_JEST_BE]@gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki

"Bacha" napisała:


> All ... z Gormenghast"
> > "Milość" - jeden z milionów układów pikseli na ekranie mózgów,
> > tworów ewolucji kierujących się ku przetrwaniu gatunku.
>
> W tym można, jak sądzę, dopatrywać się jedynie praprzyczyn. :)


"Czepnę" się jednego słowa - "praprzyczyn". Na końcu napiszę, dlaczego.

Jak kilka innych osób wypowiadających się w tym wątku mam bardzo
rozczarowujące wyjaśnienie fenomenu miłości - przynajmniej jeśli się na
nią spojrzy z określonej perspektywy. To nic innego, jak dość
skomplikowany zestaw różnych, mniej lub bardziej subtelnie działających
środków, skłaniających określonych ludzi do przebywania ze sobą przez
dłuższy okres czasu i wspólnego działania w pewnym, konkretnym celu.
Beznadziejna definicja, ale dalej trochę bardziej się postaram.

Wyróżniam kilka istotnych rodzajów miłości. Niekoniecznie najważniejsza,
ale najbardziej pokręcona i skomplikowana jest miłość kobiety i mężczyzny
To jest właśnie prawdziwy fenomen - jak to się dzieje, że dwoje całkiem
sobie obcych ludzi, najczęściej w żaden sposób ze sobą nie spokrewnionych,
stają się sobie bliżsi niż rodzeństwo, kochają partnera bardziej niż całkiem
niedawno matkę lub ojca?

Mało odkrywcze, ale rozsądne podejście - stają się sobie bliscy poprzez
wspólne dzieci. W każdym z nich jest "połowa" tej kobiety i "połowa" tego
mężczyzny. Można powiedzieć, że właśnie w dzieciach dokonuje się to
ostateczne połączenie dwóch mitycznych połówek pomarańczy. Nie ma
mowy, żeby coś nie pasowało - w jednej, niezbyt długiej chwili chromosomy
łączą się w pary, powstaje nowa, nierozerwalna całość - powstaje dziecko.
Dopełnienie mitu, dopełnienie poszukiwań (choćby w mikrobiologicznej
skali).

Teraz gładko przechodzimy do miłości rodzicielskiej. Niektórzy sądzą, że
najdoskonalszą miłością jest miłość matki do dziecka - bezwarunkowa,
nieprzemijająca - jednym słowem idealna. Dodam tylko, że tak naprawdę
najbardziej egoistyczna. W dziecku jest połowa genów matki, więc troszcząc
się o nie troszczy się o siebie. W naturalny sposób wypełnia najważniejsze
- a właściwie jedyne - zadanie każdej istoty na tym globie - usiłuje zadbać
o nieśmiertelność swoich genów. Ponieważ człowiek jest, jak do tej pory,
najbardziej skomplikowanym bytem w znanej nam części Wszechświata,
nic dziwnego, że i te starania są dość złożone, bez precedensu w świecie
innych zwierząt.

Dziecko potrzebuje dużo czasu na właściwy rozwój. Wyjątkowo dużo.
Zatem natura zadbała, aby matka była wyjątkowo cierpliwa. Dziecko
przez długi czas jest bezradne - matka przez długi czas jest opiekuńcza.
Dziecko potrzebuje dużo bodźców do prawidłowego rozwoju
psychicznego - matka dostarcza mu tych bodźców. Bawi się z nim,
rozmawia... Nawet nie warto wspominać o tak trywialnych sprawach,
jak troska o potrzeby fizjologiczne dziecka - jedzenie, spanie, higiena.

Większość z tego wszystkiego kobieta ma "w genach". W zakamarkach
jej mózgu tkwią gotowe schematy działania, uruchamiane w odpowiednim
momencie. Nie trzeba wcale skomplikowanej nauki, długotrwałych
przygotowań. Trochę zabawy w dzieciństwie, podpatrywania innych
matek "w akcji", kilka rozmów. Pojawia się dziecko - i już. Matka wie,
co ma robić, pomijając kilka drobiazgów natury technicznej, zależnej
od lokalnej kultury.

A gdzie jest ojciec? Trochę dalej, trochę z boku. W przeciwieństwie do
matki nie przeżywa rodzicielstwa tak "namacalnie", aż do bólu. Wiesz, co
mam na myśli ;-) . Musi poznać, pokochać. Niektórzy już na starcie
"wymiękają", realizując nieświadomie strategię: "wpędzić w kłopoty
i uciekać". Pomińmy jednak te przypadki. Nawet wtedy, gdy zostaje,
nigdy nie ma tej pewności, co kobieta. Ona "wie", że w dziecku jest
50% jej genów, mężczyzna przypuszcza, że 50%. Dlatego między innymi
miłość ojca do dziecka nie jest tak idealna, jak matki. Chociaż często
jest całkiem nieźle.

Pójdźmy dalej. Dzieci dorastają, usamodzielniają się. U "normalnych"
stworzonek miłość rodzicielska (o ile możemy mówić o miłości w takich
przypadkach, powiedzmy więc - instynkt opieki nad potomstwem)
wyłącza się. Jednak człowiek nie jest takim "normalnym" stworzonkiem,
dalej kocha swoje dorosłe dzieci, stara się im pomagać w miarę
swoich coraz mniejszych możliwości. Czy coś się za tym kryje?
Oczywiście! W określonym momencie dotychczasowi rodzice mają
ogromną chęć zostać dziadkami. Jeśli jakaś para nie ma zbyt długo
dzieci, prędzej czy później zaczynają się dociekania ich rodziców,
mniej czy bardziej ukryte aluzje, jakiś niepokój. Wszystko mija, jak
ręką odjął, gdy u ich dzieci pojawiają się dzieci.

Niektórzy ludzie podświadomie czują, że nie wystarczy mieć dzieci,
aby osiągnąć "sukces genetyczny". Dopiero status babci czy dziadka
daje poczucie spełnienia. Dla ścisłości - powinna pojawić się gromadka
wnuków (co najmniej cztery sztuki ;-) ). Cykl się zamyka - rodzice
wychowali dzieci, a teraz widzą, że one sobie w życiu radzą - przynajmniej
w tym najważniejszym życia aspekcie. Pewnie można te rozważania
kontynuować dalej, ale ludzie zwykle nie żyją aż tak długo, żeby martwić
się o prawnuki.

We wnukach jest nadal wystarczająco dużo genów dziadków, aby
"opłaciło" się w nie inwestować, dbać, wyręczać rodziców w ich
niektórych zajęciach. Wypisz - wymaluj - miłość dziadków do wnuków.
Warto zauważyć, że obowiązujące w cywilizowanych krajach prawo
w dużym stopniu stoi na straży "genetycznych" interesów. Majątek
osoby zmarłej dziedziczą osoby spokrewnione, w jakiś tam sposób
zależny od stopnia pokrewieństwa.

Wrócę z powrotem do miłości kobiety i mężczyzny. Wiemy, że nie mają
ze sobą wspólnych genów (wspólne geny mają poprzez dzieci), zatem
ich miłość też jest cokolwiek trudniejsza od miłości matki do dziecka.
Troszczą się o siebie, bo to jest bardzo opłacalna strategia. Mężczyzna
potrzebuje kobiety, aby ta mogła urodzić jego dzieci, aby opiekowała
się nimi i przez długie lata wychowywała. Kobieta potrzebuje mężczyzny,
aby on zaopiekował się nią we wszystkich trudnych chwilach, aby
opiekował się jej dziećmi, aby zapewnił określone warunki bytowe.
Tak było "od zawsze", ale nawet dziś, kiedy oboje pracują, obowiązki
najczęściej są inaczej rozkładane. Zatem z tego "genetycznego" poziomu
obserwacji miłość partnerska to raczej wymiana czy uzupełnianie
obowiązków. Aby ludzi skłonić do wykonywania tych obowiązków,
natura "na osłodę" wymyśliła i dołożyła do tego sporo przyjemności. :-)

Cały czas piszę o miłości kobiety i mężczyzny w kontekście faktycznego
lub domniemanego posiadania dzieci. Wielu młodych ludzi nie zgodzi się
z tym, że w miłości chodzi wyłącznie o potomstwo. Niektórzy twierdzą,
że o coś zupełnie innego. Ja im odpowiadam, że wcale nie muszą
z góry myśleć o dzieciach, wystarczy, aby robili to, co im natura
podpowiada. O resztę ta sama natura już się zatroszczy... Oczywiście
w dzisiejszych czasach antykoncepcja zaburza trochę "kalkulacje"
natury.

Zatem para ludzi staje się dla siebie bardzo bliska, ale faktycznie nadal są
to dla siebie obcy ludzie. Nie powinno więc dziwić, że miłość partnerska
też potrafi się nieoczekiwanie "wyłączyć". Nie dziwi również to, że po
rozwodzie byli małżonkowie nie cierpią się lub są wobec siebie obojętni,
natomiast nadal kochają dzieci. Tutaj nie ma żadnych powodów, aby
cokolwiek się miało "wyłączyć".

Teraz kilka słów o miłości dzieci do rodziców. Ta miłość w pewnym
okresie życia młodego człowieka przygasa. Myślę oczywiście o okresie
dojrzewania - czasie buntu, odrzucania autorytetów, początku procesu
usamodzielniania się. Do tej pory rodzice byli dziecku potrzebni jak
powietrze, ale teraz nadmierne przywiązanie do nich staje się przeszkodą
na drodze do wypełnienia ich zadań życiowych. Ten proces jest niekiedy
trochę bolesny, ale nieunikniony, naturalny. Tak samo naturalne jest to,
że te wszystkie starania i troski rodziców odpłacamy nie im, tylko
swoim dzieciom. Dziadkowie to zwykle rozumieją i akceptują.

Po okresie dojrzewania istotnie zmienia się stosunek dzieci do rodziców.
Dla małego dziecka na przykład śmierć rodzica jest prawdziwą
katastrofą, nie tylko z pragmatycznych względów. Dziecko przeżywa
to bardzo głęboko, bardzo emocjonalnie, gdyż zapewne kocha go
w takim samym stopniu, jak rodzic do tej pory jego Po usamodzielnieniu
się takie przykre wydarzenia również przeżywamy, ale jednak w mniej
bolesny sposób. Tą różnicę oddaje nawet język. Jakoś nie mówi się
o kimś dorosłym, któremu zmarli rodzice, że to sierota...

Na zakończenie przeglądu miłości wspomnę o miłości braterskiej czy
siostrzanej. To jest akurat najmniej skomplikowana sprawa. W młodym
wieku dziecko po prostu kocha wszystkich, z którymi ma najbliższy kontakt.
Pewnie w proporcji do częstotliwości kontaktów albo podświadomie
oczekiwanych korzyści. Matka jest najbliżej, najczęściej, podsunie coś
dobrego, przytuli. Ojciec bywa rzadziej, ale też jest fajny. Bracia czy siostry
są świetni do wspólnych zabaw (bardzo ważny aspekt rozwoju dziecka),
babcia czy dziadek również są kochani, bo rozpieszczają wnuka.

Z genetycznego punktu widzenia rodzeństwo jest tak samo spokrewnione,
jak rodzice i dzieci. Teoretycznie rzecz biorąc brat mógłby się opiekować
bratem w takim samym stopniu jak matka synem, ale rzadko tak bywa.
W młodym wieku prawie o wszystko dbają rodzice, w późniejszym, po
usamodzielnieniu się braci, lepiej swój "genetyczny obowiązek" realizować
na własną rękę. Gdy mam własne dzieci i się nimi opiekuję, to w każdym
z nich jest połowa moich genów, natomiast w dzieciach brata jest tylko
jedna czwarta moich genów. Zatem trzy czwarte moich środków
"łyknęłyby" te pozostałe, kompletnie mi obce geny.

Jeśli chodzi o miłość do innych osób czy stworzeń (psa, kota), często
jest to podobny mechanizm jak w przypadku każdej, "normalnej"
miłości - chodzi tu o wymianę uprzejmości, czasami obowiązków,
przypieczętowaną jakimiś emocjami dla większej skuteczności
działania. Może to być również przypadkowe uruchomienie tych
samych "miłosnych mechanizmów", na skutek pewnej niedojrzałości
emocjonalnej lub personifikacji zwierząt czy idealnych wyobrażeń
(miłość do Boga). Jeśli ktoś na przykład jest przekonany, że jego
ukochane zwierzę ma "duszę", więc miłość do tego stworzonka
staje się jak najbardziej zrozumiała.

Dawno temu nie mogłem zaakceptować postępowania babci. Jak
można było tak niesprawiedliwie traktować podobne, żywe istoty!
Taki kot - był przez nią hołubiony, dokarmiany, przytulany. Jednym
słowem kochany. Kury nie miały tych względów. Mało tego! Raz
na jakiś czas wręcz je mordowała! Oczywiście nie wiem, czy babcia
kochała tego kota. Może tak to tylko wyglądało z perspektywy
kilkuletniego chłopca.


> Jeden z moich dowcipnych przyjaciół zwykł był mawiać: "miłość to uczucie
> głupie, zaczyna się od westchnień, a kończy na d...". Odrzucając całą
> satyryczną warstwę, można zatem powiedzieć, że miłość jest to zwyczajna
> racjonalizacja popędu płciowego.......


Miłość rodziców nie jest po to, aby dzieci sprokurować, lecz przede
wszystkim wychować. Zauważ, jak marginalną uwagę poświęcam
popędowi płciowemu czy jego racjonalizacji. Chociaż oczywiście seks
jest bardzo ważnym elementem cementującym związek. Wolałbym
jednak o tym porozmawiać przy innej okazji, bo tutaj czai się kolejna
głębia możliwych wyjaśnień czy interpretacji.


> ...... Tylko gdzie wtedy upchnąć miłość
> rodzicielską (pedofilia?), braterską/siostrzaną (kazirodztwo?), czy miłość
> Viadrową do Czarnuszka (sodomia?)?
> Interpretacja zatem chybiona.
> Owszem, są różne rodzaje miłości, ale mianownik chyba powinien być wspólny.


O różnych rodzajach miłości już napisałem. Jaki jest wspólny mianownik?
Po pierwsze - pragmatyzm działań. Określone zachowania uruchamiają
się w określonych sytuacjach. Jeśli tylko ludzie mają równo pod sufitem,
wszystko działa prawidłowo. Dziecko lubi się przytulać do rodzica i vice
versa. Rodzice też lubią się przytulać między sobą, ale lubią robić też
sporo innych, fajnych rzeczy ;-) , nie do pomyślenia w pozostałych,
miłosnych relacjach. Po drugie - działanie określonych bodźców,
generowanych przez nieuświadamiane, niedostępne rejony mózgu
w zależności od rozwoju sytuacji. Taka strategia kija i marchewki,
karząca za nieprawidłowe zachowania czy sytuacje, nagradzająca za
prawidłowe. Kochające się osoby raczej lubią przebywać ze sobą
(marchewka), a tęsknią, gdy się długo nie widzą (kij). Małżonkowie
cieszą się ze wspólnej bliskości, seksu, a cierpią, gdy się pokłócą.
Dzieci z kolei cieszą się, gdy mogą w rodzinnym gronie fajnie się
pobawić, a wpadają w przerażenie, gdy dochodzi do poważnych
nieporozumień między rodzicami, grożących rozwodem. Tutaj jest
pole do popisu między innymi dla tych, którzy twierdzą, że miłość
to tylko chemia, uwalnianie określonych neurohormonów (endorfiny,
oksytocyna) i takie tam...

Pozwolę sobie się z nimi nie zgodzić. Weźmy taki przykład - ktoś
dostaje list od ukochanego czy ukochanej. Najsamprzód uruchamiana
jest najwyższa, świadoma sfera mózgu. List trzeba przeczytać i
zrozumieć. Równocześnie - w zależności od jego treści - pobudzane
są określone emocje - przypuśćmy, że dobre. W jakiś na razie
tajemniczy sposób pobudzenie dochodzi do obszarów odpowiedzialnych
za uwolnienie hormonu szczęścia (zapomniałem właściwą nazwę, ale
to nie ma większego znaczenia). Zakochana osoba jest szczęśliwa.
Aby to odczuć czy wręcz zrozumieć, znów nie obejdzie się bez udziału
świadomości.

Powoli wydzielanie hormonu szczęścia zostaje zatrzymane (albo
ośrodki percepcji przyzwyczajają się na działanie bodźca). To też
jest odczuwane, zarejestrowane przez świadomość.

"Jedną noc, pół dnia,
szczęście zwykle krótko trwa,
ledwie poznasz jego smak
już odfruwa, tak jak ptak..."

Zatem "wyłącznie" chemia jest "wyłącznie" w próbówce, w człowieku
miłosna chemia to naprawdę tylko skraweczek całokształtu. Nie
zgodzę się również z tymi, którzy twierdzą, że miłość to jakiś omam
czy złudzenie. Według mnie jest to jak najbardziej autentyczny
fakt, widoczny niemal na każdym poziomie ogólności rozważań
czy niezależnie od przyjętego punktu widzenia. Przenika nasze geny,
fizjologię, psychikę, sięga do najwyższych obszarów świadomości
czy nadświadomości (istnieje coś takiego?). Jest to tak istotna sfera
życia, że w wielu przypadkach niektórzy dokonują podświadome
projekcji osobistego wyobrażenia miłości na całą resztę Wszechświata,
a nawet poza niego. Chcą wierzyć, że Miłość jest istotnym składnikiem
kosmosu, najważniejszą siłą wprawiającą wszystko w ruch (tutaj
przydałoby się wtrącić kilka zdań o mitach różnych kultur ;-) ). W końcu
mamy najważniejszą koncepcję teologiczną naszej kultury - sam Bóg
jest miłością, a Jego miłość jest z założenia idealna, nieziemska.

Nie bardzo zgadzam się z tą nadinterpretacją pojęcia miłości. Skoro
cały czas piszę o bardzo konkretnym, "przyziemnym" celu różnych
miłości i staram się w wielu innych miejscach pokazać, że miłość jest
takim samym wynalazkiem ewolucji jak kły drapieżnika, pióra ptaka
czy zachowania godowe jeleni, więc nie ma jakichkolwiek przesłanek,
aby tak przyziemny wynalazek - miłość - musiał być koniecznie
atrybutem boskości. Chociaż co my, małe robaczki, możemy o tym
wiedzieć...


> Skrajni ewolucjoniści jakoś bardzo ochoczo zdają się zapominać, że
> humanizacja też jest jednym z etapów ewolucji istoty ludzkiej (nie wzięła
> się znikąd). Tak zresztą, jak humaniści pomniejszają znaczenie poprzednich
> etapów ewolucji. Błądzenie to dość powszechne.


Myślę, że nie jestem skrajnym ewolucjonistą. Staram się każdą rzecz
widzieć we właściwych proporcjach, nie naciągać zakresu stosowania
różnych teorii poza ich naturalny zasięg działania. Mam jednak wrażenie,
że mechanizmy ewolucji są nadzwyczaj powszechnie ignorowane, a
przynajmniej lekceważone. Dlatego z przekory cokolwiek "przeginam"
z tą ewolucją (ale tylko trochę!).

Tutaj odniosę się do tego słówka "praprzyczyna". Jak rozumiem Twoje
zdanie, nie sądzisz, że ewolucja nadal coś w człowieku miesza. Już
raz starałem się Ciebie do tego przekonać, na razie chyba bez rezultatu.

Nawet jeśli od tysięcy lat nic się na pozór nie zmienia w człowieku,
to ewolucja cały czas odwala swoją ciężką, morderczą pracę. Po co
jest tyle nieszczęścia na tym ziemskim padole? Czemu Bóg do tego
dopuszcza? Ja to widzę tak: w jakiejś części ocean bólu i cierpienia
zalewający ludzi służy do utrzymania rodu ludzkiego w jako takiej
kondycji. Cały czas, z pokolenia na pokolenie, mieszają się te geny,
uzewnętrzniają się w konkretnych ludziach - ich charakterach,
podejmowanych decyzjach, losach. Jest jakiś zdrowy środek, rdzeń
społeczeństwa, ale spory obszar marginesu (nie w naszym współczesnym
znaczeniu tego słowa) - ludzi gorzej przystosowanych, gorzej reagujących
na wyzwania, mniej odpornych, mniej sprytnych, mniej przenikliwych,
itd., itp. A potworne nożyce ewolucji chlastają po tym marginesie,
trochę na oślep, trochę byle jak. Umiera dziecko, bo okazało się mniej
odporne na infekcje - przeżywają te zdrowsze, odporniejsze. Jakaś
kobieta nie umie radzić sobie z życiem, permanentnie pije alkohol,
zaniedbuje dzieci, doprowadzając czasem do tragedii (jak to podano
w dzisiejszych wiadomościach). Sama sobie - i swoim genom -
- ogranicza szansę przejścia do następnej rundy. Jakiegoś mordercę
złapano i osądzono - dożywotni wyrok też wyłącza go z dalszej gry.
Nawet nie chodzi o te jaskrawe, ewidentne przypadki. Na dłuższą
metę wystarczy, że w określonych warunkach jedna kobieta działa
troszeczkę lepiej, skuteczniej od innej. Powiedzmy ma szansę
doprowadzić do progu dorosłości 3,7 dziecka, gdy ta druga 3,6
dziecka. To jest taki skrót myślowy, mam nadzieję, że zrozumiały.
Ta "jedna dziesiąta dziecka" powoduje, że pierwsza z nich wygrywa,
jej geny - i związane z nimi określone predyspozycje (choćby te
wspomniane wcześniej zachowania opiekuńcze ukryte w
zakamarkach mózgu) stają się z biegiem czasu nieco częściej
spotykane, wypierają inne. A jeśli nie wypierają, bo trochę w tej
"puli genetycznej" za ciasno, to przynajmniej spychają te inne
powolutku na margines.

Każdą predyspozycję zapisaną w genach możemy analizować w tych
kategoriach. Skoro twierdzę, że mnóstwo miłosnych rytuałów czeka
w nas na ujawnienie się w określonej sytuacji, skoro wierzę, że wiele
strategii - tak niezależnych od płci, jak tych ukierunkowanych na
wzajemne relacje - jest w jakiejś części dziedziczone, to podlegają
one nieustającemu procesowi doboru (na razie bardzo) naturalnego.
Tak sto tysięcy lat temu jak dwieście lat temu, współcześnie, a może
również w bliższej i dalszej przyszłości. Zatem te rytuały, strategie,
sposoby postępowania cały czas są udoskonalane, a przynajmniej
utrzymywane w dobrym stanie. To tylko nam się wydaje, że nic się
nie zmienia, ale przytoczę zdanie z takiej znanej powiastki filozoficznej:
"trzeba szybko biec, aby stać w miejscu".


> > Miłość - najbardziej wyrafinowana manipulacja Natury.
>
> Zapewne.
>
> > Nie przeczę, że najpiękniejsza i warta trudów życia.
>
> No właśnie (pierwiastek humanistyczny pcha się na siłę i nie wydaje się do
> pominięcia). :)


Zatrzaskuję klapę pięknego, sportowego samochodu, nie widzę już
brudnych, okopconych rur, zakurzonych kabli, obsmarowanych
mechanizmów. W zasięgu wzroku pozostaje piękna linia nadwozia, lśniący
lakier i skórzana tapicerka. Cud, nie maszyna. Zaczynam jazdę - naprawdę
odjazdową! Słyszę piękny głos silnika, szum wiatru, mknę szosą w bajkowych
plenerach...

Cały czas mówię o miłości ;-) . Pytasz o humanizm - jakiś ludzki wymiar.
A co chciałabyś usłyszeć? Miłość jest prosta. Miłość jest naturalna. Miłość
jest piękna. Kochajmy się!

--
Sławek


--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

 

Zobacz także


Następne z tego wątku Najnowsze wątki z tej grupy Najnowsze wątki
06.11 Bacha
06.11 Bacha
06.11 Bacha
06.11 Bacha
06.11 Bacha
06.11 cbnet
06.11 Bacha
06.11 cbnet
06.11 Bacha
06.11 cbnet
06.11 cbnet
06.11 Marek N.
06.11 cbnet
06.11 cbnet
06.11 Marek N.
Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja
Ucieczka z Ravensbruck - komentarz
I pod drzwiami staną i nocą kolbami w drzwi załomocą
Jesttukto?
?
Comprehensive Protection Guide with IObit Malware Fighter Pro 11.3.0.1346 Multilingual
Advanced SystemCare Pro 17.5.0.255: Ultimate Performance Optimizer
IObit Uninstaller Pro 13.6.0.5 Multilingual Review and Tutorial
"Prawdziwy" mężczyzna.
Senet parts 1-3
NOWY: 2025-12-07 Algorytmy - komentarz [po lekturze ks.]
"Młodzieżowe Słowo Roku 2025 - głosowanie", ale bez podania znaczeń tych neologizmów
[polscy - przyp. JMJ] Naukowcy będą pracować nad zwiększeniem wiarygodności sztucznej inteligencji.
[polscy - przyp. JMJ] Naukowcy będą pracować nad zwiększeniem wiarygodności sztucznej inteligencji.
Reżim Talibów w Afganistanie zakazał kobietom: pracy w większości zawodów, studiowania, nauki w szkołach średnich i podstawowych!!!
Edukuję się jak używać Thunderbirda
NOWY: 2025-09-29 Alg., Strukt. Danych i Tech. Prog. - komentarz.pdf
Polska [masowo - przyp. JMJ] importuje paprykę, a polska gnije na polach
Kol. sukces po polsku: polscy naukowcy przywracają życie morskim roślinom
Tak działa edukacja Putina. Już przedszkolaki śpiewają, że są gotowe skonać w boju
Medycyna - czy jej potrzebujemy?
Atak na [argentyńskie - przyp. JMJ] badaczki, które zbadały szczepionki na COVID-19
Xi Jinping: ,,Prognozy mówią, że w tym stuleciu istnieje szansa dożycia 150 lat"
Zbrodnia 3 Maja
Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem