Data: 2014-05-04 02:04:04
Temat: Re: Co z goleni wołowej?
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sat, 3 May 2014 14:41:58 -0700 (PDT), czeremcha napisał(a):
> Ja bym tego w życiu do rosołu nie wrzuciła... Szkoda po prostu.
Że niby jak rosół, to z beleczego? O nieeee, u mnie samo dobre i najlepsze
idzie na rosół i to w ilości takiej, że surowe i gęsto ułożone zajmuje
garnek do 2/3 wysokości, po czym zalewam to wodą do niemal pełna. Po 4 h
gotowania mięsko osiada i sięga najwyżej do połowy gara, a rosołu jest
najwyżej 2/3.
I jest to nasz ulubiony gęsty i złotobrązowy rosół, esencja taka mięsna - a
z tego rosołu się to całe mięsko zżera jako sztukamięs. Reszta, o ile w
ogóle coś zostanie, to ta bardziej flaczkowata (jeśli sama jej nie zjem, bo
uwielbiam te wszystkie flaczki i chrząstki) frakcja czyli np szponder
(jeśli nie za ładny), która potem idzie w pierogi. Właśnie dziś
skończyliśmy taki rosół koloru ciemnego miodu, bo dwa dni temu młodsza
córcia przyjechała i zrobiłam rosołek od razu w środę, jedliśmy go z
błogością do dziś, upsss, już do wczoraj. Nikt nie chciał zadnej innej zupy
:-)
A pierogi jutro będą... Upss - dziś :-)
> Najpyszniejsza jest goleń wołowa /czyli inaczej - pręga/ duszona aż do rozpadnięcia
się, w zasadzie - jak gulasz... Sos genialny, smak - takoż... Nawet bez wina...
Owszem, gulasz z pręgi jest the best. Ale pręga to także moja "królowa
rosołowa obowiązkowa" - plus kilka plastrów antrykotu i kilka kawałków
szpondra. Mój zestaw żelazny na rosół i basta :-)
I znalazłam taki przepis oto jeszcze, w planach na najbliższą przyszłość,
kiedy znów kupię ładny kawał pręgi:
http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,777,37936816,0.html
A jak już kilka razy pisałam, mam to szczęście, że piękną (PIĘKNĄ)
wołowinkę kupić u nas można praktycznie w dowolnej chwili - i zaczyna to
być powszechne w całym mieście, nie tylko w wybranych sklepach jak dawniej
bywało. Od dosyć dawna mojego szczęścia dopełniła świetna przetwórnia mięsa
(i jej sklep) w naszej gminnej miejscowości, jak i sieć ich sklepów w
Kielcach. Więc już nawet nie muszę korzystać tylko z oferty przetwórni
moich znajomych w Kielcach...
A cieszę się wciąż jak dziecko z tych możliwości, bo wciaż jak zły sen
pamiętam te kości i żyły nazywane wołowiną w czasach "kartkowych",
sprzedawane z łaski przez "panie życia i śmierci" stojace za ladą - ciemne
prawie czarne mięso z żołtym tłuszczem, ze starych krów. Nawet 4 godziny
gotowania nieraz nie dawały mu rady. Tylko na "przemiał" sie toto po
ugotowaniu nadawało, ble.
--
XL "Nie należy mylić prawdy z opinią większości." Jean Cocteau
|