Data: 2009-03-15 01:33:35
Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: michał <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "R" napisał w wiadomości
>>>> A jedynie, jeśli czujemy taką potrzebę, na
>>>> jego prośbę udzielić rady wg własnej projekcji (bo innej nie znamy
>>>> z autopsji). :)
>>> Czasami można i bez prośby (a nuż ktoś jest nieśmiały lub nie wie,
>>> że można poprosić;) ) byle nie nachalnie i najwyżej raz w jednej
>>> sprawie/pokrewnych. Ale tak ogólnie to się z tym zgadzam o ile
>>> dobrze zrozumiałam a zrozumiałam: "nie wolno innych uszczęśliwiać
>>> na siłę".
>> O to właśnie chodzi i naprawdę trudno jest wyczaić te granicę między
>> naszą powinnością pomagania, a uszczęśliwianiem na siłę.
> Co rozumiesz przez powinność pomagania? W stosunku do osób dorosłych
> w pełni sprawnych itp. chyba coś takiego nie występuje.
Mam na myśli takie stany, kiedy czujesz "misję" i mówisz sobie:
"Powinnam coś zrobić". "Wiem coś, czego inni nie wiedzą, a powinni" i
tym podobne. Czujesz na sobie presję odpowiedzialności. Podejrzewasz, że
jeśli nie uprzedzisz kogoś przed czymś, o czym wiesz - nigdy sobie nie
darujesz lub ktoś zaineteresowany Cię obwini.
Albo w przypadku dorastających własnych dzieci: Stan - zanim dostrzeżesz
granicę między obowiązkiem rodzica we wskazywaniu słusznej drogi, a
wysublimowanym i dojrzałym "wiem, czego chcę" samego dziecka.
>> Ustalenie jej w
>> wielu przypadkach nie jest takie proste. Bo na przykład, co można
>> pomyśleć o człowieku, który do cyganki mówi: "Weź się do pracy!"? ;)
> Że to nie jego sprawa? ;).
Nie to. To, że cyganka nie może podjąć żadnej pracy, bo naraziłaby się
swojemu środowisku. A zwyczaje cygańskie zawsze będzie cenić bardziej
niż nasze sposoby zarabiania pieniędzy.
>> Nie
>> kuma czaczy. Praca w naszym rozumieniu, to nie cyganki religia.
> Ogólnie próby "nawracania" obcych ludzi na ulicy uważam za bezsensowne
> (pomijam sytuację gdy trzeba stanąć w obronie kogoś słabszego np.
> bitego dziecka - ale to też raczej da efekt tylko na daną chwilę).
>>> (...)
>>>> Ja ma takie przekonanie, że poczucie odpowiedzialności jest u nas
>>>> ludzi bardzo elastyczne i może występować w zakresie od brania
>>>> wszystkiego na siebie aż do egzekwowania od innych siłą
>>>> zadośćuczynienia za swoje niepowodzenia.
>>>> Rozsądniejsze wydaje się być blisko brania rzeczy na siebie,
>>>> ponieważ wzrasta wtedy obszar spraw, na które mamy wpływ.
>>> Z tym też się zgodzę.
>>> (...)
>> Trochę dziwnie się czuję, bo dawno już nikt się tak prędko ze mną nie
>> zgadzał. ;D
> Mam się na siłę nie zgadzać? :).
Nienienie! ;)
> (...)
>>>> Wiedza może być przyjmowana, bądź nie. To zależy przede wszystkim
>>>> od dwóch rzeczy. Od źródła (czyli od tego, kto radzi - czy jest dla
>>>> odbierającego autorytetem) i postawy (czyli gotwości przyjęcia
>>>> innej wersji poglądu, niż się posiada). Jeśli nie ma tych
>>>> elementów, wtedy jest taki efekt, o którym wspomniałaś: nie
>>>> pomaga. :)
>>> W sumie pewnie racja.
>>> Ale też i nie rozumiem dlaczego ktoś nie próbuje zmienić czegoś co
>>> go wyraźnie "uwiera" bo zachowuje się tak, że dana sprawa zaczyna
>>> też "uwierać" niektórych z otoczenia.
>>> W nawiązaniu do tego wyżej - jak ktoś mi czymś w tym guście (muszę
>>> przyjąć księdza, muszę chrzcić dziecko, muszę doczyścić na błysk
>>> łazienkę przy pomocy szczoteczki do zębów;) ) za często "rozwala"
>>> rozmowy to traktuję jak własny problem (no bo zaczynam mieć problem
>>> z dana osobą w kwestii grania na moich nerwach ;) ) i biorę się za
>>> rozwiązywanie problemów tego kogoś. I wyszło na to, że czasem chcę
>>> kogoś na siłę uszczęśliwiać ;). Tzn. chciałam powiedzieć, że
>>> rozumiem czasami zapędy ludzkie do uszczęśliwiania innych na siłę.
>>> Nie rozumiem za to uporu w trwaniu w widocznym dla innych
>>> "nieszczęściu". Ale też i czasem zauważam, że narzekanie może być
>>> formą chwalenia się.
>> Ludzi można by podzielić na kilka grup pod względem koncentracji na
>> określonych obszarach życia. Steven Covey (mój ulubiony autor)
>> sklasyfikował to jakoś - nie znajdę teraz, bo trochę by to trwało.
>> Mniej więcej wygląda to tak, że jedni skupiają całe swoje życie na
>> przyklad na wrogach (muszą mieć jakiegoś wroga, żeby egzystować),
>> inni na współmałżonku, jescze inni na pieniądzach albo na pracy itd
>> itd. Są też pewnie i tacy, którzy musząą narzekać.
> Ja wyżej miałam na myśli coś w rodzaju: matka nastoletniego dziecka
> narzekająca jak to dziecko nic nie umie wokół siebie zrobić itp. - a
> wyraźnie da się w tym odczytać "zobacz jaka mu ciągle jestem
> potrzebna, beze mnie sobie nie poradzi".
>> Taka postawa roszczeniowa jest
>> chyba najbardziej rozpowszechniona, bo wszędzie się ją słyszy.
>> Więc żeby skutecznie pomagać, trzeba by to wszystko albo i jeszcze
>> więcej o nim wiedzieć.
> Tu się znów zgodzę :) + mieć do tego pomagania odpowiednią
> wiedzę/doświadczenia. Ale prówać zawsze można a nuż coś z tego
> wyjdzie ;)
Czyli odpowiednia wiedza i odpowiedni dystans - to podstawa! :)))
--
pozdrawiam
michał
|