Data: 2003-05-21 20:51:08
Temat: Re: Czy ryba psuje się od głowy?
Od: Amnesiac <amnesiac_wawa@_zero_spamu_poczta.onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
On Wed, 21 May 2003 21:39:13 +0200, "kjak" <z...@p...onet.pl>
wrote:
>Któż z nas nie jest oburzony, że w polityce panuje korupcja, można kupić
>ustawy a politycy dopuszczają się dużych finansowych nadużyć. Gdy o takich
>sprawach dowiadujemy się z mediów, wszyscy zaczynają kręcić nosem i wyrażać
>swoje oburzenie a nie rzadko dosadnie przedstawiać co oni by zrobili z takim
>siedzącym na wysokim stołku nieuczciwym przedstawicielem, jakby niebyło,
>społeczeństwa.
Rzecz jest bardzo ciekawa. Widzę tutaj dwie kwestie, każdą z nich
można rozpatrywać oddzielnie.
1. Dlaczego "jesteśmy" tak bardzo skłonni do korupcji (szeroko
rozumianej, vide radia na wolumenie etc.).
2. Dlaczego polityków/wysokich urzędników "potępiamy" za to, czego
sami "dopuszczamy się" w mniejszej skali?
Ad. 1. Kiedyś coś o tym wspominałem w rozmowie z Pyzol-Kaśką. Nasza
sympatyczna skanadyzowana Polka w przypływie patriotyzmu stanowczo
twierdziła, że nie mam racji, ale ja już wiem swoje. ;-) Otóż MZ w
polskiej kulturze ceni się takie wartości jak "rodzina", ewentualnie
"jednostka", "naród" (ale w bardzo abstrakcyjnym rozumieniu),
natomiast coś, co można by nazwać szacunkiem dla "dobra publicznego",
prawie nie istnieje. Owo "dobro publiczne" jest traktowane niczym
skrzynka łupów, które "powinny" zostać "rozdysponowane" przez
"patriotyczne rodziny" i "przedsiębiorcze jednostki". Przestrzeń
naszych istotnych kontaktów kończy się za drzwiami naszych mieszkań.
Na zewnątrz "wypuszczamy się" niejako po "zasoby", które spożytkujemy
w domowym zaciszu. To domowe zacisze jest bardzo szanowane: ktoś, kto
rozbija rodzinę, zostanie przez "nas" potępiony, ale "pochwalimy" go,
jeśli swoją rodzinkę wzbogaci o jakąś wartość materialną (nawet jeśli
pochodzi ona z przekupstwa). Każdy ma do załatwienia jakiś swój
(prywatny lub rodzinny) interes. "Dobro publiczne" samo w sobie
znajduje się poza obszarem zainteresowania tego "każdego". Facet,
który oblepia przystanki autobusowe ogłoszeniami szkoły językowej może
dostrzegać różne wady swojej działalności (np. ludzie zaraz to zerwą,
może nawet straż miejska go złapie, fajnie byłoby mieć lepszą robotę),
ale założę się, że prawie nigdy do głowy mu nie przyjdzie taka prosta
myśl: te ogłoszenia okropnie szpecą przystanki! Przystanek - jako
część "dobra publicznego" - to przecież tylko instrument osiągania
satysfakcji w życiu prywatnym. Łapówki? Jeśli służą jednostce, a
zwłaszcza rodzinie, to czemu nie? MZ działa tutaj bardzo podobny
mechanizm. Nie należę do tych, którzy uważają, że za ten stan rzeczy
odpowiadają jedynie lata komunizmu ("wspólne - czyli partyjne").
Uważam, że przyczyny są o wiele głębsze. Ale o tym może przy innej
okazji. :-)
Ad. 2. Najprostsza interpretacja: hipokryzja. Bardziej zaawansowana:
konflikt wartości. Z jednej strony poczucie sprawiedliwości (nie można
dawać łapówek!), a z drugiej np. dobro rodziny (powinieneś zrobić
wszystko dla swoich dzieci!). Atak na polityków może być pewnym
sposobem eliminacji dysonansu: "to, prawda, dałem łapówkę za prawo
jazdy dla syna, ale chłopak tak się stresował kolejnymi oblewanymi
egzaminami..., ale minister - to bandzior, łapówki bierze tylko z
chciwości; a zresztą gdyby nie zła władza, to i ja nie musiałbym dawać
pod stołem".
--
Amnesiac
|