Data: 2007-02-20 12:29:05
Temat: Re: "Dlaczego tyjemy"
Od: Marcin 'Cooler' Kuliński <m...@p...gazeta.blah>
Pokaż wszystkie nagłówki
OlekK pisze:
>>>Z tekstów na grupie może wynikać, że świat jednak jest dość prosty i da
>>>się wszystko prosto i łatwo, przy użyciu jednej książki wyjaśnić.
>>
>>Byleby to byla "Biochemia Harpera", interpretowana wg prawidlowego klucza,
>>znanego jedynie wtajemniczonym "wiedzacym" :)
>
> A czy zwróciłeś uwagę na to, że ten ciągle wysmiewany przez Ciebie człowiek,
> dawno temu napisał, ze jego dieta nie ma ujemnego wpływu na poziom
> cholesterolu?
> A czy te badania nie potwierdzają tego w przeciwieństwie do głoszonej od lat
> teorii wystrzegania się wszelkich pokarmów zawierających cholesterol?. Nie
> chcę przez to powiedzieć, że ów człowiek jest pierwszym, który to głosił;
> było ich kilku; jednakże oficjalna medycyna ciagle ostrzega przed
> cholesterolem majacym swoje żródłow pożywieniu.
Guzik prawda. W przywolywanej tu "Biochemii Harpera" stoi jak wol, ze
endogenna produkcja cholesterolu kilkukrotnie przekracza ilosci, jakie
pobiera sie z pozywieniem, wobec czego ten endogenny ma duzo wiekszy
wplyw na nasze zdrowie, niz egzogenny. Co innego jednak cholesterol
egzogenny, a co innego duze ilosci tluszczu, jakie czlowiek spozywa - bo
te beda rzutowaly na jego endogenna produkcje. I rzutuja, jak mozna sie
przekonac, patrzac na wyniki tych osob, pozostajacych na DO, ktore
odwazyly sie je pokazac i zapytac "K...a, co jest grane? Przeciez mialo
byc tak pieknie!"
> On jednak umiał te, jakże
> nieliczne teorie zastosować i sprawdzić w praktyce.
Teorie Kwasniewskiego sa w wiekszosci niewiele warte, poniewaz opieraja
sie na mysleniu zyczeniowym, a nie na faktach. A najbardziej to
faktycznie musza bolec go wegetarianie, bo wbrew wszelkim jego sugestiom
zyja i maja sie dobrze, nie choruja czesciej, niz inni, nie maja
astronomicznych poziomow cholesterolu ani glukozy we krwi, etc.
> PS. Nigdy nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie:
> "Jak to się stało, że zostałeś laktowege? Zawsze wydawało mi się, że
> zostanie
> wegetarianinem, wymaga wielkiej motywacji i dużo silnej woli, aby wyrzec się
> czegoś co sprawia tak wiele przyjemności?..."
Jedzenie miesa nigdy nie sprawialo mi przyjemnosci. Pamietam, jak
rodzice wili sie, probujac okreznie odpowiedziec na moje, wtedy
kilkulatka, pytanie o pochodzenie kotleta na talerzu. Pozniej jakos o
tym zapomnialem, ale do problemu wrocilem pod koniec szkoly sredniej.
Byl ktos, kto przekonal mnie wlasnym przykladem - inteligentny,
wrazliwy, niezwykle oczytany, chyba moge go nazwac swoim przyjacielem.
Po podjeciu decyzji bylo juz z gorki, bo rodzice specjalnie nie
protestowali, a w decyzji wsparl mnie mlodszy brat, tak ze w domu bylo
2:2 :) Dalsza rodzina oczywiscie byla podzielona, nawet z ust naprawde
bliskich mi osob slyszalem, ze na pewno umre z wycienczenia i w
meczarniach, ze anemia to najlzejsza rzecz, jaka mnie czeka, itp itd. Z
perspektywy tych prawie 15 lat nie widze, bym podjal jakies specjalne
wyrzeczenie - jem w sposob dalece bardziej zroznicowany, niz moi rodzice
i do niczego nie musze sie zmuszac; potrawy, ktore przygotowuje, ciesza
sie zawsze duzym powodzeniem wsrod kolegow z pracy. Jest tez o czym
porozmawiac w towarzystwie ;) O tym, czy mam silna wole, powinni
wypowiedziec sie ci, ktorzy znaja mnie w realu i wystarczajaco dlugo,
ale takich chyba tu nie ma.
--
Partia z narodem walczy o lepsze jutro
|