Data: 2010-08-17 10:42:20
Temat: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Od: "R" <r...@p...interia.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Sender" napisał w wiadomości
news:i42nd2$v9n$2@news.onet.pl...
> >> Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem.
> > Źle. Ale to u Ciebie typowe. Mimo sporych zaległości w lektórze psp
> > zdążyłam się zorientować, że rozumienie uczuć nie jest Twoją mocną
> > stroną.
Ups. paskudny błąd. Powinno oczywiście być lekturze. Przepraszam.
> Wiesz, to trochę śmieszne, że osoba najwyraźniej bardziej przeczulona niż
> przemyślana orzeka o czyimś rozumieniu.
Może - ale lepiej od Ciebie wiem, co chciałam przekazać. Nie to, co
streściłeś.
To, co napisałeś (nie teraz, wcześniej) biorę za chęć dania mi kopa. Nie
lubię jak się mnie kopie. Nie służy mi to. Ale jest jeszcze druga
możliwość - masz problemy z rozumieniem tekstu pisanego. Tacy ludzie teraz
mnie męczą, najwyraźniej glob wyczerpał pokłady mojej cierpliwości w tym
względzie.
> IMO doskonale rozumiem emocje i ich konsekwencje, prawdopodobnie znaczniej
> bardziej od ciebie i dlatego nie przeceniam ich tak jak ty.
To kiedy rodziłeś? (Przypomnę, że wypowiadałeś się o tym, czego ja chcę dla
mojego dziecka).
> >> Może warto też, aby jego przyszli opiekunowie na bieżąco uświadamiali
> >> jemu brak cudownej i kochającej matki.
> > Nie. Mojego męża uważam za bardzo mądrego człowieka a jemu powierzyłabym
> > ewentualne listy. Nie da go ich mu gdyby miało mu (synowi) to
> > zaszkodzić. I dlaczego cudownej? Wystarczy samo "kochającej". Normalni
> > ludzie lubią mieć poczucie, że są a przynajmniej byli bardzo kochani.
> > Mam nadzieję, że mój syn będzie normalny.
> Mam już trzecią część życia za sobą i widziałem już trochę śmierci
A ja może mam całe a może tylko połowę. I co to zmienia? Widziałam też
roczne, dwuletnie, pięcioletnie, ... dzieci mające najpewniej całe życie za
sobą i widzące w tym swoim krótkim życiu więcej śmierci i umierających od
Ciebie. To żaden argument. Te małe dzieci emocje IMHO rozumiały dużo lepiej
niż Ty
> w życiu, tu w sensie postaw ludzi, którzy umierali, także mam już dość
> dobrze wyrobione zdanie, która mi osobiście najlepiej odpowiada.
A co śmierć i umieranie ma tutaj do rzeczy? Tzn. też mogę o tym porozmawiać
(mam swoje przemyślenia) ale chodziło mi o jak najbardziej żywe, rozwijające
się dziecko i jego emocje wobec braku matki (jak te emocje
ułatwić/spowodować aby negatywne skutki były najmniejsze lub ich nie było
wcale, najchętniej). Jak sobie poobserwowałeś dzieci, które straciły
rodziców to dawaj: chętnie poczytam.
> Oczywiście jak pewnie się domyślasz, nie wszyscy odchodzili godnie,
Co znaczy niegodnie: że płakali, że nie mogli wytrzymać bólu, że błagali o
środki przeciwbólowe, że dręczyła ich niemoc fizyczna? Taka właśnie jest
norma. Śmierć nie jest czymś pięknym. Ona jest straszna, mam wrażenie że
głównie dla bliskich, jeżeli są naprawdę bliscy. Dla umierających straszny
jest tylko ból ten fizyczny i ten psychiczny.
> z podniesioną głową, a raczej powiedziałbym, że marginalna mniejszość,
> która w twoim pojęciu pewnie nie będzie stanowić o normalności, gdyż nie
> stanowi o ogóle. I pewnie będziesz miała tu rację.
Przyznam, że tego zdania za bardzo nie rozumiem. W zasadzie wcale nie
rozumiem.
Ale przyjmę, że doradzasz aby w razie czego dziecko nie patrzyło na mój
koniec. Jak to będzie, będzie zależało od tego ile wtedy będzie miał lat i
jak to moje (czy męża, czy dziadków) odchodzenie będzie wyglądać. Ogólnie
nie myślałam o tym ale całkowita izolacja od takiego tematu (jeżeli pojawi
się w najbliższej rodzinie) nie wydaje mi się właściwa. W tej chwili (chyba)
śmierć nie zagląda mi bezpośrednio w oczy. Rok temu zdiagnozowano u mnie
raka (diagnoza okazała się błędna to coś nie jest złośliwe, nie nadaje się
też do wycięcia bo jest w głębokich strukturach mózgu). Taka wiadomość
zmienia optykę niezależnie od tego co się potem wydarzy. A wydarzyć się może
wiele złego, złego nie do przewidzenia.
> Ale spośród wszystkich znanych mi ludzi też tylko niewielka część sprawia
> mi satysfakcję z ich poznania i na pewno jest w niej zawarta ta marginalna
> mniejszość, która odeszła tak jak żyła: godnie i pogodnie, starając się
> zminimalizować innym swoją stratę.
To tutaj się sporo różnimy ja uważam, że elementarny szacunek należy się
każdemu. Satysfakcję sprawia mi poznawanie prawie każdego - nie z każdym za
to mam ochotę przebywać dłużej, wszystko zależy od tego co uda się poznać
;). Tych co kopią mnie i/lub innych w realu staram się unikać. Cenię sobie
własne zdrowie psychiczne i o ile mogę dbam w tym względzie o najbliższych.
A tak jakoś jeszcze spytam: na jakiej podstawie oceniasz, że ja nie żyję
godni i pogodnie?
(.)
> Nie wiem co dziś jej mąż mówi o niej dzieciom gdy kiedyś zapytają, pewnie
> coś nie generującego poczucia straty, podobnie jak my ze znajomymi.
No właśnie - co to jest to coś co nie generuje poczucia straty ale go nawet
zmniejsza - to by mnie mocno interesowało. Zwłaszcza, jeżeli te dzieci się
rozwijają normalnie i nie mają problemów psychiczno-emocjonalnych. Wszystkie
znane mi osierocone dzieci (dziś już dorośli) mają problemy psychiczne,
niekiedy bardzo poważne.
> Z przyjemnością wspominaliśmy ją ze znajomymi kilka razy i były to
> naprawdę fajne wspomnienia.
Mam dokładnie gdzieś to jak będą (i czy w ogóle będą) mnie wspominać
znajomi, jeżeli tylko nie będzie to negatywnie rzutować na moje dziecko.
Martwa raczej nie będę niczego czuć nawet jak przyjdą sobie popluć na mój
grób czy skopać moje zwłoki. Staram się nie robić innym krzywdy nie dlatego,
żeby mnie dobrze wspominali/byli użyteczni obecnie ale po prostu robienie
innym przykrości sprawia mi osobiście przykrość. Już taka ze mnie egoistka.
(.) ciach - o tym można inny wątek, jeżeli chcesz.
?
Renata
|