Data: 2010-11-12 23:23:05
Temat: Re: Eksperyment "Kluzik-Rostkowska"
Od: medea <x...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2010-11-13 00:16, vonBraun pisze:
>> Hm, mnie nawet nie tyle chodzi o przecenianie czy niedocenianie tego
>> czynnika na ŻYCIE KOBIETY, bo że on ma wpływ (dobry lub zły, mniejszy
>> lub większy) to jest jasne, ALE wolałabym tego czynnika zbytnio nie
>> związywać z kwintesencją kobiecości, a co za tym idzie - nie
>> uzależniać od niego oceny poziomu akceptacji kobiecości u kogoś (od
>> tego wyszliśmy).
> Powtórzę to co pisałem Veronice:
>
> Chodzi mi tu o tą składową kobiecości, która umie poprzez strój, ubiór,
> dietę, sport, makijaż, uczesanie + odpowiednie eksponujace to zachowanie
> poprawić "uśrednioną" ocenę swej atrakcyjności.
>
> Można to co pisze nazywać "nadmiernym powiązaniem z kwintesencją
> kobiecości", niemniej dla wygody proponuję nazwać to "przypisaniem
> większej roli w określaniu ogólnej atrakcyjności kobiety."
To jeszcze dla już zupełnej jasności: dla Ciebie "atrakcyjność kobiety"
jest równoznaczna z, czy nawet wynika z jej własnej akceptacji swojej
kobiecości? Dobrze rozumiem?
> Oczywiste jest, że mężczyźni mogą w podobny sposób pracować nad swoim
> wyglądem
Czyli jest to cecha ogólnoludzka, nie tylko czysto kobieca! Takie
rozwiązanie mi się najbardziej podoba. :)
Ewa
|