Data: 2004-10-14 14:44:24
Temat: Re: Jak radziliście sobie z kryzysami w rodzinie ?
Od: "Kaszycha" <k...@n...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Basia Z." <bjz@USUN_TO.poczta.onet.pl> napisał w wiadomości
news:cklqrk$2hla$1@news2.ipartners.pl...
Mój wielki rodzinny kryzys związany był z decyzją o zmianie miejsca
zamieszkania. Napisze o nim bo jest ostatni i chyba najpoważniejszy. Tyle
tylko, że nie wiem czy można mówić o jego przezwyciężeniu.
Jakiś czas temu mój mąż dostał bardzo korzystną propozycję pracy w mieście
oddalonym o ponad 100 kilometrów od naszego, odziedziczonego po moim dziadku
domu. Remontowaliśmy ten dom wspólnymi siłami. Wkładaliśmy tam każdy grosz a
ja w marzeniach bawiłam sie w tamtym ogrodzie z wnukami tak jak kiedyś mój
dziadek bawił się ze mną. Pracowałam ze świetnymi ludźmi- miałam przyjaciół
i wielu znajomych. Dziewczyny chodziły do szkoły, którą znały od zawsze.
Nagle ta propozycja- pomijając już atrakcyjność finansową- to przede
wszystkim ogromne wyzwanie - a to jest to co mój mąż uwielbia. (inaczej
pewnie nigdy by się ze mną nie związał :))
Dyskutowaliśmy zażarcie i bardzo długo- ale bez skutku. On swoje, ja swoje.
Nikt nie chciał ustąpić. On chce abyśmy się przeprowadzali a ja za nic.
Wyszło na to, że sam podjął decyzję o przeprowadzce pomimo, że znał moje
obiekcje. Uznałam to za szczyt egoizmu. Płakałam, rozpaczałam i
postanowiłam, że się nie przeprowadzę i koniec. Uznałam, że mnie zostawił
dla kariery.
No i trwało to tak półtora roku. Przyjeżdżał na week-endy. Ja zostałam
zupełnie sama z całym domem, ogrodem, trawą do koszenia, każdą zepsutą rurą
i trójką dzieci. Poza tym pracowałam. Byłam wykończona. Tęskniłam za nim jak
diabli. On cały czas czekał, ale nie naciskał na moją decyzję. Którejś nocy
uświadomiłam sobie, że ktoś musi być mądrzejszy i ustąpić. Zrezygnowałam z
pracy. Znalazłam dla nas miejsce w nowym mieście i mieszkamy razem przeszło
rok. Małżeństwo i rodzina kwitnie- choć mąż bardzo długo pracuje i często
wyjeżdża. dziewczyny weszły bez problemu w nowe środowisko ( pamiętacie jak
pisałam o mojej rudości i przeprowadzce) wbrew moim czarnym scenariuszom.
Gdy wiedzę, że sa szczęśliwi myślę, że to była dobra decyzja.
Najgorzej ze mną. Nie mam pracy, chodze na upokarzajace momentami rozmowy
gdzie czasem ukrywam moje wykształcenie aby nie przestraszyć potencjalnych
pracodawców. Ludzie dookoła mnie bardzo odbiegają w zachowaniu od miłych i
pomocnych sąsiadów z poprzedniego domu. Jest mi trudno- powoli oswajam
miasto. Jestem tu obca. Choć z pewnością jest też wiele zalet i wygód, które
dostrzegam i cenię.
Zrezygnowałam (na chwilę!) z moich ambicji i marzeń, pożegnałam się z domem,
który kocham. Dla mojej rodziny. Powoli oswoję to miasto, którego z wielu
powodów nie lubię i znajdę szanse dla siebie- wierzę w to choć czasami....
No sorry- miało być optymistycznie.
Kaśka
|