Path: news-archive.icm.edu.pl!newsfeed.gazeta.pl!news.nask.pl!news.nask.org.pl!newsfe
ed.tpinternet.pl!atlantis.news.tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: Carrie <carrie.mn@!gmail.com!>
Newsgroups: pl.misc.dieta
Subject: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeść
Date: Thu, 8 Mar 2007 21:42:07 +0100
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 112
Message-ID: <8...@c...pl>
References: <esn3t7$t73$1@atlantis.news.tpi.pl>
Reply-To: carrie.mn@!gmail.com!
NNTP-Posting-Host: aawp252.neoplus.adsl.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: nemesis.news.tpi.pl 1173386764 14927 83.6.75.252 (8 Mar 2007 20:46:04 GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Thu, 8 Mar 2007 20:46:04 +0000 (UTC)
User-Agent: 40tude_Dialog/2.0.15.1pl
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.misc.dieta:57128
Ukryj nagłówki
W dniu Wed, 7 Mar 2007 20:34:49 +0100, Me(L)Isa wydukał(a) nieśmiało,
a wszystkim się zdawało, że to echo grało:
> Tak Was czytam kilka postów wstecz; o odchudzaniu
> o stosowaniu różnych diet, o próbach zrzucenia 20 kg (!!)
> i bardzo, bardzo Wam współczuję.
Jako jedna ze zrzucających nadmierne kilogramy - dziękuję za
współczucie ;)
Ciekawe, piszesz dalej o akceptacji swojego wyglądu - jak to się ma do
tego współczucia? 8-) Ja się akceptowałam. Wiedziałam, jak wyglądam, i
nie wpadałam z tego powodu w depresję, nie bałam się wychodzić do
ludzi, utrzymywałam kontakty towarzyskie, ba, nawet niekiedy uważałam,
że ładnie wyglądam ;) A jednak były osoby, które zdecydowanie
twierdziły, że powinnam schudnąć. To jak to jest - lepiej czuć się
dobrze ze sobą i prowadzić przyjemne życie, czy, aby uniknąć
"współczucia", wysilić się na dietę i zmianę stylu życia?
> Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
> Jedyną wagą były "ciuchy" rozmiar 40, które były sprawdzianem:
> wchodziłam w nie - w porządku, robiły się przyciasne - dzwonek alarmowy.
Ha, ja mam ciuchy, w których chodziłam ~naście kilogramów temu i nadal
są na mnie dobre. Przeważnie elastyczne dzianiny, ale co z tego. Po
takich nie widać, że się przytyło :) Po dopasowanych, owszem, widać.
Nie wiem, jak inni, ale ja nie byłam wyczulona na punkcie ubrań -
skurczyło się, trudno, trzeba kupić nowe, wygodniejsze ;) I tak to
sobie biegło niepostrzeżenie, tym bardziej, że nie miałam wagi w domu.
> I tak sobie myślę, że gdy się ma do zrzucenia 20 kg, to jest to wielkie
> ZANIEDBANIE, bo te kg nie przybyły z dnia na dzień; trzeba było przez
> długi czas na nie zapracować.
No właśnie. Gdybyśmy tyli 5 kilo w ciągu miesiąca, to byłoby to widać,
przypuszczam. Ale jeśli się tyje pomalutku 12 kilo przez 10 lat, jak
to było u mnie, to doprawdy problem nie jest na tyle widoczny, żeby
się nim przejąć. Miałam wtedy znacznie większe zgryzoty...
Przejęłam się dopiero, jak się gdzieś przypadkiem zważyłam, potem
policzyłam BMI, a potem endokrynolog mi powiedział, że mam dość
poważny problem z hormonami, co prawdopodobnie się wiąże z tyciem i że
jeśli czegoś z tym nie zrobię, to grozi mi cukrzyca. Gdyby nie to,
pewnie nadal byłabym puszysta i z rozkoszą opychałabym się wafelkami,
unikając towarzystwa ludzi, dla których najważniejszą cechą osoby jest
jej sylwetka ;>
> Moje rady:
Nie uznaj tego za złośliwość, ale takie rady można przeczytać w
dowolnym piśmie dla kobiet lub poradniku typu "Jak zachować szczupłą
sylwetkę" ;)
> po pierwsze - nie należy się objadać, czyli wstawać od stołu z lekkim
> niedosytem, kończąc posiłek 20 minut wcześniej, zanim poczujemy
> uczucie sytości;
Nierealne, kiedy się prowadzi nieustabilizowany tryb życia, gdy nigdy
nie wiadomo, o jakiej porze będzie można zjeść kolejny posiłek. I czy
na pewno uda się go zjeść przy stole.
> po drugie - nie podjadać w ciągu dnia "smakołyków"co najwyżej postawić
> szklankę z wodą mineralną i popijać małymi łyczkami w momencie uczucia
> głodu;
A co, jeśli ktoś jest kucharzem i musi próbować potraw, które gotuje?
;)
> po trzecie - nie jeść cias, ciasteczek itp, wyjątek: od czasu do czasu
> gorzka czekolada;
Dobra rada, należy tylko dodać, że grozi zachwianiem stosunków
towarzyskich i rodzinnych - idziesz na imieniny do cioci, a tam stół
pełen ciast i tortów, jak nie będziesz jeść, to ciocia się obrazi i
wykreśli cię z testamentu! ;)
> po czwarte - ruszać się; jeździć na rowerze, biegać, grać w badmingtona etc.
Też dobra rada, ale nie zawsze ma się do tego warunki. Na przykład
trudno grać w badmintona samotnie we własnej łazience ;)
> po piąte - najważniejsze - nie myśleć wciąż o jedzeniu, o dietach; próbować
> zajmować swój umysł innymi sprawami niż jedzenie;
Mam chyba spaczony umysł, bo jak tylko zaczynałam planować jakąś
dietę, to momentalnie robiłam się wściekle głodna i odczuwałam
nieprzepartą chęć akurat na takie potrawy, których w odchudzaniu się
nie poleca...
A w czasach, gdy byłam tak zajęta, że jadałam w pośpiechu dwa posiłki
dziennie, też nie chudłam wcale, wręcz przeciwnie.
> i po szóste - nie przekarmiać swoich dzieci, aby w przyszłości nie miały
> takich jak Wy problemów.
Tutaj masz bardzo dużo racji :) Jak będę miała dzieci, dowiem się od
jakiegoś specjalisty, jak je karmić, żeby nie przekarmić. Bo teraz,
prawdę mówiąc, nie mam o tym pojęcia.
> Jeśli jednak zamierzacie się odchudzać, to skorzystajcie z pomocy fachowców;
> lekarza, dietetyka, ustalając odpowiednią ilość kalorii i kontrolując tan
> zdrowia,
> by po tych samodzielnych "głodówkach" i "dietach cud" nie uzyskać efektu
> "jojo", co jest najbardziej prawdopodobne.
100 razy TAK!
> "Jem po to, żeby żyć, a nie żyję po to, aby jeść" - oto najlepsza dewiza.
Ech, kiedy jedzenie bywa takie smaczne i przyjemne... Czasem człowiek
ma duże problemy i żadnych przyjemności, i jeszcze mu każą rezygnować
z lodów, kiełbasek z grilla i słodkiego capuccino z pianką,
zagryzanego czekoladowym wafelkiem :(
Pozdrawiam, Carrie
|