| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2007-03-07 19:34:49
Temat: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeść
Tak Was czytam kilka postów wstecz; o odchudzaniu
o stosowaniu różnych diet, o próbach zrzucenia 20 kg (!!)
i bardzo, bardzo Wam współczuję.
Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
Jedyną wagą były "ciuchy" rozmiar 40, które były sprawdzianem:
wchodziłam w nie - w porządku, robiły się przyciasne - dzwonek alarmowy.
W ciąży przybierałam na wadze 8-10 kg, a wkrótce po urodzeniu dziecka
wracałan do swoich 56-57 kg.
I tak sobie myślę, że gdy się ma do zrzucenia 20 kg, to jest to wielkie
ZANIEDBANIE, bo te kg nie przybyły z dnia na dzień; trzeba było przez
długi czas na nie zapracować. Różnica w wadze powinna się utrzymywać
plus/minus 3 kg lub około 5 do 10% prawidłowej wagi ciała, i wtedy,
gdy zaczna iść w górę, trzeba reagować NATYCHMIAST, bo jak już
ma się te kilkanaście, czasem kilkadziesiąt kilogramów za dużo, to
wrócenie do poprzedniej wagi jest bardzo trudne i trzeba włożyć wiele
wysiłku, aby efekty były zadawalające i aby przypadkiem, co się niestety
zdarza młodym (i nie tylko) dziewczynom, z tego powodu nie wpaść
w chorobę (anoreksja, bulimia).
Moje rady:
po pierwsze - nie należy się objadać, czyli wstawać od stołu z lekkim
niedosytem, kończąc posiłek 20 minut wcześniej, zanim poczujemy
uczucie sytości;
po drugie - nie podjadać w ciągu dnia "smakołyków"co najwyżej postawić
szklankę z wodą mineralną i popijać małymi łyczkami w momencie uczucia
głodu;
po trzecie - nie jeść cias, ciasteczek itp, wyjątek: od czasu do czasu
gorzka
czekolada;
po czwarte - ruszać się; jeździć na rowerze, biegać, grać w badmingtona etc.
po piąte - najważniejsze - nie myśleć wciąż o jedzeniu, o dietach; próbować
zajmować swój umysł innymi sprawami niż jedzenie;
i po szóste - nie przekarmiać swoich dzieci, aby w przyszłości nie miały
takich jak Wy problemów.
A jeżeli już przydarzyło się Wam, być odrobinę puszystą - to trzeba polubić
się taką jaką jestem, w myśl powiedzonka: "kochanego ciała nigdy nie za
wiele.
Jeśli jednak zamierzacie się odchudzać, to skorzystajcie z pomocy fachowców;
lekarza, dietetyka, ustalając odpowiednią ilość kalorii i kontrolując tan
zdrowia,
by po tych samodzielnych "głodówkach" i "dietach cud" nie uzyskać efektu
"jojo", co jest najbardziej prawdopodobne.
"Jem po to, żeby żyć, a nie żyję po to, aby jeść" - oto najlepsza dewiza.
pozdrawia,
melisa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2007-03-07 20:24:26
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeśćMe(L)Isa napisał(a):
> Tak Was czytam kilka postów wstecz; o odchudzaniu
> o stosowaniu różnych diet, o próbach zrzucenia 20 kg (!!)
> i bardzo, bardzo Wam współczuję.
>
> Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
> Jedyną wagą były "ciuchy" rozmiar 40, które były sprawdzianem:
Jestem od Ciebie wyższa, ważę prawie prawie tyle samo. Dla mnie
wyznacznikiem jest rozmiar 38 - nie mieszczę sie w spodnie - zaczynam
coś kombinować.
> plus/minus 3 kg lub około 5 do 10% prawidłowej wagi ciała, i wtedy,
> gdy zaczna iść w górę, trzeba reagować NATYCHMIAST
Jasne - tak zareagowałam na 59 kg po świętach, że po kolejnych dwóch
kilkudniowych delegacjach mam 64 :(
> po pierwsze - nie należy się objadać, czyli wstawać od stołu z lekkim
> niedosytem, kończąc posiłek 20 minut wcześniej, zanim poczujemy
> uczucie sytości;
A skąd mam wiedzieć kiedy przyjdzie owo "uczucie sytości"? szklana kula
i wehikuł czasu?
> po drugie - nie podjadać w ciągu dnia "smakołyków"co najwyżej postawić
> szklankę z wodą mineralną i popijać małymi łyczkami w momencie uczucia
> głodu;
Nic nie podjadam, w ogóle mało jadam - konkretny obiad i kilka kaw z
mlekiem w ciągu dnia.
> po czwarte - ruszać się; jeździć na rowerze, biegać, grać w badmingtona etc.
Hm... kiedy? W pociągu? W nocy, jak się jest w domu? Czy biegać za
własnym samochodem?
> po piąte - najważniejsze - nie myśleć wciąż o jedzeniu, o dietach; próbować
> zajmować swój umysł innymi sprawami niż jedzenie;
To akurat osytatnia rzecz o ktorej myślę. Jak mi się robi "dziwnie" to
sbie przypominam, że jest 12:00 a ja jeszcze śniadania nie jadłam.
> i po szóste - nie przekarmiać swoich dzieci, aby w przyszłości nie miały
> takich jak Wy problemów.
Moje dzieci są w szkole podejrzewane o anoreksję. Starsza wsuwa pół
chleba na kolację a wygląda, jakby uciekła z Oświęcimia przez ruszt.
> A jeżeli już przydarzyło się Wam, być odrobinę puszystą - to trzeba polubić
> się taką jaką jestem, w myśl powiedzonka: "kochanego ciała nigdy nie za
> wiele.
Nienawidze kupować nowych ciuchow. Przymierzalnie projektowali jacyś
debile - przymierzanie ciuchów jest masakrą i ostatecznością. Nie
ywobrażam sobie teraz zmienić całej szafy, bo mam na brzuchu 5 kg więcej :(
Twoje rady to stek ogólników. U osób pracujących i zabieganych może
conajwyżej wzbudzić uśmiech na twarzy.
No ale dobre i to.
E.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2007-03-07 20:24:40
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeśćUżytkownik "Me(L)Isa" <a...@w...pl> napisał w wiadomości
news:esn3t7$t73$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Tak Was czytam kilka postów wstecz; o odchudzaniu
> o stosowaniu różnych diet, o próbach zrzucenia 20 kg (!!)
> i bardzo, bardzo Wam współczuję.
> Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
Nie wiem czy się żalisz czy chwalisz... Jak dla mnie to chyba jeszcze z
10kg mogłabyś zrzucić. No ale gusta są różne ;-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2007-03-07 21:14:40
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeść
"mancer"
Me(L)Isa:
> > Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
>
> Nie wiem czy się żalisz czy chwalisz... Jak dla mnie to chyba jeszcze z
> 10kg mogłabyś zrzucić. No ale gusta są różne ;-)
Nie wiesz? Coś ciężko myślisz ;-).
Jak Ty utrzymasz taką wagę przez 40 lat, to wtedy się podzielisz wrażeniami.
;-)
M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2007-03-07 21:50:57
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeść
Użytkownik "E." :
> Jestem od Ciebie wyższa, ważę prawie prawie tyle samo. Dla mnie
> wyznacznikiem jest rozmiar 38 - nie mieszczę sie w spodnie - zaczynam
> coś kombinować.
>
> > plus/minus 3 kg lub około 5 do 10% prawidłowej wagi ciała, i wtedy,
> > gdy zaczna iść w górę, trzeba reagować NATYCHMIAST
>
> Jasne - tak zareagowałam na 59 kg po świętach, że po kolejnych dwóch
> kilkudniowych delegacjach mam 64 :(
nie mów, że przez kilka dni (będąc w delegacji) przybrałaś na wadze 5 kg.
to by znaczyło, że byłaś raczej na degustacji dobrego jedzenia i picia. ;-)
> > po pierwsze - nie należy się objadać, czyli wstawać od stołu z lekkim
> > niedosytem, kończąc posiłek 20 minut wcześniej, zanim poczujemy
> > uczucie sytości;
> A skąd mam wiedzieć kiedy przyjdzie owo "uczucie sytości"? szklana kula
> i wehikuł czasu?
trzeba jeść bardzo powoli i zostawiać na talerzu połowę;-)
najczęściej po 20 minutach przerwy nie masz już ochoty na dokończenie reszty
:-)
> > po drugie - nie podjadać w ciągu dnia "smakołyków"co najwyżej postawić
> > szklankę z wodą mineralną i popijać małymi łyczkami w momencie uczucia
> > głodu;
>
> Nic nie podjadam, w ogóle mało jadam - konkretny obiad i kilka kaw z
> mlekiem w ciągu dnia.
>
> > po czwarte - ruszać się; jeździć na rowerze, biegać, grać etc.
>
> Hm... kiedy? W pociągu? W nocy, jak się jest w domu? Czy biegać za
> własnym samochodem?
skoro jesteś tak zajęta w ciągu dnia, to może znajdziesz czas w weekend.?
> > po piąte - najważniejsze - nie myśleć wciąż o jedzeniu, o dietach;
> >próbować zajmować swój umysł innymi sprawami niż jedzenie;
>
> To akurat osytatnia rzecz o ktorej myślę. Jak mi się robi "dziwnie" to
> sbie przypominam, że jest 12:00 a ja jeszcze śniadania nie jadłam.
no i tu Cię mam. bezwarunkowo śniadanie i jeszcze dwa trzy małe posiłki
o tych samych porach; można zrezygnować z kolacji, ale nie ze śniadania..
tycie nie bierze się z NICZEGO - tylko z nadmiaru kalorii.
> > i po szóste - nie przekarmiać swoich dzieci, aby w przyszłości nie miały
> > takich jak Wy problemów.
>
> Moje dzieci są w szkole podejrzewane o anoreksję. Starsza wsuwa pół
> chleba na kolację a wygląda, jakby uciekła z Oświęcimia przez ruszt.
z dziećmi jest różnie; to odrębny temat
> > A jeżeli już przydarzyło się Wam, być odrobinę puszystą - to trzeba
> > polubić się taką jaką jestem, w myśl powiedzonka: "kochanego ciała
> > nigdy nie za wiele.
>
> Nienawidze kupować nowych ciuchow. Przymierzalnie projektowali jacyś
> debile - przymierzanie ciuchów jest masakrą i ostatecznością. Nie
> wyobrażam sobie teraz zmienić całej szafy, bo mam na brzuchu
5 kg więcej :(
Spokojnie, nie przesadzaj - 5 kg to nie tragedia. Skoro ważysz mniej ode
mnie,
to jest bardzo OK.:-) Co najwyżej sprawisz sobie bardziej modne ciuchy a to
przecież na plus. W zimie są takie tendencje - aby do maja:-)
> Twoje rady to stek ogólników. U osób pracujących i zabieganych może
> conajwyżej wzbudzić uśmiech na twarzy.
> No ale dobre i to.
Dobrze, że nie napisałaś "stek bzdur", ale powiem Ci tak, że też byłam osobą
PRACUJACĄ, ZABIEGANĄ, ale to właśnie, nie jest powodem tycia, wręcz
odwrotnie. Jak już napisałam wyżej, pierwszym (choć nie jedynym) powodem
nadwagi jest ILOŚĆ i SPOSÓB odżywiania, oraz przemiana materii.
To tyle na ten temat.
Wpadłam do Was przypadkiem, ale...już mnie tu nie ma.
melisa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2007-03-08 06:34:00
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeśćMe(L)Isa napisał(a):
>> Jasne - tak zareagowałam na 59 kg po świętach, że po kolejnych dwóch
>> kilkudniowych delegacjach mam 64 :(
>
> nie mów, że przez kilka dni (będąc w delegacji) przybrałaś na wadze 5 kg.
> to by znaczyło, że byłaś raczej na degustacji dobrego jedzenia i picia. ;-)
Zwykle to procesy połączone. Dodaj specyfikę hotelowych posiłków. Tak
czy siak na hotelowo-bankietowym wikcie, w krótkim czasie mam na sobie 5
kg więcej :(
> trzeba jeść bardzo powoli i zostawiać na talerzu połowę;-)
> najczęściej po 20 minutach przerwy nie masz już ochoty na dokończenie reszty
> :-)
W domu wydaje mi sie, że jem szybko. Jak jestem na wyjazdach i patrzę
jak jedzą inni to mam pewność, że marudzę nad talerzem. Niestety zwykle
jest tak, że je się w biegu, ma się na to mało czasu - zapycha się więc
szybko i leci dalej z kamieniem na żołądku.
> no i tu Cię mam. bezwarunkowo śniadanie i jeszcze dwa trzy małe posiłki
> o tych samych porach; można zrezygnować z kolacji, ale nie ze śniadania..
> tycie nie bierze się z NICZEGO - tylko z nadmiaru kalorii.
Nie mam rano apetytu, dopóki z domu nie wyjdę. Czasem wiec śniadanie mam
o 12:00 a czasem o 5:00.
> odwrotnie. Jak już napisałam wyżej, pierwszym (choć nie jedynym) powodem
> nadwagi jest ILOŚĆ i SPOSÓB odżywiania, oraz przemiana materii.
Nie zaprzeczam, nie twierdzę że nie masz racji - ba, nawet jestem
przekonana, że ją masz. Tyle, że jak sie jest w ciągu tygodnia w kilku
różnych miejscach, spedza się godziny w aucie, je restauracyjne posiłki
- to co jest takie oczywiste okazuje sie strasznie mało wykonalne :(
E.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2007-03-08 08:33:48
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeśćE. napisał(a):
> Nie zaprzeczam, nie twierdzę że nie masz racji - ba, nawet jestem
> przekonana, że ją masz. Tyle, że jak sie jest w ciągu tygodnia w kilku
> różnych miejscach, spedza się godziny w aucie, je restauracyjne posiłki
> - to co jest takie oczywiste okazuje sie strasznie mało wykonalne :(
Polecam książkę "Dieta w wielkim mieście" - rzecz jasna nie jako
ewangelię a tylko jako jeden z "dietetyczny" punkt widzenia. Autorka
koncetruje się tam właśnie na mechanizmach tycia zabieganych przez co
nie mających na nic czasu kobiet :)
j.
--
http://www.BSGwTVP.info - Battlestar Galactica w TVP2
Najlepszy serial sci-fi ostatnich lat nareszcie w Polsce!
Nie przegap - powiadom przyjaciół o ataku Cylonów!
Jeszcze dziś podpisz apel do telewizji o zmianę pory emisji!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2007-03-08 09:34:14
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeść
Użytkownik "Me(L)Isa" <a...@w...pl> napisał w wiadomości
news:esn3t7$t73$1@atlantis.news.tpi.pl...
>
> Tak Was czytam kilka postów wstecz; o odchudzaniu
> o stosowaniu różnych diet, o próbach zrzucenia 20 kg (!!)
> i bardzo, bardzo Wam współczuję.
ja przy wzroście 165 cm waże 64 kg, wchodze w rozmiar 40 na luzie i nie
czuje sie zaniedbana!
chce zrzucic 10 kg, bo robie sie coraz starsza i wiem, ze pózniej bedzie mi
ciezko, poza tym chce w koncu wchodzic w rozmiar 38 na luzie :)
>
> Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
> Jedyną wagą były "ciuchy" rozmiar 40, które były sprawdzianem:
> wchodziłam w nie - w porządku, robiły się przyciasne - dzwonek alarmowy.
> W ciąży przybierałam na wadze 8-10 kg, a wkrótce po urodzeniu dziecka
> wracałan do swoich 56-57 kg.
>
no to w koncu ile wazysz 60 czy 56-57 bo to róznica ;]
Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2007-03-08 18:06:52
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeść
"Małgosia"
>
>"Me(L)Isa" ...
> >
> ja przy wzroście 165 cm waże 64 kg, wchodze w rozmiar 40 na luzie i nie
> czuje sie zaniedbana!
> chce zrzucic 10 kg, bo robie sie coraz starsza i wiem, ze pózniej bedzie
mi
> ciezko, poza tym chce w koncu wchodzic w rozmiar 38 na luzie :)
Mmyślę, że zrobisz błąd, dążąc do "38".
164 - 100 = 64 kg ; to najrozsądniejsza z możliwych opcji;
Jeśli masz taką wagę od dłuższego czasu to tylko oznacza, że Twój
organizm funkcjonuje właściwie. Dbaj o to, żeby nie przybierać na wadze,
ale nie myśl o odchudzaniu; to tylko nakręca spiralę. Tworzy huśtawkę
strachu, napięć i niepotrzebnych frustracji. Wycisz się, zaakceptuj, Twój
umysł zrobi resztę.
+/- 5% - 10% mieści się w granicach normy. waga nie stoi wciąż na tym samym
ściśle określonym kilogramie np. 60 i ani grama więcej, dlatego to OKOŁO 60
kilogramów jest właściwym określeniem.
+/- zależy od grubości kości; ktoś delikatnej budowy przy wadze 60 kg
i wzroście 164 będzie szczupły, natomiast ktoś "grubej kości" będzie
ważył 66 kg i nie będzie wyglądał gorzej.
Coś mi się obiło o uszy, że w którymś z krajów już zabroniono zatrudniać
modelki wyglądające jak anorektyczki. Owczy pęd za chudością - M O D A
na szczupłą sylwetkę zamieniła setki dziewcząt w ciężko chore osoby. To
sposób myślenia i brak akceptacji dla własnego ciała, dążenie do
wyglądu modelek, zamienia ich życie w koszmar.
> > Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
> > Jedyną wagą były "ciuchy" rozmiar 40, które były sprawdzianem:
> > wchodziłam w nie - w porządku, robiły się przyciasne - dzwonek
> >alarmowy. W ciąży przybierałam na wadze 8-10 kg, a wkrótce po
> > urodzeniu dziecka wracałan do swoich 56-57 kg.
> >
> no to w końcu ile wazysz 60 czy 56-57 bo to róznica ;]
Zupełnie nieistotna, uwierz. Zimą, waga zwykle oscyluje około 3 kilogramów
wyżej i to też jest normalne ( jak u niedźwiedzi);-))
Mel
> Małgosia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2007-03-08 20:42:07
Temat: Re: Jem po to żeby żyć, a nie zyje po to aby jeśćW dniu Wed, 7 Mar 2007 20:34:49 +0100, Me(L)Isa wydukał(a) nieśmiało,
a wszystkim się zdawało, że to echo grało:
> Tak Was czytam kilka postów wstecz; o odchudzaniu
> o stosowaniu różnych diet, o próbach zrzucenia 20 kg (!!)
> i bardzo, bardzo Wam współczuję.
Jako jedna ze zrzucających nadmierne kilogramy - dziękuję za
współczucie ;)
Ciekawe, piszesz dalej o akceptacji swojego wyglądu - jak to się ma do
tego współczucia? 8-) Ja się akceptowałam. Wiedziałam, jak wyglądam, i
nie wpadałam z tego powodu w depresję, nie bałam się wychodzić do
ludzi, utrzymywałam kontakty towarzyskie, ba, nawet niekiedy uważałam,
że ładnie wyglądam ;) A jednak były osoby, które zdecydowanie
twierdziły, że powinnam schudnąć. To jak to jest - lepiej czuć się
dobrze ze sobą i prowadzić przyjemne życie, czy, aby uniknąć
"współczucia", wysilić się na dietę i zmianę stylu życia?
> Przy wzroście 164 cm ważyłam około 60 kg, nie musiałam się odchudzać.
> Jedyną wagą były "ciuchy" rozmiar 40, które były sprawdzianem:
> wchodziłam w nie - w porządku, robiły się przyciasne - dzwonek alarmowy.
Ha, ja mam ciuchy, w których chodziłam ~naście kilogramów temu i nadal
są na mnie dobre. Przeważnie elastyczne dzianiny, ale co z tego. Po
takich nie widać, że się przytyło :) Po dopasowanych, owszem, widać.
Nie wiem, jak inni, ale ja nie byłam wyczulona na punkcie ubrań -
skurczyło się, trudno, trzeba kupić nowe, wygodniejsze ;) I tak to
sobie biegło niepostrzeżenie, tym bardziej, że nie miałam wagi w domu.
> I tak sobie myślę, że gdy się ma do zrzucenia 20 kg, to jest to wielkie
> ZANIEDBANIE, bo te kg nie przybyły z dnia na dzień; trzeba było przez
> długi czas na nie zapracować.
No właśnie. Gdybyśmy tyli 5 kilo w ciągu miesiąca, to byłoby to widać,
przypuszczam. Ale jeśli się tyje pomalutku 12 kilo przez 10 lat, jak
to było u mnie, to doprawdy problem nie jest na tyle widoczny, żeby
się nim przejąć. Miałam wtedy znacznie większe zgryzoty...
Przejęłam się dopiero, jak się gdzieś przypadkiem zważyłam, potem
policzyłam BMI, a potem endokrynolog mi powiedział, że mam dość
poważny problem z hormonami, co prawdopodobnie się wiąże z tyciem i że
jeśli czegoś z tym nie zrobię, to grozi mi cukrzyca. Gdyby nie to,
pewnie nadal byłabym puszysta i z rozkoszą opychałabym się wafelkami,
unikając towarzystwa ludzi, dla których najważniejszą cechą osoby jest
jej sylwetka ;>
> Moje rady:
Nie uznaj tego za złośliwość, ale takie rady można przeczytać w
dowolnym piśmie dla kobiet lub poradniku typu "Jak zachować szczupłą
sylwetkę" ;)
> po pierwsze - nie należy się objadać, czyli wstawać od stołu z lekkim
> niedosytem, kończąc posiłek 20 minut wcześniej, zanim poczujemy
> uczucie sytości;
Nierealne, kiedy się prowadzi nieustabilizowany tryb życia, gdy nigdy
nie wiadomo, o jakiej porze będzie można zjeść kolejny posiłek. I czy
na pewno uda się go zjeść przy stole.
> po drugie - nie podjadać w ciągu dnia "smakołyków"co najwyżej postawić
> szklankę z wodą mineralną i popijać małymi łyczkami w momencie uczucia
> głodu;
A co, jeśli ktoś jest kucharzem i musi próbować potraw, które gotuje?
;)
> po trzecie - nie jeść cias, ciasteczek itp, wyjątek: od czasu do czasu
> gorzka czekolada;
Dobra rada, należy tylko dodać, że grozi zachwianiem stosunków
towarzyskich i rodzinnych - idziesz na imieniny do cioci, a tam stół
pełen ciast i tortów, jak nie będziesz jeść, to ciocia się obrazi i
wykreśli cię z testamentu! ;)
> po czwarte - ruszać się; jeździć na rowerze, biegać, grać w badmingtona etc.
Też dobra rada, ale nie zawsze ma się do tego warunki. Na przykład
trudno grać w badmintona samotnie we własnej łazience ;)
> po piąte - najważniejsze - nie myśleć wciąż o jedzeniu, o dietach; próbować
> zajmować swój umysł innymi sprawami niż jedzenie;
Mam chyba spaczony umysł, bo jak tylko zaczynałam planować jakąś
dietę, to momentalnie robiłam się wściekle głodna i odczuwałam
nieprzepartą chęć akurat na takie potrawy, których w odchudzaniu się
nie poleca...
A w czasach, gdy byłam tak zajęta, że jadałam w pośpiechu dwa posiłki
dziennie, też nie chudłam wcale, wręcz przeciwnie.
> i po szóste - nie przekarmiać swoich dzieci, aby w przyszłości nie miały
> takich jak Wy problemów.
Tutaj masz bardzo dużo racji :) Jak będę miała dzieci, dowiem się od
jakiegoś specjalisty, jak je karmić, żeby nie przekarmić. Bo teraz,
prawdę mówiąc, nie mam o tym pojęcia.
> Jeśli jednak zamierzacie się odchudzać, to skorzystajcie z pomocy fachowców;
> lekarza, dietetyka, ustalając odpowiednią ilość kalorii i kontrolując tan
> zdrowia,
> by po tych samodzielnych "głodówkach" i "dietach cud" nie uzyskać efektu
> "jojo", co jest najbardziej prawdopodobne.
100 razy TAK!
> "Jem po to, żeby żyć, a nie żyję po to, aby jeść" - oto najlepsza dewiza.
Ech, kiedy jedzenie bywa takie smaczne i przyjemne... Czasem człowiek
ma duże problemy i żadnych przyjemności, i jeszcze mu każą rezygnować
z lodów, kiełbasek z grilla i słodkiego capuccino z pianką,
zagryzanego czekoladowym wafelkiem :(
Pozdrawiam, Carrie
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |