Data: 2008-12-11 11:22:14
Temat: Re: Koniec koszmaru
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 11 Dec 2008 10:28:02 +0100, Ghost napisał(a):
> Użytkownik "Ikselka" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:j61awacbfmmq$.176wtp1c5yrom$.dlg@40tude.net...
>> Dnia Thu, 11 Dec 2008 10:12:13 +0100, cbnet napisał(a):
>>> BTW wielu ludzi zawiedzie się na Miłosierdziu Boga, gdyż zostaną
>>> potępieni na wieki z uwagi na Miłość Boga wobec sprawiedliwych
>>> i prawych.
>>>
>>> I IMHO to jest bardzo OK.
>>
>> Jak najbardziej.
>> Ja też kocham tylko tych, którzy mnie kochają.
>> Wiesz, tu obowiązuje zasada równowagi: "kochaj bliźniego swego, jak siebie
>> samego" i bynajmniej nie chodzi tu o kochanie wszystkich jak leci, a wręcz
>> przeciwnie: kochanie tych, którzy na to zasługują.
>>
>> Nie można kochać siebie, kochając tych, którzy nie zasługują na tę miłość.
>> Bo po prostu wejdą człekowi na łeb i narobią tam kupę. A to obniży
>> właścicielowi owego łba poczucie miłości własnej i szacunek do samego
>> siebie.
>> I to jest własnie mądrość tego nakazu.
>
> Prezentujecie tu wizje srogiego Boga. Obawiam sie, ze to nie tak - w kazdym
> razie z punktu widzenia Katechizmu. Po pierwsze to "potepienie na wieki" ma
> byc cieprieniem z powodu pewnej formy samotnosic, nie moznosci
> kochania/bycia kochanym.
No własnie - czy ja cos innego napisałam? - samotność, ale z powodu wolnej
woli nie bycia sprawiedliwym. Cóż innego?
> Po drugie "kary" nie wymierza Bog a de facto
> czlowiek sam sobie,
Bóg jest w człowieku. Nie siedzi na chmurce.
> pozbawiajac sie pewnych umiejetnosci, ktore mial zdobyc
> zyjac na Ziemi. Kary po prostu nie ma: Jasiu dostanie ksiazki jak i wszyscy,
> ale Jasiu sie nie nauczyl czytac, wiec nie bedzie mial z nich zadnego funu.
"Niemanie" funu to nie kara?
Przeciez fun każdy by chciał mieć, a największy ból, jak się sam nie
postara, a widzi go u innych, tych, co zapracowali...
>
> BTW - poglad na sprawiedliwosc boska, wiele mowi o czlowieku gloszacym ten
> poglad - tak zeby bylo on topic -)
Mamy taki sam, tylko Ty uciekasz od zagadnienia wzbudzania w sobie
MOTYWACJI do zdobycia fun'a... Traktujesz ów fun jak zjawisko zupełnie
obojętne - "będzie czy nie będzie, a co tam, a jak będzie, to oki" i
właściwie nie warto się męczyć, bo i tak żadnego bata nie ma.
To nie tak. Najmocniejszym i jedynym "batem" jest poczucie niewykorzystania
okazji, nieskorzystania z fun'a, który był w zasięgu ręki. Ludzie zwykle
pod koniec życia robią rachunki, więc tym większy żal wtedy, bo niczego nie
można przeżyć inaczej, niż się przeżyło... a tu maszerują przed nosem
mohery i katole, niosąc te swoje funy... Ból, no ból.
No i - samo ppjęcie owego funu.
Czym jest dla Ciebie ów fun? - może wyjaśnisz, porównamy.
Dla mnie jest on przede wszystkim wypracowanym poprzez wybory życiowych
postaw poczuciem porządku i jasności w moim osobistym życiu. Jeśli chodzi o
tzw zbawienie wieczne, doktórwego dąże i chciałabym je osiągnąc - a któż mi
da pewność, że to, co i jak robię, wiedzie akurat do niego? To sie okaże na
Sądzie Ostatecznym, a póki co działam w poczuciu słuszności mojej drogi.
Może się okazac, że się myliłam. Trudno. Składam ocenę w ręce Tego, Który
Jest. Jeśli mnie odsunie od siebie, to moja wina będzie WTEDY dla mnie
oczywista i przyjmę ten sąd. Tak samo, jak dziś przyjmuję wszystko, co mnie
spotyka, z wdzięcznością.
|