Data: 2006-11-18 22:47:12
Temat: Re: Koszt utrzymania 10 i 17-latka
Od: " Nixe" <n...@f...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
X-No-Archive:yes
W wiadomości <news:ejo11a$eh$1@atlantis.news.tpi.pl>
Elske <k...@n...o2.pl> pisze:
> Nixe ja teraz mówię z punktu widzenia osoby, która nie pracowała
> przez 2 lata, tylko zajmowała się domem. Dla mnie nie ma gorszego
> zapieprzu niż dom. I to w dodatku syzyfowego zapieprzu, bo co zrobisz
> to zaraz znów jest do zrobienia. Teraz wracam późno, rzucam się na
> kolację, pranie i takie tam i od razu zakładam, że trudno -
> wszystkiego nie zdążę zrobić, musi zostać jak jest, może jutro mi się
> uda. Wcześniej robiłam wszystko na bierząco - bez przerwy, bo wciąż
> widziałam że coś jest do zrobienia i wciąż miałam czas, żeby to
> zrobić. Starałam się być dobrą mamą, żoną, gospodynią domową i
> jeszcze wyglądać w miarę, żeby mąż sobie "młodszej" nie poszukał.
> Mimo, że teraz już w ogóle nie mam czasu na nic a do łóżka się nie
> kładę tylko przewracam, jestem bardziej wypoczęta niż byłam dwa
> miesiące temu.
Widzisz, ja też mam porównanie obu tych sytuacji, ale odczucia zgoła inne.
Gdy siedziałam z dzieciakami w domu, to tak jak piszesz - zapieprz był na
okrągło, ale to wszystko związane było tylko z domem. Teraz nie mam na to
wszystko czasu i część rzeczy leży po prostu odłogiem, ale zmęczona wcale
mniej nie jestem. I najgorsza jest ta świadomość, że ciągle coś jest
niezrobione (nieuporządkowane dokumenty/rachunki itp, rzeczy czekające na
wystawienie na allegro, bałagan w zdjęciach, plikach, muzyce, płytach,
książkach i kupa innych spraw, o których nawet nie będę pisać ;-), że ciągle
nie mam na nic czasu, że bez przerwy coś odkładam "na następną sobotę" i
nigdy tego nie zdążam zrobić. Że robię tylko to, co muszę zrobić KONIECZNIE
i doba się kończy. Ostatnio coraz poważniej myślę o zatrudnieniu kogoś do
sprzątania i gotowania obiadów, bo wolny (he-he) czas wolałbym jednak
poświęcić rodzinie, a na pewno dorastającym dzieciom, które - nawet się nie
obejrzę kiedy - nagle odfruną z domu.
Niekiedy wracam wspomnieniami do tych latach, gdy siedziałam z dziećmi w
domu i dopiero z perspektywy czasu widzę, o ile lżej mi wtedy było. Może nie
w sensie psychicznym lżej, bo jednak mózg powoli gąbczał ;-), ale na pewno
lżej fizycznie, organizacyjnie, technicznie. Pomimo tego, że dzieci były o
wiele bardziej wymagające.
Jedyny powód, dla którego nie wróciłabym do tamtego życia to to, że jest się
jednak mentalnie odciętym od realnego świata. Ale czasem marzę, żeby nie
gnać tak przed siebie, na łeb, na szyję. Wtedy AŻ TAK nie musiałam.
--
Nixe
|