Data: 2004-11-12 04:05:31
Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "cbnet" <c...@n...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Vetch:
> Już mam taki chaos we łbie, że każda opinia już mi chyba nie
> zaszkodzi, a może pomoże, więc przeczytajcie to poniżej :-)
> Jesteśmy małżeństwem, lecz kierujemy się różnymi pobudkami.
> Żona oczywiście w nadziei na życie wieczne, pełna religijnych
> ograniczeń poświęca niejednokrotnie rzeczywistość (a wraz z
> nią mnie), a ja wiem że mam jedno życie i nic poza tym, dlatego
> żyję pełnią tego co mam i nie ma dla mnie niczego ważniejszego
> od tego co jest tu i teraz.
> [...]
> Czy ktoś zna złoty środek w tej sytuacji ?
Zapamietalem nasza dyskusje sprzed kilku lat.
Nie pamietalem o czym dokladnie rozmawialismy, ale pozostalo
mi w pamieci Twoje kurczowe trzymanie sie 'prawd' religijnych kk
oraz to, ze staralem sie pokazac Ci, iz sie mylisz.
Znalazlem tamten temat. To bylo ponad 3 lata temu.
Chodzilo o wiare jako [rzekomo] konieczny warunek dla zbawienia
("zycia wiecznego").
Chcialbym Ci pomoc, ale watpie czy ktokolwiek jest w stanie
tego dokonac.
Kiedys, dawno temu, formalnie bylem wiernym kk.
Zawsze bylem kiepskim wiernym kk - mocno nieortodoksyjnym i bardzo
sceptycznym. Wierzylem za to [~bezskutecznie i zawziecie zarazem]
w ludzi.
W pewnym momencie jednak cos sie stalo - odkrylem ze w moim
zyciu wciaz cos _bardzo waznego_ mi ~umyka, cos co do mnie ~wola,
i bardzo silnie do mnie ~przemawia, tak silnie, ze az sie tego balem.
Niezaleznie od tego, ze czytalem (pochlanialem) Biblie, dosc nagle
postanowilem dodatkowo 'pograzyc sie' ~ortodoksyjnie (z dbaloscia)
w praktykach religijnych (postanowienie bylo konieczne, gdyz inaczej
nie bylem w stanie zmusic sie do tego rodzaju ~systematycznego
dzialania).
Wytrzymalem moze pol roku, moze nieco wiecej, a moze mniej
- nie pamietam dokladnie.
Skonczylo sie na uznaniu przeze mnie religii kk za _calkowicie_
mi zbedny balast stanowiacy wynaturzenie wymierzone nie tylko w
zasady logiki czy zdrowego rozsadku, ale wrecz _uniemozliwiajacy_
rzeczywiste poznanie Boga.
Zawsze bylem nedznym wiernym kk, wiec zadna strata dla religii. ;)
Teraz _wiem_, ze Bog istnieje. :)
Dla kk i wiernych kk pozostaje "ateista". ;)
[Dla kk ateista jest kazdy kto nie jest wiernym kk.]
Wierni kk pozostaja dla mnie bezrozumnymi balwochwalcami.
Nie wyobrazam sobie, abym byl zmuszony usilowac zaakceptowac
u swego boku ortodoksyjna religiantke spod znaku kk.
Czasem, aby cos odrzucic trzeba tego ~doknac, by poczuc to
bezposrednio i w ten sposob przekonac sie o calkowitej bezuzytecznosci
tego czegos dla siebie. :)
Napisales kiedys (w tamtym temacie sprzed ponad 3-ch lat) m.in.:
"ja wiem że Bóg istnieje."
Co sie stalo?
Dlaczego uwazasz, ze: wiara w [istnienie] Boga <=> wiara w dogmaty
religijne kk?
W Twoim poscie [wciaz] mozna dostrzec sporo oznak prania mozgu
jakiemu sie poddales.
Jak dlugo byles ~ortodoksem religijnym?
--
Czarek
|