Data: 2004-11-12 13:48:16
Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "Vetch" <v...@v...magot.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik <b...@p...onet.pl> napisał
>> Żona uważa że ją oszukałem,
>> bo jak twierdzi, "gdyby wiedziała że będę ateistą, na pewno by za mnie
>> nie
>> wyszła". Z tego wniosek, że miłość była warunkowana wiarą, a dla mnie
>> wspólne zainteresowania religijne to marny powód do kochania, bo skąd
>> mogłem
>> wiedzieć że po latach się zmienię ?
>
> To, że tłumaczy i uzależnia swoje uczucie od Twojego zaangażowania wiary,
> nie
> musi oznaczać że nie ma ono bardziej "solidnych" podstaw, może jedynie nie
> zdawać sobie z tego sprawy.
racja... ostatnio pewne rzeczy przemyślałem i zdaje mi się,
że jej wyrzuty słyszę głównie w czasie gdy się kłócimy,
gdy porozumienie słabnie z jakiegoś durnego powodu.
Racjonalnie jednak oceniając to co było, nie mogę
powiedzieć żeby było źle. Przecież mam w życiu z nią
dużo więcej miłych wspomnień niż niemiłych,
a przeżyliśmy razem wiele trudnych chwil i jakoś
zawsze do siebie wracaliśmy.
Niestety, czasem jak człowiek ma "doła", to skupia się
jakoś bezmyślnie na tym co go niszczy, a nie tym co
buduje. Dziś na szczęście jest już lepiej :-)
>> Czy ktoś zna złoty środek w tej sytuacji ?
>
> Nie sądzę. Z twojego postu wynika, że jest mocno ograniczona
> i tylko cud mógłby jej to uświadomić, a ty ostatnio trochę mniej
> na cudach polegasz.
kiedyś nie "biegała" tak często do kościoła, tylko ostatnio tak
jakoś częściej to robi. Przez to że przebywa dużo czasu ze
swoimi kościelnymi "znajmymi", jakaś zawiść mnie bierze,
że w tym czasie muszę na nią czekać.
> Pozostanie z
> nią to kompromis i wyrzeczenie, które prawdopodobnie będzie więcej
> kosztowało
> Ciebie niż ją Twoje odejście. Wiara daje w takich przypadkach możliwość
> wytłumaczenia sobie sytuacji religijnymi brakami partnera i nierzadko
> stanowi
> impuls do pogrążenia się w dewocji, z czym niektórzy jak mi się wydaje
> potrafią
> być szczęśliwi.
wszystko byłoby proste i nie napisałbym tego posta gdyby pewnie
nie to, że po prostu ją kocham. Bo przecież logicznie myśląc,
gdybym nic nie czuł, nie miałbym żadnych skrupułów jak sądzę.
A mnie po prostu się jakoś przykro robi, gdy pomyślę że miałbym
"zmienić" kobietę. Wystarczy że wtuli się swoim boskim ciałem
i sprawy nie/religijnych przekonań stają się mało ważne :-)
A może zamiast do psychologa, powinienem pójść do
psychiatry ;-)
Pietrek
|