Data: 2008-11-17 11:18:59
Temat: Re: Mikołajki w przedszkolu
Od: "Bumba Bumbinska" <a...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
lemonka <...@a...com> napisał(a):
> Uważam, że to typowo polskie. Mi wolno i będę to jadł, reszta mnie nie
> obchodzi. Ważny jest dla mnie koniec _mojego_ własnego nosa aż do
> ostatniego skrawka _mojego_ podwórka.
Uwaznie czytam Twoja argumentacje i, z calym szacunkiem, nie zgadzam sie z
Toba. Ja tez uwazam, ze przesadzasz. Chore dziecko, wiedzace czego mu nie
wolno jesc, podejdzie do problemu z wieksza elastycznoscia niz uwaza rodzic.
Chore dzieciaki sa juz tak wytresowane, ze same potrafia odmawiac. Jesli
chodzi o cukrzyka, sa w sprzedazy czekolady dla cukrzykow. Poza tym, jesli
dziecko, w opinii rodzocow, moze jednak sie polakomic na czekolade,
wystarczy zaaplikowac mu wczesniej ciut wiecej insuliny. Zreszta, mysle, ze
rodzice, majacy dzieko z cukrzyca doskonale zdaja sobie sprawe z tego, ze na
rynku sa dostepne rozne rodzaje insulin, wlacznie z takimi ktore sie
aplikuje wiedzac, ze pozniej bedzie sie jadlo lub pilo rzeczy niezbyt
tolerowane przez cukrzyka. Jesli chodzi o alergika, czytaj wyzej, aczkolwiek
metody sa inne.
Swiat nie jest czarno-bialy. Ja nosze okulary, czy w zwiazku z tym wszyscy
maja je nosic? Chore dziecko zapewne zauwaza w otaczajacym swiecie wiecej
roznic i niesprawiedliwosci, im wczesniej je zaakceptuje tym lzej bedzie mu
sie zylo.
I naprawde nie chodzi tu o czyjs koniec nosa, bo nawet jesli wszyscy
zrezygnowaliby w przedszkolu z czekolady czy czegos innego, nie uchronisz
dziecka generalnie przed przykrosciami, ale mozesz, madrze mu tlumaczac,
spowodowac, ze nie bedzie musialo tak tego odbierac.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|