Data: 2002-06-26 08:18:00
Temat: Re: Moje rozwiązanie było siedmiolatek i praca
Od: "kolorowa" <v...@i...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Basiu! przecież nie o dochody w tym wszystkim chodzi,
Też tak myślę. Sedno tkwi w tym, żeby dziecko poczuło, ile wysiłku trzeba
włożyć w pracę. Drzewiej dzieciaki pomagały w pracy swoim rodzicom,
przyuczały się przy okazji. A teraz co: zabiorę go na negocjacje?;-))
Moje dzieci mają kieszonkowe. Nie dostają żdnych zabawek, nie kupujemy byle
samochodzika w kiosku czy gazetki z Harrym Potterem, żadnych chipsów czy
batoników. I muszę powiedzieć, że to niezwykle ułatwia życie, bo raczej nie
ma marudzenia: ja chcę to czy tamto. Zabawki kupują za pieniądze, które
dostają regularnie, kupują to co chcą (no, przesadziłam;))) i wszyscy są
zadowoleni.
Potrafią uzbierać. Tyle że ten starszy wytrzymał najwyżej dwa miesiące, a
na tę zabawkę musiałby zbierać pół roku - dla dziecka to sporo.
A ponieważ sam wyskoczył z tą pracą, pomyśleliśmy, że to nigłupie. Nawet
jeśli nie da rady, to poczuje, co oznacza praca, poczuje, że pieniędzy się
po prostu nie bierze z banku. Jeśli włoży w to trochę wysiłku, to my tę
zabawkę mu kupimy do spółki razem z nim: trochę z jego oszczędności, a
trochę z "zarobionych" przez niego pieniędzy.
Bardzo dziękuję za wszystkie wypowiedzi i spory:-) Dały mi dużo do myślenia.
Małgosia
|