Data: 2002-11-27 19:32:15
Temat: Re: Nieumyslne spowodowanie smierci (juz bylo)
Od: John Dreamer <j...@d...one.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
:: Slawek [am-pm]:
[...]
> "w piatek moj przyjaciel jadac samochodem przy ogromnej predkosci
> wyprzedzajac uderzyl w samochod stojacy na poboczu. w samochodzie
> stojacym na poboczu byl czlowiek, ktory w nocy zmarl... moj przyjaciel
> jest bardzo mlodym czlowiekiem, ma 18 lat, jest w klasie maturalnej.
> czlowiek ktorego zabil mial ok 50 lat.
> chlopak sie zupelnie zalamal, chce sie powiesic. nie wiem co mam robic, nie
> moge byc z nim caly czas. [............] blagam o pomoc, to jeden z niewielu
> naprawde bliskich mi ludzi. blagam o pomoc, gdzie mam z nim isc... on
> twierdzi nawet ze bog daje mu znaki zeby sie zabil..."
[...]
> Według mnie trzeba było pójść dalej. Przyjaciel sprawcy wypadku
> powinien jak najszybciej doprowadzić do spotkania z rodziną zmarłego,
> najlepiej na neutralnym gruncie, zapewniwszy wcześniej określony poziom
> bezpieczeństwa (nie może przecież dojść do samosądu). Nieszczęsny
> sprawca powinien spróbować przeprosić rodzinę zmarłego, powiedzieć,
> że jest mu przykro. Znając jego stan psychiczny można podejrzewać,
> że wyksztusiłby zaledwie kilka słów, kończąc przemowę nieprzytomnym
> szlochem. Członkowie rodziny zmarłego prawdopodobnie również
> zareagowaliby bardzo emocjonalnie, krzycząc i płacząc na przemian,
> zarzucając sprawcy głupotę, nieodpowiedzialność, sprowadzenie ogromu
> nieszczęść... Być może o jakiejś formie zadośćuczynienia w tej sytuacji
> nie dałoby się porozmawiać, prawdopodobnie rodzice sprawcy mogliby
> to zrobić nieco później.
Rodzina zabitego widzi sprawę prawdopodobnie jednoznacznie:
nieodpowiedzialny nastolatek jechał za szybko i z głupoty i braku
racjonalnego myślenia zabił ich bliskiego. Chłopak, mimo, że wypadek był
spowodowany nieumyślnie, ma ogromne wyrzuty sumienia. Może nawet zdaje
sobie sprawę, że postąpił nieodpowiedzialnie. Ale nic już się nie da
zmienić. Dla zmarłego nie ma różnicy, czy potrącił go nieodpowiedzialny
nastolatek, czy poślizgnął się na torach i tramwaj odciął mu głowę.
Przecież i tak nie żyje.
Rodzina zmarłego jednoznacznie widzi winę, chłopak ma wyrzuty sumienia.
Spotkanie przyniosłoby więc sporo nerwów i pogłębienie depresji
"winnego". Przecież nawet najszczersze przeprosiny nie zmienią opinii
rodziny...
Nie wiem, czy celowe doprowadzenie do konfrontacji jest dobrym
rozwiązaniem. Niby lepiej mieć to już "za sobą" (kiedyś pewnie i tak
dojdzie do spotkania), ale chłopak może pogłębić swoją depresję i nie
wytrzymująć, popełnić samobójstwo.
Jeśli chodzi o zadośćuczynienie. Wydaje mi się, że żadna kwota nie może
"zastąpić" zmarłego bliskiego, a próba "zapłaty" może być odebrana
lekceważenie, czy nawet zniewagę. Możliwe, że pieniądze byłyby pomocne,
ale chyba lepiej, żeby były wypłacone w formie odszkodowania (o tym
zdecyduje sąd), niż "datku"...
> W trakcie tego spotkania nawet nie musiałoby dojść do wybaczenia,
> wystarczyłby sam fakt wyrzucenia z siebie emocji. Jestem przekonany,
> że sprawca wypadku stałby się zdecydowanie bardziej spokojny -
> ostra depresja z myślami samobójczymi zamieniłaby się w apatię - i w
> takim nastroju spokojnej rezygnacji chłopak doczekałby procesu
> i wyroku. Mogłoby więc obejść się bez farmakologii i bez ewentualnego
> dodatkowego nieszczęścia.
Ale równie dobrze sprawca mógłby popełnić samobójstwo widząc smutek i
żal rodziny zmarłego.
[...]
> spowodowanym wypadkiem. Nie musi udawać, że bardzo żałuje
> za to, co się stało, on naprawdę żałuje - i widać to gołym okiem.
Czy to ma znaczenie dla rodziny zmarłego?
[...]
> tę chwilę? Niektórzy naprawdę nie wytrzymują (pamiętacie
> samobójstwo starszego człowieka, który w obronie własnej
> odebranym od młodego napastnika nożem śmiertelnie poranił
> dwóch chuliganów?).
Przy okazji - często zastanawiam się, co ja bym zrobił w takiej
sytuacji... Z jednej strony - napastnicy, którzy bez wahania mogą mnie
zabić, z drugiej - ja, który boi się odpowiedzialności moralnej i
karnej.
--
John Dreamer
...riding throuh the Dark...
|