Data: 2002-11-22 08:28:51
Temat: Re: Niezależnoś
Od: Nela Mlynarska <n...@t...com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Marta napisał(a):
> Użytkownik MOLNARka <g...@h...pl>
>
>> Bo dla mnie niezależność kur domowych, które korzystają z konta na którym
> są
>> zarobione przez męża pieniądze - nie jest niezależnością. Po prostu.
>
> To znaczy Ty będąc kurą domową korzystającą z konta na które wpływają tylko
> pieniądze męża nie czułabyś się niezależna, czy wszystkie kobiety tak żyjące
> są zależne? Jeśli to drugie, to wytłumacz mi różnicę w pozycji kobiety
> korzystającej ze wspólnego konta na które:
> a) wpływają zarobki obojga
> b) wpływa tylko pensja męża
> nie biorąc pod uwagę nastawienia obojga - tj. argumentów typu "bo przy
> rozwodzie on może stwierdzić, że cała kasa jest jego", czy "on może opróżnić
> konto", bo w obu przypadkach może to wystąpić.
Jak dla mnie te przypadki różnią się tylko świadomością stron. Tak więc
zależność jest tylko w głowie osoby nie czującej się niezależnie.
Nie czytałam całego wątku, wskakuję w środek i mogę się powtórzyć za co z
góry przepraszam. Zakładam sobie sytuację: mam zarabiającego dobrze męża.
Kasy mamy tyle, że wystarcza na wszystko (czysto hipotetyczna sytuacja
;-))). Mamy wspólne konto. Mąż rozumie i docenia moją pracę w domu, z
dziećmi. Ja rozumiem, doceniam pracę mojego małżonka. Mamy własne karty do
tego/tych kont na których mamy kasę. Kurcze, ja marzę o takim uzależnieniu
;-)))) Dla mnie tu nie ma żadnego braku niezależności.
Co innego, jeśli któryś z warunków nie jest spełniony, np.:
1. Mąż nie docenia pracy żony i uważa, że on powinien mieć znaczący wpływ na
to jak pieniądze są wydawane.
2. Żona czuje się niepotrzebna/niespełniona i nie wystarcza jej fakt, że
zawsze może wydać tyle ile potrzebuje.
3. W domu pieniędzy zaczyna brakować, ale wówczas brak rzeczonej
"niezależności" nie wynika z tego, że konto wspólne, że tę kasę przynosi
mąż, lecz z tego, że kasy jest po rostu niewystarczająco dużo.
I raz jeszcze napiszę - wtedy zależność (dla mnie rzecz jasna) wcale nie
wynika z tego, że konto wspólne i że mąż zarabia, tylko z niespełnienia
wymienionych (bądź jeszcze innych - nieprzewidzianych przeze mnie) warunków.
Rzecz jasna takie wspólne konto zasilane przez jedną ze stron zwiększa
prawdopodobieństwo popadnięcia w zależność - to znaczy na rzykład, że mężowi
odbije i zacznie zrzędzić, że żona za dużo wydaje, albo wydaje nie tak jak
trzeba, albo zaczyna od żony wymagać bóg_wie_czego, bo ona przecież nie
pracuje. O! I tu pojawia się i zależność i sytuacja w której nie chciałabym
się znaleźć.
Ale kiedy jest wszystko ok. Gdybym mogła zajmować się dziećmi, wynająć
gosposię do domu, rozwijać zainteresowania, urządzić wreszcie ten dom marzeń
w taki sposób jakbym chciała, jeździć do wszystkich przyjaciół dla których
nie mam czasu - bo pracuję, to już niech ten chłop ma prawo zarabiać dla
mnie te sterty kasy. I przeżyłabym taki rodzaj uzależnienia ;-)
Wiem zresztą co oznacza systuacja, kiedy zarabia tylko mąż. Wszak czas jakiś
po narodzinach pociech nie uczestniczyłam w życiu firmy. Właściwie dopiero
teraz wracam do pełnej funkcjonalności zawodowej. I było tylko to, co
przyniosł Krzyś. I jakoś nie przeszkadzało mi to. Teraz również nie zaczęłam
pracować dlatego, aby od owoców pacy męża się uniezależnić a dlatego, aby
tych owoców było więcej. I wierzcie mi, tak narawdę nie wiadomo, kto u nas
obecnie zarabia, bo pracujemy wspólnie nad różnymi rzeczami, pieniądze idą
po prostu na konto firmowe a potem ... (płacimy podatki i już nie ma czego
dzielić ;)))).
I tym optymistycznym akcentem życzę wszystkim dużej niezależności finansowej
i nie tylko.
Pozdrawiam,
Nela
|