Data: 2001-12-19 08:34:35
Temat: Re: O Swietach/Dluuuugie
Od: "Jolanta Budzisz" <b...@z...szczecin.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam!
Zrobilo mi sie bardzo cieplutko po przeczytaniu tej opowieści , tym bardziej
, że cała moja rodzina mieszka w " Poznańskiem " , a ja jestem rodowitą
szczecinianką. ( w Wigilię 1961 roku mialam 2 tygodnie - była więc to moja
pierwsza Wigilia )
Pozdrawiam i życzę wszyskim przemiłych Świąt Bożego Narodzenia
Jola B.
Magdalena Bassett napisał(a) w wiadomości: <3...@w...net>...
>Swieta 1961 roku spedzalismy u Dziadkow w Poznanskim. Podroz koleja z
>Gdanska do Miesciska pod Wagrowcem trwala kilka godzin, przez Gniezno, i
>gdy w koncu wysiadalismy z pociagu w Miescisku, bylo ciemno. W pociagu
>spalam w czasie drogi na polce na walizki, takiej, jak siatka na ryby. W
>MIescisku bylo ciemno, pociag buchal para na peron, a my z walizkami
>wedrowalismy droga ze stacji do domu Dziadkow. Wies, ale droga
>brukowana, bo to Poznanskie, ale zadnych lamp ani swiatel w oknach, bo w
>koncu byla to 9 wieczorem zima, wszyscy na wsi spali. Niektore psy
>witaly nas podszczekiwaniem, ale w koncu orientowaly sie, ze idziemy
>dalej. Gospodarstwa przy drodze ogrodzone wysokimi murami lub plotami,
>kompletna cisza. Zimno, ale sniegu malo, gwiazdy swieca tak mocno, ze az
>oczy zachodza lza od patrzenia w tym mrozie. Mama zakutana w korzuch,
>Jurek moj Ojciec, ktoremu zawsze mowilam po imieniu ku utrapiueniu
>wiekszosci krewnych, i ja. Wedrujemy. W koncu docieramy do ulicy
>Wagrowieckiej, zaraz kolo domu Coftow, na przeciwko domu Pelczynskich.
>Dom Dziadkow po przeciwnej stronie ulicy caly oswietlony, widocznie
>czekaja na nas. Perelka szczeka jak najeta, choc jest wielkosci kota.
>Ciocia Frania, ktora ma mieszkanie w polnocnej czesci domu Dziadkow
>uchyla firanke i macha do nas, zebysmy weszli do domu od jej strony.
>
>"Oluchna", mowi Ciocia Frania do mojej Mamy, "Idz do domu, i powiedz, ze
>sama przyjechalas, ze Magduchna jest chora i Jurek z nia zostal". Jest
>to rodzinny dowcip, ktorym moja Babcia jest torturowana od wielu lat, od
>czasu Mamy mieszkania na pensji, gdy miala przyjezdzac co tydzien do
>domu. Dziadek zawsze wracal ze stacji sam, mowiac do Babci "Maniuta,
>Oluchna dzis nie przyjechala" "Lo jena, dlaczego?" pytala Babcia. "A
>kuku" wolala Oluchna wyskakujac zza drzwi. Dziadek do smierci wierzyl,
>ze Babcia nigdy sie nie zorientowala, w czym rzecz. Wspaniala kobieta.
>
>No wiec docieramy. Ja mam szesc lat, wiec od razu klada mnie spac w
>pokoju goscinnym na zielonym tapczanie, od ulicy. W tym pokoju jest
>zielony piec kaflowy, ciezkie debowe meble z poskrecanymi kolumienkami i
>mnostwo wekow stojacych wzdluz scian, pod meblami. Na srodku pokoju
>okragly stol, pozniej rozsuwany na 12 osob. Stol jest nakryty serweta z
>koronki, ktora "wyheklowala" moja prababcia we Wrzeszczynie. Prababacia
>Konstancja Dobrogowska zmarla maja 101 lat, gdy objezdzala konno
>posiadlosc i kon przestraszyl sie niebieskiej wstazki lezacej na drodze.
>Przez cale moje dziecinstwo nie wolno mi bylo uzywac niebieskich wstazek
>do wlosow.
>Gdy budze sie rano, witaja mnie zapachy z kuchni. W bialym piecu w
>drugim pokoju we framudze pieka sie jablka dla glodnych w czasie dnia.
>Dzis Wigilja, wiec wszystkie kobiety poszcza, a mezczyzni znikaja na
>jakis czas, potem dostaja jablka i znow gdzies znikaja, pewnie grac w
>karty. My dzieciaki nie wiemy, co ze soba zrobic, i glownie spedzamy
>czas na strychu, gdzie jest pokoj Wuja Janusza, w ktorym on mieszkal w
>swej mlodosci. Sa tam wspaniale ksiazki, jak "Siostra Lotnika" i
>"Najdziksze Serca" jak rowniez Chinczyk, warcaby i inne gry.
>
>Wracajac z wychodka po drugiej stronie podworza przeszlam przez kuchnie,
>do drugiego pokoju i potem do goscinnego, z ktorego byla latwa droga na
>strych przez tylne drzwi. U progu goscinnego pokoju ujrzalam mojego
>kuzyna Przemyslawa bawiacego sie swieczkami na choince. Swieczki byly
>prawdziwe, w takich klipsach ze srebrnymi ptaszkami. Choinka stanela
>plomieniem w sekunde, a Przemek, ktory mial 2 lata stal przed nia i
>zanosil sie od smiechu. Ja natomiast nabralam oddechu i zawylam na
>najwyzszej nucie na jaka mnie bylo stac. Nikt nie pytal, o co chodzi,
>Ludzie z wiadrami lecieli w ciagu paru sekund, a moja Mama, malutka
>kobieta, otworzyla okno kolo choinki, zerwala karnisz z plonacymi
>firanami, i wyrzucila go przez okno jak plonaca dzide. Akurat w tym
>momemcie przechodzil po drugiej stronie ulicy pod domem Coftow Nowak,
>idiota wiejski, syn Nowakowej, ponoc splodzony przez brata ciotecznego.
>On uklonil sie Mamie nisko, zdjal czapke, i niezwazajac na plonacy
>karnisz ladujacy u jego stop, powiedzial "Wesolych Swiat, Szczesliwego
>Nowego Roku" i poszedl dalej.
>
>Mama usiadla na podlodze smiejac sie do lez, ktos zgasil choinke wiadrem
>wody i wywalil przez okno, Ciotka Danuta zadeptala cmiacy rog dywanu.
>Otwarto okna, drzwi i zaczeto machac szalami, recznikami, kto co mial
>pod reka. Siedlismy do Wigilii w czas, zaraz po pierwszej gwiezdzie,
>ktora upatrzyl Kuzyn Heniu od strony podworka. Ponoc ktos slyszal, jak
>koza mowila ludzkim glosem tej nocy.
>Czterdziesci lat temu. Dawno, a wczoraj.
>Magdalena Bassett
>
>
|