Data: 2003-05-31 15:28:24
Temat: Re: Odp: 3 lata po ślubie...
Od: Nela Mlynarska <n...@n...security.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Jacek napisał(a):
>
> Użytkownik "Nela Mlynarska" <n...@n...security.pl> napisał:
>> Wystarczy, że była akurat chwilę wcześniej rozżalona o coś zupełnie
>> innego. Piszesz "zamiast się cieszyć" ... wiesz ... niełatwo jest
>> cieszyć się na zamówienie.
>
> To co on ma zrobić Twoim zdaniem, trudno nie oczekiwać radości z
> prezentu.
Nie pisałam o tym co on ma robić. Napisałam jedynie, że rozumiem, choć
nie podzielam _jej_ postawy. Oczywiście na niego brak szczerej radości
żony nie działa wspierająco, ale to naturalne konsekwencje kilku lat
niedociągnięć na rzeczonej płaszczyźnie. Czasem bardzo trudno przełamać
ten "marazm", o którym piszesz później. Nie napisałam, że nie warto.
Więcej powiem: należy. Teraz wiem, że należy przełamywać się i widzieć
to co mąż zrobił w tej właśnie chwili (bo to może być właśnie chwila
przełomowa) a nie co robił przez lata.
>> Sama tak miałam, że kiedy po całym męczącym i stresującym dniu, kiedy
>> to wsparcie ze strony połówka było zerowe. Kiedy miałam tysiąc
>> powodów aby być rozżaloną - i byłam, i kiedy po takim męczącym dniu,
>> moje kochanie słodko mówi: skoczymy do kina ... to też powinnam się
>> cieszyć. Bo lubię wyskoczyć na dobry film. Bo fajnie, że mąż dba o
>> rozrywkę dla nas. A ja co. A ja mam ochotę powiedzieć: a teraz to Ty
>> się wypchaj z tym kinem. Nie mam siły.
>
> Myślisz że Twój mąż zył w blogostanie?
Kiedy? Tak generlanie, czy kiedy nie okazałam radości z propozycji?
Jeśli o drugie chodzi, to nie poczuł w tym momencie błogostanu. Ale
błogostan, to dla niektórych zgubny stan. Powoduje, że nic nie chcą
zmieniać w tym jak jest - wystarczy, że im jest dobrze.
>> Oczywiście tak nie mówię. Rozwiązujemy to jakoś. Ale sytauacja jest
>> podobna. Powinnam się cieszyć - a nie umiem. Nie w tej właśnie chwili.
>>
>> Nie wiem, może ja, może Beata to pokrętne wyjątki. Ale ... może nie
>> zawsze jest oczywiste, że "trzeba się cieszyć".
>
> Takie myślenie prowadzi do nieuchornnego marazmu który najabrdziej
> szkodzi tym którzy tak myślą
Nie. Nie doprowadziło mnie to do nieuchronnego marazmu. Doprowadziło do
tego, że mąż przejął część obobwiązków domowych, że uaktywnił się jeśli
chodzi o bycie z dziećmi, i do tego wreszcie, że z chęcią wypadam z nim
teraz do knajpy czy do kina.
Negatywnych uczuć nie można stłamsić - i tak wyjdą. Nie zawsze też
potrafię zadziałać tak, aby nie pojawiły się. Czasem też są zbawienne
dla związku. Szczególnie zakrzywionego, z dysproporcjami w ilości
obowiązków i przywilejów między partnerami.
Tak więc, nie demonizowałabym faktu, że nasza bohaterka nie potrafiła
się cieszyć z _tego_ kwiatka. Ale gorzej, jeśli na tym niezadowoleniu
się zatrzymała. Nie zrobiła nic aby wykorzystać moment poważnej jakby
nie było przemiany i nie pokierowała tak, aby kierunek przemiany
utrzymać.
Mam nadzieję, że napisałam to co myślałam i że właśnie to daje się
odczytać :)
Pozdrawiam,
Nela
|