Data: 2005-08-21 01:52:26
Temat: Re: Psychologia naukowa a taplanie się w bagnie humanistyki
Od: "Redart" <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Marcin Ciesielski" <m...@o...ciemnogrod.pl> napisał w
wiadomości news:de7u17$gbo$1@news.onet.pl...
[wielki ciach]
Nie znam klimatów polskiej psychologii. Nie miałem nic wspólnego
z tym środowiskiem naukowym.
Za to, że tak powiem, po uszy siedzę w ścisłościach, a dokładniej
w informatyce - czyli nie matematyka i fizyka ale właśnie przede
wszystkim modelowanie rzeczywistych procesów. Wiem też, jak
wyglądają polskie uczelnie na tym polu - a więc wyglądają tak,
jak cała nauka w Polsce - jak jest kilku rozsądnych ludzi
i ma siłę przebicia to są w stanie coś tam zdziałać.
Nikt nikomu pod nos nic nie podsuwa. Wielu jest zdolny,
każdy kto czegoś chce - musi ryzykować. I bardzo wielu
się nie udaje. Po prostu. Taka już kolorystyka nauki.
I nie tylko.
Wracając do Twojej frustracji ...
Moje zdanie jest takie: bardzo wielu ludzi gubi się w złożoności
dzisiejszego świata i naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy jest
ogólne pragnienie "porządku". Sprawny umysł ścisły bardzo chętnie
to wewnętrzne parcie kanalizuje właśnie w nauki, których celem
jest modelowanie, opisywanie rzeczywistości w postaci zgrabnych
modeli o różnych poziomach abstrakcji. Taki już "ten typ"
ma sposób na oswajanie rzeczywistości.
Istnieją w naszym świecie takie obszary działalności ludzkiej,
które wydają się spełniać marzenia urodzonych naukowców-ściślaków:
rzeczywistość zdaje się odpowiadać dokładnie modelom. To obszary
makroekonomii, obszary analizy dużych procesów finansowych,
bankowość, analiza ekonomiczna dużych przedsiębiorstw.
Siłą rzeczy, na skutek ogólnego rozwoju szeroko pojętej informatyki
coraz więcej procesów z którymi na co dzień styka się człowiek
jest modelowanych, a z drugiej strony istnieje presja, by różne
obszary działalności ludzkiej wpasowywać w te modele, jeśli od nich
obiegają. Jak daleko ten proces zajdzie - trudno powiedzieć.
Mi osobiście to dobrze nie wygląda. Postępujące uprzedmiotowienie.
Już o tym kiedyś pisałem zresztą.
Z własnych doświadczeń jednak wiem, że zbytnie przywiązanie do
takiego podejścia do świata i życia ostatecznie okazuje się
albo naiwne, albo mogą sobie na nie pozwolić tylko elity
- elity w sensie intelektualnym i finansowym.
Tymczasem teoria ma się do praktyki bardzo różnie.
Np. w rzeczywistości polskich firm spotkamy się z różnymi
skrajnościami: z jednej strony mamy totalny brak stosowania
formalnej wiedzy, z drugiej mamy stosowanie wiedzy zbyt
technicznej do procesów silnie naznaczonyh czynnikiem
ludzkim, emocjonalnym. W szczególności: jak szef nie potrafi
rozmawiać ze swoimi pracownikami, to będzie sobie tworzył
jakieś wskaźniki, miarki i próbował w taki właśnie techniczny
sposób "kontrolować" swoje przedsięwzięcia. I dupa się rozjeżdża.
Tu właśnie dochodzę do pewnych konkluzji: otóż Twoja frustracja
i silne ciągoty do nauk ścisłych to zdecydowanie za mało,
by walczyć z realnymi problemami tego świata. Czysta nauka
ścisła bardzo szybko gubi się w swoich własnych celach, które
wychodzą na taki poziom abstrakcji, że nie widać tam już
żadnego połączenia z życiem człowieka - szarego, głodnego
i nieubranego. Może to zabrzmi to trochę histerycznie, ale
ostatecznie i tak wszystko rozbija się o cechy indywidualnego
charakteru. I o wolę do kierunkowania swoich wysiłków w kierunku
albo człowieka, albo w kierunku nauki starajacej się
rozwiązywać zupełnie swoje problemy. Te dwie rzeczy
wcale w sposób naturalny nie idą ze sobą w parze. Rozwiązywanie
realnych problemów dzisiejszej ludzkości ma mało wspólnego
z matematyką. A rzekłbym nawet, że niestety dzisiejsza nauka
zdecydowanie więcej wysiłków czyni w kierunku odseparowania
się od "dołów", niż pomagania im. Z jednej strony jest umoczona
po uszy w politykę, psychomanipulację, agresywny marketing
i nastawiona na tworzenie społeczeństw maksumalnie skupionych
na konsumpcji - im więcej przerobią, tym lepiej. Z drugiej
- już wypracowała sobie bardzo piękne mechanizmy rozmywania
odpowiedzialności. Dzisiaj już nie ma właściwie króla, który
wywołał wojnę i jest winny. Dzisiaj jest globalny rynek
działajacy wg. zasad podaży popytu, który rozmywa wszelkie
powiązania, a Ci, którzy umieją się do niego podpiąć i wyciągać
dla siebie duże korzyści są nieosiągalni (ani fizycznie, ani
pojęciowo, ani intelektualnie, ani finansowo) dla tych, którzy
siedzą po drugiej stronie i są maksymalnie wykorzystywani.
Kogo dziś martwi to, że Chiny tanio produkują ? Że w Polsce
jest zalew ichnich zabawek i innych pierdułek ? Na pewno
martwi to niektórych ekonomistów - bo procesy ekonomiczne
w tej skali mają dużą bezwładność i na razie moze wszystko wydaje
siębyć OK. "Miłe złego początki". Na pewno martwi to tych,
którzy już są wypierani z własnych obszarów działaności,
ale jeszcze ciągną na rezerwach. No tak ... Ale czy kogoś
martwi to, że jacyś Chińczycy, czy inne narody podporządkowane
umierają przy pracy ?
Ci co potrafią - i tak się w tym układzie ustawią jak należy.
A co w tym wszystkim robi lekarz ? No właśnie - też marzy o tym,
by jego problemy same się rozwiązywały. By jakiś sprytny program
postawił trafną diagnozę, a inny równie sprytny robot przeprowadził
operację. Jak się okazuje - psycholog też o tym marzy.
Oczywiście w tle mamy: a ja wezmę za to pieniądze.
Wszystko to fajnie i pięknie, ale w tym wszystkim umyka jakoś
samo zjawisko cierpienia. Są modele, wzorki, robociki na
problemiki. A cierpienie wciąż pozostaje. Coraz głębsze ?
Jako informatyk, który na co dzień pracuje nad programami które
właśnie w bankowości spełniają swoje role, staram się pamiętać
na codzień o jednej rzeczy: gdyby napisać prosty program-model
mający na celu "rozwiązanie problemu cierpienia" odpowiedź byłaby
najprawdopodobniej taka: "zlikwidować życie". Jest to rozwiązanie,
które po prostu logicznie samo z siebie się narzuca jako pierwsze.
I to tyle na temat tego, jakich podpowiedzi mozemy oczekiwać
od maszyn, jeśli zechcemy coś rozwiązać "raz na zawsze".
W związku z tym warto chyba jednak swoją uwagę silnie odwracać
od tego kierunku - na rzecz zwykłej rozmowy z drugim człowiekiem.
Np. z psychoterapeutą - jeśli już się nie da z najbliższymi.
|