Data: 2010-02-06 00:45:10
Temat: Re: Pytania na które też nie znam odpowiedzi.
Od: "Redart" <d...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ender" <e...@n...net> napisał w wiadomości
news:hkcsvh$cti$1@news.onet.pl...
>> W końcu twoja TŻ nie jest taka sama jak Ty. Z jakiegoś powodu
>> jest przeciwna zdradom. Moim zdaniem nie jest to z jej strony
>> wynik jakiejś 'poprawności politycznej', 'nieprzemyślanego frazesu',
>> tylko najzwyczajniej odzwierciedla jej dość wysokie oczekiwania
>> wobec Ciebie - a za tym oczekiwania wobec przyszłości itp.
>> I prawdopodobnie też widzi, że Ty tej rękawicy nie podnosisz.
>> Nie zdecydowanym i pewnym ruchem.
>
> A kto powiedział, że wszystkie oczekiwania muszą być wspólne?
Zawsze są jakieś rozbieżności. Nawet sami sobie stawiamy czasem
sprzeczne wymagania lub je zmieniamy. Natomiast wydaje mi się,
że są sprawy bardziej fundamentalne i mniej. Mi się jakiś czas
zdawało, że kwestia wyłączności seksualnej dla mojej żony nie
jest sprawą fundamentalną - ale już o tym pisałem. Myślę
zresztą, że ona też nie czuła dokładnie swoich potrzeb, dopóki
zamiast żartów nie pojawił się konkret.
Jak rozumiem, Tobie na obecnym związku zależy trochę bardziej,
niż na poprzednich. Trwa on dopiero jakieś dwa lata i jak rozumiem,
zbliżył się do pewnej granicy, po której Twoje pozostałe związki
się kończyły ?
Czy doświadczenia Twojej TŻ są podobne (liczne stosunkowo krótkie
związki wcześniej) ? Jeśli tak, to rzeczywiśćie masz podstawy
sądzić, że gracie w tę samą grę milczenia. Ale jeśli nie - to
nie powinieneś bazować na założeniach typu 'przecież nie obiecywaliśmy
sobie wierności'. Ona może być zupełnie dorosłą osobą i jednocześnie
może się jej w głowie nie mieścić, że ktoś jest z nią w związku
i ją zdradza.
Ja np. zawsze starałem się stosować zasadę (przed małżeństwem)
'nigdy na zakładkę'. Robiłem wyraźne pauzy między związkami -
żeby nie robić zamieszania i nie przeżywać rozstań na zasadzie
'idzie już do innej'. Być może Twoja TŻ jest podobnie skonstruowana
- być może wydaje jej się, że po to właśnie się umawialiście
"w każdej chwili każdy możne skończyć bez wyjaśnień", żeby
nie było dylematów "jak powiedzieć, ze mam inną". Masz inną
- kończysz obecny związek i jest z grubsza 'posprzątane'.
Może tak Twoja TŻ rozumie Wasze ustalenia ? Jakbyś ocenił
jej doświadczenia i jej rozumienie fundamentów, Waszej
niepisanej umowy ?
A jak w ogole Twoja TŻ wypada pod wzgledem atrakcyjności
- fizycznej i mentalnej przy Twoich kochankach(nce ?).
Jest od nich 'dużo słabsza' ?
> Jak widzisz sam, twoje oczekiwania uległy już znacznym redukcjom, stąd też
> obszar, w którym okazujecie swoje głębokie emocje też został znacznie
> ograniczony.
> Jak znacznie?
> Czy na pewno są to jeszcze głębokie emocje, czy tylko głębokie
> przyzwyczajenia do nich?
Wydaje mi się, że przecież to nie oczekiwania, ale stabilność,
zaufanie, otwartość i przewidywalność są wartościami w związku.
Przewidywalność w sprawach ważnych, spontaniczność, swoboda,
poczucie humoru w zabawach, choćby i w tych łóżkowych.
Ja bym nie nazywał tego, co zaszło 'redukcją', ale transformacją.
Sprowadzeniem na bardziej realny grunt, na grunt 'razem' a
nie 'osobno'. Kiedyś czułem gdzieś w głębi silną potrzebę swobody
i czającą się silną fantazję o skoku w bok. Dziś w głębi siedzi
u mnie pragnienie ochrony związku, rodziny a fantazje właściwie
straciły moc (o tym jeszcze na k ońcu). Nie czuję już takiego
przymusu, by jeździć na imprezy firmowe, za to czuję
większą przyjemność ze wspólnego, rodzinnego wyjazdu na wieś.
Moje pretensje do teściowej wygasły niemal bezpowrotnie.
Z drugiej zaś strony moja żona zrozumiała, jak ważne dla mnie
są moje relacje z moim ojcem i wykonała sporo wysiłków,
by odczopować ewidentną tamę, jaką sama zbudowała na tej
linii, nie do końca zresztą świadomie. Ale o mojej żonie
nie będę za dużo pisał. Tylko wspominam, że zmiany nie były
jednostronne.
> Co do mnie to zastanawiam się tylko czasem, czy już sama obecność i
> wsparcie wtedy mojej koleżanki, bez seksu, nie pomogłoby wyrwać mi się z
> amoku owego feralnego zakochania.
> Gdyby tak, to mogłoby być faktycznie znaczace dla mojej dzisiejszej
> postawy, ale już chyba nie ma jak się o tym przekonać.
Seks bardzo silnie warunkuje, koduje. Dlatego ja osobiście mam
bardzo duży dystans do czegoś takiego jak 'pocieszanie w łóżku'.
Sam kiedyś, jeszcze przed małżeństwem, miałem okazję by
koleżankę 'pocieszyć', ale tylko ją poprzytulałem w łóżku
(nie było łatwo przystopować, wierz mi ...).
Jest potem silna presja, by taki sposób rozwiazywania problemów
czy rozładowywania stresów powtarzać. Jest trochę tak, że po prostu
co jakiś czas włącza się głód i przestajemy być do końca poczytalni.
No ale znasz to od tej strony. Znasz dokładnie siłę magnetyzmu
przelotnych, intensywnych spotkań z drugim człowiekiem,
z oddaną kobietą, z atrakcyjną osobowością, czy czasem nawet
niekoniecznie. Cieżko z takiego czegoś zrezygnować, jak już
się w to wejdzie.
>> No dobra. Nie masz więc wrażenia, że żyjesz na bombie zegarowej ?
>> Nie wolałbyś tej bomby zacząć rozbrajać w sposób kontrolowany,
>> niż czekać aż sama wybuchnie 'w najmniej odpowiednim momencie' ?
>> Wydaje mi się, że im człowiek starszy, tym takie 'wybuchy' coraz słabiej
>> znosi. Sam dźwięk tykającego zegara chyba też nie wpływa komfortowo ?
>> Czy ew. stopniowe wprowdzenie jakichś granic naprawdę nie stanowiłoby
>> dla Ciebie jakiejś 'nowej wartości' w Waszym związku ? W końcu, jak
>> sam zauważyłeś, "różnorodny seks" już nie jest tak istotny - zaczynają
>> się liczyć inne sprawy. No chyba, że jest ?
>> Rozważasz pooli jakieś ruchy w tym obszarze, które pozwoliłyby
>> Ci zwiększyć poziom szczerości nie tylko wobec siebie, ale także
>> wobec partnerki ?
>
> Ależ pewnie, że mam.
> Z moją obecną nieoficjalną partnerką jakoś tak samo wyszło.
> Chyba nie do końca to sobie przemyślałem, ale na pewno nie miałem żadnego
> parcia na skok w bok.
Wydaje mi się to zupełnie normalne. Ludzie generalnie nie planują zdrad.
Pojawia się sytuacja sprzyjająca, włącza się magnetyzm - i leci.
Działanie na rzecz zdrady ma charakter dużo bardziej nieświadommy,
prowokujemy sytuacje sprzyjające, gdzies u podstaw leżą nasze
niespełnione potrzeby.
Kiedy mówię dziś, że "fantazje straciły moc" to oznacza, że przykładam
wagę do tego, by już wczesne sygnały 'zagrożenia' wychwytywać i brać
w garść. Tu chodzi bardziej o własną psychikę. Dziś umiem znacznie więcej
swoich potrzeb po prostu zrealizować w związku - co wcześniej trafiało
na tamy i gdzieś w głębi się kumulowało poczucie hmmm... 'nieszczęścia',
'niesprawiedliwości'. Poczucie, że 'z tą kobietą nigdy nie da rady'.
Okazuje się, że bardzo dużo "da radę". Tylko czasem trzeba pomocy
z zewnątrz (ale nie kochanki ...). No i trzeba tego zaufania
i szczerości - jak najwięcej.
Kilka rzeczy, które powiedziałeś (nie widzę teraz, więc nie zacytuję)
wskazuje bardzo wyraźnie, że skoki w bok są dla Ciebie czymś w rodzaju
"okresowej weryfikacji własnej wartości na rynku damsko-męskim",
że na nich budujesz swoje poczucie bezpieczeństwa w świecie, poczucie
"jeszcze ze mną ok, widzą mnie jako normalnego człowieka". Skąd Ci się
to wzięło ? Jaki był stosunek Twojego ojca do matki, jeśli wolno spytać ?
|