Data: 2006-03-24 20:09:03
Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: vonBraun <interfere@O~wywal~2.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Redart wrote
news://news.ipartners.pl:119/dvuujq$mc4$1@news.onet.
pl
> Czy są na grupie jakieś osoby, [...]
Nie mam tu doświadczenia, nie mam też potrzeby poczytania w
przyszłości o takim doświadczeniu niejako zastępczo,zatem nie mam
powodów aby odpowiadać na zasadnicze pytanie./poza tym por. też dalej
- przykładowe sugestie skąd może wynikać./
Niejako na uboczu głównego tematu majaczy mi się nowe rozumienie
"romansu jako argument", czy "romansu jako element przetargu", czy też
"romansu jako komunikat" wreszcie "romansu dla wzmocnienia pozycji"
wobec partnera który naszym zdaniem nie słucha lub nie rozumie naszego
języka.
Rozwijając, chodzi mi o to, że że romans /czy groźba romansu/ poza
typowymi "przyjemnościowymi" aspektami, może pełnić rolę
instrumentalną jako narzędzie uzyskiwania od partnera tego, czego nie
ma ochoty zaoferować. To czego nie można przewidzieć: to do czego
wykorzysta romans partner i jak na niego zareaguje /to znaczy także :
jaki komunikat w nim zechce "usłyszeć"/. Próba przewidywania na kilka
ruchów do przodu jest tu jednak mało efektywna, bo dotyczy dwu osób,
których motywacje, status, podjęte działania najtrudniej obiektywnie
ocenić: czyli siebie i osoby z którą jesteśmy związani emocjonalnie.
Zatem - jak w większości sytuacji ostatecznych -nie będzie tak jak
byśmy chcieli, lecz "będzie co ma być".
Wreszcie jawi mi się ów romans (a zwłaszcza jego uzasadnienie) jako
wyraz realizacji sprzecznych tendencji - często rodowodem swym
sięgających domu rodzinnego. Gdy bowiem jeden rodzic realizuje romans,
zaś drugi cierpi z tego powodu, na dziecku spoczywa obowiązek
pogodzenia zwaśnionych stron. Realizacją może być nowy typ romansu:
"romans który wzmocni małżeństwo" - który rozwiązuje nasze problemy ze
współmałżonkiem i symbolicznie godzi zwaśnionych rodziców. Zastrzegam,
się, że może trafiam kulą w płot i to co piszę można rozumieć tylko
jako ilustrację możliwej "głębokości uwarunkowań" postawionego
problemu a nie poprawną interpretację. Niemniej - chodzi o pewien
kierunek czy sposób myślenia - decydując się na coś spróbujmy robić
to choćby trochę "świadomie".
Niezależnie od tego: Wybór jest pomiędzy "byciem sobą" /cokolwiek
miałoby to oznaczać/ a "zaprzeczaniem sobie" /cokolwiek miałoby to
oznaczać/. Podkreślam to "cokolwiek", aby nie odbierać w sposób
uproszczony pierwszego jako "dobre" a drugiego jako "złe", dodając,
że chodzi mi indywidualne i bardzo subiektywne doznanie możliwej
granicy kompromisu, poza którą są już tylko rozwiązania z "grubej
rury". Tu zresztą przebiega granica wiedzy i odpowiedzialności innych,
choć jak zauważam wiele osób chętnie ją przekracza :-)
pozdrawiam
vonBraun
|