Data: 2002-02-18 13:55:23
Temat: Re: Wspólne rozliczanie podatków
Od: "ania" <p...@f...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Monika Gibes napisał(a) w wiadomości: ...
>DE-MA-GO-GIA!
NA-PRAW-DĘ?
>Rozumiem, że znowu opierasz swoje wypowiedzi na swojej głębokiej wiedzy na
>temat prawa i stosunków społecznych?
Ty znasz prawo bardzo dobrze, ale żyjesz chyba w jakimś idealnym świecie.
Ja piszę tylko o tym, co działo się wśród moich znajomych, przyjaciół i
rodziny.
>Po pierwsze - ojcowie, którzy nie są mężami płacą alimenty wtedy, gdy
uznają
>dziecko
A zapomniałaś o byłych mężach? Oni nie musieli uznawać swoich dzieci.
Czyżby wg Ciebie pójście do sądu po alimenty przystawało
>kobiecie, a pójście do sądu mężczyźnie który chce spotykać się z dziećmi
>uwłaczało jego godności?>Po trzecie - jeśli ludzie są dorośli facet płaci
bez sądu, a kobieta nie
>stawia przeszkód w kontaktach z dziećmi. A jeśli nie są dorośli - cóż...
>niech bawi się nimi sąd.
No więc żyjesz w idealnym świecie, bo w naszym chyba nikt nie jest dorosły.
Zanim cos napiszesz, sprawdź, ile matek nie może wyegzekwować alimentow od
byłych mężów.
I odwrotnie. Ilu byłym mężom, regularnie płacącym alimenty, byłe żony w
ramach zemsty utrudniają lub wręcz uniemożliwiają kontakty z dziećmi.
Mojego kolegę rzuciła żona. Zabrała wszystkie pieniądze i dziecko i
wystąpiła o rozwód. Facet naprawdę był w porządku, a jedyne, co miała mu do
zarzucenia, to to że za mało (według niej) zarabiał. Miał stałą pracę, nie
chciał ryzykować zakładania własnego, niepewnego biznesu, czy kombinowania
na boku. Rozwód był kulturalny. Na rozprawie pojednawczej on stwierdził, że
pragnie pogodzenia, ale ona była innego zdania.Po rozwodzie alimenty płacił.
Nie płacił więcej niż zasądzono, bo nie był pewien, czy jego była żona nie
wyda tego na ciuchy i perfumy. Kupował za to dziecku sporo prezentów.
Oczywiście praktycznych. Ale o kontakty z dzieckiem musiał wystąpić do sądu,
bo dziecko bylo jeszcze małe i samo,w tajemnicy przed mamą do ojca by nie
pojechało, a BŻ praktycznie je skutecznie uniemożliwiła i nie wstydził się
tego. Nie wiem, skąd ten wstyd przyszedł ci do głowy. I dostał jakieś
postanowienie, kiedy, w ktore dni i jak często. No i co z tego. Drzwi zawsze
otwierała teściowa i mówiła, że dziecka nie ma. Poszło do lekarza, wyjechało
z dziadkiem na działkę, poszło z ciocią do kina, poszło na gimnasykę
korekcyjną, na rytmikę, na angielski, na spacer itd. No i co mógł zrobić?
Czatowal godzinami w krzakach pod blokiem, czy dziecko przypadkiem nie
wyjdzie samo na podworko ale ktos go wypatrzył i dziecko dostało szlaban.
Dziecku nie wolno bylo odbierać telefonu, żeby przypadkiem tatusiowi nie
udalo się z nim porozmawiać. A teściowie byli na emeryturze i w domu zawsze
ktoś był.
No i co? Probował nawet walczyć, ale policja mu powiedziała, że w sprawy
rodzinne nie ingeruje. A poza tym czy dziecko nie przeżyłoby szoku, gdyby
policja doprowadziła je na "widzenie" z ojcem, zabrawszy siłą od
protestującej matki.
To juz łatwiej kobiecie wyegzekwować alimenty, od byłego męża, ktory sie
uchyla.
>Po czwarte - sprawy rozwodowe bez orzekania o winie i podziału majątku są
>rzeczywiście krótkie,
>nie każdy lubi, by obcy ludzie zaglądali
>mu do łóżka, doszukując się przyczyn rozpadu związku.
W sprawach bez orzekania o winie nikt nie zagląda
>Po piąte - dlaczego zawsze zakładasz najtrudniejszą możliwość i wymyślasz
>jakieś komplikacje? Gdyby patrzeć na świat w ten sposób, to powinniśmy
>popełniać samobójstwo w dzieciństwie, gdy tylko uzyskamy jaką taką kontrolę
>nad własnym ciałem (np. w wieku 3 lat ;-))); o zawieraniu małżeństw
>("skomplikowany rozwód!"), podejmowaniu pracy zarobkowej ("dorobię się i
jak
>to potem podzielić z obecnym ukochanym?"), rozpoczynaniu aktywności
>seksualnej ("zajdę w ciążę/spłodzę dziecko i sąd będzie musiał decydować o
>jego sprawach!") nawet nie byłoby mowy ;-))
>
NO COMMENTS. Ja nie wiem, skąd ci takie bzdury przyszły do głowy. Chyba
wyrażają twoją postawę wobec życia. Ja po prostu uważam, że rozwiązanie
konkubinatu wcale nie będzie prostsz od rozwodu. Chyba, że tatusiowie z
konkubinatów nie będą uznawać dzieci, nie będą po rozstaniu z ich matkami
chcieli ich widywać, matki nawet nie pomyślą o żądaniu alimentów od byłych
konkubentów, ojców swoich dzieci.
I do tego jeżeli zamieszkają wspólnie, spiszą jakąś umowę, co do kogo
należy. I tak samo będą jakoś prawnie ustalać, do kogo należeć będą rozne
rzeczy w domu, ktre kupią w razie konkubinatu. Nie znam się na tym. Ale znam
ludzką chciwość. Rzadko kiedy konkubin wyjdzie z domu tak jak stoi, a
telewizor, wieżę, komputer, samochod i dzieci zostawi w całości byłej
konkubinie bez żadnych zastrzeżeń. I dowrotnie.
A teraz, jeśli chodzi o mnie. Jestem mężatką od prawie siedmiu lat. Mam ślub
kościelny. Pobraliśmy się po niecalych czterech miesiącach znajomości. (To
apropos tchórzostwa). Rozwodu nie przewidujemy. Mamy jedno dziecko (na
razie). Nie mamy intercyzy przedślubnej, rozdziału majątku itd. Wszystkie
konta mamy wspólne, chociaż pracuje tylko mąż.
To tyle
Pozdrawiam
Ania
|