Data: 2008-02-05 08:59:35
Temat: Re: Wyjscie z/bez meza [cd]
Od: Lolalny Lemur <shure1@nospam_o2.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Jagna W. pisze:
> Może nie czujesz, o jakiej hermetyczności ja mówię
Myślę, że czuję, ale u nas to nie zachodzi.
> albo jesteś z mężem
> na tyle mocno związana, że od dzieciństwa macie tych samych znajomych i
> obracacie się w tym samym towarzystwie. Zawsze razem oczywiście.
Znamy się od 2003 roku, w 2004 przeprowadził się do Warszawy.
>>> Powiem Ci, że mam dwie psiapsiółki (normalne, nie ma potrzeby mi ich
>>> współczuć ;-) od wielu, wielu lat i też wolimy się razem spotykać bez
>>> dzieci i bez mężów, bo tematy rozmów bardziej nam wtedy odpowiadają.
>
>> Oczywiście - ale to nie jest spotkanie na dużą skalę.
>
> To przecież nie ma nic do rzeczy.
Owszem, ma.
>> BTW z moich dwóch żadna by nie dostała skrętu kiszek na widok mojego
>> męża.
>
> U nas jest to samo, ale mimo to spotkania "singlowe" są po prostu lepsze.
Kiedy chcesz się pozwierzać z problemów to na pewno. Spotkanie klasowe
pod to nie podchodzi.
>>> i pieprzy się głównie o dupie Maryni, bo mężowie nie rozumieją
>>> naszego "kodu".
>
>> No to macie problem...
>
> Ależ bynajmniej, po prostu najczęściej spotykamy się same.
To może dlatego nie rozumieją.
> A czy Ty na swoje spotkania gitarowców zabierasz rodziców i teściów albo
> koleżanki z pracy?
Ojca mało nie zabrałam - on mnie zabierał na swoje - jazzmanowe. Mama
nie lubi wychodzić na takie imprezy. Gdyby chciała na pewno nie miałabym
nic przeciwko. Podobnie z teściami. My mamy znajomych (również tych
"gitarowych") w bardzo różnym wieku, więc każdy by znalazł coś dla siebie.
Koleżankę w pracy mam jedną i nigdzie bym jej nie zabrała, bo nie jestem
z nią tak blisko. Szefa bym zabrała, myślę, że dobrze by się bawił.
> Pewnie nie, bo byłoby krępująco i cokolwiek dziwnie.
Ani dla mnie ani dla moich kolegów gitarzystów. Jeszcze by się
ucieszyli, że nowe twarze do poznania. A ojca pewnie by zaraz zaciągnęli
na scenę.
> Jasne, że nic wielkiego by się nie stało, gdyby przyszli, ale charakter
> spotkania zmieniłby się do tego stopnia, że nie każdy jak sądzę, byłby
> zadowolony.
Policzyć na palcach - to akurat ci ludzie, za którymi nie przepadamy.
>>> Podobnie jest właśnie na spotkaniach klasowych.
>
>> Oświecasz mnie własnie.
>
> Może po prostu byliście na tyle luźną klasą, że ganz egal jest dla Was
> czy spotykacie się w ścisłym gronie czy z połową miasta.
> U nas ma to znaczenie.
A u nas ma znaczenie poznanie nowych fajnych ludzi, których nasi
koledzy/przyjaciele wybrali sobie na partnerów życiowych.
>>> Mam porównanie, bo bywałam i na jednych i na drugich. Spotkania
>>> całymi rodzinami okazywały się po prostu niewypałami.
>
>> Juz nie mam siły współczuć normalnie.
>
> Ale czego do jasnej?
Znajomych i podejścia do ludzi.
LL
--
*Lemury porozumiewaja sie za pomoca roznych
dzwiekow - niektore przypominaja odglosy
wielorybow i policyjna syrene, inne,
jak u lemura wari, smiech szalenca.*
|