Data: 2005-02-09 09:58:16
Temat: Re: Zdradziłem - długie
Od: "Margola Sularczyk" <margola@nu_spamie_pagadi.ruczaj.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "T.N." <x...@g...pl> napisał w wiadomości
news:cubi47$h5o$1@inews.gazeta.pl...
> Dość dziwne rozumowanie. Kompletnie nie rozumiem jak można uzależniać to
> czy
> "musi mówić" od tego w jakim on będzie stanie. Główną pokrzywdzoną w tej
> sytuacji jest jego żona i to ją powinno się stawiać na pierwszym miejscu,
> a
> nie jego stan psychiczny.
Ależ właśnie ja stawiam siebie na pierwszym miejscu w takim wypadku i swój
stan psychiczny i dlatego mówię - wolę nie wiedzieć.
>
> Chyba się nie rozumiemy. Partnerce nie mówi się po to, aby "wybaczyć
> sobie",
> tylko po to, aby wspólny związek budować na szczerości i uczciwości i po
> to,
> aby nie okłamywać kogoś kogi się kocha.
Rzecz w tym, że nieszczerość i nieuczciwość mamy już za sobą, podobnie jak
ruinę podstawy związku, jaką jest wierność i zaufanie.
> Nie umiem tego dokładnie sprecyzować. Ale ta wiedza to nie jest tylko
> cierpienie. To jest konsekwencja pewnych wyznawanych w życiu zasad
> uczciwości i lojalności, które pozwalają zbudować silny i długotrwały
> związek. Zresztą ból może być krótkotrwały i oczyszczający, jak na
> przykład
> przemycie brudnej rany wodą utlenioną. Troche poszczypie, ale później się
> zagoi i komplikacji nie będzie.
Małe masz pojęcie o cierpieniu zwiazanym ze zdradą, skoro przyrównujesz to
to wody utlenionej. To raz. Dwa - oczywiście, cierpienie jest oczyszczające,
tylko dlaczego za błąd mojego partnera miałabym cierpieć ja?
> Owszem
> może być tak, że ona wolałaby nie wiedzieć, jednak w tej sytuacji
> koniecznie
> jest przyjęcie jakiegoś domniemania.
Tym domniemaniem jest fakt, że wierzy się w to, ze najbliższa osoba nie
skrzywdzi. Skoro już skrzywdziła (zdradziła), to niech nie obarcza mnie
swoim poczuciem winy, tylko radzi sobie z nim sama, mnie po cichu
zadośćuczyniając.
Margola
|