Path: news-archive.icm.edu.pl!mat.uni.torun.pl!news.man.torun.pl!newsfeed.pionier.net
.pl!news.task.gda.pl!not-for-mail
From: "proxy11" <p...@p...onet.pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: Zdradziłem - długie [tez dlugie]
Date: Mon, 7 Feb 2005 09:36:09 +0100
Organization: CI TASK http://www.task.gda.pl
Lines: 343
Message-ID: <cu79a5$ebt$1@korweta.task.gda.pl>
References: <cu2if2$ltn$1@213.238.74.27.adsl.inetia.pl>
NNTP-Posting-Host: babe-pig.chem.univ.gda.pl
X-Trace: korweta.task.gda.pl 1107765382 14717 153.19.29.6 (7 Feb 2005 08:36:22 GMT)
X-Complaints-To: a...@n...task.gda.pl
NNTP-Posting-Date: Mon, 7 Feb 2005 08:36:22 +0000 (UTC)
X-Original-Organization: CI TASK http://www.task.gda.pl
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.2180
X-Priority: 3
X-RFC2646: Format=Flowed; Original
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.2180
X-MSMail-Priority: Normal
X-Organization-Notice: Organization line has been filtered
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:71447
Ukryj nagłówki
Użytkownik "Marek" <m...@w...pl> napisał w wiadomości
news:cu2if2$ltn$1@213.238.74.27.adsl.inetia.pl...
Ta odpowiedz, bedzie analiza zachowan i myslenie bardziej, niz w ty momencie
odpowiedzia na Twoj problem, wiec jesli nie musisz to nie czytaj tego (do
Marka).
Natomiast, warto wspomniec, ze do napisania tego zachecil mnie list T.N.
Osobiscie mi sie wydaje, ze rozni ludzie mysla specyficznie i dotyczy to
obu stron dyskusji a nie tylko jednej, ktora jak zwykle uwaza ze ma jedyna
sluszna racje.
> Witam i proszę Was o...sam nie wiem co. Może ocenę, pomoc, jakieś porady.
>
>
> Niestety doszło do tego, że zdradziłem własną żonę. Z tego co
> zauważyłem
> czytając inne posty na grupach, zdradę dzielicie na tzw. fizyczną i
> emocjonalną. Jeżeli miałbym swoją sklasyfikować to byłaby to zdrada
> fizyczna. Wyda Wam się to paradoksem, ale do tej pory cholernie brzydziłem
> się zdradą, nie byłem w stanie pojąć jak można sobie na coś tak wstrętnego
> pozwolić.
W sumie to dosc ciekawe. W sumie wyobrazenie o czyms czego np. nigdy sie
nie zrobilo? Czyli ludzie, ktorzy tak postepowali, koledzy byli wstretni? To
moze
przewazyla chce zrozumienia, poznania czegos. Wniosek jest taki, ze
jesli stawia sie sobie okreslone wymagania (wysokie) to przekroczenie
ich tym bardziej boli. I tutaj nalezy sobie wybaczyc. W koncu jestesmy
ludzmi.
Jeszcze większym paradoksem jest to, że moją żonę kocham naprawdę
> szczerym uczuciem (wiem, że tutuaj część osób powie: "jak kochasz to czemu
> zdradziłeś, jesteś nieszczery, itp. - wcześniej, tzn. przed tym zanim
> zdradziłem, sam bym tak mówił). Jest Ona moją pierwszą i jedyną miłością.
> Przyżyliśmy pięć lat w luźnym związku i kolejne trzy jako małżeństwo.
> Zawsze
> moje sukcesy w życiu prywatnym (bo z całą pewnością jak do tej pory było
> ono
> udane) tłumaczyłem moją uczciwością i zaangażowaniem zarówno z mojej jak i
> żony strony.
Wlasnie, ale co to ma wspolnego z miloscia, ktora czujemy, z zona? Ma czy
nie ma?
Jesli ma, to rzeczywiscie jest problem. Jesli nie ma, to po co jedne rzeczy
z drugimi
mieszac? Jesli umie sie oddzielic fizycznosc zdrady od uczuciowosci, czy w
postepowaniu
czy mysleniu, to jaki problem oddzielic to co sie zrobilo poza domem od
samego domu?
Nalezy sobie odpowiedziec na pytanie, co zona, dziecko ma wspolnego z tym co
zrobilem? Czy zasluguje na obarczanie Ich swoja wina. Moze i zasluguja, w
koncu
spokojne zycie, bez emoscji i przezyc moze sprowadzic na manowce, no nie?
Ta zdrada boli mnie jeszcze bardziej ponieważ czuję jakbym
> zdradził swoją rodzinę - mam prawie 2 letnie dziecko, a z drugim żona
> chodzi
> w ciąży. Wszyscy dookoła wskazują mnie jako wzór męża, wierności
> (zwłaszcza
> w pracy) dlatego słysząc teraz komplementy ze strony koleżanek i kolegów z
> pracy chce mi się wymiotować.
To sie ciesz ze jestes przykladem dla innych. A moze po rpsotu juz nie
chciales byc.
Moze to tutaj tkwi problem? D otej pory przyjmowalo sie komplementy, bylo
milo a teraz czuje sie glupio? To co z tym zrobic? Moze po prostu nie trzeba
bylo przyjmowac tych komplementow wczesniej. Ale przeciez to sprawialo taka
olbrzymia mi satysfakcje!
Chciałbym cofnąć czas i wszystko zmienić, ale
> wiem, że się nie da. W tej chwili nie potrafię normalnie funkcjonować. O
> dwóch tygododni nie ma chwili żebym o tym nie myślał. Nie wiem czy mówić o
> tym żonie, czy pozostawić to dla siebie i żyć już na zawsze ze
> świadomością,
> że ją oszukałem. W tej chwili wiem, że do momentu kiedy nie urodzi i
> dziecko
> nie będzie trochę większe, muszę to trzymać w tajemnicy ze względu na
> zdrowie żony i dziecka.
Jak juz powiedziec, to lepiej teraz, kiedy wszystko przezywasz. Potem to bez
sensu.
Po co potem chcesz zone obarczac tym shitem? Dal zabawy? Bo takie wlasnie
mam wrazenie!
Tak naprawdę mam wrażenie, że z sytuacji, w której
> jestem nie ma żadnego rozsądenego wyjścia. Po prostu zepsułem w naszym
> małżeństwie coś, czego już pewnie nigdy nie da się naprawić czy odbudować.
> Jestem zły na siebie bo zrobiłem to w momencie kiedy akurat wszystko się
> ustabilizowało, kiedy każde z nas znalazło w tym związku swoje miejsce.
> Myślę, że nawet jeśli żona mi kiedyś by wybaczyła, to ja chyba sam sobie
> nigdy nie wybaczę. I zabrzmi to bardzo egoistycznie, ale właśnie to jest
> najgorsze - brak szacunku do samego siebie.
Wyjscie jest. Nie myslec. Zyc normalnie. Nie dramatyzowac. A szacunek do
samego
siebie? Jesli sie w koncu zaakceptuje, ze sie jest notmalnym czlowiekiem z
wadami,
bledami, nawet zlym czasami postepowaniem, to wtedy szacunek jest. Przeciez
nie jestesmy automatami, nieomylnymi. Skoro Bog nas takimi stworzyl i to
akceptuje to czemu my tego nie chcemy zaakceptowac. Czemu dramatyzujemy
i nie chcemy siebie sami naprawde pokochac? Przeciez lepsi mozemy
byc w swoim terazniejszym i przyszlym postepowaniu oraz w stosunku, w
WYRAZENIU
STOSUNKU do wydarzen z przeszlosci. Jesli bedziemy pielegnowac zlo w sobie
to na pewno to nie jest dobra droga. To co sie zdarzylo, trzeba przemyslec,
ale miec rozsadny i obiektywny stosunek. Nie karac sie wiecznie za wszsytki
bledy w zyciu. Wybaczyc sobie i innym.
> Piszę też o tym dlatego, żeby powiedzieć innym jak dużo można stracić w
> głupi sposób. Do samej zdrady doszło całkiem przypadkowo, pod wpływem
> alkoholu. Sam seks z tą osobą nie sprawił mi faktycznie żadnej
> przyjemności.
> Trudno mi powiedzieć dlaczego to zrobiłem. Kobieta, z którą do tego doszło
> nigdy mnie nie pociągała fizycznie ani w żaden inny sposób. Właściwie to
> na
> trzeźwo uważam, że jest nawet nieładna. Ponieważ poza żoną nigdy z żadną
> kobietą nie uprawiałem seksu, to być może zrobiłem to żeby przekonać się
> jak
> to jest z kimś innym.
Ale bez sensu myslenie. Zeby sie przekonac jak to jest z kims innym, to
trzeba wiele
razy by probowac i dluzej bo jak moze byc po pierwszym razie z kims innym?
Na pewno dosc przypadkowo! To co to za porownanie do partnera ktorego znamy
wiele lat? A co do tamtej kobiety? Pomyslales ze ona moze tez zle sie czuje.
To czemu Jej
nie szanujesz tylko opluwasz? Widzisz nawet teraz potrafisz miec lepszy
stosunek do
siebie. A moze to wszystko stalo sie po to, zebys zrozumial ze sa tez inni
ludzie, ktorzy
tez czuja, mysla, postepuja roznie i nie roznia sie oni niczym od nas?! Moze
do tej
pory byles za bardzo zapatrzony w siebie? Moze "zdrada" nie jest niczym
waznym
w Twoim zyciu a jedynie katalizatorem zrozumienia i odrzucenia wlasnego
egoizmu?
Moze bedzie albo i nie.
I być może dlatego jest to dla mnie teraz taka
> tragedia. Inni na grupie piszą, żeby wmówić sobie, że to tak jak
> onanizowanie się i zapomnieć, ale ja jakoś nie mogę. To, że nie spałem z
> innymi nie wynika z tego, że jestem jakiś ułomy, a jest to tylko kwestia
> zasad, które wyznawałem. Do tej pory wielokrotnie miałem okazję zdradzić
> żonę, czy wcześniej dziewczynę, ale zawsze potrafiłem się opanować.
> Zdarzyło
> się, że bardzo atrakcyjna znajoma wprost zaproponowała mi seks a ja
> odmówiłem. Uważałem, że zawsze tak będzie i byłem ze swojego zachowania
> bardzo dumny.
No wlasnie. Dumny! A przeciez to normalne. To czemu byles dumny z
normalnosci.
To jakbym ja powiedzial ze jestem dumny z tego ze kupilem chleb, ze
poszedlem do pracy, ze np. przytulilem zone. A moze po prostu uwazales
ze rezygnujesz z tak wiele, ze jest to postawa heroiczna, ze nalezy Ci sie
uznanie!!!! Jakby rezygnacja z sexy z atrakcyjna dziewczyna byla niezwyklym,
na miare osiagniec ludzkosci, wydarzeniem! Itu Cie zycie uchwycilo bo
takie myslenie nie bylo normalne. Po prostu korekta przyszla sama. Mam
nadzieje, ze
w koncu zdasz sobie z tego sprawe.
W zasadzie to była dla mnie najbardziej istotna zaleta. Taka,
> której świadomość dawała mi siłę i mobilizację do innych działań w życiu
> prywatnym i zawodowym. Do tej pory miałem stabilną sytucję życiową: żona,
> dziecko, dobra praca i sytuacja finansowa, czyli to co dla innych mogłoby
> być spełnieniem marzeń. A ja w jednej chwili zrujnowałem to wszystko i nie
> wiem jak powinienem teraz posąpić.
Co takiego zrujnowales. Czy cos sie zmienilo? Czy straciles prace, czy zona
Cie nie kocha.
A jesli nie to co sie w Twoim zyciu zmienilo? Bo chyba nic. No chyba ze
wezmiemy
pod uwage to, ze do tej pory opierales sie na innych: sytuacji osobistej,
pochwalach,
dobrej pracy, itd. A co jesli by cos sie zawalilo i to Ty bys musial byc
oparciem. Gdyby
np. zona Cie zdradzila, zachorowalo dziecko, stracilbys prace, itd. Wtedy
pewnie
bylbys takim mieczakiem ze bys byl dla wszystkich narzekajacym ciezarem. To
wlasnie
to sie stalo zebys zmienij sie i zaczal szukac sily w sobie. Bo nie moge
zrozumiec, ze z jednej
strony masz zasady (o ktorych ciagle mowisz), ale nie masz tego w sobie
tylko
u innych, bo postepujac zgodnie z nimi uwazasz ze to jest niezwykle. To co
to za niezwykle
zasady?
> Zatanawiam się, czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji i co było potem.
> Ja z jednej strony chciałbym mieć inny charakter i móc traktować to jako
> mało znaczące zdarzenie (bo tak naprawdę to przecież ani na chwilę nie
> przestałem kochać żony, do tamtej osoby nigdy nic nie czułem i nawet nie
> miałem przyjemności z seksu) ale z drugiej strony czuję się jak najgorszy
> za
> przeproszeniem skurwysyn, który skrzywdził najukochańszą osobę.
Miliony przez to przeszly a TY sie nie czuj, nie pielegnuj w sobie
negatywnych uczuc.
Skoro wiec potepiasz swoje postepowanie to po prsotu na drugi raz ta knie
postapisz
i juz. Po co niepotrzebnie dramatyzowac. Widzisz w ty momencie to jest dla
Ciebie wazne, ale
wyobraz sobie ze jest dziecko, ktore cos zbroilo, niekoniczecznie swiadomie
ale to jest
bez znaczenia, np. zniszczyl ocos zdrogiego, i tez rodzicie musza za to
zaplacic, jest
awantura, dziecko czuje sie okropnie zle (tak samo jak Ty teraz). I co? Cale
zycie
pamieta to wydarzenie. Zdarza sie ze tak (to wlasnie mam ze swojej
autopcji).
Wypomina to jeszcze rodzicom (analogia do zony), no chyba nie. Ma poczucie
winy,
mysle ze tak i to silne na poczatku. Czy dalej sposci, a to zalezy od
postawy rodzicow.
Wiec nikt nie dramatyzuje i nie robi z tego problemu zyciowego chociaz w tym
momencie
dla dziecka jest to niewyobrazalny probleme zyciowy, niezwykle traumatyczne
przezycie.
I jesli dziecko jest slabe psychicznie to pomoga rodzice (zona), jesli silne
to z czasem
samo sobie z tym poradzi i w przyszlosci potraktuje to jako normalne
doswiadcznie
zyciowe, jedne z wielu. Nie pierwsze i nie ostatatnie.
Na pewo w
> ciągu tygodnia pójdę się z tego wyspowiadać bo jestem wierzący - trochę to
> śmieszne bo nigdy nie szanowałem księży, zarzucając im wiele wad, a teraz
> idę po pomoc.
Ale to sa ludzie. Sa rozni. Ja w soim zyciu natrafilem na 1! spowiednika
(sposrod kiludziesieciu) ktory mnie naprawd rozumial. Wiec jesli natrafisz
na nieodpowiedniego a szansa jest duza na to, to po prsotu znowu mozesz
sie zawiesc. Po prostu idz do spowiedzi i oczekuje wybaczenia od Boga a nie
pocieszenia od ksiedza. Bo chyba wlasnie o to we spowiedzi chodzi:
zrozumienie
grzechu, zal, postanowienie poprawy a nie pocieszenie. Pocieszenie jest
w wybaczeniu a nie dramatyzowaniu..
Ponieważ nikomu ze znajomych nie chcę się z tego zwierzać,
> prawdopodobnie będę musiał skorzystać z porady psychologa, bo naprawdę nie
> wiem co robić. Liczę trochę na Wasze odpowiedzi. Nie przeraża mnie nawet
> to,
> że zostanę napiętnowany - po pierwsze należy mi się, po drugie i tak nikt
> nie jest w stanie zrobić tego skuteczniej niż ja sam robiąc to codziennie
> już od samego rana. A mam nadzieję, że między tymi wszystkimi
> odpowiedziami,
> znajdzie się chociaż jedna od osoby, która miała podobny problem.
Bo sie boisz samego siebie. Z jedne strony zbierales pochwaly na prawo i
lewo
ale jzu napietnowania sie boisz. A kto Cie niby ma napietnowac. Koledzy,
ktorzy
jak powiedziales (w skrovce myslowym, keidy w jednym miejscu przrownales
inne kobiety do dziwek
i ze koledzy prowadza takei zycie) spotykaja sie z kurwami? A moze boisz sie
utraty swojego wizerunku swietego? Wiesz dla Ciebie jest to chyba wazniejsze
zeby miec dalej taki wizerunek niz zeby naprawde w sobie naprawic te
sytuacje.
> Zawsze w każdym nawet najgorszym zdarzeniu dopatruję się plusów. Tu
> chyba też takie są. Jestem pewien, że nigdy nie zdradzę ponownie - wyrzuty
> sumienia po są nie do wytrzymania (pomimo, że nikt ze znajomych znając
> mnie
> by w to nie uwierzył, ja prawie codziennie płaczę i analizuję czemu to
> zrobiłem).
I to jest ok. Wnioski. Ale to nie sa wszsyrki wnioski. A szacunek do siebie,
do innych, itd.? Ludzie, co z tym? Wlasny piedestal? Co z tym? Stosunek
do Kosciola jako ludzi, isntytuacji? Co z tym? Stosunek do zasad? Co z tym?
ITD.
Po drugie nie jest to warte niczego - seks bez miłości jest byle
> jaki, powiedziałbym "brudny", mechaniczny, w moim mniemaniu za
> przeproszeniem jak z kurwą.
Tak? Bo jako ludzie wsadzamy brudne kut... do brudnych c.. Bo z tych samych
otworow leca pewne rzeczy? Taki masz stosunek do rzeczy samej w sobie
pieknej, nie
umiesz nawet zakaceptowac tego ze mzona to robic dla samej przyjemnosci?
A co z jedzeniem. Czy nie jesz? A modlisz sie przed kazdym posilkiem. Zawsze
jesz
z namaszczeniem czy czasem wpierd..... jedzenie bez umiaru i rozmyslu, jak
np.
alkohol. To czemu w jednej sprawie masz niezwykle negatywny stosunek do
innych a w innych sprawach nie. Przeciez sex to taka sama potrzeba jak
jedzenie,
spanie i sa ludzie ktorzy potrafia sobie to odmowic a sa tacy co nie. I nie
kazdy
ma szczescie spotkac swoja milosc. Wiec szanuj innych ludzim jak szanujesz
swoja
rodzine i szczescie i nie sprowadzaj zycia, seksu to jedynie strony brudnej,
zwierzecej.
A jak nie zmienisz swojego myslenia to w koncu zycie znowu Cie skryguje,
itd.
Poza tym w tej chwili doceniam dużo bardziej to
> co mam i to co miałem, utwierdziłem się w przekonaniu, że nic nie tracę
> mając rodzinę. Wcześniej zazdrościłem kolegam, którzy "bawią się" podczas
> gdy ja zmieniałem pieluchy. Szkoda, że żeby dojść do takiego wniosku
> potrzeba było mi takiego przykrego doświadczenia. Istotne jest dla mnie
> to,
> że teraz przestałem surowo oceniać ludzi i chyba jestem bardziej
> wyrozumiały.
Bawia sie? Co to niby ma oznaczac? Z co to bawienie sie to cos zlego? Tak
samo
ktos moze uwazac ze ktos sie bawi w rodzine. A gdzie obiektywizm.
Poszanowanie
dla innych "misji" Czyzbysmy z mysleniem tkwili w sredniowieczu.
> Pomimo wszystkiego co się zdarzyło mam nadzieję, że jednak jakoś mi się
> ułoży w życiu. Jeśli nie powiem nigdy żonie, to w jakiś sposób postaram
> się,
> zrehabilitować w stosunku do niej w swoich oczach. Na pewno będę starał
> się
> być lepszym mężem. Jeśli nie wytrzymam i powiem to mam nadzieję, że nie
> odejdzie ode mnie i wybaczy mi, ale wiem, że już nigdy nie będzie mnie
> szanowała tak jak przedtem.
>
Jak siebie bedziesz szanowal to bedzie Ci potrzebny szacunek innych. A jak
bedziesz
sie opieral na innych to raz ze nei bedziesz soba (to gdzie te zasady sa za
to pochwaly lub nagany)
proxy
P.S. Wiem ze czasem pisze dosc ostro ale do myslenia, do myslenie - to
jedyny cel tych
wynurzen/wynaturzen :)
pzdr
|