Data: 2002-12-04 09:07:17
Temat: Re: Zmywarka było: Niezależnoś
Od: Basia Zygmańska <j...@s...gliwice.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Widzisz, Ty wciaz starasz sie unizyc Qrom, a mi osobiscie wydaje
sie, ze to
> sobie samej unizasz ;) Czytajac Cie mam wrazenie, ze niejako nie
> akceptujesz swojej kobiecosci, siebie jako kobiety, tak jakbys na
sile
> zapierala sie naturze, na sile ubiegala o rownouprawnienie.
???
Ja o równouprawnie nie zabiegać nie muszę, bo w swoim przypadku uważam
je za oczywiste, zarówno w pracy, jak i wśród najbliższych przyjaciół
(obracam sie prawie wyłącznie w męskim towarzystwie, a jestem wśród
kolegów ceniona za pewne swoje osiągnięcia) jak i w domu, gdzie prace
domowe wykonuje ta osoba, która akurat ma czas, nigdy nie umawiajac
się specjalnie że to "moje" a to "twoje".
A że przy okazji urodziłam dwoje dzieci ;-)) i jakos udaje mi sie ich
w mairę dobrze wychowywać, oczywiscie też razem z mężem.
I na dodatek wydaje mi się że potrafię to wszystko ze sobą pogodzić i
na dodatek sporo czasu poświecać swojej (i męża) pasji i wciągać do
tego dzieci. Co wiecej trzeba do szczęścia ?
No moze pieniedzy przydałoby się więcej.
Ale kiedy mam do wyboru kupić porzadne górskie buty dla całej rodziny
(ok 300 zł za parę), lub rower albo zmywarkę - wybieram buty lub rower
i dlatego zapewne nie dorobiłam sie jeszcze zmywarki.
Kwestia priorytetów, bo zmywać mozna ręcznie, chociaz tego nie lubię,
a boso, lub w adidaskach zimą się w góry nie wybierzemy.
> O zmywarkach to widze, ze wiele nie wiesz. Taka zmywarke trzeba
wpierw
> zaladowac, by na pusto nie pracowala, czasami wrecz na sile trzeba
szukac
> kubka, by zapelnic maszyne, bo za dwie godziny (+/- czas cyklu)
bedzie
> potrzebny mi garnek. Owszem, moge ten garnek umyc recznie, tylko
wtedy bede
> musiala znow czekac na doladowanie maszyny.
No fakt ze nie wiem, bo nie mam.
> Sa dni, gdy latwiej jest mi umyc na bierzaco recznie, niz czekac
caly dzien
> (zaladowanie + cykl) na umycie mojego ulubionego kubka. A sa dni,
gdy
> obcalowuje z radosci cale drzwi ;) bo zamiast stac przy garach
moge po
> wizycie znajomych na obiad i kawet moge porozmawiac z kolezanka o
innych
> tematach, niz zmywanie naczyn ;))
>
No to widzę ze mi by sie chyba nie przydała, bo ja nie zapraszam
znajomych na obiady.
Na codzień dzieci jedzą obiady w szkole, pod wieczór zwykle zjadamy
na szybko pizzę, lub mrożone pierożki, lub coś co upichci mój mąż.
A w weekendy zwykle wyjeżdżamy.
Pełny obiad gotuję srednio raz w miesiącu, kiedy akurat w weekend
jesteśmy w domu i nie jedziemy w góry.
> Moj maz glownie pomaga mi w innych pracach (np zakupy) ale
wdzieczna mu
> jestem za kazda pomoc, nawet ta w zwywaniu naczyn. Robi to bez
wrabiania,
> sam z siebie, bo chce pomoc.
Mój mąż robi w domu znacznie więcej ode mnie, co wynika z tego ze ma
więcej czasu, bo nie pracuje na etacie.
Sprząta, myje okna, zwykle to on robi dzieciom posiłek po przyjściu ze
szkoły, bo ja wracam ok 17.
I ma do tego niewątpliwy talent, bo wszystkim zwykle smakuje to co on
zrobił.
Mąż też pilnuje dzieci żeby w ogóle zrobiły cos do szkoły (to
własciwie robimy na zmianę, jak jedno traci cierpliwość - to drugie je
zastępuje)
Zmywa ten - co akurat ma czas, prasuję akurat ja, bo tego moi panowie
jakoś nie lubią i nie umieją.
I przy tym wszystkim moi synowie są bardzo dumni z takiego domu jaki
mają,
Czasem nawet ich pytałam czy woleli by mieć "normalnych" - nie tak
postrzelonych rodziców, codziennie pełny ciepły obiad i tak dalej.
A nie taka wielką improwizację, jaka zwykle jest u nas w domu.
Ale nie - oni też zdecydowanie wolą tak jak jest.
Pozdrowienia.
Basia
|